Jump to content
Dogomania

Search the Community

Showing results for tags 'padaczka'.

  • Search By Tags

    Type tags separated by commas.
  • Search By Author

Content Type


Forums

  • Ogólne
    • REGULAMIN FORUM
    • DOGOMANIA ON FACEBOOK
    • Wszystko o psach
    • Hodowla
    • Media
    • Pielęgnacja
    • Prawo
    • Sprzęt i akcesoria
    • Weterynaria
    • Wychowanie
    • Wypoczynek
    • Wystawy
    • ZKwP
    • Żywienie
    • Tęczowy Most
    • Foto Blogi
    • Shopping center
    • Off Topic
    • Administracja
  • Psy w potrzebie
  • Sport - praca
  • Rasy
  • Inne zwierzęta
  • Dogomania.com

Find results in...

Find results that contain...


Date Created

  • Start

    End


Last Updated

  • Start

    End


Filter by number of...

Joined

  • Start

    End


Group


AIM


MSN


Website URL


ICQ


Yahoo


Jabber


Skype


Location


Interests


Biography


Location


Interests


Occupation

Found 17 results

  1. Witam, Powoli rozkładam ręce, więc czas zacząć szukac pomocy i odpowiedzi na forum. Mam 1,3 rocznego psa, rasy shih-tzu. Od jakiegoś czasu ( około 6 m-scy) okresowo , zazwyczaj raz na miesiąc mój pies dziwnie się zachowuje. Zaczyna się to zawsze wieczorem i trwa do około 3 w nocy. A mianowicie, pies staje się strasznie niespokojny, nie może znaleźć sobie miejsca do spania, jak się już położy to ma niekontrolowane ruchy – jakby podskakuje, robi wykop nogą ( trudno to określić), wtedy wstaje i zaczyna drapać/kopać w dywanie, dodatkowo wszystko nadmiernie liże, wszystko – siebie, całe otoczenie wokół, nas opiekunów i tak dziwnie mlaska w buzi. Początkowo myśleliśmy, że to pewnie od jakiegoś jedzenia, boli go brzuszek czy coś. Po kilku incydentach odbyła się wizyta u weterynarza. Weterynarz podejrzewała – zespolenie wątrobowe. Odbyły się różne badania krwi, próby wątrobowe , bad. Moczu, EKG. I zostało to wykluczone. Więc podejrzewano, że to jakiś rodzaj padaczki. Teraz drugi rodzaj zachowania, który strasznie nas niepokoi. W maju kilka dni po wizycie u fryzjera pies zaczął dziwnie chodzić, idąc na smyczy prosto, po chwili jej tył schodził na bok, albo głowa uciekała do tyłu – i wyglądało to jak pałąk. Na taki spacerze, był mało ruchliwy, siadał, nie chciał w ogóle iść. Oczywiście odbyła się wizyta u weterynarza. RTG, badania krwi i full innych rzeczy. Weterynarz podejrzewała, że to ucisk na rdzeń kręgowy, możliwy jakiś uraz, zmiany w stawach czy coś. – w RTG i badaniach nic nie wyszło !! Zaczęło się leczenie Sterydami, Furosemidem, Relanium itp. Ograniczenie chodzenia, skakania, najlepiej jakby tylko leżał. Poszło w to dużo pieniędzy i naszej energii. Po jakimś miesiącu było już wszystko ok. I teraz…. Wczoraj był znów u pani weterynarz na strzyżeniu. Jak wyszedł był już jakiś dziwny. I na wieczornym spacerze, zauważyłam, że znów jest to samo tzn. znów dziwnie chodzi, a w nocy miał atak niespokoju i niekontrolowanych ruchów. Teraz pytania: Czy któryś z Waszych psów miał podobne zachowanie? Czy to jest rodzaj jakieś choroby neurologicznej? Czy to może mieć coś wspólnego ze strzyżeniem? Stres, nieprawidłowa pozycja? Opadają mi ręce, bo widzę jak ten pies się męczy!!! Ja też się stresuje, bo kocham go nad życie. Najgorsze, że nie ma punktu zaczepienia i nie wiem co mam leczyć. POMOCY!
  2. Invi

