Jump to content
Dogomania

Galeria białasa argentyńskiego Bazyla :) Oraz Meli nieogara ;)


maciaszek

Recommended Posts

Miejsca strategiczne dobrze opatulone - chodzi oczywiście o Bazylową pupę ;)

A co to za historia z dżdżownicami???

 

Oj Jaszko, Jaszko... pisałam już o tym tutaj :P Pierwszy raz z półtora roku temu, a po drodze i z kilka razy.

Dżdżownice kalifornijskie. Wrzucasz im odpadki z jedzenia (np. obierki), a one przerabiają to na kompost :)

 

A lawende trzeba tak koniecznie ubierać? Bo mam w ogródku?( a ogródek od tego roku). To co zrobić? Wykopać? Czy próbować zahartować?

 

Nie wiem jak jest z ogródkową. U nas doniczkowa. I tą ponoć lepiej zabezpieczyć, bo mróż może ją zabić.

Tą w ogródku też bym jakoś chyba zabezpieczyła. Okryła agrowłókniną na przykład.

Link to comment
Share on other sites

Maciaszku, zabij, ale nic o dżdżownicach nie wiem :o :o :o

Kojarzę tylko, że pisałaś coś przy okazji wspominania o segregacji śmieci, ale widać nie zrozumiałam kompletnie.

Były zdjęcia??

Przypomnisz mi post? :oops: :oops: :oops:

Link to comment
Share on other sites

Ale pięknie :) Przyjemniej się teraz to ogląda, a spacery to już bomba muszą być :klacz:

Zaczynam trochę cierpieć że nie mieszkam bliżej miasta, bo na wieczór po 10 km nie chce mi się chodzić żeby od tak wyjść na miasto z psem.

 

Bazylkowa starość, jest trochę przygnębiająca, niby wszystko dobrze, ale jednak to coś jest....

Link to comment
Share on other sites

Maciaszku, zabij, ale nic o dżdżownicach nie wiem :o

Kojarzę tylko, że pisałaś coś przy okazji wspominania o segregacji śmieci, ale widać nie zrozumiałam kompletnie.

Były zdjęcia??

Przypomnisz mi post? :oops:

 

Ha, żebym to ja wiedziała jaki to był post/posty...

Zdjęć nie wrzucałam, bo co niektórzy brzydzą się tych żyjątek, a taka dżdżownica w powiększeniu to dopiero potfur ;)

Jakieś półtora roku kupiłam 100 dżdżownic na allegro, celem wyprodukowania kompostu do naszych balkonowych roślinek. I tak sobie je mamy od tamtej pory :). Wrzucam im od czasu do czasu obierki i inne odpady jedzeniowe, a one to przerabiają na coś, co wygląda jak ziemia, a nazywa się biohumus. Przy okazji też produkuje się płyn, którego, po rozcieńczeniu, można używać jako nawozu.

Tu możesz poczytać o tych żyjątkach: http://abc-ogrodnictwa.pl/naturalny-dzdzownice

 

Ale pięknie :) Przyjemniej się teraz to ogląda, a spacery to już bomba muszą być :klacz:

 

Spacery tam są fajne. Byleby tylko nie w weekend, bo wtedy wycieczki całe tam się przechadzają ;)

Najfajniej jest wieczorem późnym. Cicho, bez ludzi i pięknie oświetlone.

Bazyl już za każdym razem się upiera, by tam zboczyć. Muszę go siła do domu ciągnąć :D

Link to comment
Share on other sites

Ja też poproszę o zdjęcia oraz instruktaż, taki Twój, bo może Rodzicom zareklamuję.

O dżdżownicach  - przeszukałam wątek z pomocą wyszukiwarki - pisałaś w kwietniu, że roslinki jeszcze w domu, ale dżdżownice już na balkon, tylko zrozumiałam wtedy, że po prostu jakieś dzikie dżdżownice się tam zadomowiły z okazji zbliżającej się wiosny.

Dzikie dżdżownice - jak to zabrzmiało..;)

Link to comment
Share on other sites

Też mi się wydaje, że dawałam zdjęcie... Dziwna sprawa.

Ktoś mi fotę z galerii podpierdzielił :P

 

Jaszko, w tym linku, który podałam masz bardzo dobry opis co i jak :)

Moja hodowla jest skromna, w 5-litrowym wiaderku po śledziach ;).

Myślę, że Twoi rodzice mogli by się pokusić o mały kompostownik w ogródku, a w nim dżdżownice.

Link to comment
Share on other sites

Wieczorny spacer z Bazylem.

Idziemy sobie powoli.

Cisza, spokój, na ulicach pusto.

Powietrze rześkie, nie jest zimno.

Nie pada, nie wieje.

