Jump to content
Dogomania

Tobi & Ahri - trochę z życia : )


tobilife

Recommended Posts

Witam serdecznie.
Odkąd skończyłam pięć lat, w naszej rodzinie był pies. Mały kundelek. Uratowany w dzień Bożego Narodzenia z ulicy, przeżył z nami wspaniałe piętnaście lat i odszedł w Sylwestra tego roku. Jakiś czas później za pośrednictwem ogłoszenia w internecie znalazłam dwumiesięcznego Dixona. Tłukłam się po niego dwieście kilometrów, co ludzi od których go brałam trochę zdziwiło. No bo jak taki kawał jechać bo zwykłego burka? To byli dobrzy ludzie, dbali o swoje pieski, tak więc ucieszyli się, że tak mi na nim zależało. Dało im to pewność, że psiak nie skończy przy budzie.
Przez pierwszy tydzień maluch był ze mną we Wrocławiu. Wiem, że krótko, ale zdążyłam się do niego przyzwyczaić. Zadzwoniłam do rodziców, że chciałabym go sobie zostawić. Usłyszałam tylko, że nie ma mowy, Dixon miał być w rodzinnym domu, oni na niego czekają, przecież to będzie też mój pies gdy będę przyjeżdżać (akurat) i w ogóle po co mi na studiach problem w postaci psa? Mus, to mus. Z żalem oddałam Małego rodzinie i ma się dobrze. Wyrósł na piękną mieszankę jamniko-JRT- z czymśtam. Oto on:[IMG]http://dd6.photoblog.pl/np3/201305/12/151406325/dixon.jpg[/IMG]
[IMG]http://dd7.photoblog.pl/np4/201305/5B/150071566/dixi.jpg[/IMG]
Przez jakiś czas było mi niesamowicie źle. Odwiedziłam rodzinę po miesiącu, a Dixi raczej mnie nie poznał (teraz już na szczęście nie ma z tym problemu :D, jak mnie widzi to prawie mu się zad urywa ze szczęścia). Po powrocie do Wrocławia zdecydowałam: MUSZĘ mieć psa, takiego tylko mojego, którego sama sobie wychowam. Ale, ale.. Nie ma co na hop siup. Pojawił się problem z mieszkaniem- nie mogłam sprowadzić tam na stałe czworonoga jak się okazało. Ogólnie właściciele byli zmienni i niesamowicie grali mi na nerwach. Do tego studiuję weekendowo pracuję na pełny etat, dziewięć godzin dziennie. Opiekuję się siedmioletnią dziewczynką z porażeniem mózgowym i retinopatią. Dziecko nie widzi, nie mówi, nie chodzi i jest dość bezbronne, delikatne. Myślę, że wiedząc iż takie mam warunki, nikt nie dał by mi psa: bo mieszkanie, bo dziecko, bo szkoła, bo praca tak długo, a ze szczeniakiem trzeba pracować, gdzie czas?
Tym czasem, rozmarzając przeglądałam kundelki w ogłoszeniach. Moją uwagę przykuł nieplanowany miot nieupilnowanej suczki kundelka (nie żadne pseudo dla jasności, bo za żadnego psa nigdy nie płaciłam. To maluchy pochodzące z wpadek, które miały tyle szczęścia, że dobrzy właściciele je odchowali i szukali domów, a nie mordowali), z którego każde szczenię było inne (w tym jedno umaszczenia podobnego jak Dixon). Mój chłopak zasugerował, żebym zadzwoniła, zapytała o suczkę, która jakoś szczególnie do mnie trafiła. Po tym telefonie już wiedziałam, że jest dla mnie. Poprosiłam, żeby mi ją zostawili, zarezerwowali. Trzy dni później fartem znalazłam super dwupokojowe mieszkanie, w którym mogłam mieć zwierzaka. Przemyślałam wszystkie kwestie finansowe. Nie chciałam brać stworzenia, o które nie byłabym w stanie dbać. Kwestia pracy również została rozwiązana: Od początku suczka jeździ tam ze mną.
Ogólnie byłam, i jestem zdeterminowana. Jeśli się na prawdę czegoś chce, to nic nie stoi na przeszkodzie. Jednocześnie zajmuję się dzieckiem i uczę psa. Wkładam całe serce w pozytywne szkolenie mojej Młodej. Wielu psiarzy jest zaskoczonych poziomem jaki reprezentujemy (obecnie suczka ma 4 miesiace). W pracy na przykład karmiąc dziecko nie muszę wstawać, żeby zabrać jej coś z pyska, ściągać ze schodów, czy mebli: z łatwością steruję nią na odległość. Jest we mnie strasznie zapatrzona. Kiedy ją wzięłam okazało się, że ma straszne robale, niewiele szans dawano temu sześciotygodniowemu (wiem, że była za mała. JA to wiem) szczylkowi. Karmiłam ją specjalnym mlekiem, masowałam brzuch stymulując jelita(nawet w nocy), kupowałam leki. Spała z nami w łóżku od początku- teraz zrobi dla mnie wszystko. Wiadomo, że na dworze wszystko super, takie fajne, trzeba zobaczyć. Bywa, że się zwiesza i ma mnie w poważaniu, ale mimo wszystko na swój wiek jest do ogarnięcia. W domu zachowuje się perfekcyjnie. W stosunku do dziecka jest delikatna, raczej nie gryzie nic w domu i powoli przestaje brudzić. Nie pomyliłam się, że to pies dla mnie. Zresztą.. Myślę, że mogę sobie przyznać, że odwaliłam kawał dobrej roboty dając radę mimo wszystko. Kocham tego psa i nic nie stoi na przeszkodzie, żeby ze mną był.
A na imię ma Tobi, po Tobi Vail, która inspirowała Cobaina. Była silną, hardą i niedojrzałą babką. Kiedy młoda wygrała walkę ze śmiercią, jakoś tak mi się z nią skojarzyła. No i zostało : )
A oto i ona. Nie spodziewałam się, że z małej łaciatej parówy wyrośnie mi coś tak ładnego:[IMG]http://dd6.photoblog.pl/np3/201305/75/151047804/jakosc-powala.jpg[/IMG] [IMG]http://dd6.photoblog.pl/np3/201305/3D/150735324/smutki-i-zale.jpg[/IMG]
Czasem gdy jestem na spacerze ze szczeniakami razem, ludzie pytają, czy Dixon nie jest mamą Tobi. No, trochę są podobni:[IMG]http://dd6.photoblog.pl/np3/201305/62/150244405/helios.jpg[/IMG]

