Jump to content
Dogomania

Urwis

Members
  • Posts

    278
  • Joined

  • Last visited

Recent Profile Visitors

The recent visitors block is disabled and is not being shown to other users.

Urwis's Achievements

Newbie

Newbie (1/14)

10

Reputation

  1. Leczy mojego psa. Oceniam go bardzo dobrze. Na równi z dr Garncarzem. Przepraszam, ze tak późno odpowiedam, może się jeszcze przyda
  2. :) raczej tylko mnie, bo kolega coś ze zdrowiem tak marniej i nigdzie nie startuje już (za to widzę Hakerek daje czadu :) ). Miło byłoby się spotkać po 2 latach :) No szkoda mi było tych wszystkich spotkań strasznie ale czasem się okazuje, że nie można mieć wszystkiego w tym życiu ;) Za rok inaczej urlop wezmę, teraz nie miałam wyjścia :)
  3. Ogromnie żałuję, że nie mogłam być w Sopocie w tym roku, to była zawsze moja ulubiona impreza kynologiczna no i bardzo chciałam spotkać znajomych z seminarium frisbee :) i wszystkich innych ale zarazem była to jedyna moja szansa na tak długi urlop w tym roku więc przynajmniej teraz pooglądam fotki. Fotki bardzo śliczne :)
  4. Czas na wrażenia i podziękowania :) Ach, cóż to było za seminarium - przewspaniałe! Pełne niezwykłych emocji (szczególnie pierwszego dnia - mecz :) ), pełne słońca (szczególnie drugiego dnia) i problemów motoryzacyjnych (oba dni) :lol: Seminarium absolutnie najwyższej klasy pod każdym względem - osoby prowadzącego, organizacyjnym oraz atmosfery międzyludzkiej. Rewelacja. Ogromne podziękowania dla organizatorów za perfekcyjną organizację, dla Uli, dla Asi za konsekwentne przesyłanie info, dla Igi za napoczęcie tematu na dogo i dla wszystkich innych osób, które pomagały w organizacji. Dla Uli podziękowania podwójne, również za ogromną wyrozumiałość dla moich niedomagań umysłowych drugiego dnia :) Dla Mariusza za nieocenioną i fachową pomoc przy moim samochodzie, nie wiem jak bym sobie sama z tym poradziła - pewnie wcale :) jeszcze raz wielkie dzięki. Dla wszystkich uczestników - za niesamowity klimat, absolutnie wyjątkowy. No i oczywiście szczególnie przeogromne podziękowania dla Darka za to, że dojechał pomimo trudnej sytuacji na trasie, za cierpliwość i skuteczność w tłumaczeniu technik, za formę seminarium, która była świetna, no za klasę ogólnie. I za pokazanie mi, co mój pies może zrobić i jak się bawić kiedy dobrze mu się rzuca dyski. To było świetne! Więc muszę się zabrać za swój trening i zrobię to natychmiast i niezwłocznie, jak tylko przestaną mnie boleć mięśnie dosłownie wszystkie :lol: Było super pod każdym względem.
  5. wix

    w sprawie seminarium frisbee, Darkowi zepsuł się samochód na trasie bedzie duże opóźnienie proszę o pilny kontakt telefoniczny 0601611387 (Ula)

