Jump to content
Dogomania

Nuka - wesoła suczynka o duchu szczeniaka ... Nuka za TM ...


Ola la

Recommended Posts

Niestety ze względu na przemeblowanie u mojej Mamy minipufka jest gorzej dostępna i Nuka na przechowaniu tam nie urzęduje (na razie).
Nie zwóciłam uwagi, czy Nukę zaskoczył śnieg (Sabcia robiła wrażenie zdziwionej kilka lat z rzędu), ale jest teraz nieszęśliwa, że jak wychodzi z nami na papierosa to nadal nie ma ogrzewania na podwórzu (nie pierwszy pies, co ma termometr w nosie).
Ale okazało się, że można obskubywać samochód z lodu, który się porobił.
Porobię zdjęcia czarnego psa na białym śniegu (może dopada ro będą ciekawsze z brnięica przez zaspy).

P.S. Jak widać jesteśmy teraz we właściwym temacie dzięki Szamance.

Link to comment
Share on other sites

  • Replies 656
  • Created
  • Last Reply

Top Posters In This Topic

Top Posters In This Topic

Saba na minipufce - świetna!
Moje ogony za to chyba wolą więlkie płaszczyzny..a juz najbardziej tą stronę łóżka na której śpi moj mąż...
Miśka zajmuje tyle miejsca, że dwie Saby by się zmieściły!

( Za fajną pracę wreszcie - kciuki!).

Link to comment
Share on other sites

  • 2 months later...
  • 5 months later...

Cytat z czegoś co wcześniej przygotowane było, a w pozostałej częsci wymaga aktualizacji:"dosyć często "sprząta" swój kącik z kocykami i wtedy jej bety lądują baaardzo centralnie, jak na nasz metrarz. Dodatkowo przy robocie biedaczka się obija swoją d... mocno o meble, bo miała przydział na lokalizację kąta: biurko - ściana - szafka, ale częęęęsto to są kanapy i pufki i na razie zrezygnowaliśmy z ograniczania tych psich swobód.
Nuka to rzyjacielskie pies. Jest ekipa remontowa pracująca na psim wybiegu tzn. podwórku i póki było okno, a faceci głównie w tym pomieszczeniu to żebraczka tam się stołowała. Nuka naprawdę wygląda pięknie jak bez wysiłku i rozbiegu "hyca" na parapet... Jak opędzlowywała szafki kuchenne oczywiście robiła gorsze wrażenie..."

Link to comment
Share on other sites

Pojawiły się problemy zdrowotne... Najpierw to było żyganie (do 3 dni to przy braku innych zmian
chorobowych pomijaliśmy zawsze), po krótkiej przerwie znowu to samo (nie wiedziałam, że w psie
tyle się może zmieścić wody, bo falę zobaczyłam jak pod szafę wpływała. Wdrożyłam delikatne
jedzonko (parówy), ale mimo, że po objawach (widać było wybrzuszone miejsce woreczka żółciowego)
obstawiłam wątrąbę lub drogi moczowe nie wpadłam, by tłuszcz ograniczyć (!) i były próby
karmienia dalej parówkami psiny, która coraz słabiej jadła...
Pomyślałam o karmie z cycków kurczaka..., ale uznałam, że za długo czekać po kolejnym dniu już
bo Nuka już się stała apatyczna.
Nasz weterynarz od razu skierował nas do przychodni. Okazało się, że wątroba pada... Leki i
dieta beztłuszczowa (głupia ja, że podejżewając wątrobę godziłam się na parówy!, mimo, że
wolałam by nie jadła).
Zastrzyki (był jakiś stan zapalny też) i dieta z tabletkami wątrobowymi przywróciły
błyskawicznie Nukę do normy. Kontrola wypadła dobrze. Pies nie miał idealnych wyników, ale
wątroba pracowała dobrze, a odchyłki mogły być spowodowane specyficzną dietą.
Były problemy z jedzeniem... Kombinowaliśmy, czy jej psia wołowina nie smakuje, czy kasza (były
kombinacje). Ale... przestała pić.. Żygała... Żle chodziła... To było w ciągu kilku godzin.
Wstrzykiwałam wodę do pyska strzykawką, bo ciepło było... Na lokalnych weterynarzy już nie
liczyłam (wcześniej odesłali z braku zaplecza)... Nie miałam jak Nuki dowieźć do kliniki, a poza
tym on miał jej wyniki...
Wyżygała więcej niż wypiła...
Dowieźliśmy Nukę jak tylko weterynarz miał dotrzeć na miejsce.
Zatkane jelito! Ja wiem, że kości kurczaka psom nie wolno podawać, ale NIE WIERZYŁAM W TO, bo
WSZYSTKIE psy to jadły. Ja tylko pilnowałam, by nie były zaschnięte przed podaniem.
Nuki pilnowaliśmy, by luzem bez nadzowu nie biegała, ale jak było dobrze to rozluźniliśmy rygor
i chyba się przypieła do czegoś starego.
Nasza wina!!!
Teraz kości od drobiu wyrzucamy tak, by psy nie mogły ruszyć.
Weterynarz po obejrzeniu Nuczki od środka stwierdził, że ma guzy na wątrobie (niezłośliwe) i
żołądek 2x większy niż mieć powinna (ale mogła się z takim urodzić).
Po operacji jelit miała zakaza nawet na wodę (udało się, że to były chłodne dni). "Chlała" wtedy
kroplówkę, ale za cenę, za którą my nie "chlamy".
Miała zordynowną karmę weterynaryjną o podwyrzszonej energetyczności, bo już chuda była. Teraz
je kurczaka z ryżem i warzywami. Dobrze, że weterynarz nam powiedział, że pies jak będzie
potrzeboał to zje i że nas pies "ćwiczy" z karmieniem, bo ryż wypluwała (dosłownie), a mięso
jadła.
Zaczełam miksować jedzenie.
Teraz już mniej jest zmiksowane i Nuka je ryż z takim zapałem, że miską "jeżdzi".
Nuka jest nadal na diecie i bierze tabletki wspomagające pracę wątroby. Czuje się DOBRZE! Ale nie wiem, czy się odważę ponownie przerwać kurację... Możemy jej gotować żarcie, które Mąż podjadał i było niejednokrotnie lepsze niż nasze i dokupować tabletki.

