Z akcją „rozbicia” w tym przypadku jest już za późno, o ile znalazłyby się jakieś podstawy do interwencji.
Już wyjaśniam.
To nie jest w świetle prawa pseudohodowla.
Sprawdziłam OSPR Kennel Club, jest zarejestrowanym związkiem z datą 21 luty 2012, czyli powstał po wejściu nowelizacji ustawy, ale działa zupełnie legalnie i każdy członek (w tym przypadku hodowla Amore Mio) ma prawo pod szyldem tego klubu działać jako legalna hodowla psów. A to oznacza, że mają prawo je rozmnażać, sprzedawać i wystawiać metryki.
Takich związków w PL powstało więcej. Do tej pory był monopol na tego typu działalność i miał go ZKWP, który zrzeszał wśród wielu członków również ludzi złej woli hodujących psy w warunkach urągających wszelkim żywym istotom. Więc to, że powstały inne kluby nie jest wcale złem samym w sobie. Liczą się intencje ludzi, którzy w nich działają lub są zrzeszeni. A jak wszyscy wiemy ludzie bywają przeróżni, jedni zwierzęta szanują, inni będą robić z nich wszelki użytek – nawet pod marką ZKWP czy jakąkolwiek inną.
Widziałam różne legalne hodowle z ZKWP, widziałam warunki i sposób traktowania psów przez ich właścicieli. Nie było słodko i czule, a to były podkreślam te jak dotąd uważane za „legalne”.
Więc nie można wrzucać wszystkich do jednego worka, bo wśród tych nielegalnych, które też widziałam spotkałam takie, w których psy miały prawdziwy raj w porównaniu do tych wyżej.
Jedyną podstawą do działania w takich przypadkach może być zaniedbanie zwierząt, znęcanie się czy rażące warunki ich utrzymania.
Podsumowując, liczba ogłoszeń i ich rozmaitość w przypadku hodowli Amore Mio działającej pod szyldem OSPR Kennel Club sama w sobie nie jest wykroczeniem czy łamaniem ustawy. I nie ma czego tu „rozbijać”, bo to nie jest proceder nielegalny, jak było w przypadku Trutowa czy innych tego pokroju podtoruńskich ćwoków, którzy w chlewach po kryjomu rozmnażają psy na zarobek sprzedając je często chore i pokaleczone na stacjach benzynowych.
Dzięki Nuta le Bób znany jest dokładny adres tego miejsca, więc najlepszym sposobem jest wysłać tam kogoś z Włocławka na ogląd sytuacji „z partyzanta”, ewentualny dyskretny wywiad z okolicznymi itp. Tylko w ten sposób można poznać zaplecze tej hodowli i warunki w jakich przebywają psy, żeby mieć pewność, że wszystko jest OK.
We Włocławku jest też odział TOZu, nie znam tych ludzi i ich praktyk, ale można się do nich zwrócić z zapytaniem co wiedzą o tej hodowli, a jak nic to niech się zainteresują w zakresie kontroli podkreślam _warunków bytowania_. Bo nic więcej tutaj nie można podważać.