Jump to content
Dogomania

Galeria białasa argentyńskiego Bazyla :) Oraz Meli nieogara ;)


maciaszek

Recommended Posts

Tak, Maciaszku... Trzeba realizowac swoje marzenia. :)

Zawsze marzyłam o Bezdomniakach. Marzenie spełniło się już kilka razy i nigdy się "nie zawiodłam". :)

A moje psiaki po przejściach bardzo często sprawiały mniej problemów niż ich osiedlowi koledzy bez przejśc. 

Nie wiem... Może te kiedyś Bezdomne doceniają bardziej to, co dostają potem dobrego...

A może mam po prostu szczęście.  ;) ;)

Zgadzam się z Soboz. Dla psa trzeba miec czas.  Zwłaszcza dla szczeniaka... Bez tego lepiej nie miec psa.

Link to comment
Share on other sites

A ja nie rozumiem dlaczego "pies bezdomny" równa się "pies z problemami" ;)

Po pierwsze. A po drugie, czy są psy, które problemów nie mają?

Albo raczej takie, z którymi to my nie mamy problemów?

Maciaszku, ja jestem szczera do bólu, nie pisz proszę, że chcesz kupić rasowego szczeniaka w hodowli?

Mam nadzieję, że źle zrozumiałam. Ja jestem dziwna, wiem.

Link to comment
Share on other sites

A co masz przeciwko rasowym psom? Przeciez kupując dana rasę chcesz mieć określony charakter psa. Brat kupił buldoga amerykańskiego z hodowli i jeździ z nim co tydzień na szkolenia i zawody, specyficzne konkurencje przeznaczone tylko dla tej rasy. Jest to jego pasja, którą na pewno nie zrealizowałby z bezdomniakiem. Mam trzy psy 2 bezdomniaki i Roksią z hodowli, 3 Roksie nie sprawiają tylu problemów co sama Viki co Iga, miałam kilkadziesiąt tymczasów i każdy z nich miał problemy, mniejsze lub większe. Kocham Viki i Igę, nie oddałabym je za żadne skarby, ale gdybym jeszcze raz miała cofnąć czas nie wiem czy zdecydowałabym się na adopcję. 

Roksia oprócz ganiania za rowerami jest ideałem, byłam z nią na szkoleniu PT, a wcześniej realizowałam szkolenie psiego przedszkola i wychowałam ją pod siebie. Zgadzam się, że tak jak Iga i Viki mnie kocha to chyba Roksia mniej, albo mniej to okazuje ale na pewno nie mam z nią problemów.. Jest zrównoważona i przyjazna, nie boi się ludzi i innych zwierząt, w domu jest cicha i spokojna. 

 

Opiekując się psami bezdomnymi nie mozna popaść w paranoję, że nie wolno mi mieć rasowego psa! Walka z bezdomnością to dla mnie przede wszystkim sterylizacja, kastracja i jeszcze raz sterylizacja. Owszem te, które są w schronisku świetnie by było żeby znalazły domy, ale znam niestety sporo osób, które po adopcji psa ze schroniska powiedziały nigdy więcej. Dlatego bardzo nie zgadzam się z opisami psów na stronie jak pisze, pies bez problemów, łagodny dla ludzi i psów, po prostu ideał. Niestety takich jest garstka, większość to psy z którymi pierwszy dom sobie nie radził i które [o prostu "zepsuł" nieodpowiednim wychowaniem, praca z takimi psami nie jest łatwa i wymaga wiedzy i umiejętności. A potem co drugi pies wraca przynajmniej raz z powrotem do schroniska.

 

Jak Kasia ma pracować z psem z problemami kiedy jest w pracy? Poza tym Kasia lubi dogi argentyńskie, a takich nie znajdziesz w schronisku. To wspaniała rasa i sam brat czasami żałuje bo buldogi amerykańskie to zupełnie inna bajka...

 

Jeżeli chodzi o mnie to w pełni poprę Twoją decyzję, bo każda będzie słuszna i nikt nie może Ci zarzucić, że nie pomagasz bezdomnym psom, bo gdyby co dziesiąta osoba pomagała tyle co ty to może bezdomnych psów by nie było!

Link to comment
Share on other sites

Soboz, przepraszam, bo zwróciłaś się do Jaszy...

Dla mnie Twój post nie jest odpowiedzią na to, co Jasza napisała.

Żeby nie było... Nie mam nic przeciw żadnemu psu. Rasowemu cy nierasowemu.

Ale psa się nie kupuje.

Tak jak mówi dr Sumińska w każdej audycji. "Dopóki w schronisku jest choc jeden pies...'

Jesteśmy w dziale Galeria, ale spotykamy się też w dziale PwP i chyba więcej nie trzeba pisac.

 

Nie wiem, Maciaszku, ile masz czasu dla psa, jak długo pracujesz...

Ale przecież każdy pies, tym bardziej szczeniak,potrzebuje, żeby z nim bardzo dużo pracowac.

Bo jeśli nie, to wtedy i u rasowego Malucha bez trudnej przeszłości pojawią się problemy. Widze tego dużo wokoło.

I dlatego w schronach są psy rasowe.

A marzenia?... Ile ich miałam i ile się spełniło... ;)

Jednak nie narzekam. ;).

A do psów chyba naprawdę mam szczęście. :) Chociaż to takie kupki nieszczęścia były jak je zabierałam do Domu...

