Jump to content
Dogomania

Niech przemówią ludzkim głosem: moje zwierzaki


Recommended Posts

Marcus nie żyje, po tamtym incydencie żył jeszcze miesiąc. Był coraz słabszy, nowotwory rosły, guz w sercu też. Najgorsze jest, kiedy pies odchodzi w bardzo złym stanie. Czasem jest to nieuniknione, bo pogorszenie następuje nagle i szybko. U Marcusa tak nie było, pojechałam na kontrolę. Po badaniu mogłam go jeszcze zabrać na kilka dni, ale po co było przedłużać cierpienie, bardzo złe samopoczucie? Miał pięć lat domu: spacery, wycieczki, zabawki, dobre jedzenie, naszą miłość. My mieliśmy go tylko pięć lat, trzeba to przeżyć, żeby zrozumieć ludzi, którzy nie chcą brać starszych psów, teraz to rozumiem, ale i tak uważam, że trzeba to robić, nie dla siebie, dla nich. Marcus wydawał mi się młody, pełen życia te pięć lat temu, chociaż oceniano go na 10 lat. Kiedy zobaczyłam, że coś się  z nim dzieje, doznałam szoku: już, tak prędko??? Drugiego takiego psa nie będę miała, zresztą nie szukam, mam dosyć pracy z tymi, które niejako "muszę" zabrać ze schroniska. Nie mam czasu na dalekie wycieczki, spacery wielogodzinne do parku. Zycie zmienia się, ale nie wchodzi się drugi raz do tej samej rzeki...

 

Link to comment
Share on other sites

W schronisku był Colins, owczarek szkocki, szczypał ludzi po butach, nie dawał sobie nic zrobić. Pogryzł kilka osób. Znalazłam mu wspaniały dom, walczyłam o ten dom długo. W tydzień po adopcji okazało się, że Colins zapadł na ropne, zachłystowe zapalenie płuc z powodu porażenia krtani na tle neurologicznym. Musiał to już mieć w schronisku, leczono go na babeszjozę(???), kaszel kenelowy (???), nie rozpoznano przyczyny choroby, kiedy całe legowisko miał mokre od wykrztuszanej pienistej śliny.

Kilka dni był w lecznicy, pani wydała 1500zł na leczenie, czekało ją dalsze 750 za wizyty z zastrzykami. Sama na kilka dni poszła do szpitala z powodu kręgosłupa. Zadzwoniła i powiedziała: "pani Wando, wymiękłam". Colins nie mógł wrócić do schroniska, był w ciężkim stanie, zabrałam go do siebie. Robiłam zastrzyki (przywiązywałam do klamki na smyczy i robiłam w pupę zanim się odwinął, bo nawet założenie kagańca jest problematyczne). Wyszedł z choroby, chociaż "rokowania są złe". Na nim zrozumiałam, co to znaczy "psy ozdobne i do towarzystwa". Colins jest psem ozdobnym, ale zupełnie nie do towarzystwa. Wprawdzie mogę go głaskać, dotykać, przychodzi sam i ociera się o mnie jak krowa o stodołę, ale to wszystko. Ludzie na ulicy zachwycają się "Lassie", czy Polak, czy Amerykanin znają tę książkę. Na dodatek Colinsowi wysiadają tylne nogi, a jest duzym psem. Kiedyś rozpłaszczył się na schodach w metrze. No cóż, nikt nie mówił, że będzie fajnie... Na ulicy odsuwam się od ludzi, bo wszyscy chcą go głaskać, może powinnam przywiązać sobie żółtą wstążkę, ale kto to zrozumie? I tak sobie żyjemy...Na zdjęciach jeszcze z Marcusem i Samurajem

2016-08-11 16.08.26 - Kopia.jpg2016-08-11 13.51.22 - Kopia.jpg2016-08-11 14.38.45 - Kopia.jpg

.2016-08-18 00.16.19 - Kopia.jpg

Link to comment
Share on other sites

Kilka dni po Marcusie odszedł Samuraj.