    Ataki gromadne

    Od 2 miesięcy leczę moją suczkę na padaczkę. Przyjmuje Phenoleptil i osłonowe na wątrobę. Wczoraj weterynarz włączył metypred z powodu przewlekłej choroby, na którą nie pomagały antybiotyki. 6 godzin po zastrzyku dostała pierwszy atak. I do teraz powtarzają się co 3-4h. Wet uważa, że trzeba to przeczekać, ale serce mi pęka jak widze jak pies się męczy. Naprawdę nie da się nic zrobić? Dodam, że ostatni atak miała dwa miesiące temu i też były to ataki gromadne, podczas których nic poza włączeniem tabletek nie robiliśmy. Trwały dwie doby w odstępach 3h. Podczas ostatnich nie miała już sił wstawać. Dochodziła do siebie jakieś 5 dni. Pomocy :(
  3. Kochani, Myślę, że jestem już w stanie napisać o tym co przydarzyło się kochanej suni moich rodziców (mojej zresztą też). Wszyscy przeżyliśmy jej śmierć, ja bardzo mocno gdyż byłam przy niej do samego, tragicznego końca. Postanowiłam jednak opisać to co się działo, gdyż wiele weterynaryjnych mózgów walczyło o jej życie nie wiedząc co jej jest, jednak są rzeczy silniejsze od wszelkich starań. W każdym razie chcę to opisać dla Was kochani dogomaniacy, abyście nie robili sobie złudnej nadziei przy podobnych objawach i dla weterynarzy, dla których diagnostyka tego przypadku była bardzo trudna. Psiak suczka, mieszaniec, wielkości labradora. Bardzo mądra, nikt jej niczego nie uczył a była mądrzejsza od mojego labka, któremu poświeciłam wiele długich godzin na wyegzekwowanie podstawowego posłuszeństwa ;) Sterylizowana, nigdy nie chorowała. Cale życie z moim ojcem w polu, czasami od 4 rano do 24 w nocy. Non stop na łapach, ale kochała dwór, przestrzeń. Kilka lat temu moi rodzice ze względu na wiek oddali ziemię w dzierżawę, przeszli na emeryturę, pies razem z nimi. Po pewnym czasie sunia przybrała sporo na wadze. Byłam pewna, że to skutek nagłego braku ruchu. Zaczęła podupadać na łapy. Podobno była mixem boksera i labradora, więc problem ze stawami nie był zaskoczeniem. Chodziła coraz gorzej, czasami kulała, weterynarz nakazał rodzicom psa bezwzględnie odchudzić, gdyż w końcu przestanie chodzić. Mama naprawdę się przejęła, skończyły się kolacje z pasztetki, weszła karma odchudzająca i gotowane chude mięso, a pies nieszczęśliwy gdyż wiecznie głodny. Odchudzanie było naprawdę dość radykalne, a efekty mizerne. Więc znów ograniczenie dawek jedzenia i znów marne powodzenie, pies jeszcze bardziej nieszczęśliwy, a problemy ze stawami postępowały. Oczywiście, co nie powinno być zaskoczeniem diagnoza została postawiona na podstawie sugestii, że to mieszaniec z labradorem, więc stawy, gruba, bla bla bla. Nikt nie wykonał nigdy żadnego USG czy RTG tych stawów, pies nigdy nie miał żadnych badań krwi. Wszystko było na oko, podawane były podstawowe leki wspomagające stawy itp. Efekty były różne, raz było lepiej, raz gorzej. W końcu sunia zaczęła piszczeć podczas wstawania. Jeszcze większe dawki leków wspomagających stawy, mama czasami podawała pyralginę, ja czasami te stawy masowałam. Nikomu nawet przez myśl nie przeszło, że diagnoza może być zła, w końcu pies był u weterynarza, prawda? Poza tym okaz zdrowa. Stan taki trwał ze 2 lata. Jakieś 2 miesiące temu sunia posmutniała, czasami zdarzało się, że nie była w stanie wstać. Bardzo głęboko zasypiała, mama czasem myślała, że nie żyje. Ojciec zabrał ją do weterynarza, pan stwierdził, że pies już jest stary, miała 12 lat. Dał jakiś zastrzyk "na wzmocnienie", dziś wiemy, że był to najpewniej steryd gdyż sunia nagle odzyskała humor i siłę. Dostała też jakiś lek przeciwbólowy (na stawy), który miał działać przez miesiąc. Było nieźle. Po pewnym czasie znów sunia nie wstaje, jest smutna, nie ma ochoty nawet wyjść na dwór, bardzo ciężko oddychała, w nocy spadła ze schodów. Rodzice zabrali ją do weterynarza, do którego mieli zaufanie, pani uratowała kiedyś nogę papudze choć podobno była nie do uratowania. Usztywniła złamanie zapałką i noga się zrosła, papuzia cieszy się dobrym zdrowiem. Pani psa osłuchała, orzekła, że to wiek, ma bardzo słabe serce, a problemy z oddychaniem biorą się z tego, że ma wodę w płucach od serca. Nie będzie zaskoczeniem jeśli powiem, że ta diagnoza padła bez żadnych badań? Ja już wtedy tknięta doświadczeniem leczenia mojego labka trochę na mamę nakrzyczałam, że skąd ta głupia baba bez badań to wie, ale skoro leki jakoś działają widocznie diagnoza dobra. Dostała leki na serce oraz furosemid na oczyszczenie płuc w rzekomej wody. Chwilami bywało lepiej ale sunia nadal smutna, bardzo głęboko zasypiała. Jakieś 1,5 tygodnia temu sunia rano nie chciała wstać, nawet wyjść się załatwić, ciężko oddychała. Ojciec zadzwonił do weterynarz, kazała przyjechać bez psa po kolejną dawkę leków. Nie była to tamta weterynarz ale jej uczennica. Dała kolejną dawkę tych samych leków oraz na odchodne jakąś tabletkę, po której sunia poczuje się lepiej. Tabletkę dostała i po 15min zaczęło się. Niepokój, przyspieszony oddech, chodzenie z miejsca na miejsce. Mama z płaczem zadzwoniła do siostry, szybka decyzja - zabieramy psa do Łodzi (do weterynarz, do której teraz chodzę ze swoim psem). Podróż była straszna, pies zestresowany, nigdy nie był w obcym miejscu bez rodziców. Po osłuchaniu serducha wetka zrobiła oczy jak 5zł - liczba uderzeń na min. 300, a przynajmniej jak stwierdziła tylko tyle zdążyła policzyć ale pewnie jest więcej, bo przy takiej prędkości nie da się policzyć. Telefon do zaprzyjaźnionej kardiolog, przewiezienie psa do innej lecznicy. Echo serca nie wykazało kompletnie nic. Wcześniejsza diagnoza o słabym sercu poszła w pi...., serce zdrowe, mocne, żadnych patologicznych zmian, gdyby było słabe przy takiej ilości uderzeń sunia by zeszła natychmiast. Wody w płucach rzecz jasna żadnej nie ma! Pytanie o historię choroby. Od czego się zaczęło? Od tajemniczej tabletki? Telefon do poprzedniej weterynarz co to było? Telefon odbiera pielęgniarka, zarzeka się, że nie było nic podane, w karcie nic nie ma. Moja siostra wściekła, że ojciec dostał tabletkę i żąda informacji co to było. Do rozmowy włącza się uczennica, że była to ćwiartka tabletki Encortonu 5mg. Kardiolog stwierdza, że to niemożliwe, gdyż to dawka progowa, a reakcja nieprawdopodobna. Stwierdza, że najpewniej dostała belgijski odpowiednik Encortonu o dużej dawce i natychmiastowym uwalnianiu. Lek w Polsce niezarejestrowany, ale lecznice go mają do przypadków, które wymagają natychmiastowego podtrzymania funkcji życiowych. Lek nie jest wpisywany do karty, bo w kraju niezarejestrowany, a substancja czynna ta sama co w