Link to comment
Share on other sites

"Dopóki w schronisku jest choć jeden pies...".

Tak myślę i tak czuję i naiwnie myślałam, że tak ma każdy kto kocha psy.

:)

Elisabeta, zazdroszczę, bo ja mam szczęście, ale odwrotne, właśnie do problemowych ;)

Link to comment
Share on other sites

Bardzo lubię Sumińską, ale stwierdzenie, że dopóki w schronisku jest bezdomny pies to nie należy kupować rasowe psy jest całkiem bezsensowne, bo zaprzepaszczono by ładnych kilka wieków tworzenia ras specyficznych dla określonego charakteru psa i określonej pracy. Owszem jeżeli komuś nie zależy na rasie czy określonym charakterze to powinien adoptować kundelka. Nie wolno potępiać ludzi, którzy kochają daną rasę tylko dlatego, że jakiś bęcwał dopuścił do rozmnażania kundelków. W gospodarstwie obok mojej chaty jest rolnik, który ma trzy psy, w tym dwie suki, wciąż ma szczeniaki, jedna suka przypomina psa do pasania owiec i nawet ma zbycie, ale druga to mały kundelek, to uważam za przestępstwo. Ale jeżeli ktoś pielęgnuje daną rasę, jeździ na wystawy i to jest jego pasja to nie można mu mówić, że ma adoptować kundelka! Mam ponad 30 lat jamniki szorstkowłose i pewnie nadal będę je miała, a pomagać bezdomnikom i tak pomagam ale w inny sposób, jako dt, jako wolontariusz itp.

 

 Jako dziecko miałam zawsze kundelki i uważam, że to bardzo mądre psy, ale nie można też "pozbywać" się hodowli rasowych psów tylko dlatego, że są nieodpowiedzialni ludzie! Całkowicie jestem przeciwna pseudo-hodowlom i to uważam za przestępstwo, choć znam i uczestniczyłam w adopcji jamnika miniatury od Pani ze Związku Kynologicznego (nie w Katowicach), która miała warunki trzymania swoich rasowców poniżej krytyki i to należy zwalczać. 

 

Gdybym straciła swoje psy to na pewno kupię jamnika szorstkowłosego.

  • Upvote 2
Link to comment
Share on other sites

Myślę , ze te dysputy są co najmniej nie na miejscu , a tym bardziej nie tutaj ... czy Kasia mając rasowego Bazyla skrzywdziła jakiegokolwiek bezdomnego  psiaka ? pomogła setkom takich psów , więc pisanie , ze nie ma prawa do realizacji marzenia o psie z hodowli to cios poniżej pasa :(

  • Upvote 1
Link to comment
Share on other sites

Emocje sa duze, bo kazdy z dyskutantow opisuje wlasne doswiadczenia w tym temacie, a nie da sie bez emocji przejsc przez podejmowanie decyzji o kolejnym piesku po odejsciu za zakladke czasu czworonoznego poprzednika... Co nie znaczy, ze Maciaszek nie podejmie wlasnej decyzji, za ktora trzymam kciuki... Udanego wieczorku wszystkim

Link to comment
Share on other sites

Dogo wróciło... Awaria nastąpiła wczoraj o świcie... Napisałam tu post, ale już na wątek nie wszedł. Jeszcze raz.

 

Nie miałam żadnych złych imtencji pisząc to, co napisałam... Pisałam o swoich doświadczeniach, bo jak mogę pisac o doświadczeniach innych ludzi?... Pisałam tu, bo tu Maciaszek pisze o swoich rozterkach. 

Jeśli zaglądałam i czasem pisałam na wątku, to przecież właśnie dlatego, ze tu był Bazylek. Rasowy Bazylek. ;)

Dla mnie nie ma żadnej linii podziału "rasowy - nierasowy". Psy w potrzebie są wszędzie.

I wiem, ile dobrego robi Maciaszek dla Bezdomniaków ze schroniska, bo znam Fundację Przystanek Schronisko, katowickie wątki i psiaki. A Punia i Lucek są trochę "moje". :)

 

Maciaszku, przepraszam, jeśli zrobiłam Ci przykrośc swoimi postami.

Bazylek na pewno zrozumiał. ;)

Już znikam. Dobrej soboty Wam wszystkim. :)

 

P.S. Mam nawet swoją "ulubioną" rasę psów... Jack Russell Terrier. :)

Link to comment
Share on other sites

Pani Sumińska kupiła co najmniej raz rasowego psiaka-sharp pei. A coś mi sie wydaje , ze pisała jeszcze o jednym w swojej biografii. Ale mogę sie mylić. 

Nie widzę absolutnie nic złego w posiadaniu rasowego psa. Fakt, że patrzę ze swojego punktu widzenia, a mam rasowego buldożka. 

Kilkukrotnie ktoś z dogo pytał mnie o psa, i gdy słyszał odpowiedź , mówił- "A, rasowego masz..." z nutą dezaprobaty. Mam rasowego. z hodowli. Fakt- chciałam bezproblemowego szczeniusia (w chwili decyzji o kupnie psa miałam dość problemów i chciałam żeby to pies pomógł mnie), a trafił mi sie mały , zajadły agresor, na którego nie działają szkolenia, wychowanie , behawioryści. Cieszę sie, ze jest mały, bo miałabym problem.  Rasowy też jest PSEM! Kocha i potrzebuje miłości.Może wpaść w łapy pseudohodowcy. Albo "hodowcy". 

