Jump to content
Dogomania

Kurs Trenerski Coape - opinie!!!


pa-ttti

Recommended Posts

Nie uczestniczyłam w tym kursie, także moja opinia bazuje wyłącznie na przemyśleniach, wynikających z analizy programu.

1. Czas trwania - bardzo krótki, nawet jak na "uzupełnienie wiedzy teoretycznej o niezbędną praktykę" . Pytanie czego szukasz, na jakim etapie wiedzy i praktyki jesteś i czego oczekujesz po tym kursie. Moim zdaniem praktykę w tym fachu zdobywa się latami, a im głębiej w las, tym więcje drzew, więc taki kurs nie da Ci wiedzy ani umiejętności aby rozpocząć pracę zawodową. Porównaj sobie np. wymagania jakie stawia Związek Kynologiczny przyszłym instruktorom i ile czasu zajmuje zdobycie uprawnień.

2. W uwagach jest coś w stylu "w trosce o bezpieczeństwo (...) nie przyjmujemy psów agresywnych". Ja, potencjalnie myśląc o przygotowaniu się do wykonywania zawodu behawiorysty, na kursie, tj. pod okiem instruktora chciałabym pracować ZWŁASZCZA z agresywnymi psami, gdyż większość problemów z jakimi ludzie trafiają do behawiorysty to właśnie agresja. Więc przede wszystkim tego chciałabym się uczyć .

3. Widzę kilka nieścisłości, np. "Nie potrzebujesz klasycznych umiejętności trenerskich, jak dostawianie psa do nogi właściciela" , po czym dalej czytamy: "- poznanie technik skupiania psa na właścicielu; - motywowanie i nagradzanie psa (piramida nagród); - metody uzyskiwania zachowań (z klikerem i bez użycia klikera) na przykładzie wybranych poleceń, marker zachowania, naprowadzanie, kształtowanie; - nauka poleceń: siad, waruj, luźna smycz, sygnał neutralny, do mnie, równaj - uzyskanie, utrwalenie" - w moim odczuciu treść drugiego cytatu to nic innego jak umiejętności trenerskie. Co do nich  najlepszą nauką jest psi sport, a weryfikacją - starty w zawodach. Niestety w PL dużo ludzi podchodzi tak: "po co mi sport, jak ja chcę uczyć (innych lub swojego psa) podstaw. Moim zdaniem kardynalny błąd w myśleniu.

4. Nie widzę informacji o formie zakończenia kursu, tj. czy jest jakiś egzamin, jeśli tak to jaki jest jego program, co należy zademonstrować, jakie problemy behawioralne rozwiązać lub jaką zaproponować "ścieżkę terapeutyczną" oraz czy w ew. egzaminie oceniającym jest ktoś zewnątrz, tj. niezwiązany finansowo z organizatorem.

5. Brakuje mi punktów pt.: "przypadki uczestników", tj. pytnia z sali.

6. Każdy uczestnik ćwiczy z własnym oraz innym psem. Po pierwsze: jaką mam gwarancję, że mój pies jest przypadkiem do behawiorysty, a więc że mogę się na nim czegoś nauczyć? A co to za sztuka praktykowac na ze wszechmiar zdrowym psychicznie psie? Może jeszcze ze zdanym BH? ;) Czy organizator zapewnia psy trudne, nadpobudliwe, mające problemy ze skupieniem się na przewodniku, wycofane, lękliwe, bite i po wszelkich innych przejściach? Praca mojego znajomego behawiorysty w dużej mierze polega na pracy właśnie z takimi przypadkami (psy ze schronów, interwencji, etc.), które trafiają np. z fundacji i trzeba je ocenić a następnie przygotować do procesu adopcyjnego, pomóc określić profil potencjalnego właściciela, potem zweryfikowac człowieka, przeszkolić, lub ew. wydać opinię że pies jest nieadopcyjny.

