Jump to content
Dogomania

Search the Community

Showing results for tags 'paraliż'.

  • Search By Tags

    Type tags separated by commas.
  • Search By Author

Content Type


Forums

  • Ogólne
    • REGULAMIN FORUM
    • DOGOMANIA ON FACEBOOK
    • Wszystko o psach
    • Hodowla
    • Media
    • Pielęgnacja
    • Prawo
    • Sprzęt i akcesoria
    • Weterynaria
    • Wychowanie
    • Wypoczynek
    • Wystawy
    • ZKwP
    • Żywienie
    • Tęczowy Most
    • Foto Blogi
    • Shopping center
    • Off Topic
    • Administracja
  • Psy w potrzebie
  • Sport - praca
  • Rasy
  • Inne zwierzęta
  • Dogomania.com

Find results in...

Find results that contain...


Date Created

  • Start

    End


Last Updated

  • Start

    End


Filter by number of...

Joined

  • Start

    End


Group


AIM


MSN


Website URL


ICQ


Yahoo


Jabber


Skype


Location


Interests


Biography


Location


Interests


Occupation

Found 7 results

  1. Witam, Wczoraj w nocy moja 13 letnia sunia rasy York dostała dziwnego paraliżu (leżała bokiem, wygięła się w literę u przechylając silnie łeb do tyłu, nie wystąpiły drgawki). Minęło 16 godzin a sunia nadal jest osowiała. Gdy atak nastąpił (mieliśmy wcześniej psa z padaczką i objawy znacznie się różniły, po za tym chwilę po ataku pies zaczynał zachowywać się normalnie) udaliśmy się na nocną pomoc. Niestety lekarze nie postawili żadnych badań. Dopiero jutro udaje się do lekarza i chciałabym się dowiedzieć czy ktoś miał podobne doświadczenia i jak udzielić psu pomocy. Sprawa nie jest prosta. Pies w ciągu 12 lat nie miał żadnych poważnych urazów (raz jako szczeniak spadła z dużej wysokości), badania wykazały znaczne podwyższenie czynników: lymph%,, oraz hemoglobiny oraz obniżanie PLT, MCHC, i znacznie Gran%. Nie miała temperatury, lekarka stwierdziła, że pies raczej był świadomy. Zaczęła się poruszać dopiero po podaniu kroplówki. Podczas uciskani ana brzuszek oddała zdrowy mocz i kał. Piesek je, pije oraz porusza się, jednak wyraźnie nie ma energii. Do tej pory Roksi miała problemy z tylnymi łapami, co według lekarzy spowodowane było ich zużyciem, w lutym stwierdzono u niej ropomacicze i w ciągu tygodnia przeszła operację. W tym samym czasie wykryto u niej problemy z wątrobą i od tego czasu przyjmuje leki oraz spożywa specjalną karmę. Po operacji zauważyłam u niej lekkie drgawki, jednak lekarze tłumaczyli to skutkami narkozy i po ok miesiąca już na pewno nie zauważyłam podobnych objawów. Czy macie może jakieś podobne doświadczenia?
  2. Witam wszystkich, Chciałam dostać rady, ponieważ zaniepokoiło mnie dzisiejsze zachowanie psa. Ma 6 lat, zwie sie Bobi. Rano, gdzieś tak o 5:30, obudziły mnie dziwne odgłosy i nieprzyjemny zapach. Wstałam i zobaczyłam, że Bobi zaczął leżąc na brzuchu się cały telepać i mocno ruszać przy tym na leżąco nogami, tak się przeraziłam, że zaczełam go trzymać i mówić '' co sie dzieje? Bobi co robisz''. Patrząc na niego widziałam taki pusty wzrok, jakby nie mógł przestać tak robić. Po chwili pies wstał i nie mógł się totalnie utrzymać na nogach, wolno stawiał kroki i jak się wpatrywałam nie miał tak jakby władności nad nogami, prawie sie przewracał, zwlaszcza nie mógł się utrzymać na tylnich łapach i