  6. P.S. aaa, Eruane, no własnie ale jak wychodzę z borderem a nie z małym to stosuję jednak inną taktykę - border jest dosyć solidnej budowy psem mimo wszystko i ma długi system ostrzegania i wszelkich sygnałów, sam nigdy nie zaczyna i zawsze próbuje rozładować sytuacje. Ma perfekcyjną komunikację. Jeżeli coś do nas leci z jazgotem lecz nie od razu z atakiem, wypuszczam linkę na pełną długość z kalkulacją że jakby coś to puszczam linkę a łapię obcego, do tej pory nie było konieczności -mniejszymi się nie przejmuję w gle, bo brderek uspkaja ich histerię momentalnie, większe z reguły też, jeden duży mieszaniec wilczurowaty do tej pory był nieczuły na wszelkie sygnały - chyba z pół minuty próbwał z boków borderka ucapić, mimo moich próbujących go dosięgnąć nóg :) (border w tym czasie pertraktował :) )aż wreszcie łaciaty jednak stracił cierpliwść i ruszył z rykiem, agresor zaskoczny znikł za horyzontem - ale to tchórzliwe bydlę było. Jest jeden kontrwersyjny rotek na osiedlu który miota panią, gdyby się zerwał to mam zaplanowane, że puszczę bordera (który niestety najprawdopdbniej nie będzie uciekał) i będę łapać rotka (fatalnie ale innego rozwiązania nie widzę:shake:) P.S.2. (uzupełnienie po fakcie, żeby nie być niezrozumianą :) ) .... co nie znaczy że myślę, że inne psy będące ofiarami przypadkowych ataków muszą mieć gorszą komunikację więc na pewno prowokują większe biedne znerwicowane agresory ;) absolutnie, tylko po prostu inaczej podchodzę do bordera a inaczej do swojego małego psa- mały też by się bokiem ustawił i starał odejść z reguły do mnie bo już do tego dojrzał :), no ale zazwyczaj nie ma sensu na to czekać bo jedno chapnięcie to już za dużo. A w ucieczkach żadnych nie miałby szans bo nie ma zwyczaju uciekać do domu czy gdzieś tylko raczej trzyma się mnie. A nawet gdyby ucieczkę wymyślił, to i tak by nie zdążył. Z reguły, jak zaczyna się źle, albo chowam go za nogi albo biorę na ręce. Przy mniejszych zagrożeniach typu niepewne jazgoczące coś do średniej wielkości - odgradzam nogami. A w przypadku podhalana poczekałam jednak choć trochę niepewnie, bo akurat wydawało mi się że z tym psem można sekundę pomyśleć, jakoś jeszcze nie paszczował, więc nie wyprzedzałam ataku no i z drugiej strony i tak nie miałabym gdzie uciec - było patowo więc musiałam psom dać szansę na rozmowę (i sobie na wyjście bez uszczerbku też)
  7. [quote name='Eruane']Gdyby podhalanowi Twój niewielki pies nie spodobałby się ,skończyłoby się to marnie. Moja siostra wyprowadzała podczas mojej nieobecności mojego psa staruszka. I stwierdziła,że niech się powącha z ONkiem, który nagle podbiegł.[...] A już, gdy pies wybiega z podwórka sam to w ogóle cyrk i brak odpowiedzialności ze strony właściciela. [/quote] Pewnie byłby to marny koniec naszego duetu, gdybyśmy się nie spodobali. Że tak powiem - gruntowny koniec;). Z tym że nie było żadnego innego wyjścia z tej sytuacji, niż wstępnie zachować spokój i zobaczyć co będzie, bo my się nie prosiliśmy o towarzystwo tego psa - sam nas wynalazł i przybiegł bez nadzoru. Ale ataku jeszcze przecież nie było. Ani jednoznacznych zapowiedzi - tylko niezbyt wielka przyjaźń na początek ;) [quote name='Eruane'] Jeśli pies atakuje i wie , czego chce, będzie skakał do psa na rękach - to pewne. A psa średniej wielkości ciężko wysoko podnieść i osłonić przed zębami agresora. I tak już raz miałam podartą kurtę (ONek) i podbite oko kagańcem przez ponoć super łagodnego czarnego terriera rosyjskiego, który zaatakował 3,5- miesięczne małe szczenię będące na moich rękach. :angryy: [/quote] Własnie nie jestem pewna czy to jest takie pewne. Tzn czasem będzie skalkał, a czasem nie. Nawet jeżeli będzie skakał to jeszcze nie wszystko przesądzone. Mam taką prywatną teorię, z którą można się rzecz jasna nie zgadzać ;) że to nie tyle zależy od agresji do innego psa, co do