Od miesiąca chodził już na bardzo krótkie spacery, bo sprawiały mu one trudność. Miał duszności, potem, stopniowo dołączyły się problemy z kręgosłupem i stawami. Zmiany zwyrodnieniowe (może nowotworowe) szybko postępowały. Cały czas (z przerwami) Samuraj był na sterydach i lekach przeciwzapalnych i przeciwbólowych. Jeszcze tydzień wcześniej byliśmy na kontroli i wydawało się, że silniejsze zastrzyki pomogą. Niestety w poniedziałek Samuraj nie mógł już wstać. Operacja kręgosłupa??? To nie miało sensu z jego przeszłością i przyszłością onkologiczną, guzem w płucach i chorym sercem. W domu jedynie po zastrzykach z tramalu spał względnie spokojnie, ale nawet ten lek nie zniósł bólu, bo przecież znieść nie mógł ucisku na rdzeń kręgowy.

 
Podjęłam decyzję-tę ostateczną- bo ostatnie kilka dni to dla niego, poza snem, musiała być męka. 
Samuraj był w schronisku gryzący i nieobsługiwalny, w domu niewiele się zmienił, trzeba było postępować z nim jak z jajkiem-trzymać ręce daleko od pyska, chociaż dawał się głaskać, a nawet domagał się pieszczot. Odganiał inne psy przy posiłkach, rzucał się na nie, szczekał, kiedy coś mu się nie podobało, "wylizywał" cały dom z jadalnych resztek, na ulicy zżerał co popadło z papierami i torebkami włącznie. Trudny (może nie wychowany przez poprzedniego właściciela, który go w końcu porzucił w schronisku) pies. Nie myślałam, że będę tak płakać, kiedy wiozłam go do lecznicy. 
Samuraj chciał żyć-ale życie wieczne nie jest-dla nikogo.
Taki był Samuraj w najlepszej swojej formie i taki w ostatnich dniach, a z jego charakterem było to nie do przyjęcia, zresztą za bardzo cierpiał.2016-04-10 16.19.51 - Kopia.jpg2016-08-23 23.02.46 - Kopia.jpg

 

Link to comment
Share on other sites

Dwa tygodnie temu byłam na kontroli z Pudlikiem. Ot, tak, po leki na serce. Dr przyłożył kontrolnie głowicę od usg...i następnego dnia Pudlik miał operowany rozpadający się już guz na śledzionie. Przy okazji, na moja prośbę, prof. Galanty go wykastrował. Pudlik  źle znosi narkozę, ale udało się. Kilka dni wcześniej Pudlik był jakby mniej ruchliwy, a ja myślałam że z powodu braku karsivanu. Dobrze mieć tak skrupulatnego, wnikliwego i doświadczonego lekarza! Za parę dni  Pudlika nie dałoby się uratować. 

W środę Olenka miała operację drugiej listwy mlecznej. Ma okropne obrzęki i krwiaki, ale czuje się dobrze.

Porter coraz gorzej chodzi, spondyloza postępuje, na spacerach muszę go podtrzymywać, bo potrafi zaryć nosem w chodnik.

Kola, jak to Kola-boli go wszystko cały dzień, tylko do jedzenia pierwszy tańczący.

Szafirek przesypia 22 godziny na dobę poza spacerami. Nie bardzo nawet chce wychodzić, ale nigdy nie załatwia się w domu, więc musi.

2016-09-16 23.28.22 - Kopia.jpg2016-08-20 20.47.48 - Kopia.jpg

Ostatni nabytek- Berbeć. Jego historia na fb, tutaj za jakiś czas.

Link to comment
Share on other sites

Berbeć w schronisku był psem-męczennikiem. Przeszedł zespół przedsionkowy, nie rozpoznano go i leczono luminalem na padaczkę. Po konsultacji na sggw (gdzie prawidłowo go zdiagnozowano) DALEJ dawano mu luminal. Potem trafił na geriatrię, słabo już chodził, jego stan pogarszał się, Miał skrzywioną głowę, ledwie trzymał się na nogach. Pewnego razu zrobił mu się guz na udzie. W guzie pogmerała lekarka igłą i zaczęło się: stan zapalny z dnia na dzień zrobił z guza jajo indycze. Psa postanowili uśpić, chociaż wezwany wieczorem chirurg zdecydował się go zoperować. Więc go zabraliśmy do lecznicy, gdzie miał operację, a potem zabrałam go do domu. Miałam nadzieję, że odżyje, troszeczkę chociaż utyje. Dostawał gotowane jedzenie, chodził na spacery, niestety załatwiał się dopiero po powrocie... Pewnego wieczora, po zjedzeniu kolacji, zaczął puchnąc w oczach. Natychmiast zawiozłam go do kliniki. Miał skręt żołądka. Operacja, rekonwalescencja...31 października zasłabł, lekarze nie zdołali go uratować. Prawdopodobnie jakiś skrzep doszedł do mózgu. Nie nacieszył się domem, nieszczęsny, umęczony złym leczeniem w schronisku pies. W ciągu dwóch lat z rozkosznego Berbecia stał się wrakiem.

