Jump to content
Dogomania

Nasi Bracia Mniejsi potrafią do nas wracać.


al-ka

Recommended Posts

Dwanaście lat temu zamieszkał w naszych sercach niezwykły ONek Grom.Był z nami tylko 11 lat."Tylko",bo chcieliśmy aby trwało to całe życie.Zawsze kochałam zwierzęta,ludzi a zwłaszcza chorych ale to Grom nauczył mnie i moją rodzinę umiejętności wsłuchiwania się w potrzeby innych.To z nim pierwszym udało mi się nawiązać kontakt pozawerbalny,prawie metafizyczny.To on uzmysłowił mi,że zwierzęta mają coś więcej poza ciałem i pod tym względem nie różnią się od nas.Był naszym cudownym kompanem,przyjacielem,bratem...Przez wszystkie te lata towarzyszył nam zawsze i wszędzie.Zabieralismy go na wszystkie wyjazdy wakacyjne.Zawsze był z nami.Dbaliśmy o niego bardziej niż o siebie,ale przegraliśmy nierówną walkę z rakiem.Opuścił nas 15 listopada ubiegłego roku,tulony,całowany....Bardzo prosiliśmy go,aby wrócił do nas.... Przez dwadzieścia jeden tygodni nie było takiej pory dnia,godziny,żeby nie płynęły łzy bólu i tęsknoty.Wierzyłam jednak,ze mój Grom do nas wróci,że gdzieś jest i też czeka...Szukałam hodowli,która miałaby takie owczarki-czarne,krótkowłose,niewiele podpalane,z prostym zadem.Niestety w Polsce hodowli tej linii użytkowej nie ma.Na Owczarku dostałam kontakt do hodowli w Belgii,Czechach.Decyzja zapadła i...wtedy stał sie cud.Ratowałam wówczas błąkającą się,chorą śmiertelnie bernardusię.Nawiązałam wiele kontaktów i suni udało się uratować życie i znależć przecudowny dom.Następnego dnia gdy sunia poszła do domu,zadzwonił mój telefon.Jedna z wolontariuszek z akcji ratowania suni poprosiła o tymczas dla znalezionego na trasie katowickiej małego ONka.Przybył do nas dokładnie po 21 tygodniach,też we wtorek,też około 21ej..Pięciomiesięczny,identyczny prawie jak Grom,z takim samym głosem,spojrzeniem,ruchami,upodobaniami.Przywitany przez pozostałe zwierzaki tak jakby wrócił z długiego spaceru.Długo by opowiadać o wszyskich niezwykłych absolutnie zbiegach okoliczności,niektóre sytuacje przyprawiały mnie o ciarki na grzbiecie( choćby zachowanie małego w miejscu gdzie przed pięcioma miesiącami odchodził Grom).Ja już wiem napewno,że nasze ukochane zwierzaki wracają do nas jeśli bardzo tego pragniemy.Nasz Grom wrócił.Jest identyczny prawie pod każdym względem,ma to samo imię,zajął w hierarchii zwierzaków swoje poprzednie miejsce.Od tej chwili skończyła się bolesna tęsknota.I tylko czasami gdy patrzę na małego Gromisia napływają mi do oczu łzy.Ale są to łzy słodkie,łzy szczęścia....
Życzę wszystkim z całego serca,aby Wasi przyjaciele wracali do Was,bo że to jest możliwe nie mam najmniejszej wątpliwości.Musicie tylko chcieć i dać im szansę powrotu.POzdrawiam ciepło,ala.
__________________

Link to comment
Share on other sites

przecudna historia...tez w to wierze i ciesze sie razem z wami
Grom wrocil do was, bo gdziez by mu bylo lepiej...
przez piec miesiecy szukal i znalazl swoj dom

ja tez czekam...Pusia wroci....
choc tez mam juz wokol siebie kilka wyjatkowych 4lapow

Link to comment
Share on other sites

  • 2 years later...
  • 2 months later...
  • 4 months later...

Ja też wierzę w to, że zwierzęta również tak jak my, mają własna duszę. Magik jakby wiedział, że ma niewiele czasu, dawał mi ponad sto procent z siebie. Spał na moim brzuchu, plecach, wtulony, najchętniej cały czas by całował, a z radości prawie mnie przewracał, nawet jak nie widział mnie dosłownie minuty. Mój skarb...
:placz:

Link to comment
Share on other sites

  • 7 months later...
  • 3 weeks later...
  • 1 month later...
  • 1 month later...

Skoro TU jest dla wszystkich to czemu TAM miałoby być inaczej?

A pamiętacie - "jeśli jest niebo psie
to ja odnośne proszę czynniki
skierujcie do niego mnie"
Cudowne wiersze Ludwika Jerzego Kerna z tomiku "Cztery Łapy"

Link to comment
Share on other sites

[quote name='lika1771']Cioteczki jak myslicie Jak umrzemy to nasze zwierzatka beda z nami?Czy raj jest tylko dla ludzi?[/QUOTE]
Nie wyobrażam sobie awet, żeby mogło byc niebo, bez naszych psow i innych zwierząt...jestem pewna, ze spotakmy TAM nasze SZCZESCIA...jestem pewna..

Link to comment
Share on other sites

  • 1 month later...

historia piekna.....Tak weszłam w sumie by przeczytac...A to napisze i swoją...Moja sunia była chora...za pózno wykryte ropomacicze...Nie przezyła po operacji...
Żabcia przeważnie spała na swoim posłanku lub z mama, bo miala poprostu blizej do wody i dzrzwi, nie musiałam jej otwierać...ale dziwnie blisko mnie w ten ostatni dzien była...I pamietam jak patrzyła siedząc na swoim leżanku...tak dziwnie, przenikliwie. A ja robiłam jej wtedy jakieś jedzonko.... Przez chwile popatrzałysmy na siebie...a potem, pomyslałam..E,zdaje ci sie, pierdoły, nic ci nie jest kruszynko!...A ona sie ze mną żegnała.... Wiem ze to sie smieszne zdawac moze. Niech jest jakie chce...
Tego wzroku jednak nie zapomne nigdy...To ten jej wzrok otworzył mi oczy na wiele spraw...

Puzniej, kiedy zabrałam do siebie mala kochaną sunię, dla czci też nazwałam ją Żabcia. O żeby żyła w zdrowiu jak najdłuzej!

Link to comment
Share on other sites

  • 1 month later...
  • 2 months later...
  • 8 months later...

Mnie to spotkało - powrót ukochanego psa - tylko w pewnym stopniu "na odwrót".
[B]Opowieść o dwóch Sabach.[/B]
Nasza pierwsza Sabcia znalazła sie u nas przypadkiem - wzięliśmy ją od znajomego właściciela hurtowni.
Młoda 10-miesięczna on-ka nie nadawała się do pilnowania: szczekała i wyła, gdy była sama, a z wielką radością witała każdego, kto naruszał teren. Gdy mąż przyjechał w interesach do kolegi natychmiast przypadła do niego, weszła do samochodu i nie chciała wyjść - wprosiła się wprost nachalnie i tak przybyła do naszego domu.
Była psem nieslychanie żywiołowym, takie psie ADHD, kochała wszystkich, nie tolerowała być sama, dużo szczekała, witała przesadnie - wyjąc, szczekając, skacząc, liżąc, nie bała się niczego, co dziwne uwielbiała burzę, szczekała i cieszyła się na petardy sylwestrowe (kiedyś o mało nie aportowała petardy !), na spacerze ciągnęła niemożliwie mimo szkolenia, ale była eksplozją uczuć i spontaniczności, wołana przybiegała omalże przewracając się o własne łapy, zamęczała wszystkich o aportowanie, pięknie pozowała do zdjęć, miała charakter i zęby też potrafiła pokazać.
Jej nadmiar miłości i ekspresji oraz nieustanna aktywność bywały męczące... Nieraz marzyliśmy o spokojniejszym. bardziej zrównoważonym i nie wymagającym aż tyle uwagi psie ;) ;)
Żyła Sabcia z nami 12 lat, odeszła uśpiona, bo strasznie cierpiała - miała sparaliżowane tylne nogi, które tak ją bolały, że gryzła je do kości, wyła z bólu, nie jadła. Odeszła spokojnie, Pan Doktor przyszedł do domu i rozmawiając z nami jak znajomy, pogłaskał i zrobił jej pożegnalny zastrzyk... Zasnęła mocno, jak co wieczór po długim spacerze. Pochowaliśmy Sabcię za domem, tam gdzie lubiła biegać. :(
Po jej śmierci zapanowała pustka. Nie było dnia, żebyśmy nie myśleli o niej. Po tygodniu siadłam przed kompem i tak prawie machinalnie wpisałyśmy z córką: "[I]Saba[/I] [I]Sabcia owczarek[/I]" i wyskoczyło: "[I]Sabcia, owczarkowata... grzeczna sunia domowa...będzie zagryziona przez psy...szuka domu".[/I]
To Saba z tego forum - 2009 r. Było zdjęcie bidy z klapniętym uszkiem, wystraszonej, nie najmłodszej.
Po krótkiej dyskusji mąż z córką (ja nie moglam, bo nie miałam wolnego w pracy) pojechali do Jaworzna do DT
(Dzięki Ci Lunarmermaid za Sabcię !) i przywieźli Sabę II. Nie bardzo chciała się przystosować, musieliśmy bardzo długo zabiegać o jej względy i dać poczucie bezpieczeństwa - nasza stara Saba od razu sama zdobywała nasze uczucia i uznała nowe terytorium za swoje.
Poza wyglądem owczarkowatym - kompletne[U] psychiczne przeciwieństwo ;)[/U]: starsza wiekiem (ok. 6 lat), uciekająca przed ludźmi, zero spontaniczności, taki "niewidzialny pies" leżący w kąciku, z zablokowaną aż nadmiernie agresją, poddający się, nie walczący o siebie, ma ogromny strach przed burzą, a także aparatem fotograficznym, różne inne fobie, sunia bardzo nadwrażliwa i delikatna - ze złamaną, zahamowaną psychiką.
Ale w głębi, pod otoczką strachu kryło się dobre, choć dżące ze strachu psie serduszko, pragnące miłości i mocno kochające - ale tak cichutko, machając tylko końcem ogonka, patrząc ukradkiem, liżąc szybko końcem jęzorka.
Nie chce nadal za nic aportować, łapę zaczęła podawać po dwóch latach, jednak rozumie mowę, bo reaguje odpowiednio na wiele komend i wypowiedzi (a najlepiej na "daj to psu" ;) ), wita powściągliwie, albo wcale, nie potrafi dać głosu na polecenie, czasem coś próbuje bezgłośnie, (szczekać zza płotu na szczęście zaczęła dość szybko), ale za to przepięknie chodzi na smyczy, choć pewnie nie była szkolona, zawsze bardzo zgodna i pokorna - taki psi aniołek (ale ma też jeden grzeszek - kradnie jedzonko, gdy nikt nie widzi i bywa uparta - taki bierny opór, udaje, że nie słyszy ;) ). Jest niekłopotliwa, w swojej chorobie pozwala wszystko zrobić, podaje łapę na kroplówkę, wącha strzykawke i liże rękę robiącą zastrzyk. Mam wrażenie, że poddaje się z coraz większym zaufaniem i oddaniem, a mniejszym strachem.
Mamy po prostu jednego psa w dwóch.:) To chyba nasza stara Sabcia pamiętając nasze narzekania zrobiłam nam takiego psikusa :) ;) )
Tak poważnie - uważam, że odbierając w pewnym sensie życie jednemu pieskowi, którego nie potrafiliśmy uratować, a zdecydowaliśmy się wziąć na siebie ciężar skrócenia mu cierpień - mamy dług i spłacimy go ratując życie innemu psu, skazanemu na śmierć nie przez chorobę, ale przez bezdusznych ludzi... A Saba nam go wskazała...

Teraz przeżyliśmy wielki stres - Saba przeszła w środę ciężką operację - usunięcie nowotwora - gruczolaka zropiałego i penetrującego do jamy brzusznej oraz jednoczesne usunięcie macicy, prawie się wykrwawiła, operacja trwała 2 i pół godziny, ale Doktor miał złote ręce i Sabcia przeżyła, dziś już zjadła sporo i czuje się lepiej ! :) :) Walczyliśmy o nią i udało się, to jeszcze nie jej czas, by odejść.
Po tej chorobie jest nawet jakby weselsza i bardziej okazująca uczucia. Na pewno zauważylismy, że bardzo uradowała się na nasz widok i wie, że wróciła do swojego domu !
My nawet jako rodzina staliśmy się lepsi - mamy spory temperament, ale od czasu przyjścia nowej Saby unikamy głośnej wymiany zdań, bo ona zaraz się boi i chowa (stara przeszczekiwała się wraz z nami ;) ;) )

Link to comment
Share on other sites

Tym razem bedzie o "psim" kocie. Gdy odszedl nasz kochany Feliks to powiedzialam ze nigdy wiecej nie wezme psa tak strasznie to przezylam razem z corka ktora sie z nim wychowala. Teraz juz mieszka osobno i postanowila wziasc kotka do domu. Przypadkowo zobaczyla zdjecie kota w jednym ze schronisk, pojechala tam i kot sie po prostu w niej zakochal a ona w nim. Dziwny byl ten kot , poniewaz nienawidzil innych kotow ale kochal psy musieli mu dac osobne pomieszczenie.
Nowy dom zaakceptowal od razu i od razu nauczyl sie aportowac tzn podaje lapke, robi siad ...co jest nie taka latwa sprawa jesli chodzi o koty. Jest towarzyski, kocha ludzi , gdy corka przychodzi do domu wita ja zawsze w drzwiach i "gada" na swoj sposob, wydaje przerozne dzwieki. Lubi podobne zabawki jakie lubil nasz pies i czasami mam wrazenie ze to kot w futerku naszego pieska. Maja ten sam wzrost i futerko tego samego koloru, bialo - srebrne, miekkie i zwiewne .
Gdy przyjechal raz w odwiedziny do mnie polozyl sie na ukochanym miejscu mojego pieska a w nocy spal w nogach czego koty zazwyczaj nie robia. Ma podobny charakter w zachowaniu do naszego psa ...nigdy nie bylam zainteresowana kotem jako domownikiem ale patrzac na niego widze naszego psa ...tylko w innej postaci. Nigdy nie planowalo sie kota to wyszlo tak nagle i ten kot to jakby mlodszy braciszek naszego Felusia, czy jego drugie wcielenie jako kot tym razem.

Link to comment
Share on other sites

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.

×
×
  • Create New...