Jump to content
Dogomania

Lucjusz Luckiem zwany przebiegł Tęczowy Most [']


Ra_dunia

Recommended Posts

[CENTER][CENTER][B][FONT=&quot]
[/FONT][/B][/CENTER]
[CENTER][B][FONT=&quot]dlaczego Lucek?[/FONT][/B][/CENTER][/CENTER]
[CENTER][CENTER][B][FONT=&quot] [/FONT][/B][/CENTER][/CENTER]
[CENTER][CENTER][B][FONT=&quot] [/FONT][/B][/CENTER][/CENTER]
[CENTER][CENTER][B][FONT=&quot]odc. 3 – Uprowadzenie komóry czyli pokrętne skutki akcji „smakołyk”.[/FONT][/B][/CENTER][/CENTER]
[CENTER][CENTER][B][FONT=&quot] [/FONT][/B][/CENTER][/CENTER]
[CENTER][CENTER][B][FONT=&quot] [/FONT][/B][/CENTER][/CENTER]
[FONT=&quot] [/FONT]
[FONT=&quot]Praktycznie od 24 września Lucek był stałym uczestnikiem moich cosobotnich „wyprowadzeń”. Odtąd przebywał on w innej, bardziej otwartej zagrodzie i w nowym towarzystwie. Chodziliśmy tam, gdzie on lubił, czyli odcinkiem drogi dojazdowej do Schroniska i dalej wzdłuż działek – do przesieki z linią energetyczną. Jest tam trochę wolnego trawiastego terenu. Ta polana ( później samowolnie nazwałem ją „Luckową” ) to taki nasz punkt zborny - cel wspólnych ( wieloogonowych ) spacerów i miejsce na odpoczynek. Chodząc z Luckiem nie miałem specjalnych problemów z prowadzeniem go na smyczy, drobnym wyjątkiem były tylko te miejsca w których działkowicze pozostawiali kotom coś do jedzenia. W tych momentach trzeba było nim odpowiednio pokierować aby ominąć ewidentne „zagrożenia”. Poza tym chodził na luźnej smyczce, spokojnie, nie szarpał. Lubiłem go obserwować a zwłaszcza sposób poruszania się, bo on naprzemiennie zmieniał tempo. Przez jakiś czas szedł spokojnie, statecznie i „równomiernie”; potem nagle przechodził w lekki kłus stąpając niczym baletnica na czubkach palców. Po przebyciu niezbyt długiego odcinka zwalniał i powracał do „starego” miarowego rytmu. Za jakiś czas sytuacja się powtarzała. Miło było patrzeć zwłaszcza na ten kłus, bo on wtedy śmiesznie podrygiwał. O tym wszystkim opowiadam córce, która nie może przychodzić do psiaków każdego tygodnia, jak ja. A ona podśmiewa się ze mnie: „Ty chyba zgłupiałeś! Zabujałeś się w tym Lucku!” I mówi to osoba, która gdy już przychodzi wyprowadzać ze mną psy, to najczęściej jest po pracy na nocnej zmianie. A niektóre psy potrafią zdrowo przeczołgać człowieka! No cóż, tak naprawdę nie ma na świecie ludzi całkiem normalnych - są tylko mniej lub bardziej przetrąceni! A teraz cokolwiek o pewnej pasji naszego ulubieńca – o czochraniu się. Lucek uwielbia ( to oczywiście po jedzeniu temat nr 2 ) czochrać się na grzbiecie, podobnie jak niedźwiedzie, tylko w nieco inny sposób. Robi to w trakcie spaceru a potem wielokrotnie w punkcie docelowym – na „swojej” polanie. Zauważyłem, że Lucek potrafi znaleźć sobie na trasie spaceru jakieś przyjazne miejsce, na którym się uwala, przekręca na grzbiet i wije jak piskorz. Na szczęście nie jest to teren skażony jakąś padliną, zdechłą rybą, itp. paskudztwem, jak to często bywa z psimi upodobaniami. Apogeum rozkoszy uwydatnia się dopiero na „Luckowej Polanie” – celu naszych wspólnych przechadzek. Tam dopiero Lucek daje prawdziwy upust swoim zachciankom: wielokrotnie powtarza zabieg czochrania się na grzbiecie, wydając przy tym błogie odgłosy stękania, pomrukiwania, wzdychania, „kumkania”, itp. Bywa, że ten jego trans udziela się innym. Tak było z suczką Alfą na jednym ze wspólnych spacerów – wzięła przykład i też się wytarzała, choć wcześniej tego nie robiła. Tak było również z inną psiną ale o tym później, bo było to w innych okolicznościach.[/FONT]
[FONT=&quot]Pewnego razu uległem sugestii aby wyprowadzanym pensjonariuszom kupić jakieś psie smakołyki. Zachęcony w sklepie, nabyłem takie, które imitowały plasterki kiełbasy. O dziwo spostrzegłem, że nie wszystkie psy lubią te rzeczy ( uwaga ta oczywiście nie dotyczyła Lucka ). A ja chciałem dawać je każdemu po trochu, żeby było w miarę sprawiedliwie, tzn. demokratycznie. Następnym razem wziąłem ze sobą kawałek zwyczajnej kiełbasy pokrojonej na cienkie plasterki. Tu już żadnych wątpliwości nie było: wszystkie psy były Za! Więc wprowadziłem ten nowy smakołyk do swojego „repertuaru”, bacząc jedynie na to, aby nie częstować nim osobników mających wyraźny zakaz spożywania takich produktów. W sumie ok. 10-centymetrowy odcinek kiełbaski przeznaczony był przeciętnie dla trzech psów. Wypadało po kilka plasterków na jedną sztukę żywą – tak, jakby cukierek dla dziecka ( dla smaku ). I wszystkie pieski bardzo to lubiły a wśród nich oczywiście przodował Lucek. On zawsze dobrze wiedział co mam w kieszeni idąc na spacer, po drodze co jakiś czas przystawał, obracał głowę w moją stronę i zbolałym wzrokiem pytał: „No może już? Po co to odwlekać?” Ale ja za każdym razem perswadowałem mu, że to jeszcze nie czas, że dostanie jak tylko dojdziemy do polanki, że to przecież już niedługo. A gdy już doszliśmy na nasze miejsce, oddawaliśmy się ( głównie one ) rozmaitym przyjemnościom, czyli: odpoczynek, czochranie grzbietu w trawach, spożywanie smakołyku. Gdy tylko Lucek zorientował się, że sięgam do kieszeni, natychmiast zaczynał szczekać aby mnie zdopingować do wiadomej czynności. Częstując inne pieski, mogłem im podawać plasterki do spożycia „z ręki”. W przypadku Lucka jednak obawiałem się, że mogę potem nie doliczyć się wszystkich palców, więc mu rzucałem a on je w lot ( dosłownie ) unicestwiał. Lucek po prostu urodził się po to, żeby jeść. Kiedyś w zagrodzie biedny ślepy Korek niechcąco władował mu się wprost do michy. O, tego to on już nie zdzierżył! Poczęstował go swoim zdecydowanym szczękowym kłapnięciem, wydając przy tym odgłos wyraźnej dezaprobaty. Na szczęście było to tylko krótkie spięcie, bez żadnego pastwienia się nad nieszczęśnikiem. Któregoś dnia zachciało mi się zrobić Luckowi kilka fotek, więc na spacer zabrałem torbę, do której władowałem swój „analog”, telefon komórkowy, okulary i inne niezbędne drobiazgi. Do tego dołączyłem porcję pokrojonej i zapakowanej kiełbaski, aby mi nie wypychała kieszeni kurtki. Przed „sesją”, oczywiście na Luckowej Polanie, pozbyłem się tego smakowitego ciężaru – rozdzieliłem jak zwykle po równo między obecne ze mną paszcze. Położyłem torbę obok siebie i zacząłem się „przymierzać”, początkowo do innych psiaków ( na marginesie: ale nigdy nie udało mi się tak dobre ujęcie Lucka jak to o którym była mowa w odc.1 - fotka nr 2 ). I w pewnej chwili kątem oka zauważyłem, że Lucek jakoś dziwnie węszszy ( czy to poprawnie?) obok mnie, a potem wsuwa ryj do torby. Zanim się zreflektowałem, Lucek chwycił moją komórkę i dał dyla. Po kilku metrach go dopadłem i odzyskałem stratę. Na szczęście telefon komórkowy był w miękkim etui, które widocznie przeszło zapachem kiełbaski. Tak, tak! Na Lucka trzeba uważać! Jeśli ma się przy sobie coś smakowitego, oczy trzeba mieć dookoła głowy! Jak silne jest dla Lucka zielone światło z napisem „Żarcie”, przekonałem się przy innej okazji. Szliśmy jak zwykle do jego polany a on doskonale czuł co mam w zanadrzu ( przystawanie i proszące spoglądanie ). Był to już taki etap, gdzie mogłem nie ryzykując ucieczki spuszczać go ze smyczy a on rzeczywiście grzecznie szedł i nie sprawiał mi kłopotów. Z żadnym innym wyprowadzanym psem nigdy tego nie robiłem. Tak też i było tym razem. Jakież było moje zdumienie ( i bezsilność ), gdy tuż przed naszą polaną – miejscem smakowitego poczęstunku, Lucek znalazł gdzieś obok drogi jakieś zaschnięte brązowe gówienko i kąsek tego chwycił. Akcja wyłuskania tego czegoś ze szczęk Lucka skazana była na niepowodzenie, przypadkowo chwycony patyk na nic się nie przydał a ręcznie nie chciałem tego robić ( a nuż jest to najgorszy rodzaj odchodów , tzn. ludzki? ). Zajęty bezskutecznym „odzyskiwaniem tego dobra” ani się spostrzegłem, jak towarzysząca nam Alfa też poczęstowała się tym specyfikiem. Ręce mi opadły! Ona też potrafiła być czasem niezłym gagatkiem. Kiedyś podczas odpoczynku przy polanie, z niewiadomych powodów z premedytacją zaczepiła Lucka łapą. A on nie pozostał jej dłużny. Doszło do gwałtownej wymiany zdań. Krótko i „na temat”. Zaraz potem spokój. Lucek nie był pamiętliwy. [/FONT]
[FONT=&quot] [/FONT]
[FONT=&quot]cdn.[I] RomanS[/I][/FONT]
[FONT=&quot] [/FONT]
[I][FONT=&quot]Wszystkim Dogomaniakom oraz ich miłym paszczakom [/FONT][/I]
[I][FONT=&quot]składam Życzenia Zdrowych i Ciekawie Spędzonych Świąt [/FONT][/I]
[I][FONT=&quot]w obopólnie doborowym towarzystwie ! [/FONT][/I]

Link to comment
Share on other sites

  • Replies 190
  • Created
  • Last Reply

Top Posters In This Topic

Dodam, ze wspomniana przez p. Romana , Alfa jagdterierka, po roku wróciła do domu. W schronisko oceniono ja na 10-12 lat, okazało sie, ze ma ....16 lat. Pani szukała psiaka dla swojej matki i znalazla ją na stronie www. Sunia mieszkała w lesniczówce , ok. 10 km od Osztyna, a została znaleziona kilkanaście km dalej.

Link to comment
Share on other sites

[CENTER][CENTER][B][FONT=Arial]
[/FONT][/B][/CENTER]
[CENTER][B][FONT=Arial]dlaczego Lucek?[/FONT][/B][/CENTER][/CENTER]
[CENTER][CENTER][B][FONT=Arial] [/FONT][/B][/CENTER][/CENTER]
[CENTER][CENTER][B][FONT=Arial] [/FONT][/B][/CENTER][/CENTER]
[CENTER][CENTER][B][FONT=Arial]odc. 4 – Przygoda automobilowa; zwykła psota czy przeczucie?[/FONT][/B][/CENTER][/CENTER]
[CENTER][CENTER][B][FONT=Arial] [/FONT][/B][/CENTER][/CENTER]
[CENTER][CENTER][FONT=Arial] [/FONT][/CENTER][/CENTER]
[FONT=Arial]Jeszcze październik. Lato tej jesieni trwa w najlepsze. Jest ciepło więc Lucek chętnie popija wodę z kałuży. Raz widziałem, jak przysiadł w niej i zaraz potem wstał – tak, jakby chciał ochłodzić sobie tylko „podwozie”. Coraz bardziej się docieramy. Już inaczej postrzegam Lucka, choć na pierwszy rzut oka on wciąż wydaje się osobnikiem nieco zbyt ciężkim, nawet takim trochę niezgrabnym „miśkiem”. Jednak po bliższym zaznajomieniu się, wychodzi na wierzch cała natura tego zwierzaka: jego niezwykle godne zachowanie w różnych sytuacjach, brak jakiejkolwiek negatywnej zapalczywości oraz zagadkowa mina ( znane już „powłóczyste spojrzenie” ), świadczą o wyjątkowości jego charakteru. To nie jest psiak, który jak inne, domaga się na wszelkie dostępne sposoby, aby tylko z nim wyjść ( nawet gdy już niedawno był – co też niektórym się zdarza! ). Lucek nie jest taki – on nawet gdy już poznaje i wie kto do niego przychodzi, nie histeryzuje, nie stara się zająć jakiejś dominującej pozycji; owszem, potrafi okazać aprobatę w postaci merdania ogonem, zbliżania się do ogrodzenia a nawet szczekania ( co w jego przypadku zazwyczaj zarezerwowane jest dla wymuszenia jakichś smakołyków ). Również moment wchodzenia do „stajni Lucka” jest znamienny: są psiaki, które tak atakują bramkę, że trzeba bardzo na nie uważać ( bywają ucieczki ). W Lucku podoba mi się to, że on owszem, jest chętny do wyjścia, ale karnie ustawia się w kolejce, nie stara się wysforować przed innych współlokatorów, i to nawet gdy nie jest zabierany „na pierwszy ogień”. Trzeba tylko z nim uważać chodząc, aby na niego nie nadepnąć, bo ten typ ma przednie stopki wysunięte na zewnątrz. Niestety raz zdarzyło mi się go z tego powodu przydeptać, na szczęście niezbyt mocno. Odprowadzanie Lucka na miejsce i „zakotwiczanie” go po spacerze też się zmieniło. Po dwukrotnym skorzystaniu z pomocy wolontariuszek przy wprowadzaniu opornego Lucka do jego wybiegu, sam ze dwa razy osobiście „okufiam” go smyczką aby nie kąsał. A potem wystarcza już zaganianie poprzez kierowanie własnymi stopami – odpowiednio stawianymi. Więc jednak Lucek przełamuje swój upór i poddaje się ewidentnej konieczności. Chyba już rozumie że tak trzeba i że „dziś” to nie jest ten jeden jedyny, ostatni raz. Na pożegnanie zawsze głośno mu mówię, że za tydzień też przyjdę i wtedy znów pójdziemy na spacer. Mam nadzieję, że coś z tego do niego dociera. [/FONT]
[FONT=Arial]Na początku listopada zauważyłem pod kącikami oczu Lucka coś jakby ślady spływających łez, zwłaszcza pod okiem lewym, gdzie ma narośl w postaci niewielkiej brodawki. Łzawienie to pewnie wpływ obniżającej się temperatury ( wcześniej tego nie obserwowałem ). A przy powrocie, na parkingu przed Schroniskiem spotykamy starsze małżeństwo działkowiczów, które kieruje się do swojego samochodu. Pani zwraca uwagę na krążące wokół pieski i wdajemy się w krótką pogawędkę na ich temat. W tym czasie mąż wsiada do samochodu, uchyla drzwi, odsuwa fotel i wykonuje inne czynności przygotowawcze do odjazdu. Pani okazuje się bardzo sympatyczną osobą, przychylną wszelkim stworzeniom, więc rozmowa miło się toczy. Aż tu nagle z przerażeniem widzę, jak Lucek, korzystając z naszej nieuwagi, bez pardonu gramoli się do samochodu - jak do swojego! Zrobił to tak sprawnie, że ktoś złośliwy mógłby mnie posądzić o próbę zaboru mienia przy pomocy wytresowanego osobnika. Lucek po prostu „dał plamę”! A cała ta sytuacja była co najmniej „operetkowa”. Przykro, on to zrobił samowolnie, ale tak nie można - więc trzeba go było stamtąd wytaszczyć. A jeśli to zapalony automobilista? – podobno niektóre psy „tak mają”. Podczas następnego spaceru, z niewiadomych powodów on po raz pierwszy nie wytarzał się na grzbiecie ( przedtem zawsze to robił! ). Więc może coś przeczuwał, prawdopodobnie wokół niego już coś się działo ( pewnie zrobił się jakiś „szumek” ). Bo po powrocie do ośrodka poinformowano mnie, że Luckowi wreszcie się poszczęściło; on „na dniach” wyjeżdża daleko poza Olsztyn i odtąd będzie żył w dużo lepszych warunkach. Okazało się, że Lucek jest spokrewniony z rasą ulubioną przez angielskich monarchów i dlatego hodowcy tej rasy postanowili zasponsorować mu dożywotni pobyt w dobrym psim hoteliku na lubelszczyźnie. Zdziwienie. Jak to? Lucek? Ten kundelek? Jak zwykle, wtedy to do mnie jeszcze nie bardzo docierało. Więc proszę Panią Dyrektorkę o potwierdzenie informacji i podanie jeszcze kilku innych szczegółów. I rzeczywiście, ponoć on jest podobny do rasy Welsh Corgi a więc jest skoligacony z walijskim psem pasterskim! Sprawdzam w książce i w internecie. Te „karłowate psy” zostały przyuczone do zaganiania stada, głównie bydła, za pomocą kąsania po kostkach. W celu uniknięcia razów kopyt, psy te dodatkowo przykucały do ziemi. Zaczynam rozumieć, dlaczego rodzina królewska faworyzowała tę rasę. Lucek, prócz wyglądu ( zwłaszcza mimiki ), ma tak oryginalne cechy charakteru, że istotnie „coś musi być na rzeczy”. Prócz tego dowiaduję się, że Lucek ma ok. 10 lat a przywieziony został do Schroniska we wrześniu 2007 r. z okolic Jonkowa. Ale najdziwniejsza jest wiadomość, że dotąd nie miał szczęścia, bo: „[U]nikt nigdy nawet o niego nie zapyta[/U]”. Szok! Jak to możliwe? Przez okrągłe cztery lata? A ja widywałem go zaledwie przez trzy miesiące!. No tak! – pomyślałem sobie. Więc widzę go już ostatni raz! Na odchodne żegnam się z nim zdawkowo; przynajmniej tak mogę stonować ten „przełom” w jego życiu. A potem znów chwila radości: wyjazd Lucka odwlekł się o tydzień i jeszcze będzie można się z nim zobaczyć! Nadchodzi ta ostatnia sobota ( 19.11.2011 ), kiedy razem z córką wyprowadzamy część „Luckowej” czeredy – w sumie cztery pyski. Myślę, że on już doskonale wie; tego dnia nie wykonuje jak zwykle swojego „tanga” ze zmianą tempa marszu a tyko wciąż bieży „kłusem”. Ale mnie już nawet to nie bawi jak kiedyś, bo ja niestety też wiem. I nie stosuję już smakołyku w postaci plasterków kiełbaski bo dowiedziałem się, że generalnie żadnemu psu to nie służy. Pewnie nieźle z tym narozrabiałem! Więc: Mea Culpa! Od tej pory przynoszę psom bułki ( przynajmniej coś neutralnego na ich żołądki ). Na tym ostatnim „kilkuogonowym” spacerze towarzyszy nam białosiwa Babka, tzw. „starowinka”, schroniskowa weteranka, która chadza luzem tam, gdzie sama zechce. Jest z nami tym razem już po raz czwarty a przy jej wcześniejszych eskapadach Lucek też zawsze był obecny. Trudno to sobie wyobrazić, ale ta duża, już mało ”mobilna” staruszka, na tym ostatnim spacerze znienacka dała pokaz tarzania się na grzbiecie. Wyglądało to tragikomicznie, bo Babka z racji dosyć posuniętego wieku zazwyczaj porusza się na sztywnych kończynach, niczym źrebak podczas nauki chodzenia. A czochrając się, tak niezgrabnie majtała nogami, jakby to wymagało wielkiego wysiłku. Czegoś takiego w jej wykonaniu przedtem nie widziałem. Więc może to był taki ukłon pożegnalny w stronę Lucka? Może już wcześniej na temat jego wyjazdu jakoś się zgadały? Ograniczam głaskanie Lucka a przy rozstaniu już mu nie mówię, że znów się spotkamy. On powinien bez żalu opuścić Olsztyn – przecież jedzie „na lepsze”! Wyjeżdża 21 listopada i okazuje się, że przed drogą mogę go jeszcze ostatni raz wyprowadzić. To już smutna rutyna. Potem wziąłem go na ręce i włożyłem do klatki w samochodzie. On wtedy wydał z siebie tylko jakieś stłumione burknięcie. Ale był spokojny i nawet mnie nie ukąsił, chociaż mógł. I pojechał. Byłoby lepiej, gdyby mnie już zapomniał. Wystarczy, że ja Go pamiętam. [/FONT]
[FONT=Arial] [/FONT]
[CENTER][CENTER][B][FONT=Arial]- dlatego Lucek.[/FONT][/B][FONT=Arial][/FONT][/CENTER][/CENTER]
[FONT=Arial]RomanS [/FONT]

Link to comment
Share on other sites

[FONT=Arial]Witam![/FONT]
[FONT=Arial] [/FONT]
Przepraszam, że nie reagowałem na Państwa opinie, ale aby sfinalizować temat Lucka, bardzo się spieszyłem. Pisałem w podgorączkowym transie i to z przeszkodami, więc cieszę się, że udało mi się jeszcze w tym roku zakończyć tę opowieść. Jednak dostrzegłem i bardzo dziękuję za wsparcie, zwłaszcza ze strony tak aktywnej Dogomaniaczki, jaką jest Pani Ra_dunia. Bo „jak mawia poeta” ( tu chyba improwizuję ): jeśli to poruszyło choć jedną duszę – cel został spełniony! A Pani Jagodzie ślę wyrazy uznania za sformułowanie, że Lucek ... chodził ... po schronisku i ...”sępił” smakołyki. Sam lepiej bym tego nie ujął! W tym miejscu również kilka wyjaśnień natury technicznej. Niestety (?) jestem człowiekiem permanentnie i uparcie „analogowym”. Doceniam walory i możliwości nowoczesnych kontaktów elektronicznych i podziwiam to, co Państwo „wyczyniacie” na Forum – ja tego kompletnie nie potrafię i nawet nie próbuję. A przyczyna jest prozaiczna: mam tyle tradycyjnych zainteresowań, że nawet nie starcza mi czasu na ich „ogarnięcie”. Przy tym nie mam własnego stałego dostępu do SIECI, w tym celu korzystam z różnie usprzętowionych ( czyt.: wypasionych ) stanowisk, gdzie nieraz muszę liczyć się z przykrymi niespodziankami. A ponieważ nie umiem biegle korzystać z portali elektronicznych, więc proszę o wybaczenie pewnych technicznych niedociągnięć. W sumie był to dla mnie spory wysiłek: umiejscowienie faktów, weryfikacja chronologii zdarzeń, redagowanie tekstu, korekty merytoryczne i autopoprawki stylistyczne. Na szczęście w opisywanym okresie prowadziłem skrótowy zapis ( tzw. kalendarium ) wyprowadzeń rozmaitych, jak je lubię zwać „paszczaków”, z adnotacjami o najważniejszych zdarzeniach. To pozwoliło mi, nierzadko metodą dedukcji, uporządkować poszczególne zjawiska w czasie. Wynik nie jest w 100% pewny, ale to mój punkt widzenia. Więc ze spokojem sumienia mogę stwierdzić, że: „Jakiekolwiek podobieństwo sytuacji, zdarzeń i osób przywołanych w opisach nie było przypadkowe, albowiem ( było kiedyś takie słowo ) zastosowałem je z pełną premedytacją.” To wszystko co opisałem działo się naprawdę – tu niczym się nie sugerowałem i nic nie zmyśliłem. Subiektywne mogły być tylko moje osobiste odczucia i to chyba z wiadomych względów: jestem mimowolnym sympatykiem „niskopodwoziowych psów podłużnych”. Ale najważniejszy był w tej opowieści cel - bo jako osoba raczej mało przystępna, mogłem to wszystko zachować na własną wyłączność ( np. tylko w pamięci ). A cel był generalnie jeden: chciałem wystawić Luckowi taką swoją „metryczkę”, świadectwo z okresu wspólnej znajomości, starając się w miarę obiektywnie opisać zarówno te jego „zwykłe” zachowania jak i przeróżne figle. Bo z nim nie było nudy! Uważam, że Lucek to taki z wierzchu przyprószony diament w składzie czarnego, połyskującego szlachetnym przełomem węgla. Jeśli znajdzie nowy dom, to przyszły właściciel powinien przygarnąć Go świadomie – z całym „dobrodziejstwem inwentarza”, a nie tylko jako niekłopotliwą maskotkę. Jeśli to będzie dobry człowiek, to może zechce zapoznać się również z moimi wspomnieniami. Na to liczę, bo myślę, że tak łatwiej pojąć fenomen Lucka. Więc to jest taki kamyczek do Jego ogródka. A dalszą część opowieści, już tej „Murkowej” dopisze sam Lucek, który jak relacjonuje Pani Kasia, wciąż potrafi zaskakiwać jakąś kolejną psotą. I wcale nie muszą to być rozwlekłe wywody ( jak moje ), z pewnością wystarczą nawet okazjonalne wzmianki o drobnych ale jakże sympatycznych incydentach. Swoją drogą, podziwiam Panią Murkę za zaangażowanie i ochotę do zdawania relacji ze zdarzeń z udziałem Lucka, skoro to tylko jeden z wielu rezydentów hoteliku. Zdaję sobie również sprawę, że sam swoimi długimi postami przyblokowałem ostatnio wątek „Luckowy”. Ale skoro szczęśliwie zakończyłem ten swój pamiętnik, mogę spokojnie „schodzić ze sceny”. Oczywiście będę tu dalej zaglądał - do swego kumpla, ale już będę grzeczny, bez nadmiernej pisaniny - bardziej jako zwykły obserwator. Póki co, dziękuję za uwagę!