NUKA JEST TERAZ JAK ZDROWY PIES - bawi się i je!

Link to comment
Share on other sites

Biedna Nuka... Jak dobrze, że już po wszystkim i że dobrze się skończyło!

To macie nauczkę! Kości z kurczaka psom można podawać TYLKO surowe, ale najlepiej nie podawać w ogóle!
A jeśli pies wymiotuje ponad dobę to też należy z nim do weta pójść. Gdy do tego dołączy się brak apetytu albo apatyczność to obowiązkowo od razu weta odwiedzić, bo to może być jakaś poważna choroba (oprócz zatkanego jelita to np. babeszjoza, a przy niej czas rozpoczęcia leczenia ma kluczowe znaczenie dla tego czy pies przeżyje czy nie...).

A problemy z wątrobą to chyba z wiekiem mogą być związane, prawda? Nuka ma już swoje latka ;).

Link to comment
Share on other sites

  • 2 weeks later...

Pogorszyło się... To było jednak zatrucie i teraz wysiadły nerki (wątroba prawie dobrze). Nerki, jak się dowiedziałam, wykazują nieprawidłowości w działaniu jak są w 75% zniszczone.
Objawy były podobne do poprzednich, więc w niedzielę ściągneliśmy weterynarza, ale po zastrzykach poprawa była znikoma i czasowa. Wczoraj stwierdził niewydolność nerek... Podobno jak na swoje wyniki Nuka ma dobrą kondycję fizyczną, ale ją już boli. Weterynarz daje dwa dni na poprawę. Jeśli Nuce się nie poprawi to nie daje nadziei na przeżycie.
Nie wymiotuje (więc przyswoiła lek moczopędny), ale zjadła bardzo niewiele (puszka od weterynarza, która wcześniej smakowała), więc dziś dostanie kroplówkę.
Mam jeszcze nadzieję, ale słabą... Nie chcę Nuczki męczyć niepotrzebnie...

Link to comment
Share on other sites

:(
Biedna Nuka i biedna Ty :(.
Wiem co to za choroba. Jamnik moich rodziców na nią chorował. Walczyli o niego długo, ale gdy zaczął się męczyć i widać było, że cierpi to podjęli tą okropną decyzję :(.
Wiem, że to trudne i straszne, ale nie pozwólcie Nuce cierpieć i jak trzeba będzie (a sami pewnie będziecie wiedzieli kiedy to nastąpi) to pozwólcie jej odejść... :(
Cholera... :(

Link to comment
Share on other sites

Trzymajcie się jakoś :glaszcze:.

Choć wydaje się okropną, to jednak to dobra decyzja była. Dla Nuki dobra. Bo już nie cierpi...

Dzięki Tobie mogła mieć dom. I dzięki Tobie nie odeszła niekochana, w bólu, w schroniskowym boksie, gdzie nikt by nawet nie wiedział, co jej dokładnie dolega. Zrobiłaś dla Nuki bardzo dużo! Dziękuję.