Dziękuję tym, którzy się zainteresowali i chcieli się z nami zapoznać.
Pozdrawiamy : )
[IMG]http://dd2.photoblog.pl/np1/201303/5B/147674881/takie-tam-z-pancia.jpg[/IMG]

Edited by tobilife
Link to comment
Share on other sites

Ojć, dziękuję za upomnienie :)
Trochę nie ogarniam tego dogo. Zawsze lubiłam sobie poczytać forum, ale żeby na nim być to inna bajka ;p

Gzdieś widziałam już ten Twój avek i mi się skojarzył, ale nie byłam pewna ;p Chyba gdzieś masz to ujęcie na jakimś emblemacie na blogu.

Link to comment
Share on other sites

  • 7 months later...

Dawno mnie tu nie było i trochę się pozmieniało.
Po pierwsze przeprowadziliśmy się do Kłodzka, a po drugie to niedawno doszła do naszej rodziny jeszcze jedna dziewczynka: Ahri (przedadopcyjnie Zuzia). Fajnie się wszyscy dogadujemy. [IMG]http://i2.pinger.pl/pgr336/0304e5e6001263f052c2b735[/IMG]

Link to comment
Share on other sites

  • 1 month later...

Zima szybko nas opuściła i choć dziś za oknem nie ma rewelacji, to już coraz częściej udaje nam się wychodzić na długie spacery z aparatem (wcześniej też się wychodziło, tylko ręce marzły). Niedaleko naszego mieszkania odkryłam fajne pole- wielka, płaska przestrzeń, gdzieś z daleka okalana górami. Bardzo mi się podoba z tego względu, że bez obawy mogę puścić psiaki. Mogą tam zataczać na prawdę szerokie łuki, jednocześnie wciąż będąc pod moją obserwacją. Nie spotykamy tam raczej ludzi, ani dzikich zwierząt, jednak gdy już coś się pojawi, jestem w stanie dostrzec to z daleka. Daleko od domów możemy krzyczeć, szczekać, rzucać patykami i ogólnie pajacować mając w poważaniu resztę świata. Cudownie!