 

2016-05-11 13.20.48 - Kopia.jpg2016-09-18 14.46.09 - Kopia.jpg2016-09-20 11.55.36 - Kopia.jpgkopia.jpgkopia1.jpg

Historia Berbecia na fb: 

 

Link to comment
Share on other sites

Ciociu  sciskam tulinkam Podobny obraz

 znam to wszystko cierpienie 

 wszyscy znamy

 zegnajcie lapenki kochane cudne

 juz tam z moja gwiazdenka  ajcudowniejsza na swiatunio caly

wszystkie razem bieguniaja i wcinusiaja ile sil

 i patrza  na nas

 i sile beda slac nam tutaj

abysmy jeszcze zyc i pomagac mogli tu na ziemi naszej

 na ktorej czlowiek jest okrutnikiem najwiekszymi Podobny obraz

Link to comment
Share on other sites

  • 4 weeks later...
  • 1 month later...
  • 3 weeks later...
  • 1 month later...
  • 3 weeks later...

Za każdym razem, kiedy w moim domu odchodzi pies, myślę sobie: teraz już będzie ich coraz mniej, bo i siły nie te, i czasu na nic innego nie starcza. No i tak jest, dopóki  w schronisku nie ma żadnego, którego powinno się wziąć i  czekać już nie można. Tak było z Florkiem, wyjątkowo kundlowatym kundelkiem, któremu zoperowano przepuklinę miednicową i którego stan gwałtownie się pogorszył. Ponieważ "zwerbowałam" do schroniska swojego lekarza (kardiologa i geriatrę), który diagnozuje psy schroniskowe jeden dzień w tygodniu, więc prosiłam, żeby jego też obejrzał. Florek miał ciężkie zapalenie krtani, lekarz zalecił antybiotyk i, jeżeli nie będzie poprawy, sterydy. W schronisku oczywiście leki podano dopiero na drugi dzień, ale za to wszystkie naraz: na serce, antybiotyk, wykrztuśne, sterydy, na kaszel...a w rezultacie zabrałam psa tak strasznie chorego, że cała rodzina przez tydzień podskakiwała wstrząsana jego kaszlem. Florek miał śrut w szyi, spondylozę i guz w płucach. Po ataku bólu w szyi dostał sterydy, ból ustąpił, za to Florek zwariował: zaczął szczekać bez przerwy i gryźć inne psy. To w ogóle był trudny piesek: na jedzenie rzucał się jak wariat, potem przeszukiwał kąty, nakręcony tym sterydem no i szczekał monotonnym głosem: hau hau, hau. Od jakiegoś czasu na spacerze kaszlnął, potem dołączyło się kaszlnięcie w domu. Dwa tygodnie temu w sobotę zaczęły się ataki intensywnego kaszlu, myślałam, że powtórzyło się zapalenie krtani. Owszem, było zapalenie górnych dróg oddechowych, ale głównym powodem tego stanu był rozrastający się guz w płucach, umiejscowiony tak, że powodował ucisk na oskrzela. Florek dostał leki, potem steryd. W czwartek w nocy prawie nie zasypiał, tak męczył go ciężki kaszel. Był już bardzo słaby, nóżki się pod nim uginały. Wieczorem pojechaliśmy do lecznicy. Nie był już ratunku. Guz miał siedem centymetrów i zapewne wszedł w stan aktywności.

