Jump to content
Dogomania

aduska1212

Members
  • Posts

    374
  • Joined

  • Last visited

Converted

  • Biography
    .gdy patrzę na to wszystko, co ludzie robią zwierzętom-wstyd mi za to,że ja też jestem człowie
  • Location
    obecnie Białystok
  • Interests
    Psy Psy Psy!
  • Occupation
    studentka...

Recent Profile Visitors

The recent visitors block is disabled and is not being shown to other users.

aduska1212's Achievements

Newbie

Newbie (1/14)

10

Reputation

  1. Behawiorysta - z polecenia, bardzo dużo pozytywnych opinii słyszałam i ufamy jej metodom - oczywiście pozytywnym. Jak się zachowujemy - staramy ją wyciszać, ale tak, jak piszesz - spokojem. Niestety, chyba w poprzednim domu były kłótnie, bo jak tylko mała usłyszy podniesione głosy, to zaczyna się trząść i jest ogólna panika. Wczoraj mieliśmy "bojową" próbę - mimo, iż w wielu artykułach czytałam, że nie możemy tak zrobić - zrobiliśmy to. Wyjechaliśmy po swojego gościa, pies jechał z nim w jednym aucie - wszystko było ok, spokój. W garażu - oczywiście gość obszczekany. Razem weszli do domu, gość przed psem - oczywiście atak do nóg i szczekanie, że bębenki pękają. Mąż wziął spokojnie psa na ręce i wyniósł go do pokoju, w którym zamykana jest jak wychodzimy od pracy - tam pies był cicho. Po +/- 15 minutach spokoju psa zabraliśmy go do pokoju (leżała u mnie na kolanach), gdzie był gość - nie szczekała już, ale burczała pod nosem. Zamknęliśmy ją do jej domku - składanego, miękkiego transporterka, karmiąc z ręki i każąc się położyć. Poleżała jakieś 15 - 20 minut, po czym zaczęła się próbować wydostać. Wypuściłam ją - efekt? Cisza. Zupełna cisza. Pochodziła po podłodze (wciąż na smyczy), po czym przyszła i położyła się na kolanach. OK, obserwowała nieufnie gościa, nie spuszczała z niego wzroku, ale wyglądało to tak, jakby go ignorowała. Zaczęła też wykonywać komendy - a wcześniej było to nie do pomyślenia, ona tylko czekała, aby podgryźć - więc wydaje mi się, że taki sposób jest dużo lepszy niż próba zapanowania spokojem nad rozwrzeszczanym i atakującym psem bez jakiegokolwiek kontaktu. Gość został u nas na noc. Efekt? Pies po rannym spacerze wskoczył mu do łóżka i się przytulił, potem podchodził, wąchał, zero reakcji agresywnych, widać było momentami strach, ale to nie to, co wcześniej. Poważnie, czasem ręce opadają, bo nie wiem skąd wynikają u niej tak różne zachowania do tych samych osób.
  2. Teraz goście przychodzą rzadko, przez to, że niczym przyjemnym jest słuchanie psa, który "drze się" przez cały czas, znajomi po prostu nie chcą nas odwiedzać, a że to obce miasto, to niedużo ich tu mamy. I błędne koło... Smaczki stosujemy, albo my je dajemy, albo rzucają je z dużej odległości goście jak już się mała nieco wycisza, jednak to działa tak - mała widzi, że rzuca się smaczka, jak już się nieco uspokoi to go bierze, po czym znów podbiega i próbuje podgryźć "intruza". Przyznam szczerze, że do tej pory często braliśmy ją na kolana, żeby się wyciszyła i dała wejść gościom, po czym stawialiśmy ją na ziemię. Wszystko to dlatego, że psica trafiając do nas nie znała smyczy, to dla niej dodatkowy stres. Czy jednak warto, aby smycz stosowana była zawsze, dopóki młoda nie zrozumie, że goście to nie zagrożenie? Niestety, może