respektu do ciała człowieka. Psy jednak nie dostają w ataku krwawej mgły na oczach, żeby nie potrafiły odróznic, że sytuacja się zmieniła i teraz człowiek zabrał sprzed nosa rywala. Ponieważ gdyby było inaczej zarówno właścicielka tego a'la erdelka jak i my trzy powinnyśmy mieć co najmniej pogryzione przypadkowo nogi. Tamte dwa amstafy też nie skakały, za to trochę próbowały mnie zatrzymać zebami za polar z obu stron (miałam próbę uciągu :) ) ale nawet nie przerwały kurtki. Kiedyś poskakał po mnie ONek po wyskoku do mojego psa (ONek był wyprowadzony przez 5 letnie dziecko które biegło za nim z kagańcem kolcami i smyczą próbując go złapać) porysował mi pazurami plecy, ręce i szyję, jak również samochód na dach którego odstawiłam mojego psa, żeby mieć wolne ręce do przechwycenia Onka na sprzet który wzięłam od dzieciaka. Nie pogryzł mnie. No i jeszcze kiedyś przed dworcem PKP doleciał mi do psa coś jakby mieszaniec sznaucera z wilczarzem i to było wybitnie nieprzyjemne przeżycie bo na stojąco ten pies był większy ode mnie i tylko co chwilę zza pleców nad ramieniem wyskakiwał mi rozwścieczony pysk próbujący dosięgnąć mojego psa, na szczęście znalazł się jakiś porządny człowiek, który podbiegł i sprzedał mu takiego kopa, że aż zagrzmiało (my hero:loveu:) więc zdołaliśmy zbiec. Ale też nie "trafił mnie przypadkiem w tętnicę szyjną" ani w nic innego. Nasz trener raz gołą ręką przechwycił w locie amstafkę atakującą owczarka i spacyfikował w sekundę i też nawet do niego nie burknęła. Żaden z w/w psów nie przekierował zębów na człowieka. Atak na psa moim zdaniem nie zawsze jest równoznaczny z atakiem na człowieka który będzie bronił psa. Jeżeli agresor atakuje również człowieka to dlatego, że chce - takie jest moje zdanie. Nieszczęśliwy przypadek widziałam raz- koleżanka włożyła ręce dosłownie pomiędzy kłapiące pyski i raptem 3 krople krwi i zacięcie w palcu jak od cążek przy nieudolnym wycinaniu skórek. Pewnie bolesne trochę, no ale w sumie żadna rana. Psy doskonale wiedzą co gryzą. Jeżeli się poważnie odgryzają człwiekowi to są tego świadome, takie jest moje zdanie. Oczywiście z obcym psem nigdy nie wiemy, jakie on ma poglądy na człowieka. Myślę, że w takiej sytuacji (nie do uniknięcia lub trwający już atak psa na naszego psa) wyjścia są dwa - złe i gorsze. Bronić jakoś (lepiej lub gorzej ;/ jak się umie )psa i albo się uda albo nie, lub nie robić nic i zobaczyć co będzie - przy dużej dysproporcji sił to się najpewniej nie uda nigdy. Chyba najlepiej mieć dużego psa jednak. Oczywiście nikogo nie zachęcam, to już zawsze indywidualna ocena właściciela w danej sytuacji, bo przecież jednak życie człowieka jest zawsze cenniejsze. Mistrzyni po zdarzeniu na seminarium narzekała na mięśnie, że jednak teraz kiedy musi wynosić bordera to ręce zawsze potem trochę bolą, wcześniej kiedy miała pudle to było łatwiejsze - wniosek mam więc taki, że ona zasadniczo stosuje technikę wynoszenia psów na rękach z akcji gryzionych. Ogólnie to wszystko jest niestety szalenie nieprzyjemne... i byłoby fajnie, gdyby nigdy nie miało miejsca.
  8. Tylko że pomiędzy "kłapnął zębami" a rozwalił twarz do zera jest szeroki wachlarz innych możliwości. Ale myślę, że mniej więcej piszemy to samo. tak z innej beczki - ostatnio znajomi mojej ciotki uśpili dobermankę która pogryzła im własnego synka po twarzy. Niby w oko. Pierwsza myśl "no i słusznie" ale sekundę później zastanowiło mnie to co mówi ciotka, która przecież panicznie boi się dużych psów, że to była czarująca posłuszna i przymilna sunia. Ja nie znałam tego psa ale po tym tekście - jeszcze przed uśpieniem, a już po decyzji- przekazałam przez nią tym ludziom kontakt na Nadzieję Dobermana, żeby ktoś kumaty psa obejrzał - nie byli uprzejmi skorzystać ale cały czas mówili, że już jutro będą dzwonić czy mailować. Wywalili psa na dwór a po jakichś 3 tygodