Jump to content
Dogomania

zapaść tchawicza - czy operacja pomoże?


iza_szumielewicz

Recommended Posts

Od października 2004 mam problem z kaszlem mojego Malutkiego. Najpierw kasłał tylko rano, potem po każdym wstaniu (po dłuższym leżeniu), potem kaszlem zaczął reagować na zmianę temperatur, a ostatnio kaszle non stop. Mały miał pełną diagnostykę, która nic konkretnego nie pokazała. W końcu lekarze orzekli, ze trzeba zrobić bronchoskopię (badanie inwazyjne, pod narkozą). To nietypowe badanie jest wykonywane (chodiz o porządne wykonanie) - według opinii moich wetów - tylko w 2 ośrodkach w Polsce - w Olsztynie, w Kortowie u prof. Depty i we Wrocławiu. Ja na szczęście jestem z Olsztyna i Małego tam zawiozłam. Bronchoiskopia pokazała zapaść tchawiczną, typowe schorzenie małych ras (poluzowanie śluzówki, która powoduje, ze światło tchawicy się zwęża). Potrzebna jest operacja. Ta będize w warszawie. Weci z Olszytna bardzo się Małym przejęli i chcą znaleźć speca od takich operacji.

Czy wasze psy miały moze podobny zabieg? czy on pomógł? Kto w warszawie robi takie operacje?

Link to comment
Share on other sites

Widzę, że nikt z was nie spotkał się z podobnym problemem, czy tak?

Prof. Depta konsultował się z wetami w Wwie. Nikt nie chce się podjąć operacji. Za duże ryzyko. Po pierwsze, mały jest stary, a po drugie jest duże prawdopodobieństwo odrtzucenia ciała obcego. W czasie takiej operacji wszczepia się w tchawicę pierścienie usztywniające.
Zostało wiec leczenie zachowawcze. Niestety - sterydy (encorton) i (przez 2 tygodnie) antybiotyk duomox. Po zejściu największego obrzęku mają być włącvzone homeopatyczne, a wycofany antybiotyk.

szkoda mi bardzo Małego, bo z trudem oddycha, a od sterydów znacznie zwiększył mu się apetyt, i ciągle błagalnie na mnie patrzxy. Niby nie daję mu więcej jeść, a jest gruby jak beczka. po raz pierwszy w życiu takie tłuste boczki mnie nie cieszą.:shake:

Link to comment
Share on other sites

Niestety nie potrafię nic powiedzieć w tym temacie:oops: Jedyne co przychodzi mi do głowy,to że strasznie mi przykro i żal mi Twojego małego.Rozumiem też co czujesz,nikt nie może znieść bezradności wobec postępującej choroby.Z całą pewnością musisz sobie powiedzieć,że podarowałaś mu szczęśliwe radosne chwile i cudowne życie u Twego boku.Pozdrawiam Was cieplutko:bye:

Link to comment
Share on other sites

Moja kolezanka ma dwa sznaucery z zapascia tchawicy. Prawdopodobnie beda operowane przez lekarza z Warszawy, ale w tej chwili on jest w USA. Pogadam z nia i dam Ci namiary na tego weta. Tylko...u psa starego nie warto raczej tego robic...to bardzo trudny zabieg. A w jakiej czesci jest zapad? W szyjnej czy piersiowej?

Link to comment
Share on other sites

iza_sz, możesz spróbować pogadać z doktorem Galantym, jeśli jeszcze tego nie robiłaś. On jest jakimś szefem chirurgii na SGGW, ale poza tym operuje w "moim" Elwecie, A. Niepodległości 24/30, 843-23-46. Nie wiem, czy on pojąłby się tej operacji, ale wiem, że jest uważany za specjalistę od operowania małych zwierzątek, jak również od narkozy wziewnej. Na Twoim miejscu, skonsultowałabym się z nim.

Link to comment
Share on other sites

SaJo, jesteś z Olszytna? ja też - z Pana Tadzia:lol: Maluy ma zapaść w odcinku szyjnym, tuż za gardłem.

Flaire, dr Kurski z Elwetu, który w raz z prof. Deptą z Oslzytna leczy Małego szuka mi odpowiednio doświadcoznego w takich zabiegach lekarza. na razie nic nie mówił o dr galantym, ale w rozmowie z nim zapytam, czy ten lekarz wchodziłby w grę. Dzięki!!!