Nie zmienia to faktu, ze lubie wszystkie psy i wszystkim staram sie pomóc (przy tym co rpbi maciaszek,to takie tam....). Dziś mam  buldoga (raczej on ma mnie), ale może kiedyś wezmę ze schroniska nierasowego. Nie wiem. Ale gdy oceniam człowieka , który ma psa, to patrzę jak go traktuje, jak sie nim opiekuje , a nie na  rasę psa. 

Maciaszku- dobrego wyboru....

Link to comment
Share on other sites

Pani Sumińska kupiła co najmniej raz rasowego psiaka-sharp pei. A coś mi sie wydaje , ze pisała jeszcze o jednym w swojej biografii. Ale mogę sie mylić. 

Nie widzę absolutnie nic złego w posiadaniu rasowego psa. Fakt, że patrzę ze swojego punktu widzenia, a mam rasowego buldożka. 

Kilkukrotnie ktoś z dogo pytał mnie o psa, i gdy słyszał odpowiedź , mówił- "A, rasowego masz..." z nutą dezaprobaty. Mam rasowego. z hodowli. Fakt- chciałam bezproblemowego szczeniusia (w chwili decyzji o kupnie psa miałam dość problemów i chciałam żeby to pies pomógł mnie), a trafił mi sie mały , zajadły agresor, na którego nie działają szkolenia, wychowanie , behawioryści. Cieszę sie, ze jest mały, bo miałabym problem.  Rasowy też jest PSEM! Kocha i potrzebuje miłości.Może wpaść w łapy pseudohodowcy. Albo "hodowcy". 

Nie zmienia to faktu, ze lubie wszystkie psy i wszystkim staram sie pomóc (przy tym co rpbi maciaszek,to takie tam....). Dziś mam  buldoga (raczej on ma mnie), ale może kiedyś wezmę ze schroniska nierasowego. Nie wiem. Ale gdy oceniam człowieka , który ma psa, to patrzę jak go traktuje, jak sie nim opiekuje , a nie na  rasę psa. 

Maciaszku- dobrego wyboru....

 

 

Nie chodzi tu o kwestie rasowy czy nierasowy, pies to pies. Choć mieszańce przewyźszaja inteligencją wiekszość rasowych. W policji jest dużo mieszańców. Chodzi o kupowanie, za grube tysiące istoty żywej.

Pamiętam, jak lata temu zabralśmy Pimusia za ze schroniska w Sosnowcu. Szkoleniowcy i pozoranci nasi nie mogli uwierzyć, że Robert wziął powsinogę. Patrzyli z dezaprobatą i ironią. Ja wtedy patrzyłam na nich i myślałam sobie w duchu, o wy sierotki umysłowe, jacy jesteście ubodzy

Link to comment
Share on other sites

Na szybko napiszę, że bardzo się cieszę w tych wszystkich wpisów, opinii, dyskusji całej. Niech nikt nie czuje się winien, że pisze tutaj, że wyraża swoje zdanie, że może zrobił mi przykrość. Żadna z Was przykrości mi nie zrobiła i naprawdę cieszę, że napisałyście to wszystko. Zaraz odpiszę, ale to pewnie będzie dłuższy post, więc potrzebuję na jego stworzenie chwilki :)

  • Upvote 1
Link to comment
Share on other sites

Nie chodzi tu o kwestie rasowy czy nierasowy, pies to pies. Choć mieszańce przewyźszaja inteligencją wiekszość rasowych. W policji jest dużo mieszańców. Chodzi o kupowanie, za grube tysiące istoty żywej.

Pamiętam, jak lata temu zabralśmy Pimusia za ze schroniska w Sosnowcu. Szkoleniowcy i pozoranci nasi nie mogli uwierzyć, że Robert wziął powsinogę. Patrzyli z dezaprobatą i ironią. Ja wtedy patrzyłam na nich i myślałam sobie w duchu, o wy sierotki umysłowe, jacy jesteście ubodzy

A co jest złego w kupowaniu psa za grube tysiące? 

Sama mam i przygarniętego z ulicy kundelka i rasowca. I nie uważam, że rasowy pies zabrał miejsce jakiejś bidzie ze schroniska, bo jeśli nie miałabym kupować takiego psa jakiego kupiłam, to zapewne nie brałabym żadnego. I też nie planowałabym następnego. 

Kocham mojego kundla, ale nie spełnie z nim wszystkich moich psich pasji. 

Uważam, że myślenie typu "psy rasowe zabierają domy bezdomnym psom" jest nie na miejscu, bo na pewno hodowcy mający po kilka, kilkanaście psów w domu nie mieliby tylu samu kundelków. Co kto lubi, dla jednego pies to towarzysz w życiu codziennym i na spacerach, a dla innych sposób na całe życie, realizacje marzeń i pasji. 