 

Tym samym, jeśli kwota za kurs nie jest zaporowa, to jeśli wolno radzić, potraktowałabym to jako seminarium służące weryfikacji wiedzy i formie spędzenia kilku weekendów w gronie psiarzy ;) Kilka zagadnień teoretycznych brzmi ciekawie, ale nie obiecywałabym sobie za wiele po takim kursie. Mi to wygląda jak "zapłać, przyjedź ze swoim Fafikiem, coś tam sobie opowiemy i porobimy i dostaniesz dyplom behawiorysty" :( Szkoda, bo to bardzo interesujący i odpowiedzialny zawód, zwłaszcza w kontekście tego co napisałam powyżej o przypadkach. Niestety w Polsce, poniekąd na skutek łatwości w zdobyciu "ceryfikatu behawiorysty" bardzo mocno zdeprecjonowany. Do tego stopnia, że hasło "behawiorysta" oraz "COAPE" a także "kurs korespondencyjny" wywołuje drwiący usmiech na twarzach wieeeelu psiarzy. Niestety... Przykro mi. Mimo że zdecydowanie bardziej wolałabym wydać pozytywną recenzję, bo lubię publicznie chwalić jak uważam że coś jest fajne.

  • Upvote 2
Link to comment
Share on other sites

Też się wypowiem ale jako nie mająca tego kursu a jednocześnie szukająca czegoś dla siebie.

Za każdym razem jak miałam do czynienia z jakimś medialnym behawiorystom COAPE to gadał on głupoty albo prezentował powierzchwną wiedzę. Dlatego też nie COAPE się nie zdecyduje ale za to wolę iść na jakieś semi (jak już o teorii mówimy) z kimś kto prowadzi badania na psach i ma lata doświadczenia np dr Márta Gácsi. I podpisuję się wszystkimi czterema łapami pod tym co napisała wyżej Furie. Praktyka, praktyka, ona czyni mistrza.

Link to comment
Share on other sites

Smutne, bo dziedzina jest fascynująca i to bez dwóch zdań. Dużo ludzi naprawdę chce dobrze dla swoich psów i potem lądują u takich instruktorów / behawiorystów, no i klops. Ja miałam to szczęście, że mój pierwszy trener mi to bardzo dokładnie wytłumaczył. Aktualny jest praktykiem z 20-letnim stażem, a ja przyjeżdżam do niego ze 3 lata jak nie dłużej. Niedaleko domu mam kolegę - behawiorystę, którego osobiście uważam za dobrego. Sama nie zabieram się za szkolenie cudzych psów, bo oni, jak również różne przypadki psów, które przez ten czas widziałam, nauczyli mnie POKORY. 

 

Bellis_perennis - dziękuję za podrzucenie nazwiska dr Márta Gácsi. Z przyjemnością się zapoznam na użytek własny. 

Link to comment
Share on other sites

Pa-ttti , niestety to znowu ja, czyli nie-absolwent ;) Widziałam filmik z kursu instruktorskiego na stronce COAPE. I wiesz co, u nas na placu kursanci, którzy ćwiczą dla siebie są bardziej ogarnięci niż tamci, którzy za chwilę mają być instruktorami. Bardzo słaba dokładność wykonywania ćwiczeń, słaby timing - czyli generalnie to co kuleje i w COAPE i w Łapce.

 

W międzyczasie weszłam na silvia-lupus Marty Lichnerowicz i jej program wydaje mi się najbardziej sensowny (nie licząc wymagań Związku Kynologicznego, które są najbardziej wyśrubowane). Przede wszystkim każdy zjazd to inny moduł tematyczny. Daje Ci przekrojową wiedzę, począwszy od posłuszeństwa na co dzień, przez OBI aż po psy użytkowe. Wiadome, że po takim weekendzie nie zostaniesz specem w danej dziedzinie, ale przynajmniej Cię oświecą, że cos takiego istnieje. Więc na początkowym etapie nauki dostajesz wiedzę co i gdzie, a tylko od Ciebie zależy co z tym zrobisz dalej. Inni o tym nie wspominają. Szkoła współpracuje z Joanną Hewelt i Zofią Mrzewińską. Niezbyt kumam co w tym gronie robi Jacek G., ale nikt nie powiedział, że wszystko jest idealnie. Marta, z tego co wiem zna się na psiej fizjoterapii. Temat ciekawy np. pod kątem: jak przygotowac psa do ćwiczeń, jak poprowadzić rozgrzewkę. I w Silvia mają chyba najwięcej zjazdów i wymagają największej liczby godzin na wolontariacie w schronie. Ale i tak, mimo że kurs jest najbardziej obszerny, nie uważam, aby po jego skończeniu człowiek był gotowy aby otworzyć własną szkółkę. Do tego potrzeba lat praktyki.

