Jump to content
Dogomania

Kociak z Rodos...


juli88

Recommended Posts

Ciężka sprawa... kotów w potrzebie od groma - wiem.
Ale człowiek wraca z wakacji, które miały być wakacjami, a wraca z ciężarem cięższym niż można sobie wyobrazić...

22.09 wróciłam z Rodos (wyspy Greckiej), pobyt trwał około 6 pełnych dni. W pierwszy dzień zauważyłam ilość kotów jakie otaczały nasz hotel - oczywiście smutne... bardzo smutne... zwłaszcza patrząc jak grecy chętnie robią sobie pocztówki z szczęśliwymi kotami wygrzewającymi się na słoneczku... a prawda jest inna - wyspa cierpiących kotów.
Moją uwagę zwrócił maluszek, pierwszego dnia jeszcze biegał, i próbował się bawić - oczy pełne ropy, nos zakatarzony, świerzb w uszach i miliony kleszczy i pcheł... kociak około 4-5 tygodni, zero reakcji obronnych na widok człowieka w przeciwieństwie do rodzeństwa. W kolejne dni było coraz gorzej, kociak tylko spał, donosiłam mu jedzenie...
W 2 dni przed wyjazdem kociak raz się podniósł, przeszedł około 3m w kierunku basenu żeby się napić, doszedł ale złapał go stary dziad i zbił i to konkretnie, a później rzucił o ziemie, niestety nie udało mi się zareagować... pobiegłam szybko po miskę z wodą ale jak wróciłam kociak już został ponownie rzucony z dużą siłą do jakiegoś pomieszczenia, nie wyszedł choć mógł... bałam się, że kot nie przeżył... Ale następnego dnia był i znów spał... na środku placyku.
Sporo osób zatrzymywało się, żeby go pogłaskać ale nikt nie zainteresował się co mu jest...
Kociak nie ucieka, cały czas siedzi w miejscu - dzieciaki się nim bawią - dosłownie... jest 100% przyzwolenie rodziców, bo mają spokój.
Reszta rodzeństwa ucieka więc obiektem znęcania się jest tylko on. Strasznie się o maleństwo martwię i chciałabym jakoś mu pomóc...
Myślę nawet o ściągnięci go do PL lub o kimś kto jest na Rodos i mógłby pomóc.

Szukam osoby-osób, która/e mi doradzą pomogą, bo sama nie wiem jak się za to zabrać, czy na Rodos są jakieś organizacje pro zwierzęce?
Nie chce zabierać wszystkich kotów tylko tego, który moim zdaniem nie przeżyje- nie ma żadnych szans.

351x0z4.jpg

aktualnie próbuje zgrać więcej zdjęć, a mam problemy...

Link to comment
Share on other sites

Ten kociak może nie przeżyć następnego dnia, bez natychmiastowej pomocy weterynarza   :placz:

wiem i to mnie strasznie boli... Aktualnie dzisiaj wysylam wiadomosc do tej organizacji z Rodos...

Sama niestety nie dam rady... koszty, bariera jezykowa, a i do siebie nie wezme kociaka, bo mnie z domu wygonia - doslownie.
Wiec procz checi - nie mam DT, kasy, i ogolnie sprecyzowanego planu dzialania...

 

Link to comment
Share on other sites

Odpisali ci ?

 

[email protected]

 

 

[email protected]

 

Oba emaile dotyczą fundacji z Rodos.

 

 

Niestety jeszcze nie... pisaam do nich maila na yahoo i na ich str jest formularz kontaktowy... jest napisane ze odpowiadaja w przeciagu 48h, a pisalam wczoraj...

Przeraza mnie fakt, ze na teren PL nie mozna przywozic zwierzat w wieku ponizej 3 miesiecy...

Link to comment
Share on other sites

koniecznie poszukaj miejscowego weta,bez natychmiastowej pomocy malec nie przeżyje (antybiotyk,krople z antybiotykiem do oczu,kroplówka-ma sterczącą sierść co świadczy o dużym odwodnieniu)-nie rozumiem wróciłaś już czy nadal tam jesteś?

 

z formularzami i mailami daj sobie spokój.Grecy mają swoje tempo pracy,zanim odpiszą malec się przekręci. Zadzwoń lub poproś kogoś kto mówi po np.angielsku by to zrobił.

 

Nie wiem czy zdążycie...:(

Link to comment
Share on other sites

wróciłam... wróciłam tydzień temu... dziś minął dokładnie tydzień jak go ostatni raz widziałam... Liczyłam, że jest poniedziałek to się ogarną ale cisza... :/
Miejscowy wet... hm... może znajdę go na mapie i napiszę wiadomość - może z nim warto popisać.
 

Link to comment
Share on other sites

To nr ze zdjęcia jake udało mi się zrobić (była niedziela i na drugi dzień wylatwałam a weta znalazłam przypadkowo gdy jechaliśmy do miejscowości Rodos) - 02410-96929... przeszukałam neta i nie znalazłam str interetowej tego weta...
znalazłam inny i już napisałam maila z transpatora ale nie ma czasu,bo minął tydzień i nic mi się nie udało zdziałać...

Link to comment
Share on other sites

Nie liczyłabym na to,że miejscowy wet będzie latał i szukał małego chorego kociaka.W Grecji!Tam mają ich na pęczki.I wszystko w d...Poza tym małe kocię w takim stanie w ciągu tygodnia najprawdopodobniej nie żyje. Na przyszość szukaj weta na miejscu i w trakcie pobytu.Ponadto nie rozumiem dlaczego nie zareagowałaś i nie zabrałaś stamtąd natychmiast kociaka jak został pobity ,a następnie rzucony o ziemię!!! Bo rodzina/współtowarzysze pobytu mieliby focha,że uratowałaś przed pewną śmiercią malego kotka? Taki maluch mógł zostać konkretnie uszkodzony-obrażenia wewnętrzne.A że znów nazajutrz był w tym samym miejscu?Nie miał siły się przemieszczać/znał tylko ten teren/tam go porzuciła matka/tam było rodzeństwo.

Wybacz,ale wyrzuty sumienia po powrocie i szukanie mu pomocy tysiące km stamtąd...Temu kociakowi już nie pomozesz.

Choć naprawdę baaardzo chcialabym się mylić!

Link to comment
Share on other sites

:megagrin:

Nie liczyłabym na to,że miejscowy wet będzie latał i szukał małego chorego kociaka.W Grecji!Tam mają ich na pęczki.I wszystko w d...Poza tym małe kocię w takim stanie w ciągu tygodnia najprawdopodobniej nie żyje. Na przyszość szukaj weta na miejscu i w trakcie pobytu.Ponadto nie rozumiem dlaczego nie zareagowałaś i nie zabrałaś stamtąd natychmiast kociaka jak został pobity ,a następnie rzucony o ziemię!!! Bo rodzina/współtowarzysze pobytu mieliby focha,że uratowałaś przed pewną śmiercią malego kotka? Taki maluch mógł zostać konkretnie uszkodzony-obrażenia wewnętrzne.A że znów nazajutrz był w tym samym miejscu?Nie miał siły się przemieszczać/znał tylko ten teren/tam go porzuciła matka/tam było rodzeństwo.

Wybacz,ale wyrzuty sumienia po powrocie i szukanie mu pomocy tysiące km stamtąd...Temu kociakowi już nie pomozesz.

Choć naprawdę baaardzo chcialabym się mylić!

