Jump to content
Dogomania

alkara

New members
  • Posts

    1
  • Joined

  • Last visited

alkara's Achievements

Newbie

Newbie (1/14)

10

Reputation

  1. Historia ku przestrodze... a przy okazji może ktoś wie jak wygląda prawo do psa w takiej sytuacji... 2 tygodnie temu znalazłam na przystanku w podwarszawkiej dzielnicy suczkę, siedziała na środku zatoczki i patrzyła się na samochody. Zatrzymałam się, suczka natychmiast podbiegła i wkoczyła mi na kolana. Ze względu na potworny upał i niebezpieczeństwo w postaci przejeżdżających samochodów stwierdziłam, że nie mogę jej tak zostawić. Pojechałam do weterynarza, okazało się, że nie ma chipa, brak też było obroży. Cóż miałam zrobić? Zabrałam ją do domu, wywiesiłam ogłoszenia, zamieściłam też kilka w internecie. W międzyczasie okazało się, że suczka ma ruję więc w domu był prawdziwy meksyk (mam młodego psa, również przygarniętego). Dni mijały, cieczka minęła, mój kundel się w niej zakochał z wzajemnością i tak przekonana, że zostanie kupiłam dla niej wyprawkę i zaczęłam planować szczepienia, odrobaczanie i sterylizację. Aż wczoraj odezwał się właściel... Okazało się, że sunia uciekła praktycznie z centrum warszawy w nocy z 21 na 22 czerwca. Jak W ciągu kilkunastu godzin dotarła aż pod Warszawę nie wiadomo jak. Właściciel brzmiał przez telefon jakoś dziwnie, ale słuchawkę szybko przejęła jakaś kobieta która brzmiała poprostu jak zwykła starsza osoba... Umówiłam się, że następnego dnia przywiozę psa pod wskazany adres. Na miejscu okazało się, że mieszkanie znajduje się w starej kamienicy i zanim zadzwoniłam domofonem z murku obok poderwało się i zaczęło zataczać w moją stronę 2 pijanych meneli ciesząc się, że to ich pies (dobrze, że byłam z chłopakiem)... w każdym razie powiedzieliśmy owym dżentelmenom, że psa nie oddamy ponieważ są pod wpływem alkoholu (permanentnym z resztą) i pozwolili żeby sunia latała samopas bez obroży nawet po całej okolicy...w trakcie cieczki w dodatku. Mój chłopak wziął psa i udaliśmy się do samochodu, tam zaczęło się szarpanie z drzwi a kiedy w końcu udało nam się zamknąć w samochodzie i zablokować drzwi zbiegło się jeszcze paru chłopa w stanie wskazującym na spożycie bardzo różnych substancji... Zadzwoniliśmy po policję prosząc o interwencję, ponaglaliśmy ich jeszcze 2 razy bo sprawa robiła się bardzo nieciekawa i pijaczki zaczęły się zachowaywać bardzo agresywnie cały czas otaczając samochód... po paru minutach trwających chyba całe wieki zjawili się łaskawie panowie policjanci... i stwierdzili, że oni znają całe to towarzystwo bo często tu przyjeżdżają i że pan który ledwo stoi obok nas puszczając wiązanki faktycznie jest właścicielem psa i musimy mu go zwrócić. Nie będę przytaczać dyskusji która się potem potoczyła bo to były jakieś kpiny... człowiek nie miał nawet książeczki zdrowia psa... kiedy złapaliśmy pana funkcjonariusza na tym, że nie ma pojęcia nawet o tym, że w naszym kraju jest obowiązek szczepienia psa na wściekliznę i brak takiego szczepienia podlega karze zaczął się wycofywać, a po kolejnych 2 zdaniach wypowiedzianych przez mojego chłopaka odwrócił się na pięcie stwierdzając, że zakończył rozmowę i rzucił "do widzenia"... Pytam się zatem w jakim kraju żyję skoro w biały dzień może mnie zatłuc na środku ulicy banda pijanych ludzi, a interwencja policji jest czystą kpiną? Jedno jest pewne, jeśli następnym razem znajdę jakiegoś psa a rozmowa z jego właścicielem zasieje we mnie choć ziarenko wątpliwości będę wiedziała jak postąpić... może przy okazji ktoś nauczy się czegoś na moim błędzie. Nie znam się niestety szczegółowo na prawie i nie wiedziałam jakich argumentów mogę użyć w stosunku do policjanta pozostającego jak widać w dobrych kontaktach z całym towarzystwem na owej ulicy...
×
×
  • Create New...