Jump to content
Dogomania

Mój najukochańszy przyjaciel właśnie umiera, a ja jestem bezsilna, wszystko zepsułam.


aneeri125

Recommended Posts

Bardzo Wam wszystkim dziękuję. Tobie również ma_rudo pragnę podziękować z całego serca. Tak naprawdę to w tych najgorszych godzinach to forum jedynie trzymało mnie przy życiu.Mam nadzieję, że przez kolejne dni też tak będzie i mogą na Was liczyć. Wiem, że tutaj są ludzie, którzy wiedzą jak straszna jest śmierć przyjaciela i potrafią okazać zrozumienie i wsparcie.

Nodi im był starszy tym robiła się z niego coraz większa przytulanka. Gdy leżałam na kanapie, tak bardzo lubił wskoczyć przednimi łapkami do mnie, wtulić się we mnie, być głaskany i oddawać
mi całusy. Bardzo lubił podawać łapę, często unosił ją tak wysoko do góry, że myślałam że niedługo osiągnie kąt prosty. Uwielbiałam kiedy się do mnie przytulał mój niunio kochany.
Oczka tak mu zawsze błyszczały, gdy spoglądał na mnie:-(

Najgorsze jest to, że ja praktycznie nie pamiętam życia bez tego psa. Nie wiem jak to będzie w domu bez niego. Na razie wszyscy mają wrażenie, że biega po dworze, bądź śpi sobie spokojnie, ale co będzie dalej...:placz:
[attachment=2107:9405.attach][IMG]http://www.dogomania.pl/forum/attachment.php?attachmentid=10222&d=1357582710[/IMG]

[IMG]http://www.dogomania.pl/forum/attachment.php?attachmentid=10223&d=1357582736[/IMG]
[IMG]http://www.dogomania.pl/forum/attachment.php?attachmentid=10224&d=1357582833[/IMG]

Link to comment
Share on other sites

  • Replies 77
  • Created
  • Last Reply

Top Posters In This Topic

aneeeri - bardzo mi przykro..

Nodi (*) - biegaj, kochany.


Ja pożegnałam swojego ukochanego psa w sierpniu. Do tej pory rozpaczam po nim, choć z całej siły chcę iść do przodu.

Nikt Ci nie zastąpi Nodiego.
NASTĘPCA - nie zastępca.

Edited by Karilka
Link to comment
Share on other sites

Czytałam po cichu i płakałam.Ja swoja Tinę uśpiłam cztery lata temu(rak wątroby)była to najtrudniejsza decyzja jaka musiałam podjąć, była ze mną od szczeniaka przez trzynaście lat.Znaleziona w reklamowce.Płakałam po niej rok czasu, nie było dnia i nie ma dnia ,abym o niej nie myślała.Po roku TZ widząc co się dzieje powiedział jedziemy do schroniska ,wiedział ze bez psa nie wyjdę.Przy bramie schroniska zobaczyłam klona mojej Tiny i już wiedziałam ze to Ten .Pokazywali inne piękne owczarki ale ja cały czas myślałam o tym przy bramie.Dzisiaj już minęły trzy lata jak Rudi jest ze mną, to nic ze starszy ,ma już problemy z chodzeniem, ale jest cudowny i bardzo go kocham.Tina na zawsze zostanie w moim sercu, ale znalazłam tam jeszcze miejsce dla Rudiego.Czas mija wspomnienia zostają i tego nikt nam nie zabierze.Trzymaj się.

Link to comment
Share on other sites

Minął już pełny dzień od śmierci Nodiego. Nie potrafię się pogodzić z jego odejściem. Cała moja radość odeszła. Codziennie gdy wstawałam przychodziłam do Nodiego, albo on do mnie na głaskanie, przytulanki i zabawy. Sam jego widok był ogromnym szczęściem dla mnie. Był to wyjątkowo kochany i serdeczny pies. Codziennie o nim myślałam, jak mu dogodzić. Planowałam nawet na starość kupić mu taką mega puchatą i miękką poszewkę w sklepie. Tak strasznie go kochałam. Cały czas strasznie płaczę. Chodzę w szlafroku nie potrafię sobie znaleźć miejsca bo wszystko mi o nim przypomina. Mam zaraz kolokwia i sesje na studiach, ale chyba wszystko zawalę bo nie umiem teraz się uczyć. Po prostu tak jakby ktoś siłą oderwał mi moje szczęście i spokój.
Nie wiem, czy potrafiłabym pokochać innego psa. Nodi był jedyny i ukochany. Dzisiaj od rana oglądam jego zdjęcia i filmiki z nim, gładzę ekran telefonu i wołam jego imię. Tak szybko mnie opuścił. Nie daję sobie z tym rady. A jeszcze w październiku były takie ciepłe dni, że chodziłam w bluzce z krótkim rękawem. W ten dzień wybraliśmy się na długi spacer, było pięknie i słonecznie. Widok Nodiego wesoło biegającego po łąkach to był miód na serce. Czuję się jakby właśnie świat mi się skończył, jakby już nic dobrego nie mogło mnie spotkać.

Kiedyś nie mogłam sobie wyobrazić jakby to było bez niego i nawet tak nie myślałam. To się stało tak szybko. Cały czas mi się wydaje, ze z rana się obudzę, a Nodi będzie w domu. Nie wiem, czy jest możliwe, żebym kiedykolwiek dobrze się poczuła. Bez niego nic nie ma sensu...