Wyściskałam dziewuszki od Was <3
[IMG]https://scontent-a-ams.xx.fbcdn.net/hphotos-frc3/t1/1507196_1445571269012695_1663471333_n.jpg[/IMG]

[IMG]https://fbcdn-sphotos-g-a.akamaihd.net/hphotos-ak-prn2/t1/1623763_1445571962345959_6904205_n.jpg[/IMG]


[IMG]https://fbcdn-sphotos-g-a.akamaihd.net/hphotos-ak-ash3/t1/1656271_1445838085652680_534832757_n.jpg[/IMG]


[IMG]https://fbcdn-sphotos-e-a.akamaihd.net/hphotos-ak-ash3/t1/1621746_1445751918994630_2135529050_n.jpg[/IMG]

Link to comment
Share on other sites

[COLOR=#333333][FONT=lucida grande]Spacerek jak najbardziej udany. Wybrałam się w kurtce i szybko doszłam do wniosku, że jednak jest mi za gorąco.[/FONT][/COLOR]
[COLOR=#333333][FONT=lucida grande]Wycieczkę rozpoczęłyśmy od parku, gdzie pieski pięknie zig[/FONT][/COLOR][COLOR=#333333][FONT=lucida grande]norowały biegające dzieciaki. Potem w ramach dodatkowego socjalu przeszłyśmy przez rynek. Tam doczepiła się do nas mała, kilkumiesięczna suczka ogarnięta ogromną chęcią zabawy. Miała obrożę i była dobrze utrzymana, ale po właścicielu ślad zaginął. Ahri trochę ją obszczekała, ale szybko przyzwyczaiła się do jej natarczywej obecności i zaczęła ją olewać. Nie wiedząc, co zrobić pozwoliłam temu szczeniakowi iść z nami (bo i tak oddalił się już znacznie od miejsca w którym się doczepił). W drodze powrotnej miałam zamiar popytać ludzi, czy przypadkiem nie znają właściciela i w ogóle, a w razie konieczności przygarnęłabym ją na ten jeden dzień i jutro wywiesiła ogłoszenia, ale na szczęście nie było takiej potrzeby, gdyż właścicielka odnalazła się zanim jeszcze zdążyłam opuścić centrum. Coś tam jej napomknęłam o odpowiedzialności i takich tam, ale chyba machnęła na to ręką.
Na chwilę przycupnęłyśmy na ławce ażeby trochę odpocząć, a następnie obeszłyśmy promenadę. Zatrzymałam się na chwilę chcąc schować zawadzającą mi kurtkę do plecaka i w celu ułatwienia sobie tego zadania przywiązałam psy do słupka (oczywiście stałam cały czas koło nich szamocząc się z zamkiem).
Nagle usłyszałam głos starszego pana, który zmierzał w naszym kierunku wraz ze swoim (jak się potem okazało czternastoletnim) kundelkiem. Ahri oczywiście coś tam sobie poburkała, a Tobi zaczęła merdać ogonem i zapraszać do zabawy. Ku mojemu zdziwieniu pan już z odległości paru metrów zaczął mnie przepraszać ze szczerą skruchą, że jego pies nie jest na smyczy. Byłam zaskoczona, bo zwykle ludzie w tym wieku raczej szukają "zaczepki". W każdym razie piesek miłego pana mimo wszystko olał nas z góry na dół. Porozmawialiśmy jeszcze chwilę o pierdołach i każdy poszedł w swoją stronę życząc sobie nawzajem miłego dnia.
Wkrótce po małych komplikacjach udało nam się spotkać z kolegą, z którym byłyśmy umówione i stamtąd już od razu na pola. Od razu po wyjściu z cywilizacji odpięłam smycze, tym samym dając psicom pole do popisu. Kawałek dalej napatoczyła nam się młoda pani z dwoma bernardynami, puszczonymi luzem. Ufam Tobi w kwestii psów, więc zapięłam tylko Ahri. Zaczęliśmy obchodzić panią z benkami dość szerokim łukiem, jednak czworonogi i tak się nami zainteresowały. Mimo nawoływań