Będę również wdzieczna za namiary na weta, który robił takie zabiegi, a teraz jest w USA.

Mały dostaje encorton i duomox (ten drugi dziś ostanti dzień) i jest lepiej, ale ja nie mam złudzeń. Kaszel jest mniejszy przez sterydy, a task na dłuższą metę nie moze być. Podobno mają stopniowo zamieniać steryd na leki homeopatyczne, ale - jak widzę - kusi ich operacja. Tylko weta nie mogą znaleźć. ja mam rewelacyjną intuicję, i coś czuję, ze Małemu ta operacja nie pomoże, że go stracę...:-(

Link to comment
Share on other sites

[quote name='iza_szumielewicz'] ja mam rewelacyjną intuicję, i coś czuję, ze Małemu ta operacja nie pomoże, że go stracę...:-([/QUOTE]
[B]iza! [/B]przestań kusić los!!! :nono:
Wszystko będzie dobrze!!!! :kciuki:

Przecież nie chcą operować na siłę, szukają najlepszego weta, trochę wiary w dobre chęci lekarzy i w siłę medycyny! ;)

Link to comment
Share on other sites

[quote name='iza_szumielewicz']Flaire, dr Kurski z Elwetu, który w raz z prof. Deptą z Oslzytna leczy Małego szuka mi odpowiednio doświadcoznego w takich zabiegach lekarza. na razie nic nie mówił o dr galantym, ale w rozmowie z nim zapytam, czy ten lekarz wchodziłby w grę. Dzięki!!![/quote]Jeżeli leczysz go w Elwecie, to ja Ci już nic lepszego nie poradzę, bo to również tam psy leczę i to, co wiem na ten temat pochodzi z tamtąd. Cenię ich między innymi za to, że starają się, tak jak w Twoim przypadku, szukać pomocy po całej Polsce, albo i jeszcze dalej.

Tak z ciekawości, to który dr Kurski leczy Małego, starszy czy młodszy?

Link to comment
Share on other sites

  • 2 weeks later...

Małego leczy "stary" Kurski - dr Bohdan kurski w połączeniu z prof. Deptą z Olsztyna.

Ostateczny werdykt brzmi: choroba nieuleczalna, bez szans na operację. Za duże ryzyko odrzucenia staplerów. Odcinek szyjny jest ponoć dużo gorszy niż piersiowy, a poza tym Mały ma zapaść na całej jego długości. Pozostało leczenie zachowawcze - okresowo sterydy (encorton) i aminophylinum na rozszerzenie oskrzeli. I tyle.

Smutne, ale z drugiej styrony na zapaść pies nie umiera. Umiera na niewydolnosc serca, którą ta zapaść powoduje. na razie z serduszkiem Małego jest OK. Niestety, od 3 dni Mały ma sraczkę - dość intensywną. na koniec każdej posiadówki z wysiłku leci mu krew z dupki. Podałam mu dziś węgiel i siemie lniane. jeśli do jutra nie przejdzie, idę do weta.

Ach, mówię Wam - co ja się z tym moim Małym mam....:shake:

Link to comment
Share on other sites

Ja również mocno trzymam kciuki za jak najdłuższe dobre samopoczucie Małego... Jest mi bardzo przykro, wiem co to znaczy usłyszeć od lekarza, że nic poza leczeniem zachowawczym nie może dla psa zrobić. Duszę diabłu bym sprzedała za inna diagnozę dla mojego psa, a bezsilność doprowadzała mnie do obłędu. Ale u mojego łobuza to była zupełnie inna choroba. Wierzę, że przed Małym jeszcze wiele radosnych chwil.

Link to comment
Share on other sites

  • 10 months later...

Halo, halo, ale sobie pomilczałam, co?

Spieszę donieść, co u Malutkiego.

otóż, w maju miał bronchoskopię (Olszytn - ART). Wykazała zapaść tchawicy na obu odcinkach - szyjnym i piersiowym (w tym drugim znacznie mniej). zalecona kuracja g.... pomogła. Zmieniłam lekarza, tzn. wróciłam do dr Niziołka (kardiolog- Warszawa). Mały od2,5 miesiaca jest na wziewnych sterydach, i jest lepiej. Dobrz ejednak juz nigdy nie będzie. Ale mały bardzo chce żyć, a od kilku dni jest nawet zakochany:loveu: w bardzo nieurodziwej :razz: suni z sąsiedztwa. Ogólnie, jest megaszczęśliwy, kiedy tylko kładę Weronikę spać i zajmuje się tylko nim (noszenie na rękach, rzucanie zabawek, mizianie za uszkiem, itd).