Link to comment
Share on other sites

Tylko, że prawie na 100% Nuka się u nas zatruła... Było podejżenie zaszłości po niezaleczonej w schronisku chorobie, ale teraz weterynarz jest przekonany, że to trutka.
Kurde - chciałam dobrze dając psom biegać luzem, bo teren był ogrodzony i jak było ciepło to drzwi były uchylone i Nuka wychodziła i wracała kiedy chciała...
Mieliśmy różne teorie, co mogło spowodować zatrucie. Najprawdopodobniej Nuka zjadła ptaka (przy pierwszych problemach zdrowotnych zwymiotowała pióro), którego resztki znaleźliśmy dopiero po czasie. Ptak mógł połasić się na trutkę, która jest na przenicy.

Czuję się winna, bo gdyby nie była Nuczka u mnie to by nie zjadła tego cholernego ptica, który zlądował akurat w moim ogrodzie!

Jeszcze napiszę, jak wyglądały ostatnie dni Nuczki...

Link to comment
Share on other sites

[B]Tirano[/B], to są rzeczy, których nie da się przewidzieć, których nie da się uniknąć. Nie czyń sobie wyrzutów.
Nawet jakbyś zawsze była z Nuką w ogrodzie to i tak mogłaby wykorzystać chwilę Twojej nieuwagi albo być po prostu od Ciebie szybsza i ptaka zjeść, zanim zdążyłabyś zareagować. A przecież nikt by nie pomyślał, że połknięty ptak ma w sobie trutkę... i pewnie byś nie powodowała wymiotów albo w jakiś inny sposób działała gdybyś nawet wiedziała, że Nuka ptaszysko połknęła.
To są rzeczy typu - ktoś wychodzi dziś po gazetę i akurat koło niego samochód wpada w poślizg i... Los, przypadek, rzecz nie do przewidzenia...
Nie dręcz się.

Link to comment
Share on other sites

Nuka umarła na swoim kocyku.
Staram się sobie mówić, że "Tak miało być". Nie wiadomo, co by było gdybym Nuczki nie wzięła...,
czy chodząc z Nią bym dopilnowała..., czy po zjedzeniu tego ptaka bym poszła na płukanie
żołądka...
Staram się wyciągać wnioski..., ale przecież i ludzie z bloków dają psom "na wybieganie" jak
mają gdzieś teren odludny.
Chcę myśleć, że Nuka ustąpiła miejsca innemu psu, który stoi w kolejce po swój dom...
Ponoć apatia się pojawiła już tydzień wcześniej, ale my tego nie widzieliśmy, bo Nuka na nas
przyjazd szalała jak zwykle, tylko w ciągu dnia nie wychodziła za każdym razem, jak mogła. Jadła
wprawdzie mniej, ale po problemach z jelitami jadła szklankę ryżu z ćwiartką kurczaka i
warzywami na dobę (zjadałaby pewnie więcej, ale weterynarz uznał, że to wystarczy) i
stwierdziłam,że przestawia się po prostu na swoje normy.
Zaczęły się wymioty, więc w niedzielę weterynarz dla nas do przychodni przyjechał.
W poniedziałek zrobione były badania i weterynarz nam nikłą nadzieję dał. Podjeliśmy próbę
ratowania Nuczki. Poczytałam na forum Dogomani o niewydolności nerek i poznałam wiele historii
psów z takimi wynikami. Nie było sukcesów - to była kwestia czasu...
Weterynarz dawał szansę jeśli Nuka zacznie jeść... I zaczęła! Wprawdzie tylko surowe mięso
drobiowe, ale z dużą chęcią i to nawet po dobie od ostatnich środków wspomagających apetyt i bez
wymiotów (mimo braku środków przeciwwymiotnych).
Jakaś nadzieja się tliła w nas, ale wtedy się cieszyliśmy, przede wszystkim, że Nuczka ma taką
frajdę z jedzenia. Do wstania Ją prowokowało przyczepienie smyczy, więc wychodziliśmy choć
kawałek za bramę... Nie wiedziałam tylko, czy jak sobie leżała to wolała by ją głaskać i mówić,
czy poleżeć spokojnie (CHYBA SIĘ NIE DOWIEM!).
Jazdę do weterynarza Nuczka zawsze lubiła (chyba się czuła po wizytach lepiej). Weterynarz
widząc jak psina się dobrze czuje i już kroplówkę przygotowywał, ale... wyniki wyszły poza
skalę. Powiedział jakie są możliwości. Żadna nie dawała już cienia nadziei... Myślałam, że choć
jeszcze parę dni może być Nuka z nami, ale na moje pytanie, czy jak się pies czuje weterynarz
powiedział, że przy takim zatruciu nie może się czuć dobrze.
Czytałam opisy leczenia niewydolności nerek na Dogomanii. Wyniki Nuki to była tylko kwestia
czasu... Ale jakiego? Zwierzę żyje tu i teraz! Nuczka się na nogi zrywała i truchtała kawałek po
czym nagle zwalniała. Nie była przyzwyczajona do tego ograniczenia zdrowotnego, które się nagle
pojawiło...
Swojego ostatniego dnia jeszcze zaznała psich przyjemności: było jedzonko, mały spacer, kupka i
oczywiście drapanko. Jeszcze była szczęśliwa.
Poprosiliśmy weterynarza, by wyszedł do nas na zewnątrz na łąkę i bez problemu się zgodził.
Nuczka zasypiała na swoim kocyku rozłożonym na trawie. Umarła może z pół minuty po podaniu
drugiego zastrzyku. Musiała być już mocno zmęczona...
Miseczki jeszcze stoją...