Encortonie więc uczennica powiedziała, że to Encorton. I tu pojawił się problem gdyż przy tylu uderzeniach serca na minutę nie można podać nawet głupiej kroplówki gdyż serce może nie dać rady tego przepompować. Leki spowalniające nie gdyż z powodu nagłego spowolnienia serce może przestać bić. Sytuacja patowa. Dostała jakieś lekkie leki spowalniające aby zbić serducho chociaż do 200. Powrót do mojej pani wet, badania krwi, USG jamy brzusznej. Badania wykazują lekki stan zapalny, nieco podwyższone enzymy wątrobowe, które mogą być wynikiem podawania wcześniej sterydów (to nagłe ożywienie suni po zastrzyku), poza tym pies starszy, więc leki wątrobę osłabiają szybciej. Poza tym podany steryd może drastycznie fałszować wyniki! Bez sensu badania tarczycy, bez sensu badania czegokolwiek gdyż przez steryd wyniki mogą wyjść w kosmos! W USG żaden narząd nie powiększony, żadnego guza, żadnej wskazówki skąd tak olbrzymia tachykardia. Pies zupełnie zdrowy! Pies pod tlen, steryd peak działania ma przez 48h, trzeba monitorować, ma przyjechać weterynarz od ciężkich przypadków na konsultacje. Pies na noc oddany do siostry z łagodnymi lekami zwalniającymi od kardiolog, żadnych sterydów. Mnie przy tym wszystkim nie było, a do dziś pluję sobie w brodę. Wieczorem pojechałam do siostry. Sunia mocno pobudzona, chodzi dookoła firmy siostry. Kiedy przychodzę trochę się uspokaja, na chwilę się kładzie, nawet znajduje siłę na merdnięcie ogonem. Po jakimś czasie wstaje, znów chodzi, zabieramy ją do firmy gdzie spędzi noc (siostra ma w domu 3 koty, ja nadpobudliwego psa, w firmie w nocy cisza). Sunia chodzi z kąta w kąt w każdym zatrzymuje się na chwilę i patrzy w dal. Zastanowiło mnie to, ale pomyślałam, że może chce się schować, serce tak wali, czuje niepokój, jest bez rodziców w obcym miejscu. Jadę do domu, siostra całą noc nie śpi, czuwa. Pies w pewnym momencie na chwilę się kładzie, w między czasie wypija ok 3 litrów wody ale nie sika, ponadto cały czas chodzi, od rogu do rogu, bez ładu i składu. Rano pies bardzo słaby, nie chce wstać. Siostra dzwoni do wet, przywieźć natychmiast. Pies znów pod tlen, znów bez kroplówki, serce nieco zwolniło jednak wciąż 230 uderzeń na minutę. Kardiolog karze czekać, zwiększyć leki zwalniające ale bardzo powoli bo się zatrzyma. Ja zwalniam się z pracy i jadę. I tu ukazuje się niekompetencja lekarza, która mnie poraziła. Mojej wet nie ma, jest w innej lecznicy, na posterunku pani od ciężkich przypadków. Wchodzę, pies mnie nie poznaje. ZUPEŁNIE NIE POZNAJE. Chodzi od rogu do rogu i parzy się w dal, pani to nie zastanawia i każe mi wyjść z psem, bo może się wysika. Wypiła 3 litry wody, a pęcherz prawie pusty? Gdzie ta woda? Wychodzę. Psina idzie bez ładu i składu, przed siebie, siku brak. Wciąż mnie nie poznaje. Gdybym ją puściła ze smyczy szłaby zwyczajnie przed siebie. Wracam. Mówię jak jest. Pani, a może pies ślepy? Ale nie odruch jest, latarka, zaglądanie do oczu i co się okazuje źrenice reagują słabo! Wcześniej pani nie była łaskawa tego sprawdzić? Podobno rano pies badanie neurologiczne przeszedł śpiewająco. Pani znika, zostaję z psem sama. Psina chodzi z kąta w kąt, w pewnym momencie chce się położyć, ale ciągnie ją w jedną stronę. Łapię, żeby się nie uderzyła w głowę i widzę wywracające się białka! Biegnę po wet, orzeka, że to napad padaczkowy petit-mal. Psia dostaje relanium dożylnie, choć to ryzykowne, bo może się zatrzymać, wciąż podstawowa diagnoza przedawkowanie sterydu. Pada jak mucha, układam, głaszczę, mówię, białka wciąż pracują. Jestem wściekła, że nikt wcześniej nie zauważył tych objawów. Przyjeżdża siostra, diagnoza pani, że to objawy neurologiczne, pewnie guz mózgu, zapalenie opon nie, gdyż nie ma gorączki. Potrzebna tomografia. W piątek wieczorem nikt nie zrobi, w weekend też, można próbować w Wawie, ale nie ważne, że ktoś badanie zrobi, trzeba jeszcze doświadczonego lekarza, który dobrze opisze wynik. Dzwonię po całej Polsce, dziś już nie, w weekend nie. W Łodzi najwcześniej we wtorek. Oczka już nie pracują, psina dochodzi do siebie. Podnosi się i strasznie dużo pije. Domyślam się, że w nocy też miała napady padaczkowe (po chce się strasznie pić) i jestem wściekła, że nikt tego nie zdiagnozował wcześniej po opisaniu objawów przez siostrę, może rano udałoby się załatwić tomografię. Psia merda ogonem, poznaje mnie i siostrę. Ja płaczę ze szczęścia. Przychodzi moja pani wet. Orzeka, że z tomografią trzeba poczekać do wtorku, bo na nieprofesjonalny opis szkoda pieniędzy, póki co psia reaguje na relanium, serducho zwolniło do 120, nie zatrzymało się, jest silne, psina jest silna. Można zaryzykować fenobarbital. Siostra dzwoni do mamy, pada decyzja pies z lekami wraca do domu choć jestem przeciwna, bo jest możliwość monitowania psa w całodobowej lecznicy. Ale to nie moja decyzja. Psia dostaje coś na uspokojenie na czas podróży. Wygląda dobrze. Oczka się śmieją, ogon chodzi, psina bardzo słaba ale to zrozumiałe. Wszyscy mają nadzieję, że to ten cholerny steryd wywołał jakąś nietypową reakcję, o guzie pani od ciężkich przypadków, która nie zauważa ataków padaczkowych nikt nawet nie myśli. W samochodzie psina ze stresu znów przyspiesza, teraz wiemy, że to atak padaczkowy - przynajmniej ja to wiem. Wysiadamy u rodziców, pies nie poznaje ojca - znów to samo. Jest noc, w Sieradzu jedyna apteka całodobowa nie ma relanium we wlewach doodbytniczych. Podajemy tabletkę doustną, ale długo się rozkręca. Psina dostaje fenobarbital gdyż zalecenie naszej wet to za wszelką cenę nie dopuścić do tachykardii. Cała noc czuwamy, psina po lekach się uspokaja, następnie ciągle chodzi, od rogu do rogu, wiem, że to atak padaczkowy. Z moją wet jesteśmy w kontakcie telefonicznym. Ja jestem za tym żeby psa odwieźć do Łodzi, mama uważa, że jak się odstresuje w swoim domu to będzie lepiej. Nie jest lepiej ale psia chociaż się załatwiła, wyobrażacie to sobie? Nie załatwiła się w obcym miejscu! Rano udaje się dostać relanium doodbytniczo. Psina na zmianę chodzi, po lekach odpoczywa ale w ogóle nie śpi. Serce zwalnia, ale ciężko oddycha, szybko. Kupiłam stetoskop żeby monitorować stan serducha. Siostrze wydaje się, że ma gorączkę. Po konsultacji z wet dajemy pół pyralginy. Psina zasypia. Budzi się i na zmianę chodzi, po lekach odpoczywa, choć jest naćpana próbuje wstawać, raz poznaje, raz nie, momentami macha ogonem. Ciągle pod telefonem jest wetka, mimo, że ma gości mówi, że w każdej chwili jest w stanie wsiąść w samochód (to 70km od Łodzi). Pada podpowiedź, że może borelioza. Zgadzają się objawy neurologiczne, tachykardia, a wcześniej długotrwałe problemy ze stawami. Decyzja, żeby na nic nie czekać i jechać do apteki, wybłagać doksycyklinę i podać dawkę uderzeniową, po drugiej dawce powinno być lepiej. W aptece nie robią problemów, psia dostaje antybiotyk i 1,5 pyralginy. Może mieć mdłości, chodzi niespokojna, wciska głowę w rogi. Choć czytałam, że to objaw guza mózgu nie dopuszczam tego do siebie, pewnie ma mdłości. Zasypia, mam nadzieję, że to efekt działania antybiotyku. W pewnym momencie słyszymy piszczenie. Psina chce wstać, może chce jej się siku ale nie jesteśmy w stanie jej wynieść gdyż słania się na nogach. W pewnej chwili wykręca ją na prawą stronę z nieprawdopodobną siłą a ja w oczach widzę "pomóżcie mi". Krzyczę na siostrę, że ma natychmiast dzwonić do weterynarz, bo to w ogóle był debilny pomysł żeby ją z Łodzi zabierać. Wetka stwierdza, że wsiada w samochód, za max 1,5h jest. W międzyczasie skonsultowała się z koleżanką i ta miała podobny przypadek - był to guz rdzenia przedłużonego. Ja w to nie wierzę, nikt w to nie wierzy. W tym czasie psina leży, lekko pojękując, nie reaguje już na nikogo. Ja mam obawy, że to jednak guz gdyż wetka przez tel stwierdziła, że wykręcanie to objaw, że jedna z półkul się wyłącza. O 1:30 jest, ja mam ciągle nadzieję, że coś wymyśli. Jednak źrenice już nie reagowały, nawet nie zareagowały minimalnie na wołanie mojej mamy "szukaj, szukaj", po którym psica wstawała zawsze na równe nogi, jedna tylna łapa zbyt drażliwa na dotyk, druga spięta nie chce się zgiąć, ogólna nadwrażliwość na bodźce. U psicy wyłączają się już poszczególne ośrodki, działają tylko odruchy bezwarunkowe jak oddech, bicie serca. Okazuje się, że psia ma niemal 40st gorączki. Dostaje podwójne relanium i środek na odbarczenie mięśni. Pani mówi, że psia jest teraz w pełni zrelaksowana. Daje do wyboru dwie alternatywy - wieczny sen albo śpiączka farmakologiczna, czekanie do wtorku (jest niedziela nad ranem) na tomografię, która nawet jeśli wykaże guza to ta wiedza nic nam nie da. Psica już jest nieświadoma i najpewniej nigdy jej nie odzyska. Mama decyduje o wiecznym śnie. Psica zasypia... Dla mnie to przykład skrajnej niekompetencji weterynarzy, szczególnie tych w Sieradzu. Wstyd i żenujące podejście do zwierzęcia. Pakowanie w niego leków na sugestie właściciela, gdyż problemy z rzekomymi stawami mogły być objawem guza - łapy mogły drętwieć, przy wstawaniu bolałoby tak samo jak zwyrodniałe stawy, po rozchodzeniu pies chodził niezbornie, powoli ale nie piszczał. Jednak nie dowiemy się tego, gdyż nikt nigdy nie zrobił żadnych badań. Pies gruby, może być po labradorze, więc stawy na 100%. Osłabienie jako objaw starości. Pakowanie w psa sterydów "na wzmocnienie" uniemożliwiło prawidłową i szybką diagnostykę, pies męczył się 3 dni bo jakaś głupia c.... dała "jakąś" tabletkę nie widząc psa i nie wpisując tego do karty. Nie powiązanie przez panią od trudnych przypadków chodzenia psa z kąta w kąt i bezcelowe gapienie się w niego z padaczką, brak zdziwienia, że pies nie poznaje właściciela i nie reaguje na wołanie. Jedyną osobą, która okazała serce, kompetencje i maksimum cierpliwości jest pani weterynarz, do której teraz chodzę, bo szczerze, to ja nie znam nawet pediatry, który mimo gości wsiada w samochód i jedzie 70km w środku nocy do jakiejś wiochy zabitej dechami aby pomóc psu. Dziś jest już za późno na dywagacje co by było gdyby, jednak rodzice mają zakaz chodzenia do pseudoweterynarzy w Sieradzu nawet po tabletkę na robaki dla kota. Ja nie twierdzę, że dałoby się psa uratować, jednak mógł być prawidłowo prowadzony do samego końca, zmniejszając maksymalnie jego cierpienie. Psy dostosowują się do rożnych warunków, psicę mogło coś boleć ale nie dawała tego po sobie poznać. Tusza i wieczny głód również mogły być objawem guza, tarczyca mogła szaleć co uwypukliło się maksymalną tachykardią 300 uderzeń na minutę na sam koniec, psica mogła dostawać normalnie jeść skoro i tak nie można byłoby jej pomóc. W Sieradzu nikogo też nie zdziwiło, że pies na drastycznej diecie nie chudnie. Oczywiście było gadanie, bo pani (mama) na pewno po kryjomu coś psu daje tylko nie chce się przyznać. Mogliśmy jej w odpowiedni sposób pomóc aby nie miała takiego końca, bo sobie na niego nie zasłużyła. Podawane bezpodstawnie sterydy uniemożliwiły szybką diagnozę, ba! uniemożliwiły jakąkolwiek diagnozę. Co ciekawe klient mojej siostry miał psa z identycznymi objawami na koniec. Ultrawysoka tachykardia, napady padaczkowe, wciskanie głowy w kąty, tamten pies jeszcze chodził non-stop w kółko w jedną stronę. Ale oni wiedzieli, że pies ma właśnie guza rdzenia przedłużonego. Dowiedzieli się robiąc tomografię gdyż ktoś przytomny ją zlecił kiedy pies nagle zaczął mdleć. Leczyli go chemią dwa lata choć końcówka była identyczna. Leczyli ponieważ ten weterynarz miał dobre doświadczenia w leczeniu tego typu nowotworów. Temu psu akurat niewiele to pomogło, ale może psicy rodziców by uratowało życie?
  4. Cześć. Jestem tu nowa, założyłam konto ponieważ mam problem z 11-letnim pekińczykiem. Kilka dni temu pierwszy raz zostawiłam go samego na dłużej niż godzinę w domu (miał picie i jedzenie). Po powrocie do domu biegał po całym domu i skakał jak zawsze gdy się cieszy. Nagle zauważyłam, że leży na podłodze z plecami wygiętymi w łuk i ma drgawki jak podczas padaczki, przy tym przeraźliwie piszczał. Wszystko trwało kilka lub kilkanaście sekund, pies był przestraszony ale bardzo szybko wrócił do siebie i zachowywał się normalnie. Weterynarz powiedział, że był to atak padaczki i możliwe, że to z tęsknoty lub pies uderzył się w głowę (on często nie patrzy gdzie biegnie lub próbuje wskoczyć na próg będąc od niego za daleko i pudłuje). Powiedział też, że piesek ma mało ruchu i słabe mięśnie nóg, powinnam zabierać go na dłuższe spacery. W internecie natomiast wyczytałam, że po ataku padaczki pies powinien odpoczywać i nie wiem teraz co robić. Czy zabierać go na dłuższe eskapady czy lepiej żeby odpoczywał w domu i wychodził tylko na siusiu? Weterynarz powiedział, że to najprawdopodobniej jednorazowy atak i dopóki się to nie powtórzy to nie muszę się martwić, jednak strasznie się o niego boję ponieważ to już nie jest młody psiak i dwa razy zdarzyło mu się stracić równowagę. Powinnam dać mu odpocząć czy zabierać go codziennie na dłuższe spacery?
  5. Dzień dobry, mamy ostatnio problem z 2,5-letnim bulterierem. W zasadzie nie wiem czy jest to problem behawioralny czy zdrowotny. Mam nadzieję, że coś podpowiecie. Opiszę niepokojące sytuacje: - Pies leży sobie na kanapie, niekoniecznie śpi. Nagle zaczyna tępo wpatrywać się w przestrzeń, jakby się trochę zawieszał. Mały ruch z mojej strony prowokuje go to ataku - warczy i jakby chciał ugryźć. Zupełnie jakby mnie nie poznawał. Zacznę do niego mówić, albo wezmę do ręki smaki, to jakby się wybudzał i znowu jest normalnym psiakiem. - Pies leży(obojętnie gdzie) i ktoś z nas poruszy stopą. Nie gwałtownie, nawet lekko, schowaną całkowicie pod ławą i atak wygląda podobnie jak wyżej. Da się z tego stanu psa "wybudzić", zazwyczaj jednak zamykamy go w klatce do ochłonięcia. Ataki zawsze występują gdy pies sobie leży, ewentualnie spokojnie siedzi. Nigdy podczas włóczenia się po domu, na spacerach itp. I nie tylko w naszym mieszkaniu, w gościach również to wystąpiło (nie w stosunku do nas, ale mojego brata). Do ugryzienia nigdy nie doszło, potrafimy przewidzieć ataki właśnie przez "tępy" wzrok psa i wychodzenie oczu z orbit. I tu pytanie - jak postępować z takim przypadkiem? Poza tymi sytuacjami pies jest całkiem "normalny" - wyszkolony, posłuszny jak na bula, z dobrej hodowli, więc psycha powinna być ok. Zaczęliśmy od badań u weterynarza, jesteśmy w trakcie morfologii. Weterynarz twierdzi, że mogą to być początki padaczki, ale nie jest teraz w stanie oczywiście tego potwierdzić. Nie wyklucza również, że jest to reakcja na zwykły ból, np. chory któryś z narządów (również to zbadamy). Do behawiorysty się zgłosimy jak wykluczymy problemy zdrowotne, ale może nie warto czekać? Pierwsza sytuacja (tępy wzrok, jakby nie poznawanie ludzi, zawieszanie się) pasują do padaczki, ale atakowanie stóp?
  6. Witam, chciałem się was poradzić. Zaznaczam, że chodzi nie o mojego, a o psa rodziców z którym powoli już przestają sobie dawać radę. Chodzi o około 8letniego kundelka - suczkę, która została przez nich przygarnięta ze schroniska w wieku ok.1,5-2 lat. Pies od początku wykazywał oznaki strachu przed starszymi panami z laską, z tego co pamiętam dziećmi, nie znosił gwałtownych ruchów ręką i większości psów. Na każde z wymienionych zachowań reagowała agresją - szczekaniem, warczeniem, próbą ugryzienia. W domu często się chowała pod łóżko. Jeżeli na łóżku ktoś leżał i nagle schodził wyskakiwała spod niego szczekając, a czasem nawet próbowała ugryźć. Jeżeli próbowała ugryźć kogoś z domowników (choćby mnie jak któregoś razu za szybko wszedłem do pokoju) to po chwili skomlała przepraszająco, ale początkowo sprawiała wrażenie jakby nie poznawała mnie, albo że coś jej się przypomniała z czasów kiedy błąkała się po ulicach czy była u poprzedniego właściciela. Wiem, że rodzice próbowali zrobić coś z tym faktem - chodzili do psiego psychologa, za namową jego tudzież weterynarza próbowali podawać leki uspakajające (nie pomagały). W zeszłym roku bodajże okazało się, że pies ma cukrzycę i cześć jej zachowań mogła wynikać ze względu na skoki poziomu cukru itp. Suczka codziennie dostaje zastrzyki i czasem jest trochę spokojniejsza, ale generalnie nic się drastycznie nie zmieniło. Ostatnio doszła informacja, że ma też padaczkę i rzadko bo rzadko ma napady i na to chyba też dostaje jakieś leki (nie jestem pewien). Podstawy problem tkwi w tym, że pies jest agresywny w stosunku do domowników i mama, która siedzi z nią najdłużej musi uważać bo podczas jej gorszych dni, warczy na nią, a czasem potrafi nawet delikatnie ugryźć i to bez konkretnego powodu. Bardzo bym prosił o jakieś rady i informację co można z tym fantem zrobić, bo boję się że w końcu dojdzie do jakiegoś nieszczęścia.
  7. Hej, mam 3 letniego bokserka, który niestety od prawie roku cierpi na padaczkę. Do dnia dzisiejszego miał 4 ataki, cały czas go obserwuję i chyba powoli uczę się przewidywać kiedy może nastąpić atak, ale bardzo Was proszę napiszcie mi jak Wasze pieski, które również na to chorowały zachowywały się przed atakiem, jak Wy poznawaliście, że atak może nastąpić? i najważniejsze jak zachowywaliście się w trakcie ataku?
  8. Witam wszystkich, moja psinka tydzień temu dostała okropnych drgawek, po wykonaniu podstawowych badań wyszło że skład krwi jest bardzo dobry, jedynie wykryto powiększenie serca i jego niedotlenienie (dostaje już odpowiednie leki) następnego dnia ataki miała co godzinę! jak wyglądały: trwały 1-3 min występował ślinotok (więc to chyba nie podobna do padaczki choroba Meniera[SIZE=4][COLOR=#ff0000][B]?[/B][/COLOR][/SIZE]) w czasie ataków sunia nie popuszczała. Po kolejnej wizycie przepisano jej Luminal, który źle znosi. Niestety dzieją się z Azą straszne rzeczy- kompletnie nie kontaktuje ze światem zewnętrznym, gdy ktoś wchodzi do domu nawet nie zwraca uwagi, jest obojętna na obecność kota, gościa, burzę). Całymi dniami śpi. Nogi odmawiają jej posłuszeństwa- 2 doby po rozpoczęciu leczenia chodziła nerwowo w kółko, obijała się o wszystkie przedmioty w domu i na ogrodzie, wywracała się co pół minuty. TERAZ nie może nawet ustać na swoich łapkach, trzeba ją wynosić na załatwianie- sika na leżąco, wczoraj pomogłam jej się wypróżnić trzymając ją w normalnej pozycji. Bardzo często piszczała, ale że jest też na tabletkach przeciwbólowych udaje Nam się z nią dojść do porozumienia: wiemy wtedy że musimy pomóc jej się napić, czy że chce jej się siku) Mam do Was pytania ponieważ przestała jeść (nie potrafi gryźć) zaczęłam ją dokarmiać jogurtami: naturalny z cukrem i waniliowy Danio- [U]czy to jej nie zaszkodzi?[/U] Czy to normalne, że w trakcie leczenia [U]nie ma siły chodzić?[/U] wiem, że po jakimś czasie lekarz zdecyduje się zmniejszyć dawkę jeśli drgawki nie wystąpią, ale może warto zrobić to już teraz, albo zmienić lek (nie zrobię tego bez decyzji lekarza, ale może dzięki Wam uda mi się coś zaproponować?) Jesteśmy jeszcze przed badaniem tomografu komputerowego, może okaże się, że to nie padaczka a jakis guz/wylew? warto wiedzieć, a ktoś z Was miał/ma psa który cierpi na drgawki własnie z innego powodu niż padaczka i choroba Meniera? Jeśli drgawki ustąpiły po luminalu, to wyklucza to Meniera? Poprawa po tym leku przesądza diagnozę w strone padaczki? C[COLOR=#ff0000]zy ten lek po prostu niweluje drgawki bez względu na ich przyczynę?[/COLOR] Proszę o odpowiedź na którekolwiek pytanie, jesteśmy przerażeni...