Niestety, do problemów z tchawicą (skleiły się mu oskrzela) dołączyły sprawy związane z jego bezdomnoscią sprzed pięciu lat. Pojawia się artretyzm, zmieniona jest struktura wątroby (dawno przebyte zapalenie). No trudno! Taki mały, a tyle teog ma, bidul:shake: . Ale ja wierzę w dr Niziołka, a przede wszystkim w Malutkiego. Kocham go nad życie!!!!!:loveu: :loveu: :loveu:

Link to comment
Share on other sites

  • 2 weeks later...

Witam.
[quote name='iza_szumielewicz']Widzę, że nikt z was nie spotkał się z podobnym problemem, czy tak? [/quote]
Chcieli byśmy podzielić się naszą wiedza na temat zapaści tchawicy, a wiedza pochodzi z własnych doświadczeń z naszym psem. Post jaki powstanie zapewne będzie długi ale osoby zainteresowane tym tematem powinny go dokładnie przeczytać ponieważ może uda się w nim znaleźć odpowiedzi na nurtujące pytania. Dawno dawno temu staliśmy się szczęśliwymi posiadaczami wspaniałego Yorka. Piesek razem z nami prowadził aktywny tryb życia i od czwartego miesiąca życia zaczął treningi agility, obedience, flyball i inne psie dyscypliny. Szybko stał się atrakcją wielu psich pokazów wzbudzając na nich duży podziw prezentując swoje umiejętności, a nawet rywalizował na zawodach agility. W wieku około dwóch lat wystąpiły u niego pierwsze objawy nieznanej nam wtedy choroby jaką jest zapaść tchawicy. Początkowo były one tak znikome że można było to przyrównać do jakiegoś przeziębienia lub coś podobnego i ogólnie nie powodowały zmiany w zachowaniach, czy aktywności psa. Mijały miesiące piesek choć mały ciałem cały czas był wielkim show manem na pokazach ale nasilające się objawy skłoniły nas do dokładniejszego przyjrzenia się problemowi. Wtedy po raz pierwszy dowiedzieliśmy się o tej paskudnej chorobie, od tej pory piesek stopniowo wycofywał się z czynnego sportu aż do całkowitego zaniechania treningów. Nie da się ukryć że objawy choroby bardzo powoli ale ciągle postępowały i stawały się coraz bardziej zauważalne a apogeum nastąpiło podczas tegorocznych upałów. Egzotycznie wysokie temperatury ostatniego lata praktycznie uniemożliwiły mu egzystencję. Pies właściwie nic nie robiąc i leżąc na kanapie dyszał i widać było jak wentylacja sprawia mu kłopoty. Ulgę przynosiło mu na przykład polewanie wodą aby go schłodzić, wtedy dyszenie ustawało. Nie było na co czekać, postanowiliśmy uruchomić wszystkie środki i dołożyć wszelkich starań aby przywrócić psu zdrowie. Rozpoczęliśmy poszukiwania osób które są w stanie skutecznie rozprawić się z chorobą. Jak szybko się okazało nie było to łatwe, ponieważ większość weterynarzy zna problem ale poza leczeniem farmakologicznym nic więcej nie jest w stanie zrobić. Poszukiwania trwały dość długo aż w końcu udało się dotrzeć do dr nazwijmy go X który ma z tą chorobą styczność. Polecił nam zrobienie badania RTG na którym już ujawniło się zwężenie, ale dla postawienia pełnej diagnozy konieczne było jeszcze badanie endoskopowe. Jak się okazało opisywany lekarz współpracuje ze znanym dr nauk wet., spec. chirurgiem nazwijmy go Y i w jego prywatnej klinice wykonuje zabiegi wszczepienia endoprotezy, która po założeniu jej na tchawicę i przyszyciu do owej tchawicy powoduje że światło tchawicy nie ulega zwężeniu. [quote name='coztego']
Wszystko będzie dobrze!!!!