RomanS
[FONT=Arial] [/FONT]
[FONT=Arial] [/FONT]
[I][FONT=Arial]Czego mogę życzyć w Nowym Roku?[/FONT][/I]
[I][FONT=Arial]Nowych odkryć i tak dobrych rąk w jakie Lucek popadł![/FONT][/I]
[I][FONT=Arial]Bo kto wie ile jeszcze podobnych „perełek”[/FONT][/I]
[I][FONT=Arial]Kryje się w schroniskowych zakątkach?[/FONT][/I]

Link to comment
Share on other sites

Mi pozostaje tylko żałować, że RomanS nie może przygarnąć Lucka, bo takiego drugiego wielbiciela się pewnie nasz bohater nie doczeka :)

A nasz bohater jest chyba całkowicie głuchy niestety. Czasami mam wrażenie, że wzrokiem też coś jest nie tak, jak jest ciemno i np. idę po niego do stodoły to muszę się trochę nagminastykować, żeby zwrócił na mnie uwagę i nie wystraszyć go. Na szczęście niezawodne są smakołyki i dzieki nim jak tylko "złapie cug" to idzie jak na smyczy co chwila poszczekując oczywiście ;)
Codzienny rytuał to koopka w boksie. Ale i tak dobrze, że już nie podsikuje :)

Link to comment
Share on other sites

Na każdy odcinek luckowych opowieści czekaliśmy zawsze z utęsknieniem. Ma Pan również wierne grono fanów na forum miłośników corgi :)
Lucek nie był jedynym kandydatem na miejsce do murkowego hoteliku ale jakoś tak się złożyło, że to na jego widok mocniej zabiły serca corgomaniaków.
Mam nadzieję, że uda się znaleźć Luckowi kochający i dobry dom a wówczas my będziemy mogli pomóc następnej biedzie w potrzebie.

Link to comment
Share on other sites

Witam!

Serdecznie dziękuję Wszystkim za wspaniałe życzenia. Cieszę się, że moje opowieści spodobały się. Starałem się, aby nie były zbyt nudne, mimo że to tylko taka proza "pieskiego" życia. Ale Lucek rzeczywiście jest specyficzny ( na plus! ). Widać to już nawet po zdjęciach z nowego miejsca i niezwykle sympatycznych relacjach Pani Murki. To dobrze, że On tam czuje
się jak u siebie i że nawet lubi pieszczoty ( o ile dobrze się zorientowałem ). Nasze relacje w Olsztynie były bardziej "kumpelskie", może nawet trochę ironiczno-luzackie, myślę, że taki fajny lekki dystans obu nam bardzo odpowiadał. Tak przynajmniej mi się zdawało. A nawiązując do tego, co ostatnio Pani Murka pisała o jego niedowidzeniu ( co prawda nocnym ), to muszę stwierdzić, że za dnia Lucek chyba jeszcze "coś" widział - poznawał mnie z kilku metrów ( czyżby tylko węchem? ). Żal mi Go, że kolejne zmysły odmawiają mu posłuszeństwa. Cóż, wiek robi swoje! Sam też nie jestem młodzikiem i to rozumiem, bo jak często mawiam: "Kiedy jeszcze byłem młody, tom nie wiedział, że mam BODY".
Ale cieszę się, że nasz Lucek ma tam tak dobre warunki!

Wszystkim Zwierzolubnym życzę Dobrego Nowego Roku!