  9. Mam 13 letniego pinczerka, psiak nigdy nie chorował, jakiś czas temu wet po osłuchaniu stwierdził ze zastawka sie nie domyka, psiak dostaje leki nasercowe, czasami złapie go skurcz w łape, ale ostatnio zauważyliśmy coś dziwnego . Tydzień temu pies nagle zaczał dziwnie przejadać, tak jakby nie mógł domknąć dolnej szczęki, jakby mu coś przeszkadzało, nie piszczał , jadł normalnie ale raz na jakiś czas mlaskał dziwnie, pare dni temu jak leżał w posłaniu wyskoczył nagle i pisnął, zauważyliśmy że w ciągu 2 dni pare razy pisnął w momencie gdy chciał zjeść przysmak (wypluł go i zapiszczał), leżał w posłaniu lub gdy przejadał. Psiak był wystraszony i chodził po domu najeżony, teraz znów dziwnie rusza dolną szczęką jak sie oblizuje bądź 'przejada' dodam że je i szczeka normalnie, ale czasami otwiera tak dziwnie pysk jakby ciągle coś mu przeszkadzało, choć już nie piszczy.. CO TO MOŻE BYĆ? dodam, że lewe oko mu łzawi od czasu gdy zaczęło się te przejadanie...zetknął się ktoś z takim przypadkiem? Wet stwierdził ze może początki padaczki (choć nie wydaje mi sie, bo to nie jest atak i później wszystko ok, tylko tak jakby ciągle coś mu było..) powiedział tez ze ewentualnie może to być kamień nazębny który go uwiera chociaż wtedy raczej miał by problemy z jedzeniem.. jesli psiakowi nie przejdzie, mamy przyjść znowu..czytałam już mnóstwo artykułów , nie wiem co to może być, myślałam o zapaleniu nerwa, problemów z kamieniem, może stan zapalny, zwichnięciu żuchwy, nawet o tężcu.. :-o może ktoś potrafi doradzić w tej sprawie.. PROSZĘ O POMOC:shake:
  10. Bardzo proszę o pomoc! Zaczęło się niespodziewanie od mojego powrotu z dłuższego wyjazdu. Początkowo stawiałam na problemy z kręgosłupem - piesek podwijał łapki, i ogonek, pokładał uszy jakby coś go bolało. Takie ataki pojawiały sie przez pierwsze trzy dni po 4, ..5 razy dziennie. Pani wet wyeliminowała problemy z kręgosłupem, sugerując delikatne padaczkowe. Po czterech dniach wyciszania i opieki nad pieskiem ataki ustały, zaczęły sie natomiast problemy z poruszaniem się - Gustaw chwieje się na łapkach (szczególnie tylnych), porusza na boki głową, ma problemy z utrzymaniem równowagi, generalnie jest bardzo pokraczny i niezborny. Miałam wrażenie, że i te objawy słabły, do wczoraj kiedy po podaniu EKTOPARU (Gustaw ze swojego pobytu na wsi przywiózł pchełkę) wszytko znów powróciło. Oczywiście nie wiem, czy może to mieć jakikolwiek związek, ale wspomnieć i o tym. Samopoczucie i apetyt mu dopisują, co robić? Badania krwi, ktore miały pomóc w odnalezieniu ewentualnej przyczyny padaczki wyszły dobrze jedynie ALAT dość mocno powyżej normy. Z informacji, które mogą pomóc w diagnozie: piesek ma 3 lata, jest chorowity: - 2 razy przeżył wstrząsy anafilaktyczne(szczepionka i użądlenie pszczoły), które osłabiły wątrobę - jest uczuleniowcem - często zdarza mu się wymiotować po zjedzeniu czegokolwiek innego niż sucha karma - w czasie mojej nieobecności tuż przed wystąpieniem opisywanych objawów, był na 'ścisłej wiejskiej diecie mięsnej', która o dziwo tam mu wyjątkowo służyła. [B]Proszę wybaczyć, że piszę o wszystkim, ale nie chciałabym pominąć żadnego tropu. Będę wdzięczna za każdą sugestię i pomoc!!![/B]
  11. Dzień dobry, już na wstępie uprzejmie proszę o podzielenie się wszelkimi sugestiami, będę ogromnie wdzięczna za każdą odpowiedź. Jestem właścicielką 12letniego sznaucera. Problem pojawił się 21 lipca, po nocy pies zaczął zachowywać się dziwnie. Z upływem dnia pojawiły się takie objawy jak: poziome mimowolne poruszanie głową, brak kordynacji, przewracanie się przy oddawaniu moczu i podnoszeniu tylnej łapy, trudności z poruszaniem się, osowiałość, otrzepywanie całej głowy, biegunka która utrzymywała się do następnego dnia. Po drugiej wizycie u weterynarza, lekarz zrobił psu test na boleriozę i wszystkie pierwotniaki odkleszczowe - negatywny, wyniki morfologii: leukocyty 13,40 G/l Neutrofile pałeczkowate 76,00 Neutrofile segmentowate 2,00 Eozynofile 1,00 Limofocyty 19,00 Monocyty 2,00. temperatura 38,2. lekarz stwierdził: zaburzenia czucia głębokiego, niezborne ruchy głowy, odruchy czaszkowe spowolnione. Podano w zastrzyku Cobactan 1ml, Rapidexon 1,5ml, leki Agapurin 400mg. Następny dzień - Cobactan, Agapurin 2 razy dziennie, stopniowa poprawa. Pies otrzymywał antybiotyk 8 dni. Po wizycie u psiego neurologa podano mu steryd w zastrzyku niestety nazwy nie znam, zalecono kontynuowanie kuracji Cobatantem, Agapurinem. Zmieniono steryd z iniekcji na tabletki - cortyzon (pół tabletki dziennie), Agapurin bez zmian. Przez 8 dni trwania kuracji antybiotykowej, lekowej stan psa wyraźnie się poprawiał. Ustępowała jego niezborność, pruszanie głową, poprawiła się kordynacja, jednak pies nadal wydawał się być lekko osowiały, problemy z wchodzeniem po schodach utrzymywały się. Apetyt standardowy. Psi neurolog po przeprowadzeniu neurologicznych testów stwierdził wylew. Wszystko miało się ku lepszemu, jednak po 10 dniach znowu wracamy do pierwotnego stanu. Nie jestem do końca przekonana o trafności diagnozy. Nie ukończyłam weterynarii, ale uważnie przeglądając wszystkie wpisy na dostępnych forach, objawy nie do końca się zgadzają. Pies miał owszem bardziej porażoną prawą stronę ciała, jednak nie przechylał głowy w prawą stronę. Od w zasadzie zawsze, niestystematycznie ale przynajmniej raz na dwa miesiące dostawał dziwnych ataków, które nazywane były przez weterynarzy skurczem jelit... Tracił równowagę, pojawiało się zesztywnienie całego ciała, wyprężenie tylnej części ciała do góry, rozjeżdzanie łap, ataki mijały zwykle po około 3 minutach po czym pies wracał jeszcze tego samego dnia do siebie. Pies ciągle przyjmuje Agapurin 400 1 tabletka wieczorem, jedna rano + cortyzon pół tabletki. W związku z powyższym, czy możliwe jest że cierpi on na dotąd niezdiagnozowaną padaczkę albo chorobę Meniera? Mam wrażenie, że lekarze w Łodzi nie są wystarczająco kompetentni, nie jestem w stanie póki co dojechać do Warszawy czy Wrocławia. Zlecono mu pobranie hormonów tarczycy, ponowną morfologię i biochemię. Co powinnam zrobić, co zasugerować, czy ktoś z Państwa miał podobny problem ze swoim psem? Bardzo proszę o poradę. edit: pies tak jak na początku strzepuje tylko głowę, mimo że ten objaw wcześniej ustąpił. Co jakiś czas, kilka razy, nienaturalnie dziwnie przejeżdza łapą po brodzie, tak jakby chciał czesać wąsy, ale nie wydaje mi się być to normą. Zauważyłam też na spacerze szczególnie porannym, że po oddaniu moczu pies idąc chodnikiem dalej mimowolnie posikuje. Rok temu miał też problemy z kręgosłupem najprawdopodobniej od wskakiwania na łóżka. Również chodził wyprężony, ale widać było, że problem leży w kręgosłupie, pies wył podczas dotykania go w okolicach zadu. Dostawał zastrzyki (niestety nie wiem z czego :/ ale najprawdopodbniej sterydy) po trzech iniekcjach problem minął.
