Jump to content
Dogomania

dinek85

Members
  • Posts

    3
  • Joined

  • Last visited

dinek85's Achievements

Newbie

Newbie (1/14)

10

Reputation

  1. Dziękuję za słowa otuchy. Zawsze w takich sytuacjach mam natrętne myśli, "co by było gdyby"...a gdybym zobaczyła to wcześniej? Mama mówiła mi w poniedziałek że Sonia ma suchy nos i coś oddycha dziwnie, ale ja to olałam, bo byłam skłócona z mamą. Jak zaczynam o tym myśleć, to dostaję szału i mój mózg sie wyłącza, bo nie daje rady....Dopiero w piątek się jej przyjrzałam - nos jak nos, bywało że miała raz suchy raz mokry. Oddech dla mnie był normalny. Ale zobaczyłam jej duży brzuch i wiedziałam, że coś jest źle. Myślałam i nawet w duchu prosilam, żeby to było ropomacicze a nie jakiś inny syf. Nie wierzę, że mojej ukochanej Suni już nie ma, najgorzej że nie moge z głowy wyrzucić obrazu jak leży na stole, jej wzroku, ekranu EKG ze spadającymi parametrami - koszmar. I jak przyjeżdżam pod dom to już nie ma kto stać pod bramą.....to była nasza pierwsza psina, jak mieszkamy w domu. Wczoraj musiałam wziąć prochy, bo nie dałam rady. Dzisiaj wstałam z łóżka dopiero o 17. Wczoraj był taki piękny dzień, spoczęła w cichym miejscu pod drzewkami. Soniu, bardzo Cie kochałam i przepraszam. Wszyscy Cie kochaliśmy, mam nadzieję że choć trochę to czułaś :(
  2. Witajcie. Wczoraj odeszła moja 9-letnia sunia, owczarka niem. Od tygodnia była jakaś dziwna, bardziej ospała, nie chiała za bardzo jeść - miała cieczkę od 2 tyg. i wydawało mi sie, że to przezt to, bo tak juz bylo nie raz. W piatek wieczorem zobaczylam że ma megaiwelki brzuch, choć przeciez mało je. W soobtę pojechała ze mną do lecznicy. Moja Pani dr powiedziała że to wodobrzusze i kiepsko to wygląda, powiedziala że to od serca i prawdopodobnie kardiomopatia rozstrzeniowa. Podlaczyli do EKG. Zaczeli spuszczać wodę z brzucha - bylo w misce chyba z 1,5l, a brzuch dalej duży. Ja nie chciałam przy tym być, coś tam jej podawali ale niewiem co. Potem zawolali mnie, zeby ja potrzymala bo chciala raz wstac ze stolu. Jak przyszlam do mojej suni, to moze byłam z 5-15 min przy niej, trzymalam ja za glowe, nagle tetno zaczelo spadac. Pamietam tylko glosno i szybko pikajace ekg, cyferki spadajace z 90 do 20, 15, krzyk: "adrenalina", masaż serca.....i to był koniec. Cały czas mam ten obraz przed oczami, a sunia - jakby czekala, az przyjde i stane przy niej, poloze rece na jej glowie i wtedy odeszła. Mam straszne wyrzuty sumienia, Pani dr mowi zebym sie nie obwiniala, ze nie przywiozlam jej wczesniej. Ze to byla duza niewydolnosc, leki moze przedluzyly by zycie o tydzien, dwa, miesiąc. Nie pamietam czy miala jakas kroplowke, czy ona zeszla przez ten spuszczany plyn? To sie stalo tak nagle. Z jednej stony ciesze sie, ze to sie stalo tak szybko i sie nie meczyla, bo pamietam jak kiedys trzymalam wilczura, ktory mial raka kratni i to byl koszmar, pol roku udalo mu sie przezyc po diagnozie. Czuje sie fatalnie, nie moge uwierzyc ze jej nie ma, przeciez caly czas czula sie ok, nigdy nie miala wiekszych problemow ze zdrowiem. Chociaz teraz tak z mama rozmawiamy, to czasem tak jakby "zaharczała" - teraz wiem, ze to byl pewnie kaszel, ale ona czesto lapala osy i pszczoly i myslalysmy za kazdym razem, ze pewnie zlapala jakas pszczole. Myślałam,ze mamy jeszcze ze 2 lata razem :(:(
  3. Witajcie. Chciałabym napisać tutaj o Dingusiu - 11 letnim,dużym mieszańcu. Dziś był straszny dzień - poszliśmy do weta, bo od miesiąca Dingowi wisiał glut śliny z pyska. Tydzień po tym jak to zauważyłam, tata był z nim na szczepieniu. I nie wiem czy powiedział o tym czy nie, w każdym razie obejrzeli go i stwierdzili przerost jądra i dobrze byłoby je usunąć. Od kilku dni, w ślinie widać trochę zielonego zabarwienia, jakby ropa - i coraz częściej krew... Byliśmy dziś u weta - otworzyłam mu paszcze, akurat 2 wetow było w pomieszczeniu to zajrzeli mu do pyska i obydwoje jak na komendę: "ooouuuuu nowotwór". Rozmawialiśmy o możliwej operacji, zrobiliśmy nawet prześwietlenie płuc, żeby sprawdzić czy są przerzuty - nie ma. Serce trochę powiększone, "ale to u starszych piesków normalne". Coś innego też powiększonego (nie pamiętam już), ale "to też normalne u staruszków". Nie wiemy co robić - weterynarz nie zachęcał ani nie nakłaniał do operacji, mówił, że może należy również rozważyć uśpienie, jeśli się nie zdecydujemy. Może być tak, ze umrze na stole operacyjnym. Po ewentualnej operacji (wycięcie tego dziadostwa z gardła + kastracja ) przez tydzień codziennie 2x dziennie trzeba będzie jeździć do lecznicy na kroplówki, bo Dingo nie będzie mógł jeść. Może być też tak, że po wycięciu okaże się, że nowotwór był jeszcze głębiej niż tylko tam gdzieś w gardle, a oni się nie mogę tam przecież dostać i znowu za np. miesiąc mogą być przerzuty. Nie wiem co robić, płaczę cały dzień (głupia ja), to nawet nie jest mój pies domowy, tylko taki stróżujący na placu, ale pojawił się u nas jako mały szczeniak, miałam wtedy 15 lat, spędzałam z nim co drugi dzień, zabierałam na spacery, więc to jak członek rodziny. Obawiam się też trochę o koszty operacji i leczenia, nie jestem zamożną osobą. Walczyć czy dać umrzeć w spokoju i bez bólu po 11 latach służby? Jestem z Rzeszowa, lecznica, w której byłam to Jamnik. Wiecie co jest najgorsze - że Dinguś, mimo swoich 11 lat był bardzo żwawym psem, stawy byly ok, biegal, skakał (czasem nawet z dużych wysokości :] ), zachowywał się jak szczeniak, ciągnął na spacerach jak szalony. I nagle, w ten jeden miesiąc tak go zmogło.Tzn dalej je normalnie, chodzi i potrafi sie jeszcze cieszyć, ale przecież tylko ja wiem, że jest chory :(
×
×
  • Create New...