Uwielbiam takie wpisy wprawiają mnie w nastoligę o tym, że ja jak ja - mam w dup** to co ktoś piszę, ale trafi się człowiek, który się przejmie i następnym razem gówno zrobi - bo tak prościej :roll:

A czy ja liczę na to, że miejscowy wet będzie biegał? Wiesz ogólnie co mu napisałam czy co?
Na przyszłość Ci powiem - szukałam weta ale nie wiem czy wiesz Rodos to nie Warszawa i weterynarz nie jest na każdej ulicy. Więc takie komentarze zostaw dla siebie
Nie zabrałam kociaka od razu bo nie byłam obok! Gdy zobaczyłam pobiegałam po miskę z wodą dla biedaka, a on ponownie oberwał i został rzucony w miejsce do którego dostępu nie miałam. To nie jest mój dom, że se mogę robić co chce i zbarać kota. Zabrałabym kota gdybym mogła!

A swój pesymizm proszę również zostawić dla siebie. Pozdrawiam i nie życzę abyś była w podobnej sytuacji.

 

Link to comment
Share on other sites

Mnie też nie odpisali i podejrzewam, że mają takich spraw dużo. 

 

Nawet njakbyś kociaka zabrała- to gdzie. Czytałam, ze niektóre organizacje nie mają wcale siedziby. Wyjechałabyś i zostawiła go na ulicy w trakcie leczenia, bo nie byłoby komu dać mu tabletki... to też nie byłoby wyjście.

 

Z niektórych posów wynika, że jeśli nie udzielisz kociakowi pomocy od razu, nie udzielaj jej wcale, bo nie ma sensu.

 

Jeszcze tutaj można spróbować

 

https://www.facebook.com/barlowfold

 

  c/o [email protected]

 

W 2010 roku pod koniec października

 

http://www.koty.pl/forum-dyskusyjne/go:temat/art3,11262,1.html

 

http://www.change.org/p/greek-ministry-of-agriculture-greek-ministry-of-tourism-enforce-the-current-law-prohibiting-the-poisoning-of-stray-cats-and-dogs-which-is-being-flouted-by-many-communities-and-municipalities-across-greece

 

Grecy eliminują zwierzaki- trując je. Czasami masowo.

 

Drastyczne

 

https://www.youtube.com/watch?v=xN_2d2m6uw4

 

https://www.youtube.com/watch?v=xg3YQdlqKwg

Link to comment
Share on other sites

Otóż byłam w podobnej sytuacji. Niestety. Dlatego wiem, co piszę.Znalazłam na ulicy Hiszpanii kota z gorszym kk niż ta grecka kotka. Tamto maleństwo miało tak zaatakowaną rogówkę,że nie było widać oczu. Zgniły. Gdybym kociaka zostawiła przejechał by go samochód (bawił się przy drodze,a już nic nie widział).Też dostępu do kociaka nie miałam,gdy zwiał na prywatną posesję ogrodzoną murem, jakieś prywatne osiedle domków jednorodzinnych. Weszłam tam jednak zagadując opalających się nad basenem ludzi (głównie na migi,bo ja nie znam hiszp,a ang. b.słabo).Zabrałam kocię do miejscowego weta (adres znalazłam w necie),wet mnie olał (miał takich przejętych turystów kilkunastu dziennie,miejscowi już nie reagowali) i wysłał do schroniska dla bezdomnych zwierząt. Byłam bez samochodu,szukałam tego schroniska pieszo ,w skwarze,bez picia (nie myślałam,że to tak się skończy) dobre 3h.Spaliłam się na heban przy okazji,że ruszyć się nie mogłam.Wypytywałam policjantów na skrzyżowaniu po drodze szukając tego schronu-nikt mnie nawet dobrze nie umiał pokierować (prócz owego weta,który nabazgrał mi trasę na kartce). Wszystko skończyło się dobrze.Przynajmniej do tego momentu.Nie wiem czy to kocię przeżyło w tamtejszym schronie,ale wówczas dostało jakąś szansę.