Link to comment
Share on other sites

[CENTER][COLOR=#000000][SIZE=3][IMG]http://i45.tinypic.com/iynfj5.jpg[/IMG]

TĘCZOWY MOST
[/SIZE][/COLOR][/CENTER]
[SIZE=3][COLOR=#000000][FONT=arial]Jest gdzieś na tym świecie most, który łączy Raj z Ziemią. Nosi on nazwę Tęczowego Mostu ze względu na swą różnorodność cudownych barw.
Z jednego końca tego mostu rozciąga się niezmierzona, bajecznie piękna kraina pokryta łąkami, wzgórzami i dolinami.
Jak tylko okiem sięgnąć widać tam zieloną, soczystą trawę wśród której kwitną kolorowe, polne kwiaty.
Jest to specjalna Kraina, do której po śmierci udają się wszyscy nasi zwierzęcy Przyjaciele.
Panuje tam zawsze słoneczna, ciepła i wiosenna pogoda. Żywności, łakoci i wody jest tam zawsze pod dostatkiem.
Starsze i wątłe kiedyś zwierzęta stają się tam znów młodymi i zdrowymi.
Te, które były okaleczone na Ziemi stają się raz jeszcze zdrowymi i sprawnymi. Wszelkie dolegliwości idą tam w zapomnienie.
Całymi dniami bawią się one tam i hasają ze sobą w całkowitej harmonii i przyjaźni.
Niestety do całkowitego szczęścia tych niewinnych Istot, brak jest im jednej ważnej rzeczy.
Tęsknią one wciąż za tą swoją Specjalną Osobą, która szczerze i gorąco kochała je kiedyś za życia na Ziemi.
Wszystkie dni w tej beztroskiej Krainie upływają im na radosnych zabawach i harcach.
Czasami przychodzą jednak chwile, gdy jedno z nich zatrzymuje się nagle, przerywa swą zabawę z przyjaciółmi i wytęża swój wzrok. Nosek zaczyna się mu poruszać z zainteresowaniem ! Oczy wpatrują się intensywnie i z nadzieją w odległy punkt !
Uszy czujnie unoszą się do góry! Jest to moment, gdy to zwierzątko zdecydowane jest na opuszczenie swej rozbawionej grupy przyjaciół. Z tajemniczej przyczyny staje się ono nagle radośniejszym, szczęśliwszym i jakże oczarowanym.
Tą tajemnicą jest fakt, że to właśnie Ty zostałeś zauważony !!! Twój najdroższy Przyjaciel poznał cię, wywąchał i usłyszał z daleka. Biegnie teraz do ciebie i wita cię ze swą dawną szczerą radością. Ty również uszczęśliwiony wyciągasz swe ręce i obejmujesz swego wiernego Przyjaciela z utęsknioną czułością i oddaniem.
Twoja twarz zostaje dokładnie wylizana pocałunkami, które wspaniale pamiętasz z ziemskiego życia.
Znów pojawił się czas, w którym możesz spojrzeć w ufne i wierne oczy twego najpiękniejszego Przyjaciela.[/FONT][/COLOR][/SIZE][SIZE=3][FONT=arial][COLOR=#000000]
[/COLOR][/FONT][/SIZE][SIZE=3][FONT=arial][COLOR=#000000]Po tym cudownym i emocjonalnym przywitaniu przechodzicie razem przez ten piękny Tęczowy Most, aby nigdy więcej nie być rozdzielonym i już na zawsze być ze sobą.[/COLOR][/FONT][/SIZE]

Edited by dana
Link to comment
Share on other sites

Tekst o Tęczowym Moście jest piękny. Może to i naiwne, ale jedynie myśl, że Nodi gdzieś tam w niebie na mnie czeka trzyma mnie jakoś przy życiu. Naprawdę w to wierzę, że kiedyś go spotkam.

Gdy Nodi umierał próbowałam przeprowadzić go przez TM. Krzyczałam do taty, żeby jeszcze go nie zabierał bo głaskając go w tym całym mętliku myśli starałam się wyobrazić sobie siebie podchodzącą z radosnym i skaczącym Nodim do mostu. Przy samym wejściu wyobrażałam sobie, że kucam przy nim głaskam go przytulam, całuję, on odwzajemnia te czułości i mówię mu, że teraz musi tam iść grzecznie i czekać na nas. On słucha mnie idzie, ale na środku drogi jeszcze się kochany ogląda, a ja z uśmiechem mu macham.

Nie sądziłam, że ta śmierć będzie taka okropna i trudna dla mnie. Czasami wydaje mi się, że go jeszcze gdzieś słyszę, a czasem, że całe jego życie w naszym domu to tylko jeden wielki, piękny sen, który właśnie się skończył. Jakby tego nigdy nie było.

Przypominam sobie, że jeszcze kilka dni temu go głaskałam i przytulałam, a teraz go po prostu nie ma, pustka, samotność... Powoduje to u mnie jakiś taki lęk, ociężałość, strasznie mi źle i trudno. Co chwila płaczę. Nawet przychodząc do brata z jakąś błachą sprawą typu wynoszenie śmieci, zaczynam zawodzić i płakać, że nawet nie dokończę tego co chciałam powiedzieć.

Dziękuję Wam bardzo za każde wsparcie i pomoc. Szczęście w nieszczęściu, że jeszcze podczas choroby Nodinka trafiłam na to forum. Nie wiem co bym bez Was zrobiła. Nikt inny oprócz rodziny nie okaże mi takiego zrozumienia. Dziękuję po stokroć.

Link to comment
Share on other sites

Skopiowałam fragmenty artykułu zacytowanego na innym forum; może chociaż trochę pomoże Ci radzić sobie z żalem. Ale zanim przeczytasz, uprzedzam, ten tekst wyciska łzy.
[QUOTE]W amerykańskim czasopismie "Fate" wydrukowany został bardzo ciekawy artykuł, którego autorka Patti Roland stawia tezę o nie tylko pozazmysłowych lecz również ponadczasowych (inkarnacyjnych) związkach łączących człowieka z kochanym przez niego zwierzęciem. Znalazły sie tam równiez wskazówki oraz rady, jak postępować w przypadku choroby czy też nieuchronnego odejścia czworonoznego przyjaciela . A oto skrót tej interesującej publikacji:

Śmierć ukochanego zwierzęcia jest jednym z najbardziej bolesnych wydarzeń w kontaktach człowieka ze zwierzętami. Bolesnym,to prawda, ale być może odrobine ukojenia da świadomość,że więź ta istnieje nawet po śmierci twego podopiecznego
Kiedy twoje zwierzę przekroczy 10 rok życia, masz prawo zacząć traktować jego wiek z obawa i lękiem Starość u zwierząt na ogół łączy się z widocznymi zmianami fizycznymi. Słabnacy wzrok i słuch,wypadanie zębów,utrata kontroli nad funkcjami fizjologicznymi, czy nawet pojawianie sie nowotworów, to tylko kilka przykładów.Symptomy te uświadamiają właścicielowi fakt,że jego związek ze zwierzęciem nieuchronnie dobiega końca.
/.../W momencie jego odejścia należy mieć świadomość,że stosunek zwierząt do tego nieuchronnego faktu jest inny niż nas, ludzi. Zwierzęta nie sa przywiazane do swej fizycznej powłoki w takim stopniu jak my. Wiedza one, kiedy nastepuje moment opuszczenia wymiaru fizycznego i zazwyczaj robia to chetnie,bez względu na zewnętrzne w danym momencie okoliczności.
Choć zwierzęca "dusza" wie, kiedy nadchodzi czas opuszczenia ciała jednak czasami opiera sie ona temu czując,że właściciel nie będzie w stanie poradzić sobie z odejściem. W rezultacie zwierzę podejmuje czasami świadomą decyzję pozostania do momentu, kiedy otrzyma sygnał od swego właściciela.przyzwalający mu na jego odejście. Z tego też powodu często zostaje dłużej niz powinno, ze szkoda dla siebie i właściciela, obserwującego postępujący proces zniedołężnienia. Świadomy tego,że czas na dokonanie przejścia nadszedł,powinien on uczynić odejście zwierzęcia łatwiejszym. łagodnie przemawiając powinien dac mu na to pozwolenie. Jeśli właściciel zostanie poproszony o zadecydowanie, czy poddać zwierzę eutanazji, nie powinien podejmować tej decyzji pochopnie. Zastanów sie czy istnieje jakaś alternatywa. Jeżeli jednak juz zdecydujesz się na eutanazję, siedź spokojnie, trzymając swojego podopiecznego.Wyjaśnij mu,co nastapi i dlaczego. Pozostań z nim podczas zabiegu, trzymając lub dotykając go, przemawiając do niego, zapewniając o swoim do niego uczuciu.
Kiedy zabieg juz sie dokona, pozwól sobie na uczucie smutku i straty. Jak by nie było, przed chwila utraciłeś jednego z członków rodziny. Nie pozwól innym ( nawet obdarzonym dobrymi intencjami krewnym lub przyjaciołom) by narzucili ci, kiedy twój smutek ma się zakonczyć. Wielu ludzi nie pojmuje ze utrata zwierzęcia może byc odczuwana tak samo głęboko, jak utrata bliskiego człowieka.Trudno wówczas radzić sobie z uwagami w stylu " Idź zaraz i kup sobie inne zwierzę". Tak samo bowiem nie moglibyśmy iść i kupić sobie nowego brata czy męża.
Twój zwierzęcy towarzysz ma zdolność do ponownego wcielania się. Jeżeli życzysz sobie, by jego duch wrócił dociebie po śmierci, powiedz mu to zanim dokona sie przejście. Następnie pozwól by rozpoczął swą podróż. Zwierzęta zazwyczaj wracają w innym wcieleniu do tego samego związku, w którym były poprzednio. Jednak taka bezpośrednia reinkarnacja nie zawsze dokonuje sie natychmiast. Czasami zajmuje to miesiące zanim duch zwierzęcia do ciebie powróci.Może powrócić w tej samej postaci w jakiej cie opuscił albo tez moze wybrac inny gatunek, zależy to całkowicie od jego woli. To, że nowe zwierzę nosi w sobie jedna lub więcej cech zmarłego, nie jest niczym nadzwyczajnym. Obydwa są bowiem jedynie wcieleniami tego samego ducha.
Kiedy twoje zwierzę umiera, zwiazek miłości, który łączył cie z nim, nie wygasa.Uczucie to jest jak piekna potężna wstęga.która ciągnie się poprzez różne wymiary, bez początku i bez końca. To specjalne uczucie istniało w wymiarze duchowym zanim ty i twoje zwierzę spotkaliście się, rozkwitło podczas kiedy istnieliście obok siebie w fizycznych formach i bedzie istnieć niezakłócone po tym,gdy twój podopieczny wkroczy w królestwo ducha.
Opracował Dariusz Dąbrowa
[/QUOTE]

Link to comment
Share on other sites

opowiadanie ktore napisala moja ciocia po odejsciu pieska , dawno temu ale uczucia sa zawsze takie same:

[B][I]Po stracie kochanego pieseczka – Betuszka[/I][/B]
Niepotrzebna już miseczka ze świeża woda, niepotrzebna poduszeczka miękka pod chory łepek, niepotrzebne moje czule palce gotowe do drapania pod bródka albo za uszkami...
Cisza i nieruchomość wita mnie u progu mieszkania...
Nie podnosi się na powitanie, ostatnio już bardzo słabiutki lepeczek, sygnalizując „Jestem, czekam na Ciebie, cieszę się, ze przyszłaś.”
Na amerykance pusto, na balkonie niepotrzebne już barierki z tektury i blachy, żeby piesek nie wypadł, park nie doczeka się naszego wyjścia "na spacerek” ( na które to hasło podnosiły się czujne uszka i biegło się z radosnym poszczekiwaniem po smycz”).
Po kochanym pieseczku pozostało ogromne puste miejsce; wydaje się, ze nie da się go niczym zapełnić
Nie mogłam Cię uratować Betuszku mój, a może się spóźniłam z ratunkiem?!
Smutek mój i żal jest tak wielki, ze nie chce i nie mogę go dzielić z nikim.
Zamknęłam się dzisiaj w swoim pokoiku i jestem straszliwie sama, tylko oczy zwracają się jeszcze ciągle w stronę miejsca, na którym spędziłeś ostatnie dni swojego życia: kiedy ręce moje chciały Ci śpieszyć z pomocą, wlewać do Twojej niechętnej już mordki lekarstwa – daremne.
O, Pieseczku!