właścicielki podbiegły do nas. Były przyjazne, więc nie miałam nic przeciw temu, żeby się przywitały. Ruda na początku obwąchiwała się trochę nieufnie, ale szybko zaakceptowała przybyszów. Puściłam ją luzem i nawet zaczęła zaczepiać ich do zabawy, o! Wszystko to jednak nie trwało zbyt długo, ponieważ pani od Benków usilnie próbowała je odwołać. Sama gwizdnęłam na swoje kurdupelki (oh, jaka byłam pocieszona ich posłuszeństwem!) i ruszyłam w przeciwną stronę. Benki jednak nie odpuszczały i szły za nami. Zatrzymaliśmy się, żeby właścicielka nie musiała potem lecieć za nimi nie wiadomo ile. W pewnym momencie obroża jednego z nich zaczęła wibrować i wydawać z siebie piszczące dźwięki (cóż to za wynalazek?). Pies jednak zdawał się nie zwracać na to uwagi i dopiero chwilę później poleciał wraz z tym drugim do swojej pani. Nieskromnie urosłam w sobie dumna z tego, że nasze przywołanie na obecną chwilę nie jest złe.
Poszwendaliśmy się jeszcze trochę, popodziwialiśmy widoki. Tobi pobiegała za dyskiem (aport był fajny-jestem mile zaskoczona, bo Biszu zwykle woli rzuć frisbee niż je przynosić). Ahri nie lubi takich zabawek, więc dla niej specjalnie wzięłam szmatę z supłami, którą potem przeciągała się z Tobi.
Na 14.30 odprowadziłyśmy Jarka na autobus, a następnie wybrałyśmy się do rodziców. Tobi nie obszczekała taty, więc było grzecznie jak nigdy. Po obejrzeniu jakiegoś durnego must be the music, razem z mamą wzięłyśmy psiaki i wybrałyśmy się na ogród. Dixon był bardzo szczęśliwy, że ma się z kim podziczyć. Mimo tego, że od jedenastej byłyśmy już poza domem, i miałyśmy za sobą wyczerpujący, aktywny spacer, to dziewczyny dawały z siebie wszystko w pogoni za nim. Ponownie wyciągnęłam frisbee i pozwoliłam im się chwilę pobawić, a potem zamieniłam je na piłkę i patyczki.
Ruda miała niezłą zabawę w zaganianie Dixona pod taką plandekę w kącie ogrodzenia. Biegała za nim poszczekując aż do momentu, gdy ten znalazł się tam gdzie chciała, a potem obiegała to miejsce dookoła nie mając zamiaru go wypuścić. Ten jednak zawsze znajdywał jakąś lukę i zabawa zaczynała się na nowo.
Ahri.
[/FONT][/COLOR][IMG]https://fbcdn-sphotos-f-a.akamaihd.net/hphotos-ak-ash3/t31/q71/s720x720/1669685_1447732138796608_171666800_o.jpg[/IMG]

Tobi
[IMG]https://fbcdn-sphotos-d-a.akamaihd.net/hphotos-ak-ash3/t31/q71/s720x720/1939795_1447745415461947_558868218_o.jpg[/IMG]

Dixon
[IMG]https://scontent-a-ams.xx.fbcdn.net/hphotos-frc3/t31/q73/s720x720/1957741_1447745468795275_2115852668_o.jpg[/IMG]

Link to comment
Share on other sites

  • 4 weeks later...

Wczoraj byłam na spacerze z całą trójcą. Psiaki wybawiły się za wszystkie czasy biegając za patykami, kapiąc się w małej sadzawce i ganiając za sobą nawzajem.
Dawno nie miałam tak fajnego samotnego wypadu z psami, więc nawet burza, która złapała nas już pod sam koniec nie zdołała mi go popsuć.
[IMG]https://scontent-a-fra.xx.fbcdn.net/hphotos-frc3/t1.0-9/10155887_1457006064535882_3285578473555805356_n.jpg[/IMG]

Link to comment
Share on other sites

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.

×
×
  • Create New...