Jump to content
Dogomania

Dziko żyjące psy - problem ze złapaniem i zrozumieniem.


elinaa

Recommended Posts

Może ktoś pomoże mi zrozumieć sytuację :roll: .

Od kilku miesięcy dokarmiam bezdomne psy koczujące na nieużytku ( pole i mały lasek przy torach).Są przy ruchliwej drodze i codziennie na skróty przechodzi tamtędy mnóstwo ludzi.
Wcześniej stado składało się z suki i psa.Wiosną ubiegłego roku urodziły się 4 szczeniaki.Mama schowała je w pobliskim złomowisku i dopiero jak sporo podrosły wyprowadziła je na pole.Dwa zostały odłowione i trafiły do schroniska,los jednego nieznany a pozostały wyrósł na dzikusa.Koczowały trzy psy : ojciec ,matka i ich dziecko.Psy niepokoją mieszkańców i były kilkakrotnie podejmowane próby ich złapania.Strzelano do nich środkiem usypiającym.Na ojca nie działał, suka uciekała w złomowisko ( dziury w ogrodzeniu) , a szczeniak nie podchodził bliżej niż 15m.
Od grudnia nie ma psa,została suka z bardzo wyrośniętym szczeniakiem.Kiedy był pies przynoszone jedzenie zjadał głównie on,trochę suka,szczeniak wcale.Potem tylko suka podchodziła do jedzenia.Miesiąc temu wydawało się,że suka ma cieczkę,bo psy opuściły pole i biegały po ulicach z innymi psami.Jak wróciły na miejsce zaczęłam jeździć tam częściej,jak się dało to i kilka razy dziennie.Zwykle gdzieś leżały.Podchodziłam,zostawiałam jedzenie i odchodziłam.Szczeniak po jakimś czasie przestał uciekać.A nawet zaczął cieszyć się na mój widok.Teraz jak przychodzę podbiega do mnie i czasami poliże mnie mnie po dłoni.Matka zawsze jest z tyłu.Dwa tygodnie temu przyszły dwa nowe psy.Okazało się,że cieczkę ma matka.I udało mi się podejrzeć,że szczeniak to córka i prawdopodobnie za miesiąc urodzi.Od soboty już nie ma psów i suki są same.Dziś zaszła sytuacja,której nie rozumiem.Pojechałam do psów rano.Młoda jak zwykle ucieszona,wysypałam karmę.Matka leży,ale ona zawsze je jak się oddalę.Podeszłam do niej,zwykle ucieka.A teraz położyła się na plecach i zaczęła piszczeć.Wygłaskałam jej brzuszek,popiskiwała.Chciałam wykorzystać okazję i założyć jej smycz.Kiedy zaciskałam ,błyskawicznie wstała,smycz zsunęła się i uciekła.
Drugi raz byłam po południu.Młoda podbiegła do mnie,wysypałam karmę.Matka uciekła na drugą stronę ulicy.Poszłam za nią.Znów położyła się na plecach.Kiedy głaskałam piszczała i sikała pod siebie.Czy sikała wcześniej nie wiem,bo poprzednio leżała na suchej trawie i nie było widać,a teraz na śniegu.Kiedy wstałam uciekła w złomowisko,jakby ją ktoś gonił.
Wieczorem byłam znów.Suki leżały na chodniku po lewej stronie.Zaparkowałam po prawej.Młoda przybiegła do mnie,dałam trochę karmy.Chciałam iść do matki.Uciekła zanim podeszłam.Nie znalazłam jej.
Nie rozumiem zachowania matki.Dlaczego położyła się na plecach i pozwoliła się głaskać.Dlaczego piszczała i sikała.Dlaczego potem uciekła zanim ruszyłam w jej stronę.