 

Ty nie dałaś szansy tej kotce. Przyglądałaś się tam na miejscu biernie przez 6 pełnych dni jej dramatowi (biciu przez faceta,bawieniu się nią przez dzieci,chorobie-sama to dokładnie opisujesz w 1poście) i nie zrobiłaś nic ,prócz zostawienia jej jedzenia. Chociaż czy mała wogóle jeszcze jadła?

Trzeba było chociaż stamtąd szukać pomocy w necie (przecież jest w każdym hotelu) ,kotka miałaby wówczas jakieś szanse.A teraz? Teraz to tylko próbujesz wyciszyć swoje wyrzuty sumienia.Opowieści typu "nie byłam u siebie ,nie mam dla niego DT,nie miałam z nim co zrobić,nie miałam pieniędzy,bariera językowa"- zostawię bez komentarza... Chcieć to móc. Zawsze.Owszem nie jest to proste,zabiera sporo czasu i niejednokrotnie potrafi doskonale popsuć leniwe,wygodne,rajskie wakacje...

 

Pisanie do organizacji ,gdy w grę wchodzi czas,a raczej jego brak nie ma najmniejszego sensu.Takich zgłoszeń są tysiące. Najczęściej bez reakcji,albo z reakcją na tyle opóźnioną,że bezefektywną. Lepiej jest dzwonić-jeśli się potrafisz porozumieć w danym języku.

 

dorobella,nie prawdą jest,że z mojego postu wynika " jeśli nie udzielisz kociakowi pomocy od razu, nie udzielaj jej wcale, bo nie ma sensu". Uważam,że pomagać i reagować trzeba natychmiast, wówczas kiedy jest szansa,że ta pomoc rzeczywiście będzie skuteczna. Tam na miejscu wezwanie prozwierzęcej organizacji byłoby zasadne,podjechanie z kociakiem do weta też (w końcu gdzieś go julii88 na Rodos znalazła) ,zajęłoby to pewnie parę godzin,a kotka by przeżyła. Można było na parę dni przetrzymać kocię w pokoju,podawać leki,ciut podreperować koteczkę (ja zawsze biorę ze sobą podstawowe leki dla kotów jadąc w takie miejsca)-choć zdaję sobie sprawę ,że na to mało osób by poszło... Ale teraz? klepanie w klawiaturę trwa kilka dni,bez efektów,a kocię...

 

...oby jeszcze żyło.

 

julii88, szkoda,że masz w du..e to,co ktoś pisze. Mam nadzieję,że inni wyciągną lekcję z tej historii,bo nie zazdroszczę Ci wyrzutów sumienia,wiem,że jest Ci trudno ,teraz być może inaczej byś to rozegrała. Życzę Ci,zebyś uzyskała kontakt z kimś z ww linków,kto odnajdzie tą koteczkę.

Choć sama nie wierzę,że to się jeszcze uda.

Link to comment
Share on other sites

Otóż byłam w podobnej sytuacji. Niestety. Dlatego wiem, co piszę.Znalazłam na ulicy Hiszpanii kota z gorszym kk niż ta grecka kotka. Tamto maleństwo miało tak zaatakowaną rogówkę,że nie było widać oczu. Zgniły. Gdybym kociaka zostawiła przejechał by go samochód (bawił się przy drodze,a już nic nie widział).Też dostępu do kociaka nie miałam,gdy zwiał na prywatną posesję ogrodzoną murem, jakieś prywatne osiedle domków jednorodzinnych. Weszłam tam jednak zagadując opalających się nad basenem ludzi (głównie na migi,bo ja nie znam hiszp,a ang. b.słabo).Zabrałam kocię do miejscowego weta (adres znalazłam w necie),wet mnie olał (miał takich przejętych turystów kilkunastu dziennie,miejscowi już nie reagowali) i wysłał do schroniska dla bezdomnych zwierząt. Byłam bez samochodu,szukałam tego schroniska pieszo ,w skwarze,bez picia (nie myślałam,że to tak się skończy) dobre 3h.Spaliłam się na heban przy okazji,że ruszyć się nie mogłam.Wypytywałam policjantów na skrzyżowaniu po drodze szukając tego schronu-nikt mnie nawet dobrze nie umiał pokierować (prócz owego weta,który nabazgrał mi trasę na kartce). Wszystko skończyło się dobrze.Przynajmniej do tego momentu.Nie wiem czy to kocię przeżyło w tamtejszym schronie,ale wówczas dostało jakąś szansę.