Link to comment
Share on other sites

  • 2 weeks later...

zapisałam się... wielkiego odniesienia mieć nie będę bo do tej pory byłam tylko na warsztatach, seminariach i jednodniowych szkoleniach. Zobaczę jednak jak z podejściem do psów i wtedy dam znać jak to oceniam :) Jestem dobrej myśli :) A potem może kursik w innej szkole, dla porównania no i przede wszystkim rozszerzenia kwalifikacji :)

Link to comment
Share on other sites

zapisałam się... wielkiego odniesienia mieć nie będę bo do tej pory byłam tylko na warsztatach, seminariach i jednodniowych szkoleniach. Zobaczę jednak jak z podejściem do psów i wtedy dam znać jak to oceniam :) Jestem dobrej myśli :) A potem może kursik w innej szkole, dla porównania no i przede wszystkim rozszerzenia kwalifikacji :)


Niestety wyrzucenie kasy, całkiem niezłej w błoto. Biorąc pod uwagę poziom absolwentów, o ile nie poszli na kurs, z jakimiś własnymi dokonaniami, to jest on przerażająco niski.Te które wcześniej pracowały z psami, miały większe problemy z uzyskaniem uprawnień, bo zadawały pytania, na które prowadzący nie zawsze potrafili odpowiedzieć. Nagrywanie filmików z własnej pracy, parodia, prowadzący nie chciał wierzyć, że jej psy tak szybko załapały o co chodzi. Koleżanka musiała znajdować jakieś mniej rozgarnięte i robić filmiki od nowa, aby zostały przyjęte. Jeden z behawiorystów, zaraz po uzyskaniu uprawnień kupił psa z pseudohodowli, strachliwego i problemowego. Zapytałam koleżanki jak to możliwe, okazało się, że nie przerobili na kursie żadnych testów dla szczeniąt. Co do opinii znajomych o Sylwia Lupus, to bardzo byli zadowoleni z zajęć z Mrzewińską i Iracką, Gałuszki nawet nie chcieli komentować. Gdyby prowadziły całość zajęć, to bym się zdecydowała, jednak reszta zajęć dużo słabsza.
Link to comment
Share on other sites

Dobry trening sportowy u naprawdę dobrego trenera daje nieporównywalnie szersze horyzonty i większe kwalifikacje niż te wszystkie kursiki dla behawiorystów razem wzięte. To akurat piszę z autopsji. Zakładam: dobry trener to taki, który wyszkolił zawodników osiągających przyzwoite wyniki na zawodach (ranga ogólnopolska to minimum), pracuje z psami różnych ras o róznym temperamencie i różnych popędach (tzn. z wariatami malinami i z tymi które trzeba "rozkręcać" też), pracuje z psami trudnymi, agresywnymi, lękliwymi a praca przynosi widoczne efekty, pracuje nie tylko sportowo, a to co jest przerabiane na placu przekłada się na życie codzienne, a ludzie wiedzą co mają robić. Taki trener oprócz wiedzy i umiejętności nauczy także POKORY i umiejętności mierzenia sił na zamiary. Natomiast w tej mojej "układance" kursant to osoba która ćwiczy z własnym psem, a po skończonym treningu nie siedzi gdzieś po kątach (bo on już skończył), tylko na placu. Siedzi, słucha i patrzy jak pracują inne psy i jakie uwagi dostają. To naprawdę dużo wnosi. Więcej niż te kursy.

Link to comment
Share on other sites

  • 2 weeks later...

to już chyba nie problem kursu tylko ucznia ;) ja tak czy inaczej nie traktuję tego jak wyroczni, tym bardziej że przeczytałam kilka książek, byłam na kilku seminariach i w sumie widzę że metody się nie pokrywają u wszystkich, to tak jak z wychowaniem dzieci- każdy ma swoje. Każdy musi też wypracować własny sposób pracy z psem. Na pewno nie będzie to mój jedyny tego typu kurs, a oceniając podejście do zwierząt ludzi z COAPE, jak i atmosferę panującą na kursie, to jestem zadowolona :) Czy te metody działają, czy warto jednak je trochę zmodyfikować- pewnie będę wiedziała za jakiś czas, może to być i perspektywa kilku lat.

