Jump to content
Dogomania

Niech przemówią ludzkim głosem: moje zwierzaki


Recommended Posts

  • 3 weeks later...
  • 1 month later...
  • 3 weeks later...

Pod koniec grudnia zabrałam do lecznicy ze schroniska Samuraja, skrzyżowanie jamnika szorstkowłosego z pudlem, który wg oceny wetów miał wodobrzusze (no tak, ważył 20 kg.) i chore serce. Nie pozwalał się dotknąć, więc jako "nieobsługiwalnego" (gryzł jak buldog) zostawiono samemu sobie, mimo epikryzy sggw, że obraz  serca nie jest zły, i nie odpowiada stanowi klinicznemu psa. Samuraj ledwie łaził, dyszał, cały był zalepiony brudem i kupami. Postanowiłam go wykąpać i trochę wystrzyc. Robiłam to trzy godziny i stwierdziłam potem, że może zabiorę go od razu do lecznicy, bo tak wymęczony przeze mnie gotów umrzeć w nocy w schronisku. I co powiecie? Ani kropli wody w brzuchu, a na pękniętej śledzionie rozpadający się guz! 30 grudnia przeszedł operacje usunięcia śledziony z guzem, oplecionych siecią zrostów. Wycięto mu też kaszak z głowy, wątroba wyglądała bardzo źle. Potem okazało się, że zawiera wiele ognisk gromadzenia krwi, więc rokowania nienajlepsze. Samuraj ma też zmiany nowotworowe w płucach, na razie w miarę stabilne. Ostatnio jest jakiś słaby i ociężały, ale nie widać bezpośredniej przyczyny. Kiedy muszę coś mu zrobić, zakładam mu kaganiec i chociaż ciska się, warczy i wystawia zęby, jakby miał zagryźć na śmierć, to jakoś sobie radzimy. Przy jedzeniu w Samuraja wstępuje diabeł. Wtedy zagryzłby każdego w pobliżu: psa, człowieka. Dostaje w łazience z miski z kołeczkami, żeby jadł wolniej. Myślę, że ktoś drażnił się z nim jedzeniem, dawał, odbierał itd. Zresztą został oddany po paru latach od adopcji, bo właściciel nie chciał go leczyć. Samuraj w schronisku, w lecznicy i po operacji.

2cxcea1.jpg  51oi7k.jpg  29didso.jpg

Link to comment
Share on other sites

Robert miał być siódmym, zaplanowanym psem. Samuraj to przypadek, a Romek... Pewnej środy opiekunka powiedziała: Romek to już chyba długo nie pożyje, jest taki słaby.. Romek-piękny (kiedyś), kudłaty rudy pies, z przerwami  dziesięć lat w schronisku, dwa razy zwracany. Na geriatrii od dłuższego czasu. "Od zawsze" miał wyciek z nosa, w schronie to się nazywa "glut" (fuj!!!). Zabrałam go do lecznicy, miałam odwieźć po dwóch dniach. Epikryza: wyciek zawiera florę fizjologiczną (, zbadane też na sggw, po co więc w schronie traktowali psa antybiotykami latami???), zmiany śluzówki nosa i krtani, zły stan zębów, spondyloza, zmiany kostne i -nowotwór złośliwy wątroby-rak. I co byście zrobili??? Zawieźć go z powrotem do "boksu" na dalsza poniewierkę? 

Myślałam, że wrócę z nim metrem, dostałam psa rozpłaszczonego na podłodze, który nie mógł wstać. Zamówiłam taksówkę. Pierwsze dni były straszne-myślałam, ze Romek już umiera. Nie chciał jeść, leżał jak nieżywy. Odkryłam, że je suche, po ziarenku mu dawałam. Jakoś się podniósł, chodził na coraz dłuższe spacery, zaczął być aktywny w domu. Goni koty i "smyra" po uszach inne psy, które nie wiedzą, o co mu chodzi.

Guz można usunąć, chociaż to i tak będzie leczenie zachowawcze, a być może nie będzie mógł być wycięty, bo jest w prawym płacie, tam, gdzie wchodzą naczynia krwionośne. Przedtem należało zrobić zęby.

Znalazłam bliski termin na Żoliborzu.  Pani doktór powiedziała: "proszę przyjechać po psa za półtorej godziny". Trochę się zdziwiłam, bo w Elwecie odbiera się psa wieczorem i zapytałam:"jak to, tak szybko pani wszystko zrobi?". Romek miał mieć znieczulenie wziewne jakimś nowym bardzo dobrym środkiem. Kiedy wróciłam, już był wybudzony, ale dziwnie oddychał, jak ja, kiedy zapomnę leków na astmę. Miał zaciśnięty pyszczek. Zapytałam, czemu tak oddycha, pani anestezjolog powiedziała, że pewnie w gardle ma zaschnięta flegmę, ale nic się nie dzieje, osłuchała go i poszła do domu! Nadal jednak byłam zaniepokojona i pytałam, co się dzieje. Wtedy pani doktór postanowiła zrobić mu rtg, bo może ma coś w płucach. Kiedy go zdjęła, Romek zrobił parę kroków i wtedy zobaczyłam, że puchnie w oczach w okolicach brzucha!
No i się zaczęło! Znieczulenie, pies na stół, rury do gardła, żeby wypuścić powietrze z żołądka, kroplówka, jednym słowem pełna reanimacja. Okazało się, że nastąpiło ostre rozszerzenie żołądka. Gdyby czekał na mnie samochód i zabrałabym go natychmiast do domu, pewnie już by nie żył. Nie zdążyłabym dojechać nigdzie do lecznicy. Takie przypadki zdarzają się bardzo rzadko, ale dlatego psa nie powinno wydawać się do domu w przeciągu kilku godzin po zabiegach. Jednym słowem: zupełny brak profesjonalizmu. Na dodatek mój lekarz był mocno zdziwiony, że tylko oczyszczono zęby i wyrwano jeden jedyny. On widział tam dużo więcej do roboty.

Cóż, teraz czeka nas operacja. Romek czuje się lepiej, po oczyszczeniu zębów je chętnie gotowane, chodzi na spacery i sygnalizuje, ze chce na dwór. Właściwie załatwia się poza domem. Widać jednak, że jest już bardzo starym psem, jest trochę "nieobecny", włazi w miskę z wodą, z której pił. 

Watek na fb: https://www.facebook.com/events/1663560623858838/

Robię bazarek, muszę zebrać pieniądze na operację.

2rmv2nd.jpg  2lv0dnq.jpg  2qi4ry8.jpg

Link to comment
Share on other sites

A Robert czuje się mniej więcej dobrze, są dni, że nie może wstać, wtedy jęczy i krzyczy. Daję mu środek przeciwbólowy, ale nic mocnego, bo nerki marne. Co kilka dni kroplówka dla oczyszczenia. Na szczęście ładnie ja znosi, nie to co Romek, którego muszę trzymać cały czas. Załatwia się na podkłady i do miseczki. Jest to tak komiczne, że wklejam zdjęcia:

262r02w.jpg  308dy69.jpg 

Kola miał ostre zapalenie trzustki, było podejrzenie nowotworu, myślałam już, że będę żegnać kolejnego psa. Cały czas borykam się z jego uszami, zarośniętymi polipami. Czyszczę je codziennie i zastanawiam się nad operacją, podobno bardzo traumatyczną...

2wg96jr.jpg  kbrgvd.jpg

A Bursztynek??? Ten wszystkożerca ukradł mi torbę, zaciągnął na posłanie i zeżarł gorzką czekoladę firmy Wawel, która kupiłam dla podtrzymania moich gasnących w tym wszystkim sił. Nawet nie miałam siły jej zjeść, wiec poczęstował się Bursztyś. Zorientowałam się po północy, kiedy Samuraj obrabiał puste opakowanie. Przypomniałam sobie wtedy, że odebrałam torbę Bursztynkowi, ale nie pamiętałam o czekoladzie. Na płukanie żołądka było za późno. Trzy dni kroplówek, dwa badania krwi, było poważnie, bo nawet Grudziński kiwał głową. Ale nie dla psiunka! On wesoły i zdrowy traktował pobyt w szpitalu jak karę. Na którą zresztą zasłużył. Nic mu się nie stało, zapewne czekolada  była oszukana...Bursztyś zimowy, czyli zarośnięty:

11l0lqg.jpg  258yt54.jpg

  • Upvote 1
Link to comment
Share on other sites

2u7nhvb.jpg  s2ec0o.jpg  2vw6zx2.jpg

Czternastoletni Pimpuś..............................................Klara łobuzica............................................................cd.

xlcz05.jpg  n6vyue.jpg  2exbocz.jpg

Szafirek.....................................................................Karusek....................................................................Poranne powitanie na moim łóżku............................

  • Upvote 1
Link to comment
Share on other sites

Romek nie będzie miał operacji. We wtorek na usg. okazało się, że na nerce już są spore guzy. Czyli przerzuty, operacja nie ma więc sensu. W czasie badania Romek okropnie się wyrywał, zaczął dusić, wylądował pod tlenem. Potem czuł się marnie, nie wiem, może badanie poruszyło kręgosłup, albo ból nerek wzmógł się. Zrobiłam mu ostrą kurację przeciwbólową-tramal + pyralgina (działają inaczej). Dziś już jest lepiej, ale dla odmiany Romek chrząka, jakby coś miał w gardle. Codziennie jakieś atrakcje! Spacerki w 1/4 dziennej porcji, czasem muszę go zanosić do domu na rękach (15kg.) Tak Nutusiu, lektyka by się przydała! A najlepiej pokojówka, lokaj i kierowca. Wtedy ja mogłabym zająć się wyłącznie pieszczeniem piesków, czesaniem i spacerkami. No i jeszcze bogaty mąż do utrzymania, przymrużający oko na fanaberie żony!

j5knr4.jpgRomek po badaniach.