Link to comment
Share on other sites

Rano u psów byłam.Młoda jak zawsze biegła do mnie.Zanim wysypałam karmę dotknęła nosem mojej dłoni i delikatnie liznęła.Nie ma mowy o jej pogłaskaniu,bo odskakuje.Karmę je w mojej obecności,czasami na leżąco.Matka leżała ze 4 m dalej.Nie wstawała.Ruszyłam w jej kierunku,skuliła się i wstała,położyła się dalej.Poszłam za nią.Nie uciekała,kuliła się i sikała pod siebie.Wygłaskałam ją za uszami,po klatce piersiowej,mrużyła oczy.Jak wstałam ona też wstała i przeniosła się 5 m dalej.Już jej nie niepokoiłam.Nie wiem,czy ona się mnie boi ?

Link to comment
Share on other sites

Jedyne, co mogę powiedzieć na ten temat, to że one są w trakcie oswajania. Prawdopodobnie same nie są jeszcze pewne, czy mogą Ci zaufać, dlatego takie zmienne zachowanie. Kiedyś dokarmiałam bezdomną suczkę, najpierw bała się podejść bliżej niż kilka metrów, ale dość szybko się przekonała. Pod koniec jak tylko widziała mnie, przybiegała na głaskanie. Każdy pies jest inny i potrzebuje mniej lub więcej czasu na oswojenie. To kładzenie się, popiskiwanie i sikanie mi wygląda na uległość, zwłaszcza że suczki są bardzo płochliwe, więc taki powód zachowania brzmi bardzo prawdopodobnie.

Link to comment
Share on other sites

Dziękuję za podpowiedź.Więc potraktowałam to zachowanie jako uległość.I złapałam suczkę-matkę.Kiedy znów się położyła i głaskałam unieruchomiłam ją przyciskając swoim ciałem do ziemi i założyłam smycz.Nie chciała wstać, więc wzięłam na ręce.Popiskiwała,ale nie broniła się.W samochodzie była spokojna.Kiedy ją z samochodu zabierałam próbowała uciec.Miała założone dwie smycze i nie udało się jej. Jutro próba schwytania córki na sedalin.

Link to comment
Share on other sites

Ja mam wrażenie,że robię im krzywdę.Zabieram wolność.One są szczęśliwe w tym miejscu.Dnie spędzały na leżeniu i zabawie.Tam dziennie przechodzi dużo ludzi i często przynosili im jedzenie.Problem tylko w tym,że to suczki i wkrótce będą szczeniaki.Zrobiłoby się duże, dzikie stado.
Mam nadzieję,że sunia-matka jest zdrowa.Że to nie choroba sprawiła,że zrobiła się uległa.Rano odwiedzę ją.

Link to comment
Share on other sites

To już jest wystarczający powód na to, żeby przynajmniej je wysterylizować. Ja z doświadczenia powiem (po tej suczce, którą dokarmiałam i po takiej drugiej, którą tata dokarmiał i była jeszcze bardziej nieufna), że dopóki pies jest dziki to wygląda na szczęśliwego, ale im bardziej się oswaja, tym bardziej widać po nim pragnienie posiadania własnego domu... Tamta 'moja' suczka chodziła za mną po osiedlu i było mi bardzo smutno, że nie mogę jej zabrać do domu. Obydwie jak już się oswoiły, bardzo łasiły się po głaskanie, widać, że im tego brakowało. A jak z szansą na dom tymczasowy lub stały? Bo szkoda by było, gdyby trafiły do schroniska.