automatycznie mu się uginały, nie wiedziałam o co chodzi. Zapaliłam światło, patrze a tu cała podłoga zalana i porobione ''ścieżki''. Tam, gdzie leżał była największa kałuża. Ze względu na to że mam pokój na poddaszu, a pies chciał zejść do rodziców piętro niżej, zaprowadziłam go, jak zatrzymał się na chwile na klatce czekając na mnie też zrobił kałużę. Jak wpuscilam go do rodzicow, obudziliśmy ich niestety, bo także musiałam wziąć coś żeby umyć po nim podłogę, podobnie jak u mnie także zaczął na leżąco w dziwny sposób przybierać łapami. Nie wiedzielismy co robić, ale po chwili się uspokoił, wyszłam z nim na dwór i było wszystko ok, ale jednakże niepokoi mnie dlaczego tak się zachowywał. Podejrzewaliśmy, że to mógł być jakiś atak padaczkowy, ale to tylko podejrzenia. Generalnie pies jest zdrowy nie miał nigdy podobnych objawów, jedyne co to jak śpi zawsze się trzęsie, ale weterynarz powiedział, że on tak ma. Kiedyś zachorował na boreliozie, ciężko było go wyleczyć, ale daliśmy rade. Nie byłam z nim u weterynarza dzisiaj, bo stwierdziliśmy, że poczekamy, jeśli jeszcze się coś takiego powtórzy od razu z nim pojedziemy. Piszę tutaj, bo pomyślałam że ktoś z Państwa mógł mieć podobną sytuację i mógłby w jakiś sposób mi podpowiedzieć, co to może być, może nawet w jakiś sposób doradzić. Z góry dziękuję za każdą udzieloną odpowiedź.
  3. Witam wszystkich Będzie długo, ale mam nadzieję, że jakaś dobra dusza raczy przeczytać i dodać swoje trzy grosze:) Jak w temacie. Mój jamnior niedługo będzie miał operację odcinka szyjnego kręgosłupa. Jest to operacja prewencyjna (nigdy nie miała niedowładu), ponieważ - po różnego rodzaju przebojach - RTG wykazało, że psina ma zwyrodnienia jąder miażdżystych, z czego jak usłyszałam, dwa powinny zostać usunięte, bo właściwie w każdej chwili może 'źle się ruszyć' i może dojść do paraliżu, a nawet śmierci (!), ze względu na liczne zakończenia nerwowe. Zdecydowałam się nie zostawiać niczego przypadkowi i wybrałam operację, chociaż nie ukrywam, że jestem pełna obaw. Sunia ma 7 lat, przeszła kilka lat temu sterylizację, badania krwi i EKG wykazało, że nadaje się do operacji oraz narkozy. O ile - z tego co przeczytałam w Necie - trafiłam ponoć na świetnego chirurga, o tyle lekarz jest, moim zdaniem, wyjątkowo niekomunikatywna. Trzeba o wszystko wypytywać i ciągnąć za język (gdybym nie zapytała, nie wiedziałabym nic o diecie po operacji (pies otwierany będzie od dołu, od strony brzuszka i szyi, powinien więc jeść coś miękkiego) ani tego, że będzie dochodzić do siebie nie dzień, dwa (jak usłyszałam przy pierwszej wizycie), a jednak pewnie minimum 10 dni, a może nawet dłużej. Doszło do tego, że na kolejną wizytę przyszłam z kartką, na której wypisałam chyba z 10 różnych pytań. No i właściwie każde pytanie zbywane jest pobłażliwym uśmiechem, ewentualnie dość cenną informacją, której bym nie usłyszała, gdybym wyraźnie o coś nie zapytała. I tak na przykład początkowo usłyszałam, że pies po 2 dniach będzie już czuł się na tyle dobrze, że będzie ją można samą zostawić w domu (?), na moje pytania jak z nią postępować dalej, czy potrzebna jest klatka (pies skacze po kanapach, które uwielbia), usłyszałam jedynie, że nie potrzebna, nie usłyszałam nawet