Link to comment
Share on other sites

... a w tym czasie będziesz działać na psach klientów?

 

Rozumiesz, w tym widzę pewne niebezpieczeństwo.

 

No właśnie. I tu jest pies pogrzebany. Zakładam, że konkretnie Pa-ttti zrobi tak jak pisze: skończy kurs i będzie dalej poszerzać wiedzę, zdobywać doświadczenie i weryfikować w praktyce, zanim zdecyduje się rozpocząć komercyjną działalność. Ale ilu jest takich, co to mając "dyplomik po kursiku" otwierają działalność pod szyldem "fachowca" / "specjalisty". Ciekawe ilu z nich powie otwartym tekstem, albo napisze na swojej www: "jestem początkującym po 1 kursie, tzn. po kilku zjazdach weekendowych. Jestem na etapie poszerzania wiedzy, zdobywania doświadczenia, weryfikowania w  praktyce czy metody z kursiku działają oraz układania sobie w głowie swojej własnej ścieżki pracy... A teraz powierz mi swojego psa , bo jakby nie było mam dyplom ..."

 

Co do metod i tego czy działają - wszystko zależy od konkretnego przypadku, a pod pojęciem konkretny przypadek mieści się szereg zmiennych i nie ma jednego, uniwersalnego patentu, ani gotowych instrukcji, typu, jak nie zadziała A to zrób B, jednocześnie cmokając albo klepiąc się po biodrze ;) Trzeba się nauczyć patrzeć tak żeby dostrzec oraz tak pytać (przewodnika danego psa), żeby się dowiedzieć.

 

Często się zdarza że metody z kursiku nie działają, bo np. pies jest zbyt: .... (tu wstaw cokolwiek), lub kontekst sytuacyjny jest inny niż na kursiku, kiedy działało. Więc "kursik" daje bardzo zawężony obraz i nie ma nic wspólnego z tzw. the real life: całokształtem, mnogością, różnorodnością, wielowariantowością i ... (tu wstaw inne, niewymienione). Idąc dalej: na "wesołych i pozytywnych kursikach" nie pracuje się z trudnymi psami, a ja uważam tak: jeśli umiesz z trudnym, to z łatwym tym łatwiej sobie poradzisz. Póki nie umiesz z trudnym, to nie bierz się za łatwego, bo życie może ci spłatać figla i nawet łatwy cię przerośnie. Na "wesołych i pozytywnych kursikach" neguje się awersję, jednocześnie polecając awersyjne narzędzia i wymyślając im bardzo zawoalowane nazwy. Szczerze, nikt ze znanych mi użytkowników kolczatki i OE nigdy nie użył kantara.

 

Przechodząc do: trening posłuszeństwa / budowanie więzi / nauka komend - niestety poziom wykonania ćwiczeń objetych programem pozostawia wiele do życzenia, dlatego jak już było wielokrotnie pisane - tego się najlepiej nauczyć na placu treningowym z prawdziwego zdarzenia. Niestety kursiki bardzo mocno wypaczają pogląd jak może i wręcz powinno wyglądać wykonanie danego ćwiczenia, nawet jeśli dana osoba nie ma ciągot do sportu i zawodów. Jasnym dowodem jest filmik z kursu instruktorskiego COAPE i filmiki szkoleniowców WŁ.

 

Z perspektywy mojego własnego doświadczenia: w życiu nie przeczytałam ani jednej książki o psach od deski do deski. W życiu nie byłam na żadnym "wesołym, pozytywnym kursiku". Za to od około 2 lat, śr. 2 x w m-cu pojawiam się na weekendach szkoleniowych IPO, prowadzonych przez osobę, którą mega cenię i osobiście uważam za najlepszą w Polsce (tzn. o moim wyborze zadecydowała JAKOŚĆ, a nie odległość ani cena). Oczywiście on nie zajmuje się tylko sportem. Wychodzi na to, że PRZY OKAZJI, tj. płacąc wyłącznie za trening z własnym psem, nauczyłam się więcej niż można się nauczyć na tych wszystkich kursikach razem wziętych.