Link to comment
Share on other sites

Młoda złapana.Najbardziej dramatyczna akcja w jakiej brałam udział.
O siódmej pojechałam z mężem na polowanie.Przywitała mnie jak zawsze.Przygotowałam roladki -pasztet z sedalinem-5ml owinęłam plasterkami szynki.Zjadła i położyła się na trawie.Wsiadłam do samochodu i czekamy.Po 40 min wyszłam i podchodzę do niej.Wstała i pobiegła na drugą stronę ulicy.Położyła się w trawie.Wzięłam resztę kiełbasy i poszłam za nią.Usiadłam pół metra od niej.Podetkałam pod nos kiełbasę.Nie chciała jeść.Położyła się i zamknęła oczy.Spróbowałam założyć smycz.Kiedy ją dotknęłam zerwała się i uciekła z złomowisko.Poszliśmy za nią.Schowała się pod dźwigiem.Z dwóch stron zagrodziliśmy jej wyjście.Mogła uciec dwoma pozostałymi.Obok leżała paleta euro i chciałam jedno wyjście zastawić.Ale bałam się,że jak się ruszę to wykorzysta okazję i ucieknie.Zadzwoniłam do schroniska.Przyjechało dwóch pracowników.Teraz nie miała jak uciec.Jeden z nich wczołgał się częściowo pod dźwig z chwytakiem.Mój tz był blisko jej głowy z drugiej strony i założył pętlę na szyję.Wyciągnęliśmy ją i zaczął się dramat.Wyrywała się,wiła.Z trudem ją opanowaliśmy .Oprócz chwytaka założyliśmy jej dwie smycze.Wzięliśmy na ręce przytrzymując głowę.Charczała,poprosiłam pracownika,żeby odrobinę poluzował chwytak.Nie sądziłam,że on zupełnie poluzuje.Przechodziliśmy przez dziurę w siatce i wtedy próbował się wyrwać.Spadł chwytak,ugryzła w dolną wargę drugiego pracownika,który niósł przód,wyrywając mu przy tym kawałek wargi.Skoczyła na ziemię.Wciąż była na smyczy.Mój tz skoczył na nią i przycisnął do ziemi.Pogryzła mu dłoń,łokieć i przedramię.Ponownie założyliśmy chwytak.Niosłam ją na rękach,a pracownik trzymał głowę na chwytaku.Tz pomógł pogryzionemu pracownikowi,bo zaczął się chwiać na nogach.Doniosłam ją do połowy odległości do samochodu.Był daleko,a podjechać się nie dało,bo nasyp kolejowy.Położyłam ją na ziemi i znów zaczęła się wyrywać.Mój tz ją trzymał,spętałam razem tylne nogi.Znów był problem ją podnieść,broniła się.Zadzwoniliśmy po lekarza.Przyjechał i dał jej zastrzyk.Usnęła.Pracownik wziął na ręce i odwieźliśmy do samochodu.W drodze do schroniska dostałam telefon,że na osiedlu na chodniku leży pies po wypadku.
Odwiozłam sunię do schroniska,okryłam kocami i biegiem do psa.Pojechała ze mną kierowniczka.Na miejscu była straż miejska.Mówili,że był lekarz i stwierdził,że pies ma złamaną miednicę.A pies poszedł na drugą stronę ulicy i szedł dalej.Nieufny.Miałam puszkę z karmą i nęciłam co jakiś czas jedzeniem.To suczka,kulała na tylną nogę.Nie chciała do mnie podejść.Szłam za nią kilka kilometrów.Chyba się zmęczyła,zatrzymała się i jadła karmę,którą jej dałam.Delikatnie głaskałam i udało się założyć smycz.Podjechała kierowniczka i zapakowałyśmy sunię do samochodu.Duża,mocno wychudzona z okropną blizną na grzbiecie.
Pewnie kolejna bieda wyrzucona z wioski,bo nie wie co to smycz i samochód.
Sunia - matka w schronisku.Dostała zastrzyk,bo wyciągnęliśmy jej kilka kleszczy.DS i DT to marzenie.Ja działam tu sama,jestem jedyną wolontariuszką w schronisku.O stycznia znalazłam około 20 psów.Mamy na szczęście fajne schronisko.