Link to comment
Share on other sites

[U]ma_ruda[/U] wczoraj w nocy czytałam ten tekst i mam taką ogromną nadzieję, że Nodi nie odszedł na zawsze. Spoglądam na miejsce, gdzie go pochowaliśmy i nie mogę uwierzyć, że on tam lezy na swoim kocyku głęboko pod ziemią. Nie mam siły jeszcze iść w tamto miejsce bo chyba położyłabym się na tej zimnej ziemi i płakała.

Najbardziej przeraża mnie to, że odczuwałam na wszelkie możliwe sposoby wolę życia Nodiego. Wszyscy widzieli, że on tak bardzo by chciał wyjść na spacer, potulić się, ale nie może. Wyniki krwi oprócz dwa razy przekroczonej normy leukocytów miał świetne. Zrobiłam mu cały kompleks badań i weterynarz powiedział, że nie jeden szczeniak takich nie ma. Zęby miał w bardzo dobrym stanie jak na swój wiek. Jeszcze jak tata wyciągał rower to Nodi wykazywał chęci, żeby z nim jak zwykle polecieć, ale nagle posmutniał, przystanął i dał do zrozumienia, że nie może.
Sobota była dniem w którym miałam największą nadzieję na jakąkolwiek poprawę i dłuższe życie Nodiego. Potrafił sam przejść z pokoju do kuchni, nadstawiać się do głaskania, żywo oszczekał listonosza, a gdy przyszedł ksiądz po kolędzie to nawet podleciał do drzwi i szczekał. Wszyscy cieszyliśmy się, że jeszcze nie jest z nim tak tragicznie. Jeszcze mówiliśmy do niego z tatą: Nodi może dociągniesz do wiosny, pójdziemy na jezioro, w twoje ulubione miejsce. Planowaliśmy nawet zawieść go w koszyku, żeby jeszcze zobaczył swoje ukochane tereny.

Naprawdę nawet w te ostatnie dni widać było, życie w jego oczach. Tak głęboko spoglądał na mnie swoimi dużymi, czarnymi oczkami, czułam jego ból. Jednak to co roztkliwia mnie najbardziej ze wszystkiego to fakt, że dosłownie w ostatnich minutach życia, gdy tata wyniósł go na dwór to jeszcze załatwił się i zrobił kupę na zewnątrz, ostatnimi resztkami sił. Potem upadł...
Był na tyle dobrze wychowanym psem, że swoją ostatnią potrzebę fizjologiczną załatwił poza domem, trzymał do końca:placz: Potem już tylko zerknęłam na drzwi, a Nodi leżał bezwładnie na trawie, upadł z przemęczenia.

Chyba to boli najbardziej. Fakt, że do końca starał się żyć, nie poddawał się do ostatka i że odszedł tak szybko.Mój tata też płacze. Mówi, że jak idzie ulicą i widzi te wszystkie osoby, niektórych już nawet znajomych po tylu latach, jak chodzą nadal ze swoimi pieskami na spacery, a on idzie sam bez Nodiego to go straszny zal ogarnia.
Boże, Boże jak ja go kochałam, jak mi go strasznie brakuje. Czuję się jakbym została z połową serca. Budzę się z rana z płaczem i ciężarem w klatce piersiowej, ból i palenie promieniuje na całe ciało. Zasypiam z płaczem. Nie mogę znieść myśli, że Nodi mógłby jeszcze długo żyć i cieszyć się spacerami. Już nie kupię mu puchatej poduszeczki, którą dawno upatrzyłam w sklepie. Z każdym dniem jest coraz gorzej bo go nie ma i nie ma, zostałam sama.

[U]Elwira11[/U] opowiadanie Twojej cioci jest tak podobne do tego co ja czuję. Odczuwam ta samą pustkę, ta ciszę, brak wesołego merdania ogonem, brak szturchania i podsuwania pyszczka pod moją rękę, brak uporczywego wtulania się do mojego brzucha i nóg, brak czarnej sierści na wszystkich moich ubraniach. Ten okropny brak... Ja też jeszcze wstawałam wcześnie rano, żeby podać Nodinkowi tabletkę, które coraz niechętnie przyjmował. Nie mogę sobie tego wybaczyć, że na koniec jeszcze wpychałam w niego te kapsułki, a on tak strasznie zaciskał pyszczek.
Opowiadanie jest bardzo przejmujące. Tak bardzo rozumiem te słowa. Nie umiem powstrzymać się od płaczu, cały czas płaczę.

Link to comment
Share on other sites

Dziękuję bardzo [U]Dana[/U]. Wiesz właśnie przeglądałam Twój wątek z Agatkiem i Barim i wywołał trochę uśmiechu na mojej twarzy w tym okropnym czasie. Historyjki są świetne, a Agatek tak bardzo przypomina mi mojego Nodinka, gdy ten był mały. Mój dosłownie miał ten sam błysk w oczach i też był cały czarny. Śliczny jest.

Ja dzisiaj pierwszy raz wyszłam z domu po śmierci Nodiego. Byłam w tym sklepie, gdzie upatrzyłam dla niego tą mięciutką podusię... Czekając na mamę, która załatwiała sprawy w banku podeszłam pod gabinet weterynaryjny ten pierwszy, gdzie chodziłam z Nodim. Stałam tam chwilę i wpatrywałam się w okno. Wszystkie nasze wizyty stanęły mi przed oczami. Pamiętam jak leciałam na łeb na szyję po pracy żeby zdążyć przed zamknięciem, a tata z Nodim już na mnie czekali. Pamiętam jak Nodi się cieszył i skakał na mój widok, a ja cała podenerwowana zastanawiałam się jak to z nim będzie. Płakałam wracając do domu. Z rana przeglądałam zdjęcia Nodinka i nie mogłam uwierzyć, że go nie ma w domu. Jedyne co mi zostało to gładzić ekran laptopa, czy telefonu.

Nodi dostał objawów choroby dokładnie dwa miesiące temu. Tyle trwało jego leczenie, tułaczka po weterynarzach, kłucie, tabletki... W ciągu tych dwóch miesięcy w sumie tylko może przez tydzień czuł się dobrze. Potem to już całkowicie się zmienił, a my dalej nie wiedzieliśmy co mu właściwie jest. To była droga przez mękę dla nasz wszystkich.

Tak naprawdę to tylko jedno mnie cieszy: mogę z ręką na sercu powiedzieć, że Nodi oprócz tych ostatnich dwóch miesięcy miał cudowne życie pełne długich wesołych spacerów,wolności, głaskania, przytulania, pysznego jedzenia, zabaw. Otoczony całą moją rodziną wraz z dziadkami, ciotką i wujkiem miał wszystko co do szczęścia było potrzebne. Niestety jego ostatnie dni były jednym wielkim koszmarem i udręką.

Tak trudno jest bez niego. Zero popiskiwania jak zwykle przez sen, zero merdania ogonem, zero drapania do drzwi. Chodzę po domu i cały czas łapię się na tym, że się za nim oglądam. Szukam go wszędzie, za oknem, na dworze, na ulicy, w domu. Czekam aż do mnie przyjdzie i się wtuli, ale go nie ma i nie ma. Oj Boże, Boże, nigdy nie przestanę rozpaczać po moim kochanym maleństwie! To był mój najukochańszy, oddany przyjaciel, moja przytulanka kochana:placz:

Tutaj Nodi już był chory, ale w jeszcze znośnym stanie.
[IMG]http://img15.imageshack.us/img15/5924/zdjcie0078ne.jpg[/IMG]

Tutaj było już znacznie gorzej,cały czas osowiały i smutny źle się czuł, leczenie nie przynosiło efektów...
[IMG]http://img203.imageshack.us/img203/4094/dsc00835t.jpg[/IMG]

Tutaj Nodi już bardzo schudł i osłabł, policzki miał zapadnięte, oczy miał bardzo smutne i proszące o pomoc, której ja nie potrafiłam mu udzielić:-(
[IMG]http://img832.imageshack.us/img832/9122/zdjcie0094i.jpg[/IMG]

Ostatnie zdjęcie Nodiego. Nie mógł już praktycznie chodzić. Oddychał tragicznie ciężko. Jeszcze tylko kochany oparł swój pyszczek jak zwykle o moje kolano. Bidulka moja malutka:-(
[IMG]http://img651.imageshack.us/img651/9057/dsc00671ki.jpg[/IMG]

Tak strasznie chciałabym go jeszcze wycałować.

Edited by aneeri125
Link to comment
Share on other sites

[quote name='aneeri125'] (...)
Tak naprawdę to tylko jedno mnie cieszy: mogę z ręką na sercu powiedzieć, że Nodi oprócz tych ostatnich dwóch miesięcy [B]miał cudowne życie [/B]p[B]ełne długich wesołych spacerów,wolności, głaskania, przytulania, pysznego jedzenia, zabaw. Otoczony całą moją rodziną wraz z dziadkami, ciotką i wujkiem miał wszystko co do szczęścia było potrzebne. [/B](....) [/QUOTE]

[B]Aneeri [/B]i to właśnie jest najważniejsze. Nodi dokładnie to wszystko wiedział, że jest kochany, pieszczony, że ma wspaniały dom, że jest ważnym członkiem rodziny. Bardzo podoba mi się ta fotka: [URL]http://www.dogomania.pl/forum/attachment.php?attachmentid=10223&d=1357582736[/URL] , Nodi jest taki jakby wtulony. Pozwól sobie na przeżycie bólu, nawet rozpaczy, masz do tego prawo. Odszedł przecież ktoś, kogo bardzo kochałaś, kto był dla Ciebie megaważny, a Twoja rodzina i Ty byliście dla Nodiego całym wszechświatem. Odszedł bardzo kochany i wiedział o tym ...
Jak wiele psiaków nigdy nie miało i nie będzie miało takiego szczęśliwego życia :-(.
To trudny czas dla całej Twojej rodziny, naprawdę ciężko jest się z tym nieuchronnym pogodzić, wiem... [B]
Aneeri[/B], wspomniałaś o wątku Murzynka. Tak, mnie się też wydają trochę podobni.Te stojące uszka, czarne futerko, a co do tego błysku, to Murzynio jest takim totalnym ADHD ;). Zaglądaj do nas, będzie nam bardzo miło i ... trzymaj się. Pozdrawiam serdecznie :calus:

Link to comment
Share on other sites

To już piąty dzień jak nie ma Nodiego. Mimo to cały czas mam wrażenie jakby był gdzieś niedaleko. Jak ja jestem w pokoju, to on pewnie w kuchni, jak ja w kuchni to on w pokoju, jak go nie słychać w domu to pewnie biega na dworze i tak w kółko.

Tak strasznie wyrzucam sobie to, że za późno zaczęłam szukać informacji o psich chorobach i diagnostyce w internecie. Może gdybym orientowała się więcej w tym temacie to od razu wiedziałabym co robić i oszczędziłabym mu tych stresujących i często bezsensownych wizyt w gabinetach. Łapki tak bardzo trzęsły mu się ze strachu, gdy tam wchodziliśmy. Pyszczek miał taki smutny i tylko spoglądał na mnie swoimi błyszczącymi oczkami, a ja próbowałam go pocieszać.

Jeden weterynarz w ciemno walił w niego tak dużo Furosemidu, że jak przypomnę sobie jak Nodi już bardzo osłabiony wylewał z siebie litry płynów to serce mnie tak strasznie boli. Codziennie przychodził na kłucie, a jemu było coraz gorzej i gorzej. Zataczał się, przewracał, potem już nawet nie mógł wstać tylko pozostawał w pozycji siedzącej i ciągnął się cały przednimi łapkami do przodu ile mógł.
Gdy przyszłam do weterynarza powiedzieć, że z Nodim coraz gorzej i że nic mu nie pomaga to stwierdził, że jemu to już nic nie pomoże, że jego serce to kapeć i że jest zużyty. Zużyty?! Jeszcze dwa tygodnie wcześniej pies skakał, biegał, wyniki miał śpiewające i nagle się zużył, zrobił się apatyczny, nie do poznania. Nie chciał ani powiedzieć jakie leki mu podaje, ani zrobić RTG bo stwierdził, że rentgen go nie uleczy. Nawet nie chciało mu się zrobić mu porządnych badań, tylko wymęczył mi psa.