  • Upvote 1
Link to comment
Share on other sites

Bardzo bym chciała dożyć takich czasów, żeby pies był dostępny wyłącznie za "grube" tysiące". Na pewno nie byłoby wtedy problemu bezdomności. Bo psa kupowałby osoby, które mają kasę później na leczenie. Bo szlag mnie trafia, jak ktoś dla szpanu bierze psa rasopodobnego a potem w czasie pierwszych wydatków szkoda mu pieniędzy, o leczeniu kundelków nie wspomnę. Tak mamy teraz z naszym yorkopodobnym Nemo, do którego fundacja dopłaciła już sporo, nie będę pisać ile, bo mi się nóż w kieszeni otwiera. Nie mam nic przeciwko, żeby za kundelka tez płacić, a obecnie wręcz wpycha się wyleczone, wykapane, zaszczepione byle tylko znalazły dom. To trochę odejście od tematu, ale ja nie mam nic przeciw, żeby pies był dobrem luksusowym, a nie zabawką dla ubogich. 

Link to comment
Share on other sites

Bardzo bym chciała dożyć takich czasów, żeby pies był dostępny wyłącznie za "grube" tysiące". Na pewno nie byłoby wtedy problemu bezdomności. Bo psa kupowałby osoby, które mają kasę później na leczenie. Bo szlag mnie trafia, jak ktoś dla szpanu bierze psa rasopodobnego a potem w czasie pierwszych wydatków szkoda mu pieniędzy, o leczeniu kundelków nie wspomnę. Tak mamy teraz z naszym yorkopodobnym Nemo, do którego fundacja dopłaciła już sporo, nie będę pisać ile, bo mi się nóż w kieszeni otwiera. Nie mam nic przeciwko, żeby za kundelka tez płacić, a obecnie wręcz wpycha się wyleczone, wykapane, zaszczepione byle tylko znalazły dom. To trochę odejście od tematu, ale ja nie mam nic przeciw, żeby pies był dobrem luksusowym, a nie zabawką dla ubogich. 

 

ale te zagłodzone i zaniedbane psy były w większości u bardzo bogatych ludzi. Bogatemu nudzą się szybko zabawki i wymienia na nowe modele,

Link to comment
Share on other sites

Zdarzają się u bogatych, ale nie można powiedzieć że w większości, bo te które ja znałam, to ludzie mieli po prostu inne wydatki ważniejsze niż jakiś tam pies, ale na pewno nie byli bogaci. 

 

Wracając do tematu, hodowla ras jest zajęciem kosztownym, więc pies musi kosztować. Sam udział w wystawach to spore koszty. Nie wszystko mi się obecnie podoba na wystawach, bo za bardzo patrzy się na wygląd a nie charakter, ale mimo to wymaga się od hodowców żeby psy były zadbane i zaszczepione, czyste genetycznie. Choć gdybym miała kupić psa to raczej pojechałabym do Czech, pewne rasy, które mi się podobają u nich są znacznie zdrowsze i ładniejsze. Bo niestety rasowce sa często chorowite, choć odpukać ja mam jakoś na razie zawsze szczęście i żaden mój jamnik nie chorował wcześniej ani teraz, Viki tez jak wet stwierdził pomimo tatuażu (właśnie czeskiego) jest wybitnie zdrowym osobnikiem, a chodzi na spacery w mróz i deszcz, razem z Roksią.

Link to comment
Share on other sites

Zdarzają się u bogatych, ale nie można powiedzieć że w większości, bo te które ja znałam, to ludzie mieli po prostu inne wydatki ważniejsze niż jakiś tam pies, ale na pewno nie byli bogaci. 

 

Wracając do tematu, hodowla ras jest zajęciem kosztownym, więc pies musi kosztować. Sam udział w wystawach to spore koszty. Nie wszystko mi się obecnie podoba na wystawach, bo za bardzo patrzy się na wygląd a nie charakter, ale mimo to wymaga się od hodowców żeby psy były zadbane i zaszczepione, czyste genetycznie. Choć gdybym miała kupić psa to raczej pojechałabym do Czech, pewne rasy, które mi się podobają u nich są znacznie zdrowsze i ładniejsze. Bo niestety rasowce sa często chorowite, choć odpukać ja mam jakoś na razie zawsze szczęście i żaden mój jamnik nie chorował wcześniej ani teraz, Viki tez jak wet stwierdził pomimo tatuażu (właśnie czeskiego) jest wybitnie zdrowym osobnikiem, a chodzi na spacery w mróz i deszcz, razem z Roksią.

 

W zakresie hodowli i genetyki jestem zerem...

Pies musi kosztowac. ..

Soboz, dlaczego więc załozyciele wszystkich Fundacji pomagających Bezdomniakom, mają u siebie piękne hasło?...

NIE KUPUJ. PRZYGARNIJ.

Dla kogo jest to hasło?

Chyba się pogubiłam. :(

Link to comment
Share on other sites

Pomoc bezdomnym psom to niekoniecznie ich adopcja.

 

Dla mnie to również poprawa ich życia w schronisku (walczyłam o plastykowe posłania dla psów, a łatwo nie było i z tego chyba jestem najbardziej dumna, no i może ze szczepionek na kaszel kenelowy dla wszystkich) i przeciwdziałanie bezdomności, przed wolontariatem w schronisku działam na rzecz czipowania i sterylizacji, bo uważam że w ten sposób, zmniejszając liczbę psów najwięcej się pomaga.

 

Biorąc psa do siebie podejmuję decyzję na kilkanaście lat, poprzednia jamniczka żyła 17,5 roku.