kategorycznej odpowiedzi, żeby psa oduczyć, ot uśmiech doktor tu i tam. No nie mówię, lekarz jest miła, ale jak dla mnie bagatelizuje sprawę (albo ja się nad psem za bardzo wytrząsam, ale dopiero po szeregu moich pytań i 2 wcześniejszych wizytach usłyszałam, że operacja jest jednak skomplikowana i ryzykowna - coś, co uważam, że powinnam usłyszeć już na samym początku). Straciłam już więc cierpliwośc wypytywania o szczegóły w klinice, ufam, że doktor wie co robi i operację przeprowadzi sprawnie i bez komplikacji. Ewidentnie opieka po operacji nie jest dla doktor czymś, nad czym w ogóle powinnam się zastanawiać :). Ale ja musze, bo się uduszę :) Zatem pytam Was. O Wasze doświadczenia. Wiem, że każdy przypadek jest inny, ale może ktoś z Was przeżył z psiną podobną operację i może coś podpowiedzieć? Ciekawa jestem, jak wygląda okres rekonwalescencji? Co jeszcze mi chodzi po głowie: - czy potrzebna jest klatka, żeby maksymalnie ograniczyc psu ruch - czy powinnam psu zakupić jakieś bardziej stabilne i proste posłanie (w tej chwili używa starego, wygniecionego już legowiska, które w jednym końcu wypchane jest jak miś, w drugim są już wgniecenia, spadki i brak wypełnienia - nie wiem, czy przy szwach pooperacyjnych będzie to zatem odpowiednie miejsce dla psa) - jakie macie doświadczenia w wyprowadzaniu psa na spacer, po takiej inwazyjnej operacji? I w ogóle, cała reszta, kto co ma do napisania, chętnie poczytam. Szczerze mówiąc w chwili obecnej operację traktuję trochę jak odległy sen, ale termin zbliża się wielkimi krokami i zaczynam się trochę denerwować :( Z góry dzięki za wszelkie odpowiedzi, trzymajcie za nas kciuki :)
  4. Pies został pogryziony 03.01.2015 roku prawdopodobnie przez owczarka niemieckiego pies 4 miesiące, 4 kg 3.01 to była sobota popołudniu, psiak od kilku godzin po pogryzieniu leżał i czekał na śmierć... szukałam kliniki pod Poznaniem ale wszystko było zamknięte, pojechaliśmy do Poznania do kliniki gdzie udzielili pierwszej pomocy, psiak był w bardzo złym stanie, nie wiadomo było czy przeżyje... później była niedziela, i dopiero w poniedziałek trafiliśmy na tomograf i do neurologa... niestety na wszelką ingerencje operacyjną było już za późno... Psiak od samego początku delikatnie ruszał ogonkiem, bardzo delikatnie, dzisiaj tj. 12.02 podnosi ogon przy wypróżnianiu Nie trzyma moczu Nie ma czucia głębokiego Sama nie wiem gdzie jeszcze psa konsultować, gdzie szukać pomocy... tyle przypadków powrotu do zdrowia sparaliżowanych psów, które nie miały szans, że jestem jeszcze pełna nadziei, że nasz Maylo będzie biegał lub chociaż trzymał mocz... Za każdą radę będę wdzięczna. Psiaka widzieli: dr Gołańczyk - Poznań dr Niedzielski - Wrocław dr Kamiński - Poznań wysłałam jeszcze wszelaką dokumentacje do dr Ireneusza Niemywskiego i czekam na opinie czy mamy się pojawić u niego czy jednak pozostać przy tym co robimy Co do rehabilitacji - pies ma tylko magnetoterapie co z elektrostymulacją? W Poznaniu jedyna bieżnia wodna nie działa... ale będziemy jeździć chociażby na pływanie...