Link to comment
Share on other sites

Tirano - przepraszam, że nie byłam tutaj i nie czytałam, że dopiero teraz....
Tak długi czas było cichutko...ale ja o Nuce nie zapomniałam nigdy!
Pamiętam jak romawiałam z Tobą o niej i o Pręgusiu, bo to on na początku był w większej potrzebie...a potem, jak zdecydowałaś się zabrać Nukę jednak..
I jak pisałaś, że lubi się wciskać na minipufkę....
Widzę jej zdjęcie, jak stoi przy kaloryferze w biurze schroniska - taka zdezorientowana...nie wiedziała wtedy co ją czeka...
Schroniskowa klatka i długie miesiące czekania na czlowieka.
Ale się doczekała! Doczekała się Was!
Nie wiem, czy może być lepszy dom dla psa, niż, ten, ktory Wy jej daliście.
Byliście przy niej i z nią, kiedy były problemy i kiedy była grzecznym, kochanym psem.
Byliście przy niej w tym najtrudniejszym momencie...
Dobrze napisałaś - psy żyją chwilą!
Wy jej takich chwil daliście więcej niż ktokolwiek inny.

Tirano - napisz proszę za jakiś czas.
Napisz co u Was słychać, w waszym domu na pewno zawitają cztery łapy - tak jak napisałaś, Nuka ustąpila miejsce innemu psu, ktory stoi w kolejce po dom.
Ja też w to wierzyłam po smierci mojego psa.
I to mi pomogło choć troszkę.

Trzymajcie się.
I bądź na Dogo jeśli możesz.
Choć od czasu do czasu.

Link to comment
Share on other sites

  • 11 months later...

Witam!
Dziś minęła pierwsza rocznica śmierci Nuczki. Nawet godziny nie pamiętam... Ale to było późne popołudnie...
Mimo, że jest to mój trzeci psi osobisty grób to do dnia dzisiejsze mi się łza w oku kręci na myśl o Nuczce... Nuka, to był pierwszy pies, który nie odchodził w okolicach sądzonego sobie przez naturę czasu. Odeszła psia "młodzieżówa".

Nuczka ma od dawna następcę. Ja osobiście chciałam "gorszego" psa - takiego niechętnie przyjmowanego przez ludzi. Decydująca była jednak niekłopotliwość psa, którym czasowo musiała zajmować się moja Mama.

Miłka miała "tylko" zaordynowane tabletki na serce i dodatkowo w sercu stres (krzyknięcie => czołganie z podkurczonym ogonem itp.). My z Mężem preferowaliśmy wg nas "Nuczą Rasę". I następczyni ma wygląd Nuczki i elementy zachowania - rozbroiło mnie proszenie łapką o pieszczoty... Tak jak Nuka...

Nuka była dla nas przypadkiem. W pewnym momencie jednak nie do końca chcianym (konflikty z rezydentką)... Ale stała się NASZA!!! Po śmierci Saby podwyższyła swój status (dostęp do lizania resztek), ale... po trochu odnajdywała się od początku - mały kundel (ten od Mamy) był na równi, ale starsza suczka (nasza) w hierarchii "stada" ważniejsza, z którą niestety okresowo były próby walki o dominację.

Nuczka BYŁA psiakiem: PIĘKNYM (te czarne, za duże uszka, niespotykana wcześniej gracja ruchów), KARNYM (szybko nauczyła się swojego miejsca w "naszym" społeczeństwie i odpowiadała na komendy); MIAŁA WIEDZĘ "bycia psem domowym" i się ŁATWO UCZYŁA DALEJ; COŚ co nas urzekło: m.in. końsko - kocie ruchy: efekt skoki z miejsca jak u kota i biegi jak u konia... Wady wyeliminowaliśmy... Więc ich nie było!

TO BYŁ PIES prawie IDEALNY (lęk separacyjny zlikwidował inny psiak), którego czasu w schronisku mi bardzo szkoda... Ona, była... taka... taka, którą... chyba nigdy nie zapomnimy.

Pozdrawiamy T..., Rafał i nowy futrzak - Miłka (której psi kardiolog odstawił tabletki!)..

Link to comment
Share on other sites

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.


×
×
  • Create New...