 

Ty nie dałaś szansy tej kotce. Przyglądałaś się tam na miejscu biernie przez 6 pełnych dni jej dramatowi (biciu przez faceta,bawieniu się nią przez dzieci,chorobie-sama to dokładnie opisujesz w 1poście) i nie zrobiłaś nic ,prócz zostawienia jej jedzenia. Chociaż czy mała wogóle jeszcze jadła?

Trzeba było chociaż stamtąd szukać pomocy w necie (przecież jest w każdym hotelu) ,kotka miałaby wówczas jakieś szanse.A teraz? Teraz to tylko próbujesz wyciszyć swoje wyrzuty sumienia.Opowieści typu "nie byłam u siebie ,nie mam dla niego DT,nie miałam z nim co zrobić,nie miałam pieniędzy,bariera językowa"- zostawię bez komentarza... Chcieć to móc. Zawsze.Owszem nie jest to proste,zabiera sporo czasu i niejednokrotnie potrafi doskonale popsuć leniwe,wygodne,rajskie wakacje...

 

Pisanie do organizacji nie ma najmniejszego sensu.Takich zgłoszeń są tysiące. Najczęściej bez reakcji,albo z reakcją na tyle opóźnioną,że bezefektywną.

 

dorobella,nie prawdą jest,że z mojego postu wynika " jeśli nie udzielisz kociakowi pomocy od razu, nie udzielaj jej wcale, bo nie ma sensu". Uważam,że pomagać i reagować trzeba natychmiast, wówczas kiedy jest szansa,że ta pomoc rzeczywiście będzie skuteczna. Tam na miejscu wezwanie prozwierzęcej organizacji byłoby zasadne,podjechanie z kociakiem do weta też (w końcu gdzieś go julii88 na Rodos znalazła) ,zajęłoby to pewnie parę godzin,a kotka by przeżyła. Można było na parę dni przetrzymać kocię w pokoju,podawać leki,ciut podreperować koteczkę (ja zawsze biorę ze sobą podstawowe leki dla kotów jadąc w takie miejsca)-choć zdaję sobie sprawę ,że na to mało osób by poszło... Ale teraz? klepanie w klawiaturę trwa kilka dni,bez efektów,a kocię...

 

...oby jeszcze żyło.

 

julii88, szkoda,że masz w du..e to,co ktoś pisze. Mam nadzieję,że inni wyciągną lekcję z tej historii,bo nie zazdroszczę Ci wyrzutów sumienia,wiem,że jest Ci trudno ,teraz być może inaczej byś to rozegrała. Życzę Ci,zebyś uzyskała kontakt z kimś z ww linków,kto odnajdzie tą koteczkę.

Choć sama nie wierzę,że to się jeszcze uda.

Uwielbiam takie gadanie na prawde...

Oddalas do schroniska - to szansa? Psss... w Grecji szansa w schronisku?
Tam nie ma schroniska! To ty oddalas kota do schroniska i masz "czyste sumienie" - ja bym nie miala.

Skad wiesz ze biernie sie przygladalam? Masz teraz dostep do neta i to calodobowy znajdz weta na Rodos - w koncu wujek google Ci pomoze - znajdz. Bylam w miejscowosci Ialyssos, daj znac jak znajdziesz. 