 

Nie chodzi o to aby się licytować kto co umie, tylko dać do myślenia. Jak dla mnie mija się to z celem, iść na kurs żeby za jakiś czas odkryć Amerykę, że to była kropla w morzu, z bardzo mocno ograniczonym spektrum zastosowań i bardzo mocno wypaczonym poglądem na pewne sprawy. Jak ktoś ma nadmiar kasy - nie moja broszka, choć zawsze można dać na biednych / potrzebujących. No chyba, że komuś bardziej zależy na atmosferze niż na merytoryce. W kwestii atmosfery i "pierdu- pierdu" - to najchętniej biorę aparat i idę w kąt robić foty z zajęć :D

Link to comment
Share on other sites



Nie chodzi o to aby się licytować kto co umie, tylko dać do myślenia. Jak dla mnie mija się to z celem, iść na kurs żeby za jakiś czas odkryć Amerykę, że to była kropla w morzu, z bardzo mocno ograniczonym spektrum zastosowań i bardzo mocno wypaczonym poglądem na pewne sprawy. Jak ktoś ma nadmiar kasy - nie moja broszka. 

O ile liczba kursów http://www.olimpia.net.pl/kwalifikacje.html robi wrażenie to nie udało mi się nigdzie znależć informacji o jakimkolwiek udziale w zawodach, czy choćby zdaniu egzaminu z PT z jakimś psem. Jak sie komus uda, bedę wdzięczna za info :) 
No i nie rozumiem jednej rzeczy, jak instruktorem może zostać osoba, która w życiu nie ułożyła żadnego psa, nie dotyczy to oczywiście tylko prowadzącej, ale osób które chcą instruktorami zostać. Wydajemi się, że najpierw należy zostać dobrym przewodnikiem własnego psa, potem sprawdzić się na innych psiakach i ich włascicielach, a dopiero na koniec zostać instruktorem. To tak, jakby osoba nie uczęszczająca na matematykę juz od podstawówki, wykładała matmę na uniwersytecie.
I nie rozumiem tego kursu u Inki Sjösten, robić taki wielomiesięczny kurs i nie wystartować w obi, w tamtych czasach naprawdę, to był bardzo lajtowy sport. No ale znam osoby, które ten kurs robiły, podpytam się, może ja pamietają, choc po tylu latach, ehh sama nie wiem. 

Link to comment
Share on other sites

zanim będę mogła powiedzieć że potrafię szkolić psy, muszę widzieć efekty - tzn jakąś ilość psów wyszkolić. Zwolennikiem przemocy absolutnie nie jestem więc nawet jak wyszkolić mi się nie uda, to krzywdy nie zrobię :) Z ilością psów do szkoleń nie będę miała problemu- mam 7 swoich maluchów, poza tym prowadzę hotel dla psów także mogę sprawdzać metody na podopiecznych, prowadzę też DT także i na dłuższą metę mam z kim popracować.

 

To podstawa chyba żeby przed podjęciem się szkolenia psów zawodowo wyszkolić wcześniej kilka chociaż psów. Ja czułabym się mega niekomfortowo jakbym miała coś robić za pieniądze, oferować swoją usługę, nie mając do tego podstaw nie tylko teoretycznych ale i praktycznych.

Link to comment
Share on other sites

O ile liczba kursów http://www.olimpia.net.pl/kwalifikacje.html robi wrażenie

 

Serio? Nie sądzisz, że gdybyś tak z ręką na sercu wypisała wszystkie semi i zjazdy weekendowe na których sama byłaś to by tego wyszło dużo więcej ? No i o ile ich wartość merytoryczna jest wyższa, od tych kursiko - wykładzików?

 

To samo bębnię i to z całą stanowczością - nie da się być dobrym szkoleniowcem, dopóki się nie zacznie od siebie i swojego psa. OBI daje bardzo szerokie pole do popisu. Raz że jest co robić, dwa - jest dużo wartościowych semi w Polsce, trzy - jest najwięcej zawodów. Nie trzeba zaraz szkolić zawodników, zwłaszcza że w dziedzinie podstawowego posłuszeństwa jest co robić. Ale bez umiejętności wyszkolenia psa pod zawody, nie da się być dobrym szkoleniowcem nawet od elementarnych podstaw. Trochę czytałam wątek negatyw pozytywu pozytyw negatywu i zastraszające jest to, jak ludzie piszą, że sami, we własnym zakresie, obserwując swojego psa i używając szarych komórek, bez kursików nauczyli swojego psa więcej niż jak np. z kolejnym psem poszli na szkolenie (właśnie do osób po takich kursikach).