Pierwsza weterynarz leczyła go po omacku i jak nic mu już nie pomagało to spojrzała na wyniki i stwierdziła, że 20tys leukocytów może być od robaków i poleciła dać tabletkę odrobaczającą(!)Nodi przecież nie miał żadnych robaków.Nie wiem czemu nie protestowałam. Ja wtedy taka nieświadoma podałam mu tą tabletkę, a to takie gorzkie, że Nodiemu ledwo co to przeszło przez gardło z serkiem. Potem już nie chciał przyjmować ode mnie żadnych tabletek. Dopiero ostatni wet jakoś logicznie na to wszystko spojrzał, skorygował leczenie, zlecił RTG. Na koniec przynajmniej myśmy wiedzieli co dolega Nodiemu,a on poczuł się lepiej.

Gdybym ja wcześniej wiedziała to co wiem teraz to Nodi nie przechodziłby takich męczarni przez nich wszystkich.
Specjalnie zrobiłam mu kompleksowe wyniki na wątrobę, trzustkę, mocz, wszystko od A do Z i wet powiedział, że takich wyników to nawet nie jeden szczeniak nie ma. Zęby w dobrym stanie... wszystko, tylko dziwnym trafem nikt nie pokojarzył, że z tego wszystkiego wybija się jedynie liczba [U]20 tysięcy leukocytów, czyli dwa razy ponad normę!Przecież tak olbrzymi stan zapalny powinien od razu alarmować i sugerować raka.[/U] Skoro antybiotyki i leki przeciwzapalne nie pomogły, a wyniki wszystkich organów były ok to dlaczego nikt nie wpadł na to, że to mogą być jeszcze nie badane płuca? Dlaczego nikt przynajmniej nie zasugerował mi zrobić RTG? Nigdy tego nie pojmę. Nigdy! Będę bić głową w mur do końca życia, że sama nie skojarzyłam pewnych spraw, że wcześniej nie poczytałam w internecie na ten temat, że ślepo ufałam weterynarzom.
Gdyby nie to mój Nodi leżał by w domu, od początku przyjmowałby odpowiednie leki i nie cierpiałby tak bardzo.

Przepraszam Cię Nodinku mój kochany za wszystko. Bardzo tęsknię za Tobą i nigdy nie przestanę Cię kochać. :-(

Link to comment
Share on other sites

[B]Aneeri[/B], na pewne rzeczy niestety nie mamy wpływu. Popełniamy błędy, bowiem jesteśmy tylko ludźmi. Przecież gdybyśmy wiedzieli, przewidzieli, co nastąpi, to nie popełnialibyśmy żadnych błędów... Wyrzucanie sobie teraz czegoś nie ma sensu. Przecież chodziłaś z Nodim do weterynarza, który powinien być osobą najbardziej kompetentną, powinien zacząć od zlecenia konkretnych badań i RTG. Leczyli Nodiego po omacku, bo tak najłatwiej :shake:, przykre to tym bardziej, że koszty ponosi nasz przyjaciel. Skojarzenie tych faktów o których piszesz, należało w pełni właśnie do weterynarza. Możesz ostrzec innych przed tymi pseuowetami, choć Nodiemu to już nie pomoże :-(, ale może uratować inne psiaki. Na dogo jest wiele historii takiego beztroskiego :shake: podejścia wetów, trzeba to piętnować. Ty robiłaś co można było, niczego nie zaniedbałaś, podawałaś zaordynowane Nodiemu leki, przecież wierzyłaś ocenie lekarskiej. Nie mogłaś wszystkiego przewidzieć. A Nodi zawsze wiedział, jak bardzo jest ważny i kochany i to jest najważniejsze. Pozdrawiam serdecznie :calus:.

Link to comment
Share on other sites

[B]Aneeri,[/B]nie było mnie trochę, ale zaraz przybiegłam do Ciebie, gdy tylko mogłam. Ma rację Dana: nie możesz obwiniać siebie o zaniedbanie. Nie jesteś wetem. Szukałaś ratunku dla Nodiego wszędzie i tam, gdzie powinny być osoby kompetentne, ale wiesz, ze bywa z tym róznie...
Nodi wiedział,ze jest przez ciebie kochany i otoczony troskliwością. To dla niego było najważniejsze- poczucie bezpieczństwa i Twoje serce.
A cierpienie po odejsciu Przyjaciela to nasz człowieczy los- zwłaszcza tych, którzy ukochali naszych Braci Mniejszych. Trzymaj się.:loveu:

Link to comment
Share on other sites

Tydzień temu dokładnie o tej samej godzinie, 11:55 mój Nodinek wydawał ostatnie tchnienia, był już praktycznie w agonii, a jego oczy patrzyły w jeden punkt, pyszczek miał otwarty.
Leżał na swoim ulubionym kocyku, w miejscu gdzie podczas choroby najbardziej lubił przebywać. :placz:
Ja głupia zamiast leżeć przy nim i go głaskać to stałam obok i szukałam telefonu do weterynarza, żeby go ratować. Chyba nie było już co ratować. Nodi był strasznie niedotleniony, miał od rana siny język i ledwo oddychał. O 12tej już leżałam przy nim, płakałam i krzyczałam żeby mnie nie zostawiał. On już się nie ruszał, ale jeszcze był cieplutki, jakby żył. Próbowałam nasłuchać jego serce, ale nic, głucha cisza. Był taki śliczny, puszysty, mięciutki i kochany, gdy umierał. Ja się urodziłam w styczniu, on umarł w styczniu... Był moim najukochańszym pieskiem. Do tej pory nie mogę uwierzyć, że go nie ma, nie mogę się pogodzić, nie dociera to do mnie. Tak strasznie za Tobą tęsknię Nodi. Wszyscy tęsknimy. Z każdym dniem ból i żałość są coraz gorsze.:-(
Kochamy Cię Nodi!