Tak kot jadl. Kot potrzebowal opieki ktorej ja mu zapewnic nie moglam bo gdzie go mialam zabrac? Do hotelu powiedziec recepcjonistece że to moja wola? A co zrobic w momencie gdy pokoj byl sprzatany przez sprzataczki? Czy ty jestes swiadoma co piszesz? Kto pozwoli kota zabrac do hotelu w ktorym po mnie beda nastepni ludzie a kot jest chory. Czy mialam szalec z kotem i robic zamet zeby hotel koty wytrul bo stwierdzi ze jednak koty sa problemem?
 
Piszesz o moim sumieniu - nie martw sie o nie, mogłam napisac "pomozcie temu kociakowi" - sama dzialam, a jeżeli nie masz zadnych konkretnych rad to swoje teorie o moim sumieniu zostaw dla siebie
Bo w niczym nie pomagasz a jedynie wprowadzasz negatywne emocje ktore mi nie sa potrzebne.
 

Link to comment
Share on other sites

Przypominam - największy problem z kotem to nie jego choroba tylko traktowanie przez ludziiiiiiiiiiiiiiiiiiiii
Więc leczenie leczeniem ale on DT potrzebuje... rozmawiałam dzisiaj z Katarzyną Pisarską, która już ściągała psa z Grecji
niestety kiepsko to wygląda... bez osoby z grecji nie ma szans.

Kota trzeba wyleczyć inaczej na graniczy mogą go odesłać, a nawet uśpić!
Koszty czipowania, paszportu, szczepień to koszt - 250 euro
bilet - 120 euro jeżeli moja rezydentka zgodzi się go zabrać do PL

Koszty kosmos... jednak do przeskoczenia... gorzej z osobą na miejscu

Link to comment
Share on other sites

kk to nie ebola- na ludzi się nie przeniesie,więc nie zakaziłby pokoju hotelowego

a małe kocię to nie tygrys ,przez recepcję można przemycić w chociażby damskiej torebce i przetrzymac kilka dni w łazience,żeby nie nabrudził -wiadomo,że wszystko nielegalnie,obsługa nie byłaby szczęśliwa itd.

a sprzątaczka? dać parę euro,a z chęcią ominie sprzątanie jednego pokoju...

 

a weta ,sama piszesz,że w końcu gdzieś po drodze do Rodos znalazlaś...

 

koszty sprowadzenia spore,ale zasadnicze pytanie czy kociak tam jeszcze jest/żyje? na przyszłość radzę każdemu zabrać ze sobą choćby ludzki antybiotyk Unidox-kosztuje grosze(ok.10zł),szybko leczy kk,łatwy w podawaniu nawet dzikim kotom,bo słodki w smaku. Oczywiście dopóki kot je,przy kk to się gwałtownie zmienia.Zatkany nos powoduje brak powonienia,temp. brak łaknienia...I krople do oczu np.Vigamox,Difadol,Floxal.Coś na pchły,Oridermyl na świerzb.W tydzień można trochę pomóc kotu,ale kk lubi niestety nawracać.

 

Najgorzej zmienić ludzką mentalność.Dlatego ja do Grecji już nigdy nie polecę.

Link to comment
Share on other sites

kk to nie ebola- na ludzi się nie przeniesie,więc nie zakaziłby pokoju hotelowego

a małe kocię to nie tygrys ,przez recepcję można przemycić w chociażby damskiej torebce i przetrzymac kilka dni w łazience,żeby nie nabrudził -wiadomo,że wszystko nielegalnie,obsługa nie byłaby szczęśliwa itd.

a sprzątaczka? dać parę euro,a z chęcią ominie sprzątanie jednego pokoju...

 

a weta ,sama piszesz,że w końcu gdzieś po drodze do Rodos znalazlaś...

