Search the Community
Showing results for tags 'transport publiczny'.
-
Witam założony wątek służyć ma przede wszystkim opisaniu nieprzyjemnych sytuacji jakie was lub waszych znajomych spotkały w komunikacji publicznej (pociągi, tramwaje, autobusy miejskie i PKS) w związku z transportem naszych pupili czy to przez innych pasażerów czy też "obsługe". Mnie niestety taka sytuacja spotkała po raz pierwszy wczoraj podczas jazdy pociągiem Wrocław-Poznań (Regio). Nie była to moja pierwsza podróż z psem pociągiem tą trasą i z tym przewoźnikiem, ale pierwszy raz uczestniczyłam w tak przedziwnej i bardzo nieprzyjemniej scysji:/ Otoż jak zwykle kupiłam bilet dla siebie i swojego psa (4 zł) na pociąg do Poznania akurat trafił się z przedziałami z czego zbytnio zadowolona nie bylam bo preferuje inne. Mój pies jest to labrador i jakoś problemu ze wsiadaniem nie ma, więc szybko zajęliśmy pusty przedział a do nas dosiadła się z pozoru normalna kobieta no ale właśnie tylko z pozoru. Tłoku nie było więc rozłożyłam kocyk na siedzeniach obok i pozwoliłam swojej psince się tam wylegiwać, kobieta nie sprawiała wrażenia jakby miała coś przeciwko temu, zresztą konduktor, który sprawdził bilety, szczepienia też nie, zwrócił tylko uwagę że jak wsiądzie więcej osób by pies zszedł na podłoge o kagańcu nawet nie wspomniał, pogłskał psa i poszedł. Ale nawet nie wiem jak to w tej chwili ująć "szaleńczy odjazd" zaczął się gdy na stacji Żmigród wsiadł i dosiadł się do nas pewien facet. Gdy tylko wszedł zaraz krzywo patrzył na mnie i na psa, no ale jak mu nie pasowało mógł iść do innego przedziału miejsc było nawet sporo, ale ten nie usiadł się i patrzył. No a cała akcja zaczęła się gdy konduktor ponownie sprawdzał bilety, u nas tylko jemu, gdy skończył to ten facet nagle takim dosyć głośnym tonem powiedział "że co ten kundel robi na siedzeniu jeśli regulamin tego zabrania i dlaczego jest bez kagańca" na co konduktor odparł, że pies zagrożenia nie stanowi, oraz nie zajmuje miejsca w taki sposób by ktoś nie mógł przez to się usiąść i że jeśli chce to może się przesiąść. Na co facet z jeszcze wyższym tonem że co on sobie wyobraża, że jako pracownik PKP powinien przestrzegać regulaminu, że albo natychmiast powie mi by kundel zszedł z siedzenia i karze założyć mu kaganiec, albo ma mu w tej chwili powiedzieć imie i naziwsko i on zgłosi na niego donos do dyrekcji PKP. Konduktor lekko zszkowany tonem tego faceta próbuje coś odpowiedzieć, a tu nagle przebudziła się ta kobieta która razem ze mną wsiadała jakby z amoku i zaczyna się prawie że drzeć jak wariatka na tego konduktora że ma czelność jeszcze dyskutować z pasażerem, że co on sobie myśli i że jak czegoś zaraz nie zrobi ona też na niego doniesie. Zarówno konduktor jak i ja byliśmy tak zszkowani że sama bezwładnie ściągnełam psa z siedzenia założyłam kaganiec i nie wiedziałam co zrobić. Konduktor podziękował i wyszedł z ulgą stamtąd, nie wiedząc czemu ja tego nie zrobiłam, sama do tej pory nie wiem dlaczego. Oczywiście jak ta wariatka zaczęła swoją litanie pies się przestraszył i przez resztę drogi skulony leżał blisko moich nóg. Po wszystkim ta kobieta wróciła tak jakby do amoku czyli siedziała i patrzyła się w jedno miejsce a ten facet zaczął przeglądać coś na tablecie, za to ja zszokowana patrzyłam przez okno dalszą część drogi próbując sobie wyjasnić co to w ogóle było z boku musiało to wyglądać dosyć komicznie. Na nieszczęście oni również wysiadali w Poznaniu więc przejechaliśmy w tej paranoicznej atmosferze trochę czasu, wysiadając ci ludzie nawet na mnie nie spojrzeli. Na szczęście droga powrotna odbyła się normalnie, ale do teraz rozmyślam co to w ogóle było i dlaczego ja się nie przesiadłam skoro nie obowiązywała tam rezerwacja miejsc. Spotkaliście się kiedykolwiek z tak przedziwaczną sytuacją?