 

Co do przygarnięcia to bałam się, mam niestety doświadczenie z psami, które miały sporo problemów z którymi sobie nie radziłam. Pierwszy pies przed jamniczka był adoptowany w wieku pół roku, w stosunku do mnie był wspaniały, ale od początku był agresywny w stosunku do dzieci, pomimo szkoleń i zaleceń, kiedyś gdy zostawiłam go samego z synem pogryzł mu klatkę piersiową do krwi, nie uznawał żeby dzieci przechodziły przez przedpokój gdy on tam leżał. miał też lęk separacyjny, ale wówczas nie pracowałam i gdy miał zostawać sam, zaprowadzałam go do teściów. Dlatego gdy udało mi się wyadoptować do ludzi bez dzieci, następna decyzją było kupno jamniczki i to był najwspanialszy towarzysz moich dzieci i nasz.

 

Gdy odchowałam dzieci pomagałam inaczej, zabierając do dt na leczenie i nie zamierzam się wstydzić tego, że kocham jamniki szorstkowłose i gdyby coś się stało to kupie następnego. Zresztą Iga nie jest kupiona tylko adoptowana i zaręczam Ci, że gdybym kupiła za grube tysiące jamniczkę to nie wydałabym nawet połowy tego co na Igę, która miała nowotwór oka, zapalenie płuc, chorą wątrobę i serce, stawy, a jej leki od paru lat kosztują więcej niż moje. Nie jestem zwolennikiem przygarniania na siłę, a nawet czasami jestem przeciwnikiem bo za mało się mówi o problemach. Choć niewątpliwi rekompensuje problemy miłość tych psów, bo zarówno Iga jak i Viki dają mi bardzo dużo uczucia. Tak jak wcześniej pisałam, będąc na emeryturze jak najbardziej, pracując przy tych doświadczeniach które mam nie. Może gdybym miała dom, a n ie mieszkanie w bloku, rodzinę wielopokoleniową a mieszkam sama z mężem, nie wiem, i tak całe moje życie ostatnimi czasy jest podporządkowane psom, czas po pracy, wyjazdy itp.

 

Niestety koordynując wolontariat (wcześniej) wpadłam w paranoję i doszło do tego, że nie spotykałam się z żadnymi znajomymi, rodziną itp. po pracy robiłam ogłoszenia, zdjęcia, wpisywałam papiery. Obecnie wiem, że to nie jest dobra droga, ale każdy musi to przejść sam. Bardzo łatwo stracić znajomych i rodzinę i zamknąć się wyłącznie w kręgu zwierząt i pomocy, a to ma być pasja i przyjemność, bo to decyzja na lata. A co do adopcji, tak jak pisałam, zawsze mówiłam o problemach z adoptującym i czy jest na to gotowy, wolałam obrzydzać adopcję niż jej sprzyjać.

 

Piszę to jako Bożena a nie działacz fundacji, bo od półtorej roku jestem raczej figurantem w fundacji, rzeczywiście moja wiara w uzdrowienie tej sytuacji i adopcji psów jest mocno zachwiana...

Link to comment
Share on other sites

Wszystkie Wasze wpisy przeczytałam uważnie. Temat jest skomplikowany. Na wielu płaszczyznach.

 

A ja nie rozumiem dlaczego "pies bezdomny" równa się "pies z problemami" ;)

Po pierwsze. A po drugie, czy są psy, które problemów nie mają?

Albo raczej takie, z którymi to my nie mamy problemów?

Maciaszku, ja jestem szczera do bólu, nie pisz proszę, że chcesz kupić rasowego szczeniaka w hodowli?

Mam nadzieję, że źle zrozumiałam. Ja jestem dziwna, wiem.

 

Nie jesteś dziwna. Tak widzisz te kwestie i to Twój wybór. Szanuję go, rozumiem i na swój sposób podziwiam. Bo na dzień dzisiejszy nie umiem z taką łatwością tak myśleć.

 

Pies bezdomny niekoniecznie równa się pies z problemami, ale znamy realia i wiemy, że często właśnie tak jest. I tu rodzi się pytanie czy na problemy jesteśmy gotowi, czy damy sobie z nimi radę?

 

Nie będę się wdawać w szczegóły życia naszego rodzinnego, ale ilością problemów, stresów, dramatów jakie nas dopadły, i niestety wciąż dopadają, moglibyśmy spokojnie obdarować kilka rodzin. Zmęczenie psychiczne mocno daje mi się już we znaki, a mój mózg zrobił blokadę na jakiekolwiek nowe emocje i stresy. Jak się to ma do psów? Ano tak, że moja pomoc stała się obecnie bardziej machinalna niż emocjonalna. Jest mi głupio i źle się z tym czuję, bo nigdy tak nie miałam i czuję się jakby część mnie i miłości do zwierząt umarła, ale nie jestem teraz w stanie "przyjmować" jakiegokolwiek cierpienia czy problemów. A sama decyzja którego z potrzebujących psów wybrać to są emocje i nierzadko zderzenie z przykrą rzeczywistością (pies ze złą przeszłością...).

Nie wiem jak to jest, ale wydaje mi się, że jakiś limit, wytrzymałość emocjonalno-psychiczna została wyczerpana. Że za dużo tego wszystkiego, a na co dzień wciąż są kłopoty, z którymi muszę się mierzyć. Więc na więcej już nie mam siły. I choć mi z tym głupio, bo zwierzakom zawsze pomagałam i zawsze mnie to wszystko ruszało (może nawet za bardzo), to po prostu tak jest. A jest jakby obok. Dziwny stan i mocno mi obcy.