 

koszty sprowadzenia spore,ale zasadnicze pytanie czy kociak tam jeszcze jest/żyje? na przyszłość radzę każdemu zabrać ze sobą choćby ludzki antybiotyk Unidox-kosztuje grosze(ok.10zł),szybko leczy kk,łatwy w podawaniu nawet dzikim kotom,bo słodki w smaku. Oczywiście dopóki kot je,przy kk to się gwałtownie zmienia.Zatkany nos powoduje brak powonienia,temp. brak łaknienia...I krople do oczu np.Vigamox,Difadol,Floxal.Coś na pchły,Oridermyl na świerzb.W tydzień można trochę pomóc kotu,ale kk lubi niestety nawracać.

 

Najgorzej zmienić ludzką mentalność.Dlatego ja do Grecji już nigdy nie polecę.

Nikt alfa i omega sie nie rodzi ;) o unidoxie wiem... Ty jak jechałaś rozumiem, że te leki przy sobie miałaś?

Link to comment
Share on other sites

Juli ,kociak juz na pewno nie żyje,a ty piszesz,że trzeba go wyleczyć, jak minęło tyle dni ,kiedy zobaczyłas go w tak złym stanie ,a do tego jak piszesz był bity  i poniewierany,nie ma cudów,jeżeli tam na miejscu nie sprawiłaŚ ,ŻEBY UDZIELONO MU POMOCY ,TO TERAZ JEST ZA PÓŹNO:(,bardzo dobrze orientujesz się w kosztach czipowania,paszportu,szczepień,biletu,szkoda ,że tam na miejscu nie zasięgnęłaś informacji również ,gdzie jest najbliższy wet i tam byś go mogła zostawić,a tak umierał w męczarniach i bólu.Skąd wiesz ,że on potrzebuje DT,no chyba ,że w Grecji ,bo tam został,by dalej mogli nad nim pastwić się ludzie.Wedłu twojego rozumowania,będziesz szukać kotu  u nas DT,nie wiedząc wcale,czy kot jeszcze żyje .....

Link to comment
Share on other sites

Kociak żyje... dlaczego nie miałby żyć!!! Minął tydzień a nie miał rozerwanego brzucha czy cholera wie co! Jak nie chcecie pomóc to nie pomagajcie i tyle, nikt nie zmusza! 
Najlepiej się gada i jedzie innemu człowiekowi - jak macie się wymądrzać to się nie odzywajcie, bo wprowadzacie tylko nerwową atmosferę, która nikomu nie pomaga, a tylko wyprowadza z równowagi!

Gdybym wiedziała jak to będzie wyglądać miałabym ze sobą unidox i wiele innych leków!
Mogłam też rzucić pracę w PL zostać, i na strajk okrucieństwu wobec kotów przywiązać się do drzewa w Grecji... ale tego nie zrobiłam, sorry idę płakać z tego powodu...
łatwo się gada siedząc przed komputerem...

 
DT w PL mam, mam plan tylko poszukuje kogoś w Grecji...

Nie byłam w centrum miasta tylko na uboczu! Bez znajomości języka i bez internetu! Nie wiem czy ktoś miał kiedyś okazje być w Grecji ale tam apteka to cud do znalezienia, a co dopiero weterynarz. osoby pracujące w hotelu to nie miejscowi tylko pracownicy sezonowi, których tak bardzo interesuje los zwierząt jak mnie Wasz dzisiejszy obiad! Tyle mam do powiedzenia. Jak macie zamiar nadal pisać farmazony to se piszcie na karteczce i wieszajcie na ścianie i podziwiajcie. Nikt od Was niczego nie chce i chcieć nie będzie.

Pozdrawiam Was Serdecznie, pa

Link to comment
Share on other sites

Sytuacja się zmieniła, koty po mojej interwencji mają miski i wiaderka z wodą! Więc nikt już ich bić nie będzie za picie wody z basenu, bo koty pić chlorowanej wody nie będą!
A dzieci nie skręcają kotu karku tylko męczą nosząc - jak wiele dzieci w PL - od tego kot nie umiera!

 

Link to comment
Share on other sites

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.

×
×
  • Create New...