  5. Witam, jestem nowa na forum i rozpaczliwie szukam pomocy i rady.(z góry przepraszam, za tak długą wypowiedź) Suczka jest rasy [B]cocker spaniel[/B]. Problem zaczął się kiedy wyszłam z moją Bleki na spacer. Zawsze wyrywała się ze smyczy, cieszyła się i latała z merdającym ogonem – mimo swojego wieku [B](12 lat)[/B], zachowywała się jak szczeniak. Zdawałam sobie sprawę, że jest już staruszką i jej czas powoli dobiegał końca, ale tego zupełnie się nie spodziewałam. Tego dnia, coś zaczęło dziać się nie tak. Poruszała się mozolnie ze spuszczoną głową i miała problemy z wchodzeniem po schodach. Potem miała problem ze wstaniem, a jej [U]tylnie łapy się rozjeżdżały[/U] – jak foka. Pomyślałam, że to pewnie może być dyskopatia. Wysłaliśmy ją do weterynarza, przebadał i wstrzyknął przeciwbólowe i wkrótce suczka wróciła do zdrowia. [U]Jednak 2 dni później to wróciło[/U]. Wysłaliśmy ją kolejny raz, ale do innego weterynarza, gdzie zostawiono ją na obserwacje, rehabilitowano, wycedzono (gdyż miała problem z wypróżnianiem) i wstrzykiwano co trzeba. Kazano to powtórzyć i tak zrobiliśmy. Okazało się, że ma przerwy między kręgami, nie może się poruszać i ma nie za dobre wyniki krwi. Zalecali abyśmy wysłali ją na bardzo drogą operację, ostrzegając, że szansa na wyzdrowienie wynosi 20 %. Chciałabym to zrobić, jednak obawiam się, że przy jej obecnym stanie może jej nie przeżyć i narobilibyśmy jej tylko więcej stresu i cierpienia. Bleki wygląda: - jakby była zmęczona tym wszystkim i straciła wolę walki :-( - może mi się wydaję, ale zrobiła się w tym czasie znacznie grubsza (na pewno nie ciąża) - jest słaba, - w nocy piszczy, - kiedy leży, w ogóle się nie rusza, - siusia pod siebie, - tylnie łapy ma bezwładne, a w przednich nie ma ani trochę sił - ma napięte wszystkie mięśnie Są takie momenty, w których w ogóle nie chce jeść i pić, a czasami po prostu (ledwo) potrafi wypić całą miskę – podaję jej wodę za pomocą strzykawki. Nie mogę na nią patrzeć, gdy tak cierpi. Każdego dnia miałam nadzieję, że odzyska choć trochę siły w łapach, jednak zaczyna mi to wszystko powoli przygasać i płaczę :placz: Naprawdę serce mi pęka kiedy patrzy na mnie tym zmęczonym wzrokiem, a ja jej nie potrafię pomóc i choć bardzo trudno jest mi o tym myśleć, uważam że jedynym wyjściem jest uśpienie. [B]Czy jest jeszcze dla niej szansa? - miał ktoś może podobną sytuację? [/B]:-(
  6. Witam wszystkich, Ostatnie kilka miesięcy są dla mnie bardzo ciężkie, gdyż już nie mam bladego pojęcia co robić. Historia jest dosyć długa, mimo to zachęcam do przeczytania, może ktoś ma podobnie i wie co z tym robić bądź też szuka pomocy i rady. Mój 8 letni labrador w połowie grudnia zaczął dziwnie się zachowywać, mianowicie po powrocie ze spaceru leżał na dywanie i się cały trząsł - drżały mu wszystkie mięśnie (nie poruszał kończynami ani innymi częściami ciała). Z dnia na dzień zaczęło być coraz gorzej - zaczęły się mu rozjeżdżać tylne łapy, łapka zaczepiała się o łapkę. W dodatku niechętnie z rana zjadał śniadanie - trzeba było go zachęcać, kiedy to zawsze sam się o nie upominał. Błyskawicznie pojechaliśmy z nim do naszego stałego weta, który mu przepisał Rimadyl. Po kilku dniach przyjmowania leku stan nie uległ poprawie, więc wykonane zostało badanie krwi, które oczywiście po kilku dniach przyjmowania rimadylu było sfałszowane i wskazywało anemię. A to dziwne bo psu znów wrócił apetyt i nic nie