Pozdrawiam RomanS

Link to comment
Share on other sites

Na corgowym forum Jadzia napisała: "Ja też Madziu ,ja też ryczałam [IMG]http://www.lisiepysie.pun.pl/_fora/lisiepysie/smilies/%5Bdblpt%5D%28[/IMG] (po przeczytaniu dwóch ostatnich części) Dziękujemy Panie Romanie za tak piękne opowieści o Lucku ,jeszcze raz powtórzę jest Pan niesamowitym CZŁOWIEKIEM o WIELKIM SERCU [IMG]http://www.lisiepysie.pun.pl/_fora/lisiepysie/smilies/%5Bdblpt%5Dheart%5Bdblpt%5D[/IMG]
Panie Romanie po słowach jakie Pan napisał " jestem mimowolnym sympatykiem niskopodwoziowych psów podłużnych” nie pozostaje nam nic innego jak powitać Pana z wielką radością w szeregach pozytywnie zakręconych jak to Pan pięknie napisał *niskopodwoziowych psów podłużnych*
Jeszcze raz dziękuję za te piękne pisane od serca opowieści [IMG]http://www.lisiepysie.pun.pl/_fora/lisiepysie/smilies/%5Bdblpt%5D%29[/IMG]"

Co do wieku i zdrowia - Lucek nie jest jeszcze taki stary, choć pewnie życie dało mu w kość i stąd te dolegliwości. A może to znowu odzywa się jego indywidualizm? Moje osobiste psiaki cierpią na przykład na "słuch wybiórczy" - głuchną całkowicie gdy staram się odwołać je od jakiegoś śmierdziucha na spacerze, za to dźwięk otwieranej lodówki usłyszą w najgłębszym śnie i z najdalszego zakątka mieszkania :D Choć akurat Świruś staruniek, to już rzeczywiście jest głuchy, ale on ma 17 lat, to mu wolno ;)

Link to comment
Share on other sites

W dzień Lucek na pewno widzi, bo np. reaguje na gesty, wodzi głową za trzymanym smakołykiem itd. Muszę jakoś sprawdzić jak z tym słuchem jest, ale myślę, że to jednak przynajmniej częściowa głuchota, bo jak go wołam to zawsze mam coś dobrego, więc szybko by załapał. A on nie reaguje, dopiero jak mnie zobaczy :)
Troszkę się ostatnio poczesaliśmy, sierść Luckowa fruwała po całym ogrodzie. Generalnie czesanie Lucka polega na refleksie - jak grzebień na jakiś opór trafi, nawet delikatny, to trzeba szybko rękę zabierać ;) Jak się rozochoci to się nawet Lucek przymila, ociera się jak kot o nogi. Lubi też chodzić przy człowieku, tuż przy nodze, ale to już oczywiście jak ma humor. Każdy napotkany wówczas psiak jest kąsany zgryźliwie (co mi się tu pałętasz, wara od "mojego" człowieka).
Oj śmieszny ten Lucek :)

Udało mi się dzisiaj przyłapać Lucka na sianku, ale oczywiście już wyczaił, że przyszłam i pozycja jest na czuwaniu :)
[IMG]http://img207.imageshack.us/img207/5379/lucus.jpg[/IMG]

Lucuś kontroluje sianko czy posiada odpowiednie atesty, aby mogło służyć innym psiakom:
[IMG]http://img196.imageshack.us/img196/2417/lucus1.jpg[/IMG]

No wyszłem już ze stodoły, możesz mi dać smaczka!
[IMG]http://img528.imageshack.us/img528/9181/lucus2.jpg[/IMG]

Link to comment
Share on other sites

Lucjusz na sianku prezentuje się przepięknie :)
Jedna korzyść z tego, że Lucek nie słyszy to to, że nie będzie bał się burzy ;) i na Sylwestra też pewnie nie było z nim problemu.

Czyli jeśli chodzi o czesanie to już taki standard u naszych niskopodłogowców - znowu trzeba pomalutku, powolutku i uważać na ręce :evil_lol:

Link to comment
Share on other sites

Witam wszystkich i melduję się na Luckowym wątku :)
Jestem wolontariuszką w Olsztyńskim schronisku i miłośniczką staruszków i ślepaczków :) Cieszę się, że nawet o mnie znalazła się wzmianka 1. "co nie obyło się bez pomocy uczynnej wolontariuszki" i 2. " Doświadczone wolontariuszki miały jednak na to praktyczny sposób" :) Zanim Pan Roman zaczął systematycznie wyprowadzać staruszki niejednokrotnie "walczyłam" z Luckiem żeby wsadzić go do klatki, ale lata praktyki i nawet Lucek nam nie straszny xD Cieszę się, że mu się udało, to fajny psisko i nie oszukujmy się, ale w schronisku nie miał szans na adopcję :(
Pan Roman jest wspaniałym człowiekiem, co prawda Lucka już nie ma, ale z Panem Romanem pracujemy nad kolejnym staruszkiem (dużo cięższym przypadkiem) Mono, może mu tę Pan Roman przyniesie szczęście :)

Link to comment
Share on other sites

Witam!