Trochę wiary w dobre chęci lekarzy i w siłę medycyny! [/quote] Właśnie tak było z nami. Nie mieliśmy wyjścia i całkowicie uwierzyliśmy w słowa obu lekarzy. Obiecywali bardzo szybki powrót pieska do zdrowia a nawet do czynnego uprawiania sportu. Po stokroć zapewniali, że wykonali niezliczoną ilość takich zabiegów i żadnemu pieskowi krzywda się nie stała, a my byliśmy bardzo szczęśliwi że pojawiła się nadzieja dla naszej pociechy i wreszcie trafiła w dobre ręce. Całość sprawiała dobre wrażenie zwłaszcza że zabieg miało wykonać dwoje bądź co bądź znanych wetów. Umówiliśmy się na konkretny termin wykonania zabiegu. Do dziś zastanawiam się dlaczego nazywa się to zabiegiem a nie operacją bo w końcu ingeruje się w jeden z organów niezbędnych do życia, ale tu już wkraczam w kompetencje weta.



[quote name='iza_szumielewicz']Prof. Depta konsultował się z wetami w Wwie. Nikt nie chce się podjąć operacji. Za duże ryzyko. Duże prawdopodobieństwo odrzucenia ciała obcego. [/quote]
[FONT=&quot][FONT=Verdana][SIZE=2]Żaden z opisywanych przeze mnie wetów ani słowem nie wspomniał o jakich kolwiek[/SIZE][/FONT][FONT=Verdana][SIZE=2] zagrożeniach, jedyny problem jaki mógł wystąpić to opuchlizna pooperacyjna która według ich pamięci wystąpiła może dwa razy ale szybko sobie z nią poradzili. Wieczorową porą piesek został przyjęty na klinikę podano środek znieczulający zrobiono mu endoskopię, stwierdzono zapaść tchawicy 3 stopnia i panowie ochoczo zabrali się do dzieła. Ogolili mu klatkę i właściwie nic już było po nas więc zaprosili nas po odbiór następnego dnia. Oczywiście ktoś kto czeka na tak ważne wieści nie jest w stanie spokojnie usiedzieć więc z samego rana dzwonimy do kliniki. Informacja pies czuje się dobrze, wszystko OK., ale musi zostać u nas do wieczora i wtedy proszę przyjechać. Z duszą na ramieniu jedziemy po odbiór naszego skarbu, przez całą drogę zastanawiając się jak on się czuje. Wreszcie jest, jest, doktorek przynosi naszego maluszka, po minie psiaczka widać zmęczenie ale jest w stanie bardzo dobrym jak na to co przeszedł. Dostajemy informację o podanych lekach, dalszym postępowaniu z chorym, następuje gratyfikacja za leczenie i możemy już zabrać maluszka do domu. Pełnia szczęścia to za mało by wyrazić naszą radość. Nazajutrz okazuje się pierwszy ZONK. Według zapewnień wetów psiak miał się zachowywać całkowicie normalnie, czyli jeść, pić .....i szczekać, tymczasem nasz pupil od momentu odbioru owszem cos tam podjadł i łyknął ale nie wydaje żadnych dźwięków. Pierwsze co nam przyszło na myśl to uszkodzenie strun głosowych, ale wetami nie jesteśmy więc skoro przez pierwsze trzy doby i tak musimy jeździć z nim na zastrzyk do kliniki to przy okazji pytamy co jest grane. I tu kolejny ZONK doktorek oprócz rozłożenia rąk nie potrafi nic powiedzieć, zarzeka się że wszystko OK., i innej możliwości nie ma, trzeba czekać. Mija druga i trzecia doba piesek odzyskuje humor a nawet prowokuje zabawy z naszym drugim psiakiem, ale w dalszym ciągu nie wydaje żadnych dźwięków, kompletnie nic. Nie ma też apetytu, nic nie je i nie pije. Powoli dociera do nas, że chyba jednak coś z głosem nie tak i w sumie stojąc przed faktem dokonanym godzimy się z tym stanem przecież życie jest najważniejsze. Niestety czwarta doba przynosi kolejny