Link to comment
Share on other sites

Serio? Nie sądzisz, że gdybyś tak z ręką na sercu wypisała wszystkie semi i zjazdy weekendowe na których sama byłaś to by tego wyszło dużo więcej ? No i o ile ich wartość merytoryczna jest wyższa, od tych kursiko - wykładzików?

 

Pewnie uzbierałoby się więcej :) ale moim marzeniem, byłoby zrobienie np: doktoratu u Miklosiego i bardzo żałuję, że na Inkę Sjösten w 2008 r. się nie załapałam. A wrażenie robi raczej porównanie ilości szkoleń teoretycznych z praktyką, a raczej jej brakiem na stronie czołowego szkoleniowca COAPE, masa semi i żadnych startów. To możliwe jest chyba tylko w kynologii, jakoś nie przypominam sobie szkoleniowców jazdy konnej, którzy wiedzę zdobywali tylko na seminariach, a nie w siodle. Zresztą to chyba domena większości szkoleniowców wywodzących się z Wesołej Łapki.

Link to comment
Share on other sites

Zwolennikiem przemocy absolutnie nie jestem więc nawet jak wyszkolić mi się nie uda, to krzywdy nie zrobię

Mądrze wykonana korekta, we właściwy sposób, w odpowiednim czasie i sytuacji - wtedy kiedy jest to realnie wskazane - nie ma nic wspólnego z przemocą. To jest podstawowy błąd w założeniach. Wiesz, miałam kiedyś tymczasa, 8 -mies. DON, ze słabym socjalem, nigdy wcześniej nie szkolony i z potwornym lękiem separacyjnym. Na próby wskakiwania mi na plecy 4 łapami reagowałam bardzo stanowczo i pies szybko załapał żeby tego nie robić, jednocześnie w relacji nie popsuło się nic. Jednocześnie bardzo łagodnie i metodą mikroskopijnych kroków, z nagradzaniem każdego małego sukcesu uczyłam tego psa pozostawania w klatce. Oddawanie zabawki na komendę - uczyłam na żarcie. Chodzenia przy nodze, przychodzenia na zawołanie - też. Właściciel jak przyjechał go odebrać był w szoku - "jak pani go tego wszystkiego w tydzień nauczyła?" Gdzie mam jeszcze pracę, dojazd i maliniaka. Czyli fakt stosowania z głową korekty nie czyni z człowieka faszysty ;)

 

poza tym prowadzę hotel dla psów także mogę sprawdzać metody na podopiecznych

Z tym ostrożnie! Upewnij się najpierw, że właściciele nie mają nic przeciwko temu i jeśli nie - zrób porządny wywiad nt psa oraz ustal z nimi zakres i go nie przekraczaj. Osobiście - nogi z d..y bym powyrywała, gdyby mi ktoś z hoteliku próbował cokolwiek ćwiczyć albo sprawdzać na moim psie. Jak bum cyk, że by mi całą moją ciężką pracę treningową spieprzył. Mój kumpel - sprawdzony hotel, mimo że jest szkoleniowcem i behawiorystą ma jasny prikaz: "totalny ZAKAZ robienia czegokolwiek poza wyprowadzeniem na smyczy na spacer ograniczający się do toalety oraz puszczenia luźno z innymi psami na czas zabawy (oczywiście zawsze pod kontrolą, no i psy sprawdzone). Po spacerze / zabawie pies ma siedziec w klatce (w domu, bo do kojca nie daję) a nie chodzić między domownikami. Zero zabaw pies - człowiek, zero aportowania, zero socjalizacji, zero korekty (od tego jestem tylko ja)". I to jest święte.

 

zanim będę mogła powiedzieć że potrafię szkolić psy, muszę widzieć efekty - tzn jakąś ilość psów wyszkolić. (...) Ja czułabym się mega niekomfortowo jakbym miała coś robić za pieniądze, oferować swoją usługę, nie mając do tego podstaw nie tylko teoretycznych ale i praktycznych.