Jak ja lubię te wieczorne spacery - myślę sobie - są takie relaksujące i przyjemne.

Białas jakby czytał w moich myślach...

...i elegancko zanurza kaganiec w ludzkim g.... o konsystencji dość niezwartej... :mad: :mad: :mad:

Fuuuuuuuuuuuuuuuj!

Link to comment
Share on other sites

Wczoraj o 21 z minutami pomogłam Bazylkowi odejść...

Byłam z nim do końca.

:( :( :(

 

Łosiu mój kochany, świat bez Ciebie już nigdy nie będzie taki sam.

Pękło mi serce :(

 

Mam nadzieję, że jesteś szczęśliwy, gdziekolwiek jesteś. Wolny od bólu i cierpienia.
Przepraszam, że nie jestem weterynarzem i sama nie rozpoznałam co Ci dolega.

To wyglądało tak samo, jak w dwóch poprzednich przypadkach nadkwasoty i zgagi.
Przepraszam, że na Ciebie krzyknęłam w nocy, bo myślałam, że marudzisz. A Ciebie bolało...

Przepraszam, że w pierwszej lecznicy nie pomogli Ci tak, jak powinni.
Przepraszam, że im zaufałam.

Przepraszam, że musiałeś znosić ból, zanim wreszcie Ci pomogli.

Przepraszam, że musiałam kilka razy być dla Ciebie ostra, żebyś nie wyrwał sobie kroplówki, żebyś połknął leki.

Przepraszam, że dwa razy sprawiłam Ci ból, podnosząc Cię. Nie wiedziałam wtedy, co się dzieje w Twoim brzuchu.
Przepraszam, że nie dane było Ci odejść we śnie, spokojnie, bez cierpienia.
Przepraszam, bo może mogłam zachować się inaczej, zrobić coś jeszcze, zareagować szybciej, skonsultować gdzieś indziej...

Przepraszam Cię Bazylontu mój kochany.
Przepraszam. Za wszystko, co zrobiłam w naszym wspólnym życiu nie tak.

 

:(

 

Byłeś moim światem.

Byłeś w każdym jego kawałku.

W moim sercu, w mojej głowie. Wszędzie naokoło mnie.

Nie umiem się pogodzić z Twoim odejściem.
Wiem, że kiedyś to musiało nastąpić, ale to tak cholernie boli...
I dlaczego?

Dlaczego musiałeś zachorować?

Dlaczego nie umiałam odczytać w Twoich oczach jak bardzo Cię boli?

Teraz, gdy wiem co Ci dolegało, wiem, że boleć musiało.

Dlaczego nie pokazałeś po sobie jak bardzo jest źle?

Może mogłabym jakoś Ci pomóc albo pomóc odejść wcześniej...

 

:(

 

Dziękuję za to, że do ostatnich chwil pomagałeś mi się sobą zajmować, pomagałeś mi wkładać Cię do samochodu.

Dziękuję, bo teraz wiem ile wysiłku i bólu musiało Cię to kosztować, a jednak próbowałeś.

Dziękuję, że walczyłeś.

Dziękuję, że poczekałeś na mnie, aż dotrę do lecznicy.

Dziękuję, że podniosłeś głowę. Że przytuliłeś się do mojej ręki.

Dziękuję, że się ze mną pożegnałeś.

Tak mi przykro, że się nie udało...

 

:(

 

Wiem, że muszę pozwolić Ci odejść w pełni. Ale tak bardzo nie umiem się z Tobą rozstać. Przepraszam...

Dopóki mogę Cię dotknąć, dopóki mogę pocałować, dopóty jesteś, chociaż już Cię nie ma.

To takie trudne.

Tak bym chciała żebyś wstał, pomachał ogonem, zmarszczył czółko, popyskował trochę, kopytko na moją rękę zarzucił.

Tak bardzo bardzo bym chciała...

 

:(

 

Dziękuję Ci, że byłeś. Że tak mnie kochałeś. Że tak mi ufałeś. Że uczyniłeś moje życie piękniejszym, pełniejszym.

Dziękuję Ci za tych 12 lat 8 miesięcy i 13 dni.

Tęsknię za Tobą. Bardzo...

 

Czekaj na mnie. Kiedyś się zobaczymy.

I znów pójdziemy razem na niespieszny spacer do NOSPRu.

I znów będziesz się rozpychał za moimi plecami podczas spania.

I znów będę mogła pocałować Cię w ten wielki kochany łeb i za łapkę potrzymać.

Do zobaczenia Kochanie...

 

 

shutterstock_132429836.jpg

 

 

 

Nie wiem kiedy tu wrócę... to wszystko tak cholernie boli...

Link to comment
Share on other sites

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.

×
×
  • Create New...