ZONK. Pies dostaje ataków podczas których zaczyna niemiłosiernie popiskiwać choć do tej pory nie wydał z siebie nic i pojawiają się wymioty. Telefon do kliniki co mamy robić. Według doktorka to normalna reakcja organizmu i powinno przejść. Ale po kilkunastu godzinach jest coraz gorzej, pies wypełnia się cały potworną ilością wymiotowanej piany. Szybki telefon do kliniki umawiamy się na awaryjna wizytę i niemal na sygnale prujemy przez miasto. Pies dostaje kroplówkę, a badanie nie wykazuje niczego niepokojącego, żadnej diagnozy. Wszystko cacy. Tymczasem w chwilkę po wyjściu pies dostaje znów ataku który rwie go na każdą stronę. Po dwóch godzinach i coraz częstszych atakach znów wizyta w klinice. Kolejny ZONK ze strony doktorka, bo pies dostaje ataku podczas podawania kroplówki, na co doktorek stwierdza że to skutek za szybkiego podania płynów i odłącza kroplówkę. Psiak zwija się z trudem łapiąc oddech, na co podchodzi żona doktorka, która również jest wetem w tej klinice i po imieniu zwracając się do męża mówi o naszym psiaku: że on nam schodzi. Nawet laik był w stanie zauważyć jak z braku oddechu w jednej sekundzie psu posiniał język. I tu kolejny ZONK. O ZGROZO. Doktorek oznajmia, że wszystko OK. tylko te świetlówki w jego gabinecie dają takie złudzenie i tu każdy jest siny. Po chwili namysłu doktorek uznał jednak że sytuacja wymaga szybkiej reakcji, zostajemy wyproszeni z gabinetu i zaczyna się walka o psa, który ponownie zostaje wprowadzony w śpiączkę, ustabilizowany farmakologicznie i podłączony pod respirator. Od tego momentu zaczęło się nasze oczekiwanie na jakie kolwiek wieści. Zrobiło się bardzo późno i nie było sensu okupować kliniki więc poproszono nas o telefon z rana dnia następnego. Ponieważ klinika znajduje się bardzo blisko naszego miejsca zamieszkania to zaglądaliśmy do niej dosłownie co chwilę. Cały czas otrzymywaliśmy wieści że pies jest w śpiączce i każda próba wybudzenia kończy się dusznościami a w związku z wcześniejszymi wymiotami doszło do zapalenia krtani prze co pies nie jest w stanie swobodnie się wentylować. Odwiedzamy klinikę tak często że już nas tam mają dosyć ale odpowiedź wciąż ta sama: psa nie daje się wybudzić. Zbliża się weekend, doktorek chce zwołać konsultację razem z drugim doktorkiem który wykonywał zabieg wszczepienia protezy, wstępna propozycja rozwiązania problemu to usuniecie części krtani, aby pies mógł oddychać samodzielnie. Mija dzień, mija drugi, mija trzeci a pies dalej w śpiączce i rozwiązania nie ma, bo się dwóch doktorów razem do kupy zejść nie mogą. Nic próżnia pustka zero kompletne, nasze nadzieje na uratowanie naszego malucha bledną w szybkim tempie, a bezsilność powala z nóg. Znów ZONK czyli dopiero na czwartą dobę wreszcie dochodzi do konsylium weterynaryjnego i zapada decyzja usunięcia kawałka krtani. Rzecz ma miejsce późnym wieczorem a my cały czas podczas zabiegu siedzimy w klinice. W trakcie trwania wychodzi do nas żona doktorka i oznajmia jak to Yorki są słabego zdrowia a nasz to już w ogóle jest dziwny pociesza że będzie dobrze i znika. Dla nas stało się jasne, że pies zszedł z tego świata, ale czekaliśmy na oficjalne potwierdzenie tej informacji od lekarzy. Kolejny ZONK. Najpierw w drzwiach pojawia się właściciel kliniki i rozbrajająco oznajmia: Ja