 

17097437_614223835438347_1520776553376994765_o.thumb.jpg.e30ed54af3853077881a633214ef728b.jpg

Link to comment
Share on other sites

W listopadzie wzięłam też do domu Pinokia, malutkiego pieska, którego nikt nie chciał, mimo "pokazywania" go wszystkim odwiedzającym geriatrię. No może mógł jeszcze zaczekać... Pinokio ma lekko uszkodzony kręgosłup, nie obciąża jednej nogi, może był bity? To też trudny piesek, a może poszkodowany przez poprzedniego właściciela? Długo trwało, zanim zrozumiał, że nic złego nie chce mu zrobić dotykając go, ubierając itd. Na początku gryzł jak wściekły i mimo braku wielu zębów potrafił dotkliwie ukąsić. Jednocześnie od pierwszego dnia śpi na moim łóżku razem z Karuskiem, przeraźliwie piszczy z radości, kiedy wracam do domu, jakby nie widział mnie sto lat. Potrafi zaatakować innego psa, który zbliży się do mnie i niejeden raz ratowałam go z opresji. Jako "zadośćuczynienie" chodzi grzecznie przy nodze, chociaż rzuca się na przechodniów. Piesek "jednego właściciela".

15129519_563834837143914_3055497846547432377_o.thumb.jpg.754fce293f25ba6125ef493e3fe8585d.jpg15774899_584621061731958_8439750577351579142_o.thumb.jpg.eb0cb2a84bf58d3da58c34f5055a8373.jpg15110484_562658220594909_1167009538784940661_o.thumb.jpg.6dbfc8635f39adabeaea19103e7df42e.jpg

Link to comment
Share on other sites

W grudniu przez tydzień, aż do śmierci, był u mnie Trop, zaadoptowany z Palucha rok temu przez starszą panią. Nie bardzo poradziła sobie na koniec, pies był ciężki, a ona nie uważała za konieczne zabrać go do lecznicy chociażby taksówką. Był okropnie brudny i zaniedbany, na głowie miał sączący się ogromny kaszak, ale kres jego życia po prostu nadszedł, nie mógł już chodzić, kręcił się w kółko, z trudnością jadł. Niestety szpital i leki nie postawiły go na nogi.15577979_580133622180702_3166080989884167678_o.jpg.542a1bb28072fd26d5a8f7b929c122ed.jpg

Link to comment
Share on other sites

Od ponad miesiąca jest u mnie Roki. W schronisku wsadził łapę pod pręty i szarpał się cała noc, potem przestał chodzić. Chcieli go uśpić. Zabraliśmy go do lecznicy. Zrobiliśmy wszystkie badania. Ma dwa mosty kostne i kilka wysyniętych dysków, ale na lekach przeciwbólowych lub sterydach jakoś chodzi, po domu sam, na spacerach na "pętelkach". Trudność sprawia mu wstawanie, wtedy jęczy i piszczy, muszę go podnosić. "Gubi" kupy, chociaż jakoś poza legowiskiem, przez pierwszy tydzień w ogóle nie robił siusiu, trzeba go było wyciskać lub  cewnikować. Do tej pory uważałam, że miłosiernie jest zaopiekować się chorym na nowotwór psem. Teraz wiem, co znaczy zaopiekować się NIECHODZĄCYM psem-ze spondylozą, dyskopatią i spondyloartrozą. Fizycznie to męka-Roki waży 30 kg. psychicznie też, bo tak naprawdę podejrzewam, że sprawia mu ogromny dyskomfort to, że sam z trudnością wstaje, że nie może załatwić się kiedy chce, bo sam nie ukucnie. Na pewno nie cierpi z bólu, na to bym nie pozwoliła, na spacerach wącha i zachowuje się jak zdrowy pies. W domu musi być tam, gdzie ja (o ile nie śpi). Aaa, zapomniałam dodać, że nie widzi i słabo słyszy... Szczeka przeraźliwie na inne psy i pewnie by je atakował, gdyby mógł. 

Link na fb https://www.facebook.com/events/243035942798179/16992125_611557662371631_8794081702337793755_o.thumb.jpg.39bdb54806df26c89ad4a2fe0e67c324.jpg16835860_610332272494170_4123873613952572230_o.thumb.jpg.daf19d42473d7a7638b019a4319f52ab.jpg

Link to comment
Share on other sites

Mała Giselle (pies mojej córki) miała operację: wycięcie guzka i trzech sutków, jakiego uchyłka pochwowego i przepukliny pępkowej. Została też wysterylizowana. Wreszcie udało nam się wysterylizować kotkę Klarę, do tej pory zawsze dostawała cieczki, kiedy chcieliśmy ja zapisać.58c2efe36b647_2017-03-0912_45_27.jpg.d1f7d300c4ffab6c47a65ddbce82392e.jpg

Link to comment
Share on other sites

  • 3 weeks later...

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.

×
×
  • Create New...