 

I choć odkąd psom pomagam, mówiłam sobie, że wezmę psa ze schroniska, jakiegoś psiaka, któremu trzeba pomóc, to obecnie się boję. Że nie podołam. Że to, co kiedyś byłoby ciekawym wyzwaniem dziś może mnie przerosnąć. Nie czuję się na siłach. I nie jest mi z tym dobrze :(

A jednocześnie potrzebuję psiego przyjaciela.

 

Czy w związku z tym powinnam męczyć się bez psa, czekając aż moja psychika odpocznie i będzie gotowa na ewentualne "pod górkę" z psem ze schroniska? Czy zamknąć oczy i iść na ślepo, licząc na to, że trafi się pies bezproblemowy? A może troszkę zmusić się do wzięcia bezdomniaka, z całym jego bagażem i być jak siłaczka, która zawsze da radę? Czy - pewnie z punktu widzenia części osób egoistycznie - wziąć psa konkretnej rasy, z hodowli, wiedząc mniej więcej czego się spodziewać i mogąc go ułożyć "pod siebie"?

 

Oczywiście nie każdy pies ze schroniska jest chory albo problematyczny. Zdaje sobie z tego sprawę. Ale same dobrze wiecie jak jest.

Śledzę wątki psów z naszego schroniska, które poszły do domów - z mało którym nie ma problemów. Część okazała się chora, niektóre poważnie. Część ma problem z lękiem separacyjnym, niektóre okazały się agresywne w stosunku do psów albo ludzi.

Wiem, że i pies rodowodowy może być chory albo problematyczny. I że to wszystko trochę loteria. Ale konkretna rasa to jasność co do tego, czego, mniej więcej, można się spodziewać - w kontekście charakteru, wyglądu, potrzeb, ewentualnych chorób (częstych dla rasy).

 

Nasz przyszły pies musi być mniejszy i lżejszy niż Bazyl - max 25-30 kg; być szczeniakiem albo bardzo młodym psem; być psem bez lęku separacyjnego; nie być psem nadpobudliwym, z ADHD; dogadywać się z innymi czworonogami, lubić dzieci; być psem, który nauczy się chodzić ze mną do pracy (w sensie, że będzie tam grzeczny ;) ); musi się też dogadać z jamnikowatym moich rodziców, który boi się psów większych od siebie i reaguje na nie agresją.

 

Dorosły pies ze schroniska, średniej wielkości, to problem praktycznie nie do przeskoczenia, jeśli chodzi o psa moich rodziców. W grę wchodzi więc szczeniak, który znany i "oswojony" od małego, jako dorosły już takim "potworem", którego zjeść trzeba, nie będzie. Ale ze szczeniaka ze schroniska nie do końca wiadomo co wyrośnie. Może pies średniej wielkości, a może 50-kilowy psiuńcio? Oczywiście, że takiego nie wyrzucimy, ale naprawdę takiego konika mieć nie powinniśmy. Takie realia. Poza tym szczeniaczki akurat szybko znajdują domy. W schroniskach to te starsze psy dłużej na nie czekają.

Czy pies ma lęk separacyjny - w schronisku się nie stwierdzi. To 50/50, uda się albo nie. Czy nie ma jakichś poważnych chorób - też niewiadoma. Czy nie ma jakichś złych nawyków, również.

Wszystko to oczywiście są problemy do rozwiązania. Ale trzeba mieć na to siłę...

 

Dlaczego czuję się źle z myślą o niewzięciu psa ze schroniska, podczas gdy nasz przyszły pies musi spełnić konkretne wytyczne (które niestety po części przekreślają psy ze schroniska), a do tego po prostu chciałabym mieć konkretnego psa (bo to rasa, której ogromnym plusem jest choćby zdrowie - po odejściu Bazylka mam traumę, boję się chorób...), potrzebuję szczeniaka, który sprawi mi dużo radości, z którym będę budowała więź od małego, a do tego ułożymy go "pod siebie"?

 

Pomagałam zwierzakom przez sporą część życia, pomagam nadal i pewnie będę pomagać do śmierci. Nie robię może dużo; na pewno mogłabym więcej, mogłabym bardziej; ale jakiś swój wkład w ten temat mam. I myślę sobie, że to pewnego rodzaju paradoks - osoby, które pomagają, jeszcze dodatkowo "muszą" ponosić konsekwencje działań pseudohodowców i durnych właścicieli. Bo gdyby ich nie było, psy nie trafiały by do schronisk, a osoby takie jak ja mogłyby brać psy z hodowli, nie czując się winne, że nie wzięły schroniskowego.

 

Chodzi mi po głowie konkretna rasa. Gdyby jej przedstawiciele byli w schronisku to prawdopodobne, że takowego byśmy przygarnęli. Niestety tych psów w schroniskach nie ma. A do tego jeszcze szczeniaków albo młodych (bo taki warunek musi być spełniony).