I to się chwali :) Zgadzam się w pełnej rozciągłości.

 

Doceniając Twoją pasję, próbujemy Ci tu tylko doradzić, że można dużo efektywniej spożytkować czas na naukę, tzn. spróbować zgłosić się gdzieś, gdzie Ci pewne sprawy uczciwie wytłumaczą, pokażą szerokie spektrum i "otworzą" Cię na piękny i przebogaty świat kynologii, podczas gdy ludzie pokroju COAPE raczej się zamykają w wąskim świecie, którzy sami na swoje potrzeby kreują. A że mówią bardzo przekonywująco - łatwo dać się zwieść, zwłaszcza jak się wcześniej nie spędziło iluś set godzin w przysłowiowym błotku na placu treningowym. Podobnie jak z tymi książkami - ktos kiedyś dawno temu mi powiedział, żeby nie wierzyć ślepo książkom, bo jest w nich dużo głupot. Akurat byłam na etapie zaczynania Fishera i jakiejś babki chyba z UK, co to zaczęłam ale nie skończyłam. To co wtedy czytałam wydawało mi się przekonywujące. Dzisiaj, czyli z perspektywy praktyki sięgam po książki, to widzę co jest bzdurą, a co jest faktem. Albo zwracam uwagę na istotne szczegóły, de facto decydujące o wszystkim, na które kiedyś nie zwróciłabym uwagi.

 

Powodzenia Ci życzę, wytrwałości, trwania przy swoich zasadach moralnych, no i oczywiście polecam gruntowne szkolenie z OBI z którymś ze swoich psów. Ale u kogoś kto się naprawdę na tym zna. To będzie bardzo cenne doświadczenie.

Link to comment
Share on other sites

Pewnie uzbierałoby się więcej :) ale moim marzeniem, byłoby zrobienie np: doktoratu u Miklosiego i bardzo żałuję, że na Inkę Sjösten w 2008 r. się nie załapałam. A wrażenie robi raczej porównanie ilości szkoleń teoretycznych z praktyką, a raczej jej brakiem na stronie czołowego szkoleniowca COAPE, masa semi i żadnych startów. To możliwe jest chyba tylko w kynologii, jakoś nie przypominam sobie szkoleniowców jazdy konnej, którzy wiedzę zdobywali tylko na seminariach, a nie w siodle. Zresztą to chyba domena większości szkoleniowców wywodzących się z Wesołej Łapki.

Ano tak, w tym kontekście faktycznie robi wrażenie ;) Domena WŁ... ehhh... No ale w przyrodzie, w skali makro musi być równowaga. Jeden ma braki w startach przy ogromie dyplomików, podczas gdy inny nie zalicza kwalifikacji, a pyszczy żeby KOB na FMBB wysłał, mimo że na poprzednich szału nie pokazał(a) i to nie są raczej błędy "bo nowy plac", tylko rzeczy co to można spokojnie w ojczyźnie wypracować ;) Tak więc ciekawy, ale jakże zawiły ten nasz kynologiczny świat ;) Koniarzy teoretyków też sobie nie przypominam :)

Link to comment
Share on other sites

  • 1 month later...

Jestem już PO kursie, i chciałam wyrazić swoją opinię - może komuś przyda się na przyszłość :)