swoje zrobiłem, po czym znika. Chwilę później podchodzi drugi doktorek i opowiada o ciężkiej sytuacji w jakiej jest piesek, ale nie powiedział najgorszego, wiec nadzieja jakaś jest. Stwierdza że malca nam teraz nie pokaże bo psiak jest zmęczony po zabiegu i nie wygląda najlepiej. Jest późno zostajemy zaproszeni do kliniki na następny dzień. Dla nas jest jasne że psiak nie żyje ale z samego rana osobiście nawiedzamy klinikę. Pytamy o niego ale odpowiedź jest wymijająca, na co ja stanowczo pytam czy mogę zobaczyć psa. Pada odpowiedź że nie bo właśnie trwa tam zabieg i jest dużo ludzi. Na co ja bardzo stanowczo pytam kiedy zobaczę psa, więc dostaję odpowiedź że śpi jest Ok. i zadzwonimy. Czekamy i czekamy a tu nic. Wytrzymałem do godz. 18.00 pojechałem do kliniki i pytam o psa. Doktorek nie miał już wyjścia i stwierdził zejście psa, na co ja pytam kiedy to się stało. Dostałem odpowiedź że około godz. 16.00 a więc jakieś dwie godziny wcześniej. Więc moje kolejne pytanie dlaczego nikt mnie o tym nie powiadomił, na co odpowiedź, że nie było komu zadzwonić. Jak bardzo czujemy się oszukani odpowiedzcie sobie sami drodzy dogomaniacy a my no cóż komentować nie będziemy, wnioski proszę wyciągnąć samemu. Umawiamy się za dwie godziny po odbiór psa ponieważ chcieliśmy zorganizować jakieś pudełko w którym można by go odebrać. Na odbiór zażyczyliśmy sobie obecności obojga wetów, bo liczyliśmy na jakieś słowa prawdy w całym tym zajściu. Niestety kolejny ZONK, żadnego przepraszam czy cos w tym rodzaju, tylko nic nie znaczące chcieliśmy staraliśmy się robiliśmy i obydwoje przebierali nogami kiedy weźmiemy psa i sobie pójdziemy. Kolejny ZONK Po zaglądnieciu do pudełka okazuje się że zapach psa wskazuje na rozkład więc smierć nastapiła conajmniej jedną dobę wcześniej, tak stwierdziła zaprzyjaźniona z nami pani weterynarz. Już po tym wszystkim próbowaliśmy nawiązać kontakt z osobami które przeprowadziły taki zabieg z pomyślnym skutkiem, z stąd nasz post z 27.10.2006 [URL]http://www.dogomania.pl/forum/showthread.php?t=33355[/URL], niestety nie udało się. Jeśli teraz ktoś nam zada pytanie czy zaryzykowali byśmy operację odpowiedź brzmi zdecydowanie nie. Tak naprawdę tego typu zabiegi są jeszcze w fazie mocno eksperymentalnej i nasz pies stał się obiektem takiego doświadczenia. Nie chcemy nikogo odwodzić od zamiaru wykonania u swojego psa takiego zabiegu bo wiemy że każdy z nas jest w stanie zrobić wszystko dla swojego przyjaciela, ale przed tym należy się dokładnie upewnić jakie są zagrożenia, uzgodnić z lekarzem wszystkie za i przeciw, skonsultować to z innymi lekarzami. Nam nikt o zagrożeniach nie powiedział, uwierzyliśmy w fachowość kliniki, nikt przed samym zabiegiem nie zapytał na przykład o uczulenie psa na jakieś leki, a przecież to podstawowe pytanie. Po prostu endoskopowo stwierdzono zapaść i zabrano się do roboty jak by to było usunięcie wrastającego pazurka. Przykro że nasze leczenie zakończyło się tragicznie i nie możemy przekazać dobrych wieści na temat operacyjnego leczenia tchawicy, ale być może wśród dogomaniaków są tacy którym się udało. Jeśli tak proszę napiszcie o swoich pieskach, jak im się żyje po zabiegu z cała pewnością to bardzo ważne dla innych posiadaczy chorych piesków. Pozdrawiamy.[/SIZE][/FONT][/FONT]