być tak, że w poprzednim domu po prostu goście (którzy przychodzili baaaardzo rzadko, w dodatku pies mógł uciec na podwórko, u nas tej możliwości nie ma) często byli pod wpływem alkoholu i młoda albo źle to kojarzy, albo obrywała od nich np. za szczekanie, stąd lęk się pogłębił... Tego się już nie dowiemy. Dodam jeszcze, bo to ważne - mieszkała w stadzie 7 psów - z czego 5 było bardzo, bardzo, bardzo szczekliwych (w tym jej ojciec i siostra). Jak przyjechaliśmy ją zabrać, to ojciec nie odstępował nas na krok, przez godzinę nie przestał szczekać praktycznie w ogóle i cały czas podbiegał do nogi, próbując skubnąć). Wydaje mi się, że tak właśnie psiaki zachowywały się zawsze, a ludzie kwitowali to stwierdzeniem - o, takie czujne są!
  3. Tak tak, z gośćmi próbujemy cały czas, niestety - bez rezultatów. Ona po prostu wpada w taką panikę, że nic nie jest w stanie przerwać tego "amoku". Dopiero po jakimś czasie uspokaja się na tyle (i to najczęściej na kolanach, siedzimy bokiem), że choć na chwilę przestaje szczekać. Po wejściu do windy, gdy zjeżdżamy na spacer, przestaje słuchać. Po powrocie do klatki często aż trzęsie się jej szczęka. Wszystko pogorszyła cieczka - pierwsza w jej życiu. Mam ogromną nadzieję, że jak hormony się uspokoją, to sunia też się wyciszy na tyle, że powolutku, małymi krokami, będziemy widzieć poprawę. Jeszcze, zanim zaczęła się jej rujka, to zaczęliśmy przepracowywać zobojętnienie na ludzi mijających nas na ulicy - i tu mamy pierwsze sukcesy, co jest światełkiem w tunelu.
  4. Niestety - na ten moment wszystko jest dla niej przerażające, obce psy i miejsca również - szkolenie w grupie nie wchodzi w grę (opinia behawiorysty), bo mogłoby to tylko wszystko pogorszyć. To bardzo lękliwy pies, kompletnie nie zsocjalizowany i nie przyzwyczajony do warunków, w których teraz żyje. Mimo, iż z punktu widzenia ludzkiego ma nieporównanie lepiej, to z jej punktu widzenia wszystko jest potworem...
  5. Witajcie kochani, od półtora miesiąca jesteśmy szczęśliwymi właścicielami 11 miesięcznej, małej suczki (niecałe 3 kg). Mała została zabrana ze wsi, mieszkała na uboczu, w rodzinie alkoholika, robiła co chciała i gdzie chciała w stadzie 7 psów, nikt niczego jej nie pokazywał, nie uczył, nie wymagał. Po tym trafiła do nas - miasto 300 tys, spacery na smyczy, mieszkanie w bloku, widna, dużo ludzi dookoła, czyli diametralna zmiana warunków życia. I tu zaczęły się schody... O ile dla nas jest to cudowny i kochany pies, tak obcy ludzie, obce psy, spacery - dramat. Jesteśmy w kontakcie z behawiorystą, wdrażamy w życie jego rady, mamy już pierwsze sukcesy, ale z jednym kompletnie nie umiemy sobie poradzić. Goście. O ile obcych ludzi na spacerach już raczej ignoruje - dzięki pomocy behawiorysty - o tyle w domu jest DRAMAT. Sucz, jak tylko usłyszy dzwonek/pukanie, wpada w szał, zaczyna panicznie warczeć i szczekać, kompletnie nie reaguje na polecenia, na smaczki, na NIC - liczy się tylko ten, kto przyszedł. Niestety, zaczęła też podgryzać gości, rzuca się im na nogi, dosłownie drze się w niebogłosy, a przecież tak to wyglądać nie może. I dopóki gość będzie w domu, dopóty ona będzie się drzeć - nie ważne, czy jest na ziemi, czy na posłaniu, czy na kolanach - tak jest non stop. Spięta, zdenerwowana, tylko