Sama nie wiem czego spodziewałam się po tego typu kursie. Tylko kilka zjazdów, kilka dni szkolenia, plan wykładów itp. był mi wiadomy od samego początku. Poszłam jako osoba pracująca z psami od kilku lat, ale nie interesująca się wcześniej ich szkoleniem czy nie zagłębiająca się w tematykę behawioryzmu - mam swoje psy, dobrze wychowane, mam podejście do zwierząt, mam po prostu "rękę" do nich. Byłam wcześniej tylko na kilku seminariach.
Szkolenie oceniam ostatecznie bardzo pozytywnie, atmosfera była super, ludzie super, prowadzący super :) Widać miłość i dobre podejście do psów, a to jest najważniejsze. Nie byliśmy szkoleni na zawody sportowe, ale dużo było mówione na temat zasad uczenia się psów, oraz o rozwiązywaniu problemów behawioralnych. Na pewno dałoby się zrobić więcej wykładów, przekazać nam więcej wiedzy, bo czasu by wystarczyło, pytanie tylko czy mielibyśmy jeszcze siłę na więcej.
Mam natomiast po tym kursie większą orientację w temacie, jestem lepiej ukierunkowana, chcę się uczyć dalej. Tak jak na studiach - nauczyłam się jak się uczyć ;) Przedstawiane były różne metody szkolenia, żadna nie była bezwzględnie negowana, i absolutnie nie czułam żeby coś było narzucone. Nacisk był położony na cały system uczenia się psów, na którego podstawie każdy przyszły trener psów powinien wypracować własną metodę pracy z psami.
Nie żałuję, myślę że poszłabym na kolejny kurs COAPE, nie wiem natomiast czy nie wybiorę innej szkoły ze względu na to żeby mieć porównanie i poznać jeszcze inne podejścia do tematu. Dodam jeszcze że po każdym zjeździe, jak i po całym kursie ogółem, mam ochotę czytać, uczyć się, pracować z moimi psami - widzę efekty i jestem z nich dumna, tak więc ten kurs na pewno nie rozczarował mnie, i dał dużo pozytywnej energii :)

Link to comment
Share on other sites

A może jakieś konkrety ? Bo na razie to lanie wody. Tak konkretnie, czego się nauczyłaś, co było dla Ciebie nowego ? Choć powinniśmy zacząć, co oznacza dla Ciebie praca z psem, cytat "poszłam jako osoba pracująca z psami od kilku lat, ale nie interesująca się wcześniej ich szkoleniem czy nie zagłębiająca się w tematykę behawioryzmu" jest lekko przerażający. Jak można być hodowcą i nie zgłębiać behawioryzmu ? Kurcze jednak można :). "Nie byliśmy szkoleni na zawody sportowe" bo niby przez kogo, jak nikt z uczących w nich nie startuje, nie znam nawet przypadku podchodzenia przez nich do jakichkolwiek egzaminów. Atmosfera fajna, jakieś podstawowe wiadomości podane i pewnie ostro polane marketingiem za parę tysięcy złotych. W ludzkiej psychologi zjawisko takie nosi nazwę dysonansu poznawczego, człowiek sam przed sobą nie chce się przyznać, że wyrzucił taka kasę w błoto, więc przekonuje sam siebie, ze było fajnie, miło, etc. Ale moim pytaniem jest jakie uzyskałaś na tym kursie umiejętności ? Potrafisz przeprowadzić testy szczeniąt, ułożyć psa do głupiego PT-1 (do sportu to droga jeszcze bardzo daleka), ocenić na filmie jak mniej więcej zostanie oceniony pies na BH czy MT, ocenić pracę psa na wzbogaconym pod kątem agresji lub lękliwości ? Ponieważ jak widzę na tym kursie nie było ostrzejszych starć, wnoszę, że wszyscy byli zieloni jak Ty, więc nawet nie było o co toczyć sporów i dyskusji z prowadzącymi. Szkoda, bo może przynajmniej to otworzyłoby Ci oczy ?
Swoja drogą namnożyło się szkółek, których program polega na pokazaniu właścicielowi, jak nauczyć psa wymiany jednej piłeczki na drugą, chodzic z psem na luźnej smyczy i futrować przysmakami trzeba czy nie trzeba i "behawiorystów", których rady są takie same, jak te z netu. Zaobserowałam tez dziwna prawidłowość, czym własciciel więcej za poradę zapłaci, tym bardziej wychwala specjalistów, a jak taka samą poradę dostaje za darmo to ja olewa. Ogólnie oznacza to chyba, że tracimy nasze cechy narodowe, bo zdrowy rozsądek i poczucie humoru było kiedyś naszą cecha narodową. Tymczasem amerykanizacja życia postępuje i dajemy nabierać się każdemu idiocie, o ile wmówi nam, ze jest autorytetem. Nie, nie udowodni swoimi wynikami, że jest dobry, po prostu powie, że przecież to, czy pies siada krzywo, czy prosto to nie ma znaczenia, przecież "nie robi psa do sportu", ale specjalistą wielkim jest.

  • Upvote 1
Link to comment
Share on other sites

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.

×
×
  • Create New...