Dziękuję Wam wszystkim za wsparcie.

Link to comment
Share on other sites

Prawie trzy lata temu straciłam najbardziej ukochanego z kochanych psów.... Pałka. Wiedziałam co mu dolega, był świetnie zdiagnozowany, a jednak nie wygrałam ze starością, ani z chorobami.
Pałek był psem niezwykłym, a mogę to spokojnie powiedzieć, bo do tej pory przez dom przewinęlo mi się sporo ponad setka psów- swoich stałych i tymczasowych. Nie był piękny, nie był grzeczny, ani specjalnie posłuszny. Sprawiał potężne kłopoty. I był najlepszym przyjacielem, jakiego można sobie wymarzyć. Do tej pory każda myśl o nim rodzi ucisk w sercu i łzy.

Ale... żałobę trzeba przeżyć, odpłakać, a jednocześnie nie zamykać sobie drogi do szczęścia. Gdzieś tam jest pies, który potrzebuje właśnie Ciebie i którego Ty potrzebujesz. Może jeszcze nie teraz, ale nie mów sobie- "nigdy nie pokocham innego psa". Daj sobie szansę. Nie porównuj, to nie bedzie taki sam pies, będzie zupełnie inny, ale będzie Cię kochał, a psiej miłości nie da się porównać z niczym.....


[IMG]http://img825.imageshack.us/img825/6404/58534640.jpg[/IMG]

Link to comment
Share on other sites

Piekne i takie prawdziwe. wchodze tu codziennie i płaczę rzem z Toba aneeri125 i każde Twoje słowo przypomina mi odchodzenie moich psiaków. Przeżywam na nowo. i nigdy nie zapomne, ale mam w domu kolejne psiaki. nie raz mam wrazenie, ze zdradzam moje ukochane sunie. ale wiem, jak jestem potrzebna tym, które obecnie są ze mną. moje dziewczynki, ktore umarły dawno, zawsze są i beda ze mną.w snach, we wspomnieniach i w sercu. i wierze, ze spotkamy się kiedyś tam. Wy z Nodim też sie spotkacie na pewno. on już Tam oddycha pełną piersią i choć na pewno też bardzo tęskni za wami, to musimy wierzyc, ze jest mu tam dobrze. a załobę trzeba przezyć, to prawda. nikt tego za nas nie zrobi i od tego nie uciekniemy. bo nie da się uciec od miłości i tęsknoty. nigdy.

Link to comment
Share on other sites

Mijają kolejne dni, coraz więcej czasu upływa od śmierci Nodiego, ale ja wciąż czuję to samo. Co prawda staram się normalnie funkcjonować, ale nie ma dnia, a szczególnie nocy żebym nie płakała i nie głaskała jego zdjęć. Gdyby nie to forum to pewnie pomyślałabym, że coś jest ze mną nie tak, że wariuję bo obserwując zachowanie ludzi z zewnątrz nie jest niczym nadzwyczajnym śmierć ukochanego psa. Mam wrażenie, ze inni dają mi do zrozumienia, że wydziwiam i jestem przewrażliwiona, że przecież to normalne, że psy zdychają. Nienawidzę słowa "zdychać" i mogłabym je użyć co najwyżej w stosunku do ludzi-potworów, którzy krzywdzą innych ludzi i zwierzęta.
Na półce położyłam obrożę Nodiego, którą kupiłam mu całkiem niedawno. Serce mnie boli, gdy na nią spoglądam i wciąż nie mogę uwierzyć, że już nigdy mu jej nie założę. Wiem, powtarzam się, ale po prostu cały czas wszędzie go widzę, cały czas mam go przed oczami, jakby właśnie koło mnie był. Czuję w dłoniach jego futerko i pyszczek. Tęsknie strasznie, serce boli i boli i to dosłownie, nie w przenośni. Nie mogę się za bardzo na niczym skupić, o nauce już nie wspomnę. Chyba pierwszy raz w mojej uniwersyteckiej "karierze" będę mieć warunek. Wiem, ze tak nie może być, że trzeba jakoś żyć, iść do przodu, ale bez Nodiego to nie takie proste.
Teraz powroty do domu będą smutne. Zawsze oglądając jego zdjęcia na telefonie, uśmiechałam się i cieszyłam, że jak wrócę to moje maleństwo będzie na nie czekać, a teraz wszystko się zmieniło. Jest ciężko. Nodiego już nie ma i nie będzie, ale te słowa wydają się być tylko słowami nie mającymi nic wspólnego z rzeczywistością. Mam wrażenie, że tkwię w jakimś koszmarze sennym, z którego nie mogę się obudzić i cały czas czekam na pobudkę.
Dobrze, że chociaż tutaj mogę się wygadać i nikt nie uzna mnie za kretynkę.

[IMG]http://img204.imageshack.us/img204/5398/dsc00668o.jpg[/IMG]

[IMG]http://img84.imageshack.us/img84/581/zdjcie0475c.jpg[/IMG]

[IMG]http://img801.imageshack.us/img801/1048/zdjcie0017ia.jpg[/IMG]

Edited by aneeri125
Link to comment
Share on other sites

[quote name='aneeri125'] (... )
Dobrze, że chociaż tutaj mogę się wygadać i nikt nie uzna mnie za kretynkę. [/QUOTE]

[B]Aneeri[/B], bo tutaj na dogo jest więcej takich "kretynów" ;). Strata ukochanej istoty to bardzo traumatyczna sytuacja i nikt się nie powinien spodziewać, że potem tak po prostu otrzepiesz się i zapomnisz. Taka strata boli bardzo długo. Wiem co mówię, bo też to przerobiłam :-(. Nodi był dla Ciebie Twoim niezwykłym, jedynym, ukochanym kudłatym szczęściem, Twoim wspaniałym psem i takim będziesz zawsze Nodiego pamiętać. A na płacz sobie pozwól, to pomaga. Przytulam :calus:.