Link to comment
Share on other sites

Pewnie młoda już nie opuści schroniska.Nie wierzę,że uda się ją socjalizować.Jest dzika,nauczona unikać ludzi.Właśnie kończy rok.
Wyć mi się chce,tak mi jej szkoda.Jeszcze rano biegała zadowolona po łące,a teraz za kratami.Dzwoniłam do schroniska po południu.Wybudziła się i schowała do budy.Za ścianą jest jej mama.
Miały być razem w boksie.Zrezygnowaliśmy,bo nie sądziliśmy,że młoda jest aż taką dzikuską.A matka jutro ma sterylkę i żeby nie było problemu zabrać jej z boksu.
Mam wrażenie,że oswajanie psa urodzonego na wolności jest prawie niemożliwe.Ona nie potrzebowała głaskania,bo go nie znała.Domu również,ona była w swoim domu.W miejscu gdzie się urodziła,wychowała i czuła się bezpieczna.Ja byłam potrzebna tylko do karmienia.
Inaczej z sunią matką.Ona musiała mieć kiedyś dom.Widać,że jej brakuje człowieka,jego dotyku.

Link to comment
Share on other sites

To jest pies, gatunek od wieków udomowiony. To nie wilk czy lis. Każdego psa da sie zsocjalizować. To nic, że nie zna domu, mieszkania. Mam sukę, która urodziła się i wychowała na wolności, żyła tak 5 lat, nigdy nikt do niej nie podchodził, nie dotykał. Jest normalnym, bardzo mądrym psem. Kilka innych też zdarzyło mi się oswoić. Jeśli chcesz, napisz do mnie na @ lub zadzwoń(nr. i @ wyślę Ci na PW), postaram się pomóc.

Link to comment
Share on other sites

  • 1 month later...

Co z suczkami?

Ja swojego drugiego psa ( suczkę) ,urodzoną na wolności i zupełnie dziką próbowałam oswajać dwa miesiące bez rezultatu, potem została złapana dzięki pomocy strażników na terenie opuszczonej kopalni, zawieziona przez Amikat z Fundacji Sos Dla Zwierząt na sterylkę aborcyjną i zaraz potem trafiła do mnie.

Teraz jest domowym pieszczochem. Pięknie zachowuje się w samochodzie, śpi w łóżku, nie załatwia się w domu, ba, jak jest brzydka pogoda, to księżniczka nie chce długo przebywać na dworze - ucieka do domu.
A pierwszy rok swojego życia spędziła zupełnie dziko, odłowiono tylko jej mamę i jednego szczeniaka.

Dodam, że mieszkam w bloku, na czwartym pietrze ;-) i wiele osób mnie przestrzegało, że kompletnie nie wiem co robię biorąc TAKIEGO psa i mając TAKIE warunki.

Link to comment
Share on other sites

Suczka-matka jest w schronisku. Została wysterylizowana. Mieszka teraz z psem,z którym kiedyś chodziła w stadzie. On został odłowiony pół roku temu. Też urodził się jako bezdomny syn bezdomnej suki. Ale pewna pani dokarmiała go jako szczeniaka . Pomogła w schwytaniu go.Poznali się, dogadują się, liżą się po mordkach. Sunia musiała kiedyś mieszkać z ludźmi, bardzo lubi pieszczoty. Jest cudowna, bardzo uległa , zero agresji.
A sunia-córka została uśpiona.Podejrzewałam,że tak się stanie,bo w czasie odławiania pogryzła dwie osoby. Obserwację prowadził lekarz wyznaczony przed urząd miasta.Na końcu wydał opinię,że pies jest agresywny.Wiedziałam,że tak będzie.Kiedyś był lekarzem schroniskowym i usypiałby wszystkie psy. Kierowniczka zerwała z nim umowę i znalazła innego. A ten lekarz ma dojścia w urzędzie i jest teraz lekarzem od psów wypadkowych. Jeśli jest ranny pies poza godzinami pracy schroniska to on go zabiera do lecznicy. Tak naprawdę nie udziela żadnej pomocy i pies czeka aż znajdzie się w schronisku. Koszmar.Nasze skargi nic nie dają.
Pisałam do kilku fundacji z prośbą o pomoc suczce jak jeszcze była na obserwacji. Nikt mi nie odpisał. Kierowniczka nie mogła się sprzeciwić,bo był inny pies w schronisku z wyrokiem. Wszystkich urząd nie pozwoliłby ocalić. Drugi pies pogryzł człowieka,który potem zmarł. Mężczyzna był pijany. A pies, onek, fajny, bez cienia agresji. Ten sam lekarz wydał wyrok na niego. Kierowniczka pisała odwołanie. Długo czekaliśmy na odpowiedź. Został nam przekazany,ale nie można go oddać do adopcji. Ma mieszkać w schronisku w oddzielnym kojcu.
Rozpisałam się. Przeżyłam śmierć suni.Nie mogę jeszcze patrzeć na jej zdjęcie.