Jeszcze raz dziękuję za wyrazy uznania i cieszę się, że mogę zasilić szeregi "pozytywnie zakręconych sympatyków" wiadomych istot ( i nie tylko tych ). Miło mi również, że moje ciągoty do tworzenia dziwacznego słowotwórstwa bywają czasem nawet dobrze odbierane. Cieszą moje uszy również oryginalne i na ogół trafne, specyficzne psie imiona, jak chociażby Świruś Pani Ra_duni. Przegląd schroniskowych imion zwierzaków to też pouczająca i pełna humoru lekcja nazewnictwa. Aż się prosi o prezentację ( ranking ) nietypowych, zaskakujących imion. A kiedy tylko czytam słowa Pani Murki: "Oj śmieszny ten Lucek", to jakbym go widział tak "jak na dłoni". I jeśli trzeba uważać na ręce przy czesaniu, to znaczy że Lucek jest sobą - ma ten swój charakterystyczny uroczy wigor. Przy tym łasi się i potrafi być zazdrosny o inne psy - no, nieźle! A ze zdjęć najzabawniejsze jest dla mnie to, jak ten odwrócony tyłem rudzielec na nikogo nie zważa tylko pracowicie gmera w sianku a kita puszy mu się jak u jakiegoś lisa. Istny huncwot! Z przyjemnością czytałem post "nowej" duszyczki o wdzięcznej nazwie Oddechmotyla. Te słowa o psiaku Mono to szczera prawda, obawiam się że to może być moja natępna "ofiara". Biedaczysko moim zdaniem ma jeszcze gorsze szanse na adopcję niż Lucek, to rzeczywiście ciężki przypadek. Ale to jest wyzwanie, bo Mono to podobno najstarszy pies w schronisku - w ewidencji ma swój nr 1 ( po mojemu Number One a zdrobniale Namberłanek ). A przypadek trudny bo on się panicznie wszystkiego boi. Szkoda, że tak mało było czasu i tak długo trwało zwalczanie jego oporów zanim w końcu dał się wyprowadzić na spacer. Ale jest nadzieja, widuję że już opuszcza budę, krąży i nawet szczeka w chórze z innymi psami co mnie szczególnie cieszy ( pies jak szczeka - znaczy że jest w swoim żywiole ). Trzeba jeszcze poznać jego zwyczaje i upodobania.

Pozdrawiam RomanS

Niestety jest też bardzo smutna wiadomość z Olsztyna: w czwartek, schroniskowa ikona - starowinka Babka "odeszła do psiego raju", jak to pięknie nazywa w swoich wspomnieniach tutejszy artysta Artur Nichthauser. Podaję to dlatego, bo to ta sama Babka, którą umieściłem w zakończeniu opowiadania o Lucku.

Link to comment
Share on other sites

Zawsze przykro gdy psiaki odchodzą w schroniskach. Sądzę, że właśnie dlatego tyle osób próbuje wyciągać staruszki, żeby choć w ostatnich chwilach życia zaznały radości i mogły odejść w spokoju. Babka ['] pewnie biega już po drugiej stronie tęczy i zadziwia wszystkich tarzaniem się na grzbiecie.

Link to comment
Share on other sites

  • 2 weeks later...

Lucek coś dzisiaj nie taki jak zawsze i zrobił luźną koopę, ale podejrzewam, że to reakcja na gryzaczka, którego mu wczoraj dałam do ciamkania. Podejrzewam też, że zjadł nie tylko swojego ale podprowadził jeszcze jednego sąsiadce... Podałam mu preparat poprawiający działanie jelit i mam nadzieję, że jutro poczuje się lepiej. Najwidoczniej ma delikatny żołądek i będę musiała uważać co mu serwuję.

Sierść mu cały czas wyłazi, ale teraz to jakoś tak głupio mi go wyczesywać, mam wrażenie, że mu będzie zimno jak mu to całe futro wyczeszę...

Ogólnie to schudł, ale to chyba dobrze, bo ten kręgosłup ma taki wygięty, więc obciążenie będzie mniejsze.
Wredny jest jak zawsze :)

Dostaliśmy paczuszkę z różnościami dla zwierzaków od Futrzakowo, więc w tym miesiącu liczymy Lucka bez karmy :)
I Lucek dostaje witaminki dla seniorów :)

[B]Stan konta na 20 grudzień wynosił +1799,91
Wpłaty:[/B]
30 zł Burka
20 zł Makumba
20 zł Monika z Wrocławia
[B]Razem: 1869,91 zł[/B]

[B]Koszty:[/B]
255 zł hotelowanie
15 zł obcięcie pazurków wraz z częściowymi kosztami dojazdu weta
6 zł odrobaczenie (w ubiegłą sobotę odrabaczaliśmy - jak co 3 miesiące - wszystko co żywe)
[B]Razem: 276 zł[/B]

1869,91 zł - 276 zł = 1593,91 zł
[COLOR=red][B]Stan konta na 19 styczeń wynosi +1593,91 zł.[/B][/COLOR]

Link to comment
Share on other sites

Już następnego dnia wrócił dawny żarłoczny i szczekliwy Lucuś :) Musiało mu naprawdę dokuczać, bo nawet jeść nie chciał! Był taki biednusi... Bardzo mnie wystraszył, ale już wieczorem było ciut lepiej więc byłam spokojniejsza.

Łobuz robi się przytulakiem :)

Link to comment
Share on other sites

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.


×
×
  • Create New...