zerka, aby podgryźć obcego. Szkoda nam jej okropnie, chcemy jej z całych sił pomóc, ale szczerze - nie wiemy już jak. Czy może ktoś z Was miał podobny przypadek i wie, jak powinniśmy postępować? Co mogłoby zadziałać na naszą małą? Wg. behawiorysty - zadziała nauka komendy na miejsce i odesłanie tam suczy, a także wzmocnienie naszej więzi - ale ona nie słucha nas, gdy pojawiają się obcy. Jak jesteśmy sami - ładnie idzie już na miejsce i zostaje na nim. Z towarzyskich ludzi od miesiąca stajemy się odludkami, przychodzą do nas tylko Ci, którzy muszą - bo ta "walka" z histerycznym psem jest tragiczna i naprawdę nie zachęca do towarzyskich odwiedzin. Wiemy, że tu totalnie "leży" socjalizacja, u byłych właścicieli szczytem "odwiedzin gości" było to, gdy ktoś przejechał po drodze... A jako, że żyła w rodzinie z alkoholikiem, to może tez czasem wpadali "koledzy", stąd ten przeogromny lęk przed obcymi wchodzącymi do pomieszczeń? Co ciekawe, gdy to ona np. u rodziców wchodzi do domu, w którym ktoś już jest, jest raczej ok - chyba, że ktoś jest zbyt nachalny, ale to wina ludzi, a nie psa. Nie wiem też, jak powinniśmy się zachowywać w momencie jej paniki, jej ataku, żeby tego nie pogłębić. To nasz pierwszy pies z takimi lękami, stąd strach, co będzie dalej...
  6. Słoneczko, minęło już ponad 3 miesiące, ale czas nie goi ran... Wciąż tak bardzo tęsknimy :( Pusto tu bez Ciebie. Okropnie pusto. Nikt nie cieszy się na mój widok tak, jak ty to robiłaś, nikt nie wymusza jedzonka pod nogami... Nikt nie kocha tak, jak ty :(
  7. A kurczak + ryż + warzywka i podawanie jej jedzonka w mniejszych porcjach, ale częściej? Absolutnie nie jestem tu żadnym autorytetem, mało wiem na temat żywienia psów, ale u nas się taka dieta sprawdzała kiedy to ktoś podrzucił mi bardzo wygłodzoną sunię (dodam, że prawie już nie chodziła z głodu).
  8. My własnie zaczęlismy podawać kroplówki na własną rękę jak z psem było źle i wyraźnie mu pomogło. To była ostatnia deska ratunku.
  9. brawo malutka!! walcz!! :) a nie podajecie jej żadnych kroplówek? My podawaliśmy nawet na własną rękę - ciocia pielęgniarka - i to pomogło psu w tych najgorszych momentach.
  10. [url]http://www.dogomania.pl/forum/threads/238656-umarlo-moje-słońce[/url] <-- w tym wątku opisałam chorobę mojej Niuni. Ja za to bardzo chciałabym psa, bo pustka po Mai jest nie do zniesienia. Ale nie mogę sobie na niego pozwolić. Marzę, że nadejdzie kiedyś ten moment, że w naszym domku pojawi się kolejna kruszynka i pokochamy ją tak, jak kochaliśmy Maję. A była to miłość ogromna, dla wielu ludzi nie do pojęcia - że aż tak można kochać psa? Można i nie zrozumie tego ten, kto tak właśnie nie kochał.
  11. Zdrowiej Maleńka! Dużo cioteczek trzyma za Ciebie kciuki!!
  12. Ojej... Dopiero znalazłam waszą galerię, a tutaj taka wiadomość... Nie poddawajcie się, w razie czego szukajcie innego weta. Mój pies też był w kiepskim stanie! Dostał leki, karmiłam go na siłę z ręki, to samo z piciem. I wyszedł z tego!!!! Trzymam za was kciuki!!!!! Trzymajcie się!
  13. W przypadku mojego psa - też 50 kg - pomogło "szarpnięcie" do góry za ogon, zdębiał, uspokoił się w moment. Ale fakt, kota w pysku nie miał, a dopiero "skoczył" do psa, który go prowokował.
×
×
  • Create New...