  12. Jestem nowa na forum a trafiłam tutaj bo mam nadzieję na to ,że ktoś mi pomoże zrozumieć co się dzieje z moim psiakiem. Tusia jest jamnikiem ,który ma 13 lat. Jest zdecydowanie za gruba (typowy żebrak ,którego mama dokarmia za każdym razem gdy tylko poprosi o resztki z talerza). Mimo sterylizacji miewa wciąż urojone ciąże po cieczce której nie widać ale często można zauważyć kiedy powinna być (został fragment jajnika ,który był podobno zbyt głęboko i blisko nerki ,nie chcąc jej uszkodzić weterynarz wybrał "mniejsze zło" i zostawił kawałek). Nie licząc tych urojeń, jakiejś przebytej anginy, kolca w łapie czy pękniętego kaszaka to aż dziw ale był z niej do tej pory okaz zdrowia mimo wieku i nadwagi. Tydzień temu było święto więc wszyscy siedzieliśmy w domu gdy nagle z łazienki dobiegło przeraźliwe wycie. Takie jakiego jeszcze w życiu z jej pyszczka nie słyszałam. Zanim ktokolwiek zdążył się zerwać z miejsca wbiegła do pokoju potwornie wykrzywiając prawą, przednią łapę i biegała w koło wciąż wyjąc. Potem usiadła, strasznie dyszała i waliło jej serduszko. Wyglądała jakby dostała jakiegoś ataku paniki. Dała się obłaskawić dopiero po dwóch minutach kawałkiem mięska (które normalnie pochłonęłaby po sekundzie razem z palcem). Zajrzałam do łazienki i zobaczyłam ,że szafka jest trochę przesunięta więc stwierdziliśmy ,że tam czegoś szukała, zaklinowała się i przestraszyła. We wtorek i środę wszystko było w porządku. W czwartek jak byłam w pracy podobno znowu zaczęła przeraźliwie wyć lecz tym razem przewróciła się na bok. Trwało to wszystko może 20 -30 sekund po czym wstała i zachowywała się jakby nic się nie stało i po chwili poszła na swoje posłanie. (Dodam ,że wcześniej całe dnie spędzała w moim pokoju na podłodze a w nocy spała u mamy na fotelu. Kilka dni wcześniej mama fotele wyrzuciła a Tunia dostała nowe legowisko ,z którego od czwartku się prawie nie rusza a do mnie wcale nie zagląda. Tak je pokochała? Próbowałam je przenieść do siebie ale nie chce przyjść.) W piątek popołudniu znowu padła wyjąc. Tym razem można było zaobserwować jak się strasznie napina a po wszystkim (znowu jakieś 30 sekund) wstała i nie licząc tego ,że na początku oszczędzała tą prawą przednią łapę znowu ją to jakby obeszło. Wzięłam ją do weterynarza gdzie dostała zastrzyk przeciwzapalny,coś przeciw laktacji (bo znowu ma pełno mleka) i w razie czego weterynarz dał mi Relsed doodbytniczy gdyby atak się powtórzył i długo trwał bo może to być padaczka.Kazała się pokazać na drugi dzień i w miarę możliwości nagrać atak. Wieczorem mąż wyszedł z nią i drugim naszym psiakiem na spacer. Na czwartym piętrze przy uchylonym balkonie znowu usłyszałam to przeraźliwe wycie. Gdy do mnie zadzwonił zakładałam już buty ale zanim zeszłam na dół Tusia chodziła sobie po trawniku i merdała ogonem. Nie zdążył nic nagrać bo drugi pies ciągnął go szukając miejsca i mimo tego ,że od Tusi biegającej "samopas" dzieliło go najwyżej 5 metrów to zanim do niej podszedł ona już stała na nogach i zajmowała się swoimi sprawami. Na drugi dzień- w sobotę postanowiliśmy ,że będziemy z nimi wychodzić we dwoje. W południe przy windzie Tusia padła i mimo ,że od razu nacisnęłam odpowiednie guziki w telefonie (niezablokowanym na taką ewentualność) to momentu upadku i wycia nie udało mi się nagrać. Mam tylko to jak leży napięta a potem wstaje. Trochę była zdezorientowana bo zaczęła później uciekać schodami czego nigdy nie robi. Nawet jak winda jest nieczynna to znosimy ją na rękach. Poszliśmy więc od razu do weterynarza gdzie po obejrzeniu filmu i dokładnej relacji z zachowania suni pani weterynarz zaaplikowała jej Relsed i zastrzyk z relanium. Popołudniu gdy mama ją głaskała Tusia znowu zaczęła wyć. Tym razem już leżała więc się nie przewróciła, spięły jej się tylko jakby przednie łapy, jak najbardziej kontaktowała i wodziła za mamą wzrokiem a do tego merdała ogonem. Cały dzień była ogólnie strasznie przymulona.Nawet jeść nie chciała,nie żebrała. Nie ruszała się z legowiska, nie chodziła jeść do kuchni ale to pewnie od leków. W niedziele z rana poszliśmy z nią na czczo do pani weterynarz na pobieranie krwi. Znowu dostała zastrzyk z relanium i tego dnia nie było żadnego ataku. Mimo ,że wciąż niezbyt chętnie się rusza gdziekolwiek- nawet do kuchni- była dużo bardziej ożywiona. Za każdym razem gdy ktoś z domowników chodzi po mieszkaniu podnosi głowę i nadstawia uszka. Szczególnie gdy zauważy kogoś z jedzeniem. Jak jej podać do legowiska to zjada. Dziś od rana (5:30!) zwraca na siebie uwagę. Popiskuje i się patrzy na wszystkich. Macha ogonkiem i wydaje z siebie takie piski jak wtedy gdy żebra o coś smacznego. To może przez to ,że lepiej się czuje a do tego może być związane z tą urojoną ciążą. Zrobiła sobie nawet krótką wycieczkę do mojego pokoju. Uff....rozpisałam się strasznie ...ale obraz jest nakreślony dokładnie. Teraz moje pytania i reszta faktów w pigułce: -Czy to na pewno padaczka? -Jak dobiera się leki? -Moja weterynarz nie stosuje Depakine Chrono ale czy można je podawać psu?(mąż je zażywa więc nie byłoby problemu z dostępem i ceną tego leku) -Czy może to być coś innego niż epilepsja? -Czy to ,że ataki nastąpiły właśnie w tej chwili może zależeć od stresu i zmian? (jak pisałam mama wyrzuciła jej fotel,ma nowe legowisko a mieszkanie wygląda jak po przejściu huraganu bo rodzicielka się niedługo wyprowadza) -Mamy drugiego psiaka i mama chce go zabrać a Tusie zostawić. Czy stres z tym związany nie pogorszy jej stanu,szczególnie dopiero na początku dobierania dawki leku? -Czy każdy lek z proponowanych przez weterynarza (luminal, mizodin) można podać starej i grubej Tusi? W wynikach badań ma podwyższony AlAT na 70 a T4 na tarczycę ma w dolnych granicach normy. (15,3 z normą od 15) Reszta aż dziw w jak najlepszym porządku. Jeśli ktoś się natrudził i to przeczytał to już jestem wdzięczna. Liczę na jakieś odpowiedzi szczególnie w sprawie tego Depakine Chrono ,którego nasza pani weterynarz poprostu nie zna.
  13. Witam, moj Biggi jest beaglem ktory od 4 lat choruje na padaczke. Ataki na poczatku powtarzaly sie co 4 miesiace a teraz co kilka dni.Aktualnie podaje mu luminal 3/4 tabletki 2x dziennie. Pisze tu poniewaz chcialabym wydluzuc w jakis sposob okres miedzy atakami tak jak to bylo na poczatku, moj wet stwierdzil ze sie nie da ale moze jest ktos komu sie udalo? Jakies ziola? Suplementy? Po kazdym ataku psiak dochodzi kilka dni do siebie az serce peka. Prosze o jakies wskazowki od innych wlascicieli pieskow z ta paskudna choroba.