wskazywało w zachowaniu na to, że jest anemikiem. Problemem wciąż były drgawki, które pojawiały się nie wiadomo skąd i plączące się nogi. Sam pies wykazywał ogromną chęć poruszania się, a gdy na spacerze złapał trop (i jakby zapominał o dolegliwości) to trzeba było twardo stać na ziemi, żeby nie polecieć za nim (działanie adrenaliny? podniecenia?). W ciągu kilku dni zaobserwowaliśmy, że kulawizna raz jest a raz nie ma (raz lepiej a raz gorzej). Pojechaliśmy znów do weterynarza - chirurga który przebadał psa i stwierdził deficyty neurologiczne w tylnych łapach (pies nie podnosił nogi po podwinięciu stopki). Zrobione zostało zdjęcie RTG kręgosłupa, na którym nie stwierdzono niczego niepokojącego. Diagnoza - korzonki; leczenie Nivalin podskórnie i Encorton w tabletkach. Po tygodniu podawania leku nie nastąpiła żadna poprawa, pies niknął w oczach coraz bardziej, więc zdecydowaliśmy się na innego weterynarza. Nowy weterynarz obejrzał poprzednio zrobione zdjęcie RTG i zdiagnozował zapalenie stawów biodrowych. Została przebadana krew - w normie. Leczenie kortykosteroidy dożylnie przez 2 dni + w przypadku wystąpienia drgawek pyralgina w czopkach (to miało zadziałać i kolejna wizyta miała być za tydzień). Minęło kilka dni a mimo stosowaniu zaleconych leków stan naszego pupila nic się nie poprawił. Pies nie dał rady podnieść się o własnych siłach, gdyż niedowład tylnych kończyn postępował. Najgorzej było ze wstawaniem, jak już się rozruszał było lepiej i dawał sobie radę - delikatnie stąpał nóżkami, które na zakrętach chwiały się jak patyczki. Zaznaczam, że czucie w nogach miał cały czas - przy łaskotkach czy szczypaniu poruszał nogą. Mimo nieciekawego stanu nasz kochany zwierzak wykazywał cały czas w miarę dobry humor co niejednokrotnie demonstrował machaniem ogona. Po 5 dniach stosowania zaleceń lekarza to co zobaczyliśmy jednego wieczoru było straszne, aż serce się kroiło gdy nas labrador leżał trząsł się i sapał jak lokomotywa. Dopiero po godzinie uspokoił się i zasnął (chyba ze zmęczenia). Po rozmowie telefonicznej, nasz (2) weterynarz rozłożył ręce i nie wiedział co poradzić. Postanowiliśmy spróbować jeszcze raz i odwiedziliśmy trzeciego weterynarza, który niedawno uratował psa znajomej, kiedy to 5 innych wetów nie dostrzegło na zdjęciu kości stojącej w przełyku jej psa. Nowy wet po badaniu neurologicznym (młoteczkiem) oraz moczu i krwi stwierdził, że nasz pies nie jest chory. Jest po prostu sparaliżowany. Obejrzał zdjęcia RTG i stwierdził, że może to być spondyloza. Przepisał nam Dalacin w tabletkach i zrobił zastrzyk leku sterydowego. Po paru dniach stan naszego czworonoga diametralnie się poprawił. Zaczął wracać do zdrowia i przebierać nogami jak zdrowy pies. Byliśmy bardzo szczęśliwi i to trwało 3 tygodnie... Tydzień temu nóżki znów zaczęły się mu plątać i powróciły drgawki. Zmieniliśmy mu antybiotyk na Kefavet. Od tygodnia bez zmian - tylne nóżki słabiutkie, trzeba pomóc mu wstać, jak się trochę rozkręci to jakoś daje radę sam iść, na schodach niestety się rozkłada, więc już nawet nie chcemy, żeby sam po nich wchodził, tylko go wnosimy (parter). Wczoraj bylismy na wizycie, weterynarz zrobil mu nowe zdjęcie RTG w celu sprawdzenia czy nic sie nie zmienilo w