Link to comment
Share on other sites

Wczoraj wieczorem Romek zasnął. Od kilku dni na spacerach chodził bardzo wolno, w domu pokładał się na podłodze, nie mógł sobie znaleźć miejsca, w nocy wstawał. Chwilami się dusił i nie wyglądało to tylko na nieżyt śluzówek, musiało coś dziać się w gardle-nosie. Widać było, że go boli brzuch-wątroba i nerki mimo podawanego tramalu. Od dwóch dni nie chciał już jeść, karmiłam go z ręki. Nie chciałam zawozić go do lecznicy dopiero wtedy, gdy będzie wył z bólu, to byłoby nieludzkie. 
Romek zasnął spokojnie i szybko, był już bardzo słaby.

Romku kochany, byłeś u mnie niespełna dwa miesiące, miałeś dom, ale z powodu choroby nie mogłeś się nim cieszyć. Myślałam, że doczekasz wiosny i dłuższych spacerów w słońcu. Żegnaj!

Romek zmarnował w schronisku dziesięć lat swojego życia! Ludzie są potworami, nie ludźmi i nie zasługują na miłość i przywiązanie zwierząt.

A taki Romek był kiedyś, co robili przez 10 lat jego wolontariusze???

http://www.youtube.com/watch?v=NVuiGhFm8js

 

 2je5o9c.jpg  b7f9lh.jpg

 309ufrn.jpg  335b8k3.png

...........................................................................................Ostatnie zdjęcie: tak kiedyś wyglądał Romek............................

    


 

Link to comment
Share on other sites

Cytuj

Romek zmarnował w schronisku dziesięć lat swojego życia! Ludzie są potworami, nie ludźmi i nie zasługują na miłość i przywiązanie zwierząt.

 

wstydzę się ,że należę do tego samego gatunku co podejrzewam 50% społeczeństwa 

Romuś, śpij kochana psinko 

Link to comment
Share on other sites

W piątek napisałam na fb:

"Robert umiera. Zabrałam go do domu-na dzień? dwa? trzy? Niech poleży jeszcze na swoim legowisku, niech popatrzy na mnie. Potem...
Jest bardzo słaby, z trudnością się porusza, ale jak zawsze wpatrzony we mnie, usiłuje chodzić z nosem w mojej nodze. I już nie może. 
Oprócz kręgosłupa w strasznym stanie ma anemię, nerki przestają pracować. Erytropoetyna nic by nie dała, trzeba by przetaczać krew i robić codzienne dożylne kroplówki. Nie będę go męczyć dalszym pobytem w szpitalu albo codziennymi dowozami, kłuciem itd. 
Zrobiłam mu zdjęcie, to ostanie-leży sobie na własnym posłaniu, w cieple. Mogę go tylko głaskać.
Płakałam całą drogę do lecznicy i do domu, ale nie mogłam uśpić go od razu. Myślałam, że dam mu dom na kilka lat i znów okazało się, że jestem tylko hospicjum. Mój Robek kochany, wpatrzony we mnie, jeszcze jest..."

O północy tego samego dnia musiałam napisać:

"Robert odszedł. Był bardzo starym (ocenionym na 16 lat) i schorowanym psem, w schronisku niedługo-niecałe półtora roku. Taki już tu trafił: ze zrujnowanym kręgosłupem i nerkami, nigdy nie podnosił głowy, chodził krok za krokiem, bo pewnie odczuwał ogromny ból. Na koniec, już w domu, przyplątała się anemia jako wynik złej pracy nerek. Przez ostatni tydzień Robek był bardzo słaby, z trudnością wstawał- myślałam, że to wynik pogody, wilgotności powietrza. 
Umarł na starość i nie mogę powstrzymać się od łez, że nie dane mu było dłużej pożyć w domu, tym przyjaznym, tu gdzie go kochano.
Robert, taki jakiego poznałam: pies z łezką pod okiem, pies który nigdy się nie uśmiechał. 
ROBKU, nie ma Cię! "

 

2016-03-15 22.42.32.jpg

2014-12-03 12.56.31-2.jpg

Link to comment
Share on other sites

Samuraj też powoli odchodzi. Jest coraz słabszy:guzy w płucach to pewnie tylko widoczne zmiany. Jeszcze śpi spokojnie, jeszcze walczy o jedzenie, jeszcze chodzi na spacery. Ale coraz wolniej, w domu kładzie się tam, gdzie stoi, widać, że w tkankach prawdopodobnie gromadzi się płyn. Parę tygodni temu obadałam go znów dokładnie, ale nic poza tymi zmianami nie ma. A jednak podstępny wróg atakuje, niezauważalnie, powoli, ale nieustępliwie, widzę to i nic nie mogę poradzić

.2i0cimf.jpg  21o0aj7.jpg  

Link to comment
Share on other sites

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.

×
×
  • Create New...