Link to comment
Share on other sites

Neo&Anti, wielkie dzięki za tę wyczerpującą odpowiedź (i bardzo bardzo smutną historię). Myślę, że śmiało możesz podac nazwisko weta, zeby uczulić innych na niekompetencje.:mad: Ja na pewno nie zdecyduję się na operację. Mały na wziewnych sterydach nawet nieźle ciągnie. Oby tak dalej. Wszyscy weci, których maglowałam mówili, ze ryzyko operacji zwężponej tchawicy jest GIGANTYCZNE. na operację decydują się tylko wtedy, kiedy pies przyjeżdża w bezdechu w stanie zasinienia, czyli bezpośredniego zagrożenia życia. Nigdy korekcyjnie.

Neo&Anti, rozumiem twój ból i żal. :placz:Naprawdę!!!!! Kłaniam się niziutko!

Nie chesz przypadkeim pięknego chartowatego pieska, którego uratowałyśmy ze stanu agonalnego (jest teraz w klinice na warszwskim ursynowie?). Szukamy mu wspaniałego domu.....

Link to comment
Share on other sites

[quote name='iza_szumielewicz']Myślę, że śmiało możesz podac nazwisko weta, zeby uczulić innych na niekompetencje.:mad: [/quote][COLOR=seagreen]Publiczne podanie tego nazwiska w tym kontekscie na forum łamałoby punkt 3 regulaminu. Dziękuję więc Neo&Anti za to, że wstrzymali się od zrobienia tego, pomimo ogromnego bólu i żalu, jaki czują do tego weterynarza.[/COLOR]
[COLOR=#2e8b57][/COLOR]
[COLOR=#2e8b57]Mod Flaire[/COLOR]

Link to comment
Share on other sites

  • 1 month later...

Mam suczkę, która ma zapadniętą tchawicę i wetka stwierdziła, ze w tym stanie powinna miec wykonaną operację, póki jeszcze jest czas. Proponowała AR we Wrocławiu. Znajoma robiła taką operację u swojej suni i ona nie przezyła. Podobno miała już zbyt zaawansowany stan i nie było do czego przytwierdzic protezy. Lekarze powiedzieli jej, że przyjechała za późno. Bardzo sie boję samej operacji i nie wiem, czy na nią się zdecydować, po tym co przeczytałam. Nie wiem, gdzie ewentualnie jechac przeprowadzić operację. Czy mogę prosić na PW nazwiska tych lekarzy, żebym przypadkiem na nich nie trafiła? Nie znam nikogo, kto zdecydowałby się na zabieg i psu udałoby się. Nie wiem, jaki jest procent udanych operacji, czy nie jest to meczenie zwierzęcia. Moja wetka stwierdziła, że to są jeszcze eksperymentalne zabiegi w kraju i wiele nie może powiedzieć na ten temat. Wyjaśniła tylko na czym polegają i tyle.
Wiadomo, ze wykonujący je lekarze bedą zachwalać korzyści płynące z zabiegu, przecież nie czarujmy się, ale są to bardzo drogie operacje. Znajoma zapłaciła 500 zł praktycznie za rozciecie i uśpienie swojej suczki, bo kosztów protezy jej nie doliczono.
Moja suczka ma okropne ataki kaszlu, ciągle charczy, zdarza się jej wymiotować przy kaszlu. Nie wychodzi praktycznie na spacery, bo każde wyjście kończy się okropnym atakiem. Ma już arytmie serca spowodowaną tymi atakami. Dostaje sterydy i lek przeciwzapalny. Jednak ile tak można?
Bardzo proszę o kontakt kogoś, kto miał styczność z tym problemem.

Link to comment
Share on other sites

Ja niestety ci nie pomogę, bo nie znam nikogo kto miał pieska z tą przpadłością. Z jednym mogę się zgodzić - w Polsce takie operacje są eksperymentalne. Kiedyś czytałam artykuł na ten temat na anglojęzycznych stronach i tam było napisane, że 70 % operacji kończy się powiedzeniem. Niestety to jest w USA, a jak jest w Polsce trudno powiedzieć. Tuatj znajdziesz info o tym schorzeniu (może już czytałaś?)
[URL]http://www.vetserwis.pl/tchawica.html[/URL].

Jakiej rasy masz psa? W jakim jest wieku? Kiedy to się zaczęło? Czy ten kaszel to rzeczywiście przypomina krzyk gęsi?

Pozdrawiam i mam nadzieję, że podejmiesz słuszną decyzję.

Link to comment
Share on other sites

Cztałam już wcześniej te informacje o zapadnięciu tchawicy.Moja sunia to york. Ma teraz 6 lat. Ciągle łapała jakieś infekcje dróg oddechowych, już dwa razy miała zapalenie płuc. Teraz wiem, że to związane było z tą nieszczęsną tchawicą, ale wczesniej zaden lekarz mi o tym nie powiedział:angryy: .
Teraz po jednym spacerze ma anginę. Po sterydach trudno utrzymac jej wagę, mimo, ze duzo nie je. Tchawicę ma zapadniętą na odcinku piersiowym. Nawet branie jej na ręce może wywołać atak kaszlu.
Na zabieg chyba również się nie zdecyduję. Boję się, że może się nie udać. Może rzeczywiście w Stanach udanych zabiegów jest 70%, jednak nie sądzę, że pdobnie jest u nas. Teraz, kiedy już wiem, co jej dolega,będę się starała unikać sytuacji, kiedy może nastąpi pogorszenie.
Przykro czytać, że z Małym jest znowu źle. Sama teraz patrzę kazdego dnia, czy jest poprawa, czy pogorszenie, więc wiem, co czujesz.