kregoslupie. Stan kregoslupa bez zmian, w poniedzialek pobiorą mu krew w celu badania i utworzenia profilu chemiologicznego. Po krwi wet ma mu podać silny lek sterydowy (ktorego nie chcial podawać przed podaniem krwi zeby nie sfalszowalo to wynikow). Pies po głupim jaśku wyraźnie odpoczął co było widać po jego dobrym humorze wieczorem. Dzisiaj w sobotę, cały dzień był nerwowy dla nas wszystkich. Misiek był kilka razy na podwórku w celu załatwienia potrzeb a reszte dnia leżał i się biedak trząsł. Musimy jakoś wytrzymać do poniedziałku, aczkolwiek widok cierpiącego psa jest straszny i opadają nam już ręce... Objawy: - problemy ze wstawaniem, - niedowład kończy tylnych (częściowy ich paraliż) szczególnie po dłuższym lężeniu, - silne drgawki, skurcze mięśni (często towarzyszące szybkie dyszenie lub sapanie) - pozycja głównie leżąca na brzuchu, rzadko na boku (wygląda na to, że pies jest naokrągło spięty) - dużo pije - mocno schudł (dziwne gdyż dostaje normalną porcję, a ma mniej ruchu niż zawsze) Funkcjonowanie: - załatwia się normalnie (nie ma biegunki, zaparć, dużo siusia bo dużo pije - logiczne) - ma ochotę spacerować (do momentu aż pojawią się skurcze) - merda ogonem - ma dobry apetyt - funkcje motoryczne w porządku, jak rozrusza tylne łapki to w miare się porusza (aczkolwiek są słabiutkie), Czy ktoś miał podobnie i wie o co chodzi. Ja podejrzewam jakiś problem neurologiczny (że coś mu uciska nerwy). Nie potrafię zrozumieć dlaczego po 3 tygodniach kiedy to wrócił do zdrowia i znów funkcjonował normalnie, przypadłość powróciła..
  7. Apo, tak się nazywa ma 6lat, jest ślicznym 15kilowym pieskiem pełnym życia, niestety podczas pogoni za drugim psem potrącił go samochód i przejechał mu po tylnej części tułowia. Nie mógł się ruszać, nikt nie mógł sie do niego zbliżyć. Wizyta u weterynarza, wysoka temperatura ciała początkowy stan zapalenia jąder, miał RTG, gdzie wykazano złamanie kości krzyżowej. myślałam że to koniec. Na szczęście dzięki pomocy weterynarza wyskrobał się. normalnie jadł i pił. Ale z chodzeniem jest już o wiele gorzej. nawet nie próbuje stawac na tylne nogi. niby czucie ma, ale nic z tego. Przed długi czas żyłam nadzieją, że może jednak stanie na nogi. niestety do tej pory siusia pod siebie, tak samo z defekacją. jestem bardzo szczęśliwa gdy widzę że aż się rwie do zabawy i chciałby pobiegać.Niestety jest to nie możliwe. staram mu sie pomagac w przemieszczaniu, ale nie zawsze jestem przy nim i wtedy ciągnie tył po podłodze , tym samym ocierając jąderka po ziemi.Ma okropne odciski na tylnej części ud. Nie stać mnie na wózek, który byłby dla Apo i dla mnie ogromnym ułatwieniem. mam utrzymaniu jeszcze dwa pieski. Błagam o jakiekolwiek datki na ten cel. dostałam już pampersy, ale pragnę kupić wózek inwalidzki. proszę o nawet najmniejsze pieniądze na konto BZWBK 42 1090 1102 0000 0001 1404 0986 [IMG]http://a.eu.fotka.pl.s3.amazonaws.com/049/205/49205661_1024.jpg?AWSAccessKeyId=0W17STEP45EAPG1VT202&Expires=1274652000&Signature=kR6RyeSBJpZhtKeHGfL34%2BPcAJM%3D[/IMG] [IMG]http://a.eu.fotka.pl.s3.amazonaws.com/049/205/49205680_1024.jpg?AWSAccessKeyId=0W17STEP45EAPG1VT202&Expires=1274652000&Signature=dnIcuO9vyo%2Ft1EITrKMRxsEyx8s%3D[/IMG]
×
×
  • Create New...