Link to comment
Share on other sites

Bardzo Ci współczuję. Sunia młoda, na pewno dałaby się zsocjalizować. To, że gryzła, jak była łapana, to przecież normalne, bała się panicznie. Ten lekarz chyba minął się z powołaniem. Szkoda, że jest takich trochę i jesteśmy bezsilni wobec takich wyroków.

Ale już nie myśl o tym, jej życia nic nie wróci. Trzeba pomagać tym, co żyją.

Link to comment
Share on other sites

Wiem,że gryzła, bo się broniła. Pogryzła mojego tz i nie miał jej za złe. Ten lekarz minął się z powołaniem,zresztą nie on jeden. Po nim był jeszcze inny lekarz schroniskowy. Zgłoszono psa z wypadku. Kierowniczka schroniska pojechała z pracownikiem po psa. Zadzwoniła do lekarza i powiedział,żeby przywieźć psa na lecznicę. Tak zrobiła. Na drugi dzień dzwoni do niego i pyta jak pies się czuje. Lekarz mówi,że jeszcze go nie oglądał. Oddzwonił za chwilę i powiedział,że pies nie żyje. Nie udzielił mu przez kilkanaście godzin żadnej pomocy,nawet go nie obejrzał. Przez to schronisko przewinęło się wielu lekarzy. Obecny jest jedynym z powołaniem,ale nie ma odpowiednich znajomości .Szkoda,że nie jest lekarzem od psów z wypadków.

Sunię oswajałam trzy miesiące. Jadła mi już z ręki.Nie dała się dotknąć. Gdyby dano nam szansę pracowałabym z nią. Czuję się jak zdrajca.

Link to comment
Share on other sites

Dziękuję za wsparcie :) .

Dziś przejeżdżałam obok tych torów. Tak dziwnie,wcześniej zawsze wypatrywałam młodej. Poznawała mój samochód i biegła do mnie machając ogonem. Kurczę,nie mogę .... Miałyśmy z kierowniczką plany,że ją wysterylizujemy i wypuścimy. To pogryzienie wszystko zmieniło. Kierowniczka mi mówi,że jeszcze nie raz będę płakać. I żebym swoją energię wykorzystała dla innych psów a nie na rozpaczanie.

Dziękuję Wam .

Link to comment
Share on other sites

zanalizuj sytuację jeszcze raz,jednak nie po to,by się katować emocjonalnie,ale po to by wiedzieć w którym miejscu powinnaś postąpić inaczej.
i kierowniczka ma rację,spożytkuj energię na pomaganie psiakom,nie na dręczenie się.
trzymaj się ciepło:)

Link to comment
Share on other sites

Wiem, gdzie był błąd. Pozwoliłam trzymać chwytak młodemu, niedoświadczonemu pracownikowi.Kiedy wydostaliśmy ją spod dźwigu pętla była zbyt mocno zaciśnięta.Poprosiłam,żeby poluzował, nie przypuszczałam,że zrobi tak,że pies będzie mógł się uwolnić.Zastrzyk uspokajający można było jej dać od razu jeszcze przy dźwigu. Wtedy nikogo by nie pogryzła, nie było by szpitala,zgłoszenia i bez wiedzy osób postronnych byłaby wysterylizowana i wypuszczona.
Lekcja na przyszłość. Oby nie było takich sytuacji więcej.

Link to comment
Share on other sites

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.

×
×
  • Create New...