Link to comment
Share on other sites

"Pies rani człowieka tylko raz. Kiedy odchodzi." święta prawda :-(

Psiaki to takie anioły, które przychodzą na chwilę, by nauczyć człowieka dobra. I to bardzo niesprawiedliwe, że odchodzą tak szybko, ale swoją śmiercią też nas czegoś uczą. I nie wszyscy mają okazje doświadczyć w życiu takiej lekcji, takiej przyjaźni. A Tobie się ten cud przytrafił. Masz teraz w niebie takiego aniołka stróża, który nad Tobą czuwa! On Cię na pewno słyszy i widzi i pewnie jest nawet bardzo blisko, pilnuje Cię jak zawsze!

Link to comment
Share on other sites

Dziękuje Wam bardzo.

Tak jak mówicie pewne jeszcze długo nie dojdę całkiem do siebie. Czuję cały czas to samo co opisywałam wcześniej - smutek, żal, ciężar na duszy, pustkę i samotność. Codziennie myślę i wspominam Nodiego. Chyba najbardziej żałuję tego, że nie był jeszcze aż tak bardzo stary, jeszcze 2 miesiace przed śmiercią był pełen wigoru i życia. Wszystkie organy oprócvz tych nieszczęsnych płuc miał w bardzo dobrym stanie. Wydaje mi się jakby dla niego ta nagła choroba i pogorszenie stanu zdrowia też była takim niespodziewanym ciosem. Czasami jak na niego patrzałam to widziałam, że mu ciężko się z tym pogodzić, że chciałby tyle zrobić, a nie może. W ostatnich jego chwilach widziałam w nim to samo. Dosłownie widziałam, że on nie może się oswoić z tym co się dzieje.
Czasami pies jest już naprawdę stary i od miesięcy, a nawet lat niedomaga z wielu różnych powodów.Wtedy choroba często jest jakby kolejnym etapem zakończenia jego życia i pies od dawna to wyczuwa. Widać po nim, że szykuje się do ostatniej drogi. U mojego Nodiego było inaczej. Dosłownie z dnia na dzień zrobił się z niego wrak. I te jego smutne oczy. Chyba tak naprawdę z tym mi jest się najtrudniej pogodzić. Był w pełni sprawny fizycznie i psychicznie, po jego oczach mogłam odgadnąć wszystko, a tu nagle po prostu zaczął się dusić i nikt nie mógł nic na to poradzić. To jest najgorsze.

Moniek193, z całego serca kibicuję Lukasowi. Śledzę jego wątek i mam nadzieje, że mu się powiedzie.

Link to comment
Share on other sites

Dzisiaj minęły równe dwa tygodnie. Nodiego nie ma, a u nas dokładnie o tej samej godzinie kiedy on umierał paliło się pomieszczenie gospodarcze na posesji. Wiele cennych rzeczy i dorobek życia moich dziadków spłonęły! Ta sama godzina, ten sam dzień tygodnia. To chyba jakaś czarna seria...
Strasznie tęsknimy za naszym Nodim, pustka, pustka, pustka i smutek...

Link to comment
Share on other sites

aneeri125, trzymaj się. Czarna seria musi mieć swój koniec. Ten pożar...?
Smutek z czasem ustąpi miejsca wspomnieniom tym dobrym, bo przecież takich masz mnóstwo związanych z Nodim. Pustka będzie boleć długo. Taki nasz człowieczy los. Niech pokrzepieniem będzie dla Ciebie myśl, że Nodi był prawie do końca pełen zycia, nie umierał powoli, po trochę, nie cierpiał bez ratunku, poddawany coraz to nowym sposobom leczenia...
Był otoczony miłoscią i troskliwością przez Ciebie.
My tutaj jesteśmy z Tobą, chociaż nie zawsze piszemy.

Link to comment
Share on other sites

[quote name='danka4u1'] (...)
[SIZE=2][FONT=times new roman][SIZE=3]My tutaj jesteśmy z Tobą, chociaż nie zawsze piszemy.[/SIZE][/FONT][/SIZE][/QUOTE][SIZE=2][FONT=times new roman][SIZE=3]
Zaglądam często do Ciebie i Nodiego. Ból takiego rozstania jest głęboki, wiem... [B]Aneeri[/B], pozdrów dziadków od dogomaniaków.
Gdzieś w necie znalazłam taki wiersz, wydaje mi się taki adekwatny ...

[CENTER][CENTER][COLOR=black][FONT=Times New Roman]Stoję przy Twoim łóżku, przyszedłem chociaż zerknąć
widziałem jak płakałaś i ciężko Ci było zasnąć
zapiszczałem cichutko gdy ocierałaś łzę z policzka
"to ja" nie zostawiłem Cię, jestem tu i czuję się dobrze
byłem przy Tobie gdy jadłaś śniadanie, gdy nalewałaś herbatę
zamyślona sięgałaś dłonią w pustkę by mnie pogłaskać
byłem przy Tobie gdy stałaś nad moim grobem i delikatnie go pielęgnowałaś
chciałem Cię zapewnić, że ja tam nie leżę
teraz jest możliwe żebym był stale blisko
i mogę Cię zapewnić, że nigdzie nie odszedłem
siedziałaś bardzo cicho i nagle uśmiechnęłaś się jakbyś wiedziała
że tego cichego wieczoru jestem obok Ciebie
dzień się skończył, uśmiech znikł, ziewasz
dobranoc, zobaczymy się rano
kiedy przyjdzie czas i przekroczysz tęczowy most, spotkamy się po drugiejstronie
pobiegnę do Ciebie co sił w łapach i zawsze będziemy razem
chciałbym Ci pokazać tyle rzeczy, jest tyle miejsc do zobaczenia
bądź cierpliwa, dokończ swoją podróż, a potem wróć do mnie - do domu..." [/FONT][/COLOR][COLOR=#3e3e3e][FONT=Times New Roman]

[/FONT][/COLOR][COLOR=black][FONT=Times New Roman]Ja płaczę...........[/FONT][/COLOR][/CENTER]
[/CENTER]
[/SIZE][/FONT][/SIZE][SIZE=3]
[/SIZE]

Link to comment
Share on other sites

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.


×
×
  • Create New...