  14. Hej, może tutaj ktoś będzie w stanie nam pomóc, bo niestety mimo wieeeeelu wizyt u różnych weterynarzy, nikt nie wie co jest naszemu psu. Nasz york ma niecałe 8 lat, waży 2700g. Uszy wyłysiały mu już jakieś 5-6 lat temu. Mówiono nam, że to skórzane uszy, taka jego uroda i nic nie da się z tym zrobić. Nie wyglądało to jakby go te uszy bolały lub swędziały, więc w końcu przyzwyczailiśmy się do tego. Niecałe 2 lata temu troszkę zaczęła przerzedzać się sierść na pyszczku, zaczęliśmy się znowu niepokoić i znów na nowo odwiedzaliśmy różnych weterynarzy szukając pomocy. Niestety nadal nie wiadomo co mu jest. Trzy- cztery miesiące temu doszło łysienie na nóżkach i na końcu ogonka. Pies nie drapie się i nadal nie ma objawów bólowych przy dotykaniu tych miejsc. Te kilka miesięcy temu doszły do tego kolejne dziwne objawy. Dwa razy miał dziwne ataki. Pierwszy raz, biegał podczas spaceru, nagle się zatrzymał, przewrócił i dostał dziwnych drgawek, dwie minuty nie było kontaktu z psem po czym nagle wstał i dalej chciał się bawić. Drugi raz, po wbiegnięciu po schodach, również przewrócił się, zesztywniał i też jakby zemdlał ale cały czas był sztywny a serduszko bardzo mocno biło. Nigdy wcześniej nie miał tego typu ataków. Do tego wszystkiego doszły problemy gastryczne, wypróżnia się normalnie ale puszcza potwornie śmierdzące bąki. Nigdy wcześniej nie miał takich problemów, a nie zmienialiśmy nic w jego odżywianiu. Niestety w żadnym z tych problemów nikt nie był w stanie nam pomóc. Boimy się o jego zdrowie, nie wiemy jak mu możemy pomóc. Czy ktoś z was miał doświadczenie z którymś z tych problemów? Na dodanych zdjęciach widać łysiejące miejsca: pyszczek, uszy, ogonek i nóżki z góry bardzo dziękuję za pomoc!
  15. Witam serdecznie, nie potrafię nigdzie znaleźć forum, na którym ktokolwiek opisywał podobny przypadek do mojego dlatego zwracam się o pomoc właśnie tutaj. Posiadam 2 miesięcznego owczarka niemieckiego, który oszczenił się 16.01.2016. Pierwsze szczepienie otrzymał 27.02.2016, oczywiście kolejną szczepionkę powinieniem zapewnić Dragonowi w okolicach 8-9 tygodnia, co oczywiście przeoczyłem ( czego nie potrafię sobie wybaczyć ), więc zastanawiam się czy problem mojego czworonożnego przyjaciela nie jest spowodowany brakiem tego szczepienia, jak to stwierdziło dwóch weterynarzy, którzy nie chcą podać szczepionki dopóki piesek nie wyzdrowieje, co jest zrozumiałe w tym wypadku, jednak minął wczoraj tydzień od momentu jak Dragon dostaje czegoś w rodzaju padaczki i nie przechodzi - średnio 2x dziennie leci mu piana z pyska w pozycji siedzącej podczas czego również robi pod siebie co trwa około 10 sekund, po tym incydencie psiak zaczyna biegać jak otępiały nie zważając na jakikolwiek przedmiot ( również ściany ), na koniec czyli po ok 30 sekundach wszystko wraca do normy. Odrobaczany był już 3 razy, karmę od początku dostaje dla juniora firmy Purina, dostaje również gotowany ryż z marchewką, owoce - wszystko w ilościach jak podaje książka żeby psa nie przekarmić. Tych dwóch panów specjalistów nie stwierdziło żeby Dragon coś przypadkiem połknął, więc ja już rozkładam ręce. Jeśli ktokolwiek z szanownych forumowiczów miał podobny przypadek do mojego będę niezmiernie wdzięczny za jakąkolwiek wskazówkę co może psiakowi dolegać. Pozdrawiam i z góry dziękuję za pomoc.
  16. Wiem, że temat brzmi dość standardowo, jednak przejrzałam już sporo wątków i ciągle nie znalazłam nic odnośnie problemu mojej suczki. Otóż moja suczka 2-3 tygodnie temu poczuła się gorzej. Była osowiała, miała temperaturę. Weterynarz stwierdził - przeziębienie. Dostała 3 dawki antybiotyku. Nieznacznie jej się polepszyło. Po paru dniach, w nocy, dostała ataków padaczki. Pierwszy raz w życiu. Między godziną drugą a czwartą w nocy wystąpiły 3 bardzo silne ataki, do tego temperatura wzrosła do strasznych 42 stopni :<. Dopiero przy tym trzecim ataku, koło 4 nad ranem, zdecydowaliśmy się jechać do kliniki dla zwierząt. Sunia została tam przez 3 dni. Przy wyjściu lekarz zalecił podawanie luminalu, począwszy od dwóch tabletek dziennie, przez stopniowe redukowanie, aż do całkowitego odstawienia (pod warunkiem nie wystąpienia ponownych ataków). Piesek wyszedł z kliniki w okropnym stanie. Widać, że tak mocne ataki pierwszy raz w życiu naprawdę ją wycieńczyły. Gdy po nią przyszliśmy, w ogóle na nas nie zareagowała - nie ucieszyła się, nie pomerdała ogonkiem, nic. Po powrocie do domu, najpierw ciągle chodziła, przez parę godzin, nie zatrzymywała się, w końcu się położyła. Zaczęła się faza 3 ataku, czyli standardowo, "rzucanie się na jedzenie", picie ogromnych ilości wody, spanie. Minęły już ok 2 tygodnie. Luminalu podajemy już minimalne dawki (pół tabletki na dzień), piesek nie je już łapczywie, picie i spanie też już w normie. Pozostał za to problem - zmiany w psychice. Suczka przed atakiem była bardzo żywa - codziennie chciała wychodzić na spacery, wręcz zmuszając do tego kogoś z rodziny, była bardzo zaczepialska, żądna czułości, zabawy, na zewnątrz szczekała, również skomlała jak chciała coś na nas wymusić - ot, zwykły radosny piesek. Jednak teraz, po ataku.. Jest już oczywiście bardziej kontaktowa w porównaniu do tych pierwszych chwil w domu po szpitalu, ale ciągle to nie to samo. Nie chce się bawić, czasem to wygląda jakby dostała jakiejś... amnezji? Np zawsze jak ktoś z rodziny wracał do domu, jeśli była akurat na polu to z radości skakała, biegała po całym podwórku. Teraz kiedy ktoś wraca, wykonuje dwa takie skoki i nagle przestaje (teraz sobie pomyślałam że to może efekt zbyt dużej stymulacji i może po prostu zaczyna ją boleć, i dlatego przestaje?). Do tego zupełnie już nie szczeka ani nie skomle - parę razy tylko zapiszczy przy wycieraniu jej łapek po wejściu do domu, nigdy tego nie lubiła. To piszczenie jest znakiem że nie straciła głosu. Niektóre przyzwyczajenia jej zostały, np komunikuje o chęci wejścia do domu z podwórka poprzez wyskoczenie przednimi łapami na parapet od okna w salonie. No i zachowanie do ludzi - głaskanie sprawia jej przyjemność, ale nie łasi się już tak jak zawsze, kiedy zaczynało się to robić. No i właśnie tu pojawia się moje pytanie - Te zmiany w zachowaniu są już na stałe (np poprzez uszkodzenia mózgu podczas ataków), czy jednak jest szansa, że psinka wróci do nas już całkiem? Miał ktoś może przypadki takiej zmiany zachowania u pieska? Wiem że baaardzo się rozpisałam, dlatego za wszystkie odpowiedzi i porady baaaaaaardzo dziękuję.
×
×
  • Create New...