Link to comment
Share on other sites

Jaaga, mój Mały bierze sterydy wziewne - najpierw (niesteryd) Ventonil na rozszerzenie oskrzeli (bo mu się od tej flegmy sklejają), a 5 minut później Flixotide. Na początku (jakieś 2-3 miesiace) pomagało, ale przy tej pogodize, zmianach temperatur, kiedy wychodzę na spacer, to jest HARD CORE!

Dziś byłam z nim u weta na kontroli, bo 10 dni temu do tej zapaści dołączyło się zapalenie tchawicy typu przeziębiioenioweog. cały czas jesty na antybiotykach. Mokry kaszle już przeszedł, ale za to suchy się nasilił:placz: . Niby nic nie ma w płucach i oskrzelach, ale ten kaszel jest STRASZNY.......:placz:

Tryzmajmy się razem, Jaaga:roll:

Link to comment
Share on other sites

Moja sunia dostaje tylko Hydrokortyzon, bo jest już bardzo gruba, a inne, lepiej dzialające sterydy podobno jeszcze bardziej wzmagają apetyt. Poza tym dostaje antybiotyk Depomycynę. Mam też Hydrokortyzon w ampułkach, żeby robić jej inhalacje, ale to raczej nie wchodzi w grę, bo mam więcej zwierząt i małe dziecko, więc opary roznosiłyby się po całym mieszkaniu. Jakie są te sterydy wziewne, może zapytałabym o nie moją wetkę? Czy po nich też pies bardzo tyje?
Dobrze, że mój pies jest tak mały, to wogóle teraz nie wychodzi na zewnątrz. Wiem, co się dzieje po spacerach i nie chciałabym widzieć, jak Mały cierpi :shake:. Masz rację, że ten kaszel jet straszny. Nasza p. doktor powiedziała, że na razie nie mogę podawać nawet ACC czy Mucosolvanu na rozrzedzenie, bo udusiłabym tym sunię, więc też bezsilnie tylko słucham:roll: .

Link to comment
Share on other sites

Tak, tak. Nie podawaj acc...

Po tych wziewnych nsterydach pies w ogóle nie tyje. One prawie w ogóle nie działają na wątrobę (nie docierają tam, bo działają miejscowo - docierają tylko do oskrzeli i płuc). Do nich potrszebny jest jednak specjalny inhalator (kosztuje 200 zl - dla Małego wet sprowadzał z USA:crazyeye: :roll: ), ale myślę, że u siebie jakoś go dostaniesz. To nie jest gadżet-wypas. Musi mieć tylko maskę dopasowaną do pyszczka pieska (Ty pewnie będizesz potrzebowac "kociego" rozmiaru:lol: ). Spróbuj. Może u Ciebie coś drgnie. U Małego - jak pisałam - na początku b. pomogło, a teraz jest jak zwykle, czyli kiepsko (w ostatnich dniach b.kiepsko:-( ). Ale w zeszłym roku o tej porze było już tak źle, ze myślałam, ze go stracę. Jakoś się wyciągnął. Najlepiej czuje się, gdy na dworze temperatury 15-20 stopni, ale upały też jakoś zniósł. Najgorsza jest zima. Ja co 2 miesiące kontroluję mu krew, a co pół roku robię rtg klatki piersiowej i tchawicy. Wizyty osłuchowe u weta co miesiąc.

Link to comment
Share on other sites

do Neo ---- moje zdanie jest takie bo wasze doswiadczenia odebrały mi mowę ,powinnieście pseudo weterynarzy podać bezwzględnie do sądu,żeby odpowiedzieli za kompletny brak odpowiedzialności za to co robia ,dla mnie jest to eksperymentowanie kosztem waszego psa i was ,jestem wstrząśnięta do bólu....

Link to comment
Share on other sites

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.

×
×
  • Create New...