 

Bazyl był rodowodowy. Nie żałuję ani jednej złotówki na jego kupno wydanej. Gdyby to było dziś, mogłabym za te pieniądze kupić sobie wycieczkę albo dobry telefon. Każdy decyduje sam na co wydaje oszczędności. Ja wydałam je na psa. Cudownego psa. Który, gdyby trafił na innych ludzi, może wylądowałby w schronisku. Bo, jako młodzieniaszek, sprawiał problemy, a poza tym chorował i jego leczenie sporo kosztowało. Nigdy nic nie wiadomo. Być może biorąc psa z hodowli to właśnie jemu polepsza się życie.

 

Dużo niewiadomych. Dużo rozterek. Dużo pytań bez odpowiedzi. Trudne wybory.

Nie wiem co zrobię...

 

 

---------------------------------------------------

 

 

Gdzie kończy się pomaganie a zaczyna egoizm?

 

Czy ktoś, kto czuje problem i pomaga, musi pomagać do "ostatniej kropli krwi"? Czy powinien czuć się źle, gdy zrobi sobie przyjemność? Tak, jak osoba, która pomaga bezdomnym, ale sama zjadła kolację, której oni pewnie nigdy nie będą mieli okazji posmakować i wygodnie ułożyła się w łóżku, podczas, gdy oni śpią na ulicy.

 

Czy kupując np. droższą wędlinę człowiek powinien mieć wyrzuty sumienia, że robi sobie przyjemność, podczas, gdy w samej Polsce tysiące ludzi chodzi głodnych? W końcu można kupić tańszą kiełbasę, a pieniądze przeznaczyć na szczytny cel.

 

Kupowanie nowszego modelu telefonu to dokładanie cegiełki do wyzysku dzieci (i nie tylko dzieci) w afrykańskich kopalniach metali. Kupowanie kosmetyków i to w nie takiej małej ilości (nie czarujmy się), bo chce się wyglądać piękniej, młodziej, ładniej, itp. to dokładanie cegiełki do cierpienia zwierząt (testowanie produktów), a także do zatruwania środowiska. Kupowanie kolejnych ciuchów, bo zmienia się moda, bo lubi się mieć wybór w szafie, bo..., to dokładanie cegiełki do wyzysku osób pracujących w fabrykach krajów Trzeciego Świata. Kupowanie zbyt dużej ilości jedzenia, z której potem część ląduje w koszu na śmieci to niszczenie środowiska i oczywiście marnotrawstwo. Kupowanie kolorowego i pachnącego papieru toaletowego to dokładanie małej cegiełki do niszczenia środowiska. Itd, itp. Takich przykładów można by mnożyć więcej.

 

Czy "wchodząc" w jedną działkę działania musimy być w niej konsekwentni do końca? Czy pomaganie po trochu w różnych działkach jest czymś gorszym? Czyli - odnosząc się do powyższych przykładów - czy pomaganie psom i branie psa tylko ze schroniska jest lepsze niż pomaganie psom, ale branie psa z hodowli, przy jednoczesnym nie kupowaniu nowego telefonu, dopóki stary nie padnie na amen, nie kupowaniu nowych ciuchów, kosmetyków zbyt wielu, za dużej ilości jedzenia, itp.

 

Gdzie jest i czy w ogóle jest moment, w którym pomaganie światu równoważy się z potrzebami, chęciami? Dlaczego robiąc na co dzień więcej niż niejeden człowiek, zamiast czuć się dobrze i pozwolić sobie na przyjemność, czujemy wyrzuty sumienia, bo nie zrobiliśmy jeszcze więcej, jeszcze lepiej? 

 

Gdzie jest granica pomiędzy dawaniem siebie innym a braniem dla siebie?

  • Upvote 3
Link to comment
Share on other sites

Kasiu mało się odzywałam, al myślę, że i ja mogę wtrącić swoje "trzy grosze"

 

Pomagasz psiakom więcej niż nie jeden człowiek, nikt nie powinien twierdzić inaczej - nawet, a tym bardziej sama Ty ! To, że teraz, w tej chwili nie masz do końca serca do tego - to zrozumiałe, jak dla mnie..i znane uczucie. Ale nie ma w tym nic złego, każdy musi nabrać czasem dystansu, odpocząć .

 

Chcesz wymarzonego psa z hodowli? Co w tym złego ! Wypatrz jakąś kluskę, zarezerwuj, a następnie zacznijcie pisać, wraz ze szczeniakiem, nową historię dobrej przyjaźni. Nie ma nic w złego w kupnie wymarzonego psa. Można czasem być "egoistą" i zrobić coś dla siebie i dać przy tym dom psu, który przecież również chce być kochany, choć ma rodowód. 

 

Życzę Ci byś znalazła spokój i przestała bić się ze swymi myślami 20110722233430!Hug.gif

 

Ps. O jakiej rasie myślicie?

  • Upvote 1
Link to comment
Share on other sites

Maciaszku, chciałam już nie pisać, bo chyba to nie miejsce na takie dyskusje.
Może niepotrzebnie tak wypalilam jak z procy, taka jestem.
Nigdy w życiu nie przyszło by mi do głowy, żeby wartościować: rasowy-gorszy, kundel-lepszy,
albo odwrotnie. Nigdy nie śmiałabym krytykowac tego, że ktoś kupuje psa kierując się swoimi potrzebami, marzeniami, 
 a nie ratuje przygarniając. Mam na ten temat swoje zdanie i swoje przekonania, ale daleko mi do oceniania.
Zdecydujesz się na kupno rasowego szczeniaka z dobrej hodowli - pięknie, to przecież Twoja decyzja i Twoje życie,
tylko  - przepraszam, muszę to napisać, korci mnie - naprawdę niepotrzebne są tłumaczenia.
Tlumaczenia jak dla mnie troche na siłę.
 
Piszesz, że pies musi spełnić pewne wytyczne - czy naprawdę tak trudno znaleźć takiego w DT?
Przecież to nie musi być pies o którym nic nie wiadomo, schroniskowy, albo ledwo co odratowany z łańcucha.
Można znaleźć psa choćby na Dogo, dobierając odpowiednio do swoich możliwości, trybu życia takiego, który spełni nasze oczekiwania,
 z którym sobie poradzimy. Można "wyszukać" psa, który jest poznany przez tymczasowych opiekunów, takiego, który zostaje sam w domu,
 dogaduje się z dziećmi, jest niewielkich lub średnich rozmiarów, ma taki a nie inny temperament... itd itp.
Dla mnie to jest najpiękniejsze, najsensowniejsze  i najważniejsze w pomaganiu psom, w wolontariacie, w działalności fundacji.
Nie tylko to, że psy schroniskowe mają pełne miski i są wysterylizowane.
Właśnie to, że są Domy Tymczasowe w których pies zdrowieje, dochodzi do siebie, pokazuje swój prawdziwy charakter
i potem już "ogarnięty" trafia do takiego domu, w którym się wpasuje w Rodzinę jak kawałek układanki.
Ktoś szuka psiego sportowca, biegacza, psa rozbrykanego, pełnego energii, ktoś inny kanapowca,
 któremu wystarczają krótkie spacery i wylegiwanie się na trawie.
Ktoś koniecznie dziecioluba, ktoś - psa, który kocha koty. I w tym  - według mnie - tkwi sens mądrego pomagania.
Bo przecież wiem dobrze, że jest tak jak piszecie, że nie każdy jest zdecydowany przygarnąć psa o którym nic nie wie, psa-zagadkę.
Z ktorym nie wiadomo jak mu się życie ułoży i jak sobie da radę.
 
A czy w przyszłości nagle nie zachoruje?
Czy nie przeżyje traumy, ktora silnie na niego wpłynie? Czy nie zostanie pogryziony i nie zacznie się bać dużych psow?
Czy nie wydarzy się coś, co wpłynie bardzo mocno na jego zachowanie, emocje?
Ech, gdyby tak szło zaplanować całe swoje życie...
 
Jeszcze raz przepraszam, jeśli Cię moje słowa uraziły.
Napisałam tylko dlatego, że Cię znam i lubię, na innym wątku bym nic nie napisała,
 bo ja generalnie nie lubię się wdawać w dyskusje ;)
 
Może mi z takim podejściem i z dziwnymi poglądami jest łatwiej?
Nie marzę o żadnej rasie. Wszystkie psy mi się podobają, wystarczy, że spojrzę w oczy.
Sprowadzanie na ten zapsiony do niemożliwości świat kolejnych słodkich klusek wydaje mi się fanaberią.
Pies polski czy czeski podoba mi się równie mocno i mój wypaczony gust pozwala mi zakochać
 się do szaleństwa nawet w najbardziej skołtunionym i brudnym kundlu.
 Pies to przyjaciel, a przyjaciół się wybiera albo spotyka, a nie kupuje.
No i znając moje szczęście, nawet gdyby mnie ktoś obdarował pięknym, rasowym, genetycznie przebadanym 
sprawdzonym pod każdym kątem szczeniaczkiem, bardzo prędko okazałoby się, że to czarna owca w rodzinie i wyrodny syn lub córka ;)
Mały agresor, z lękiem separacyjnym, bojący się burzy i atakujący dzieci na rowerach.
Taka karma ;)
A na karmę nie ma rady ;)
 
Kasiu - jakikolwiek pies zagości w Twoim sercu i domu - niech będzie wspaniały, zdrowy i niech Wam będzie dobrze razem.
Link to comment
Share on other sites

nie pies polski czy czeski tylko np jamnik szorstkowlosy z hodowli czeskiej lub polskiej. co do sprawdzenia psa z dt bywa bardzo różnie, bo czasem nie pisze się o problemach a czasem dt ich nie widzi, dlatego bardzo nie lubię dalekich adopcji. nie chce mi się juz pisać na ten temat ale odwiedziłam lub rozmawiałam z dziesiątkami domów bo wcześniej schronisko nie pozwalało mi dać telefonu wolontariuszowi dopóki ja nie porozmawiam. Cudowne rozmowy były jak sobie radzili, a potem po paru miesiącach pies się zmieniał i przestawali sobie radzić. I nie mogę ich potępiać bo bardzo chcieli. mnie osobiście przeraża ilość oddawanych psów a wiem, że gdybym miała wybór pies albo dobro sąsiadów musiałabym wybrać sąsiada. każdy ma swoje doświadczenia, udało mi się znaleźć bardzo dużo dobrych domów ale niejednokrotnie mam wyrzuty sumienia bo te domy mają teraz problemy, łącznie z pobytem w szpitalu po pogryziony. Mimo to akurat ten dom nadal ma tego agresora i powiedział ze taki jego krzyż. A pies ma być przyjemnością, pasja, miłością a nie obowiązkiem i wyrzutem sumienia.

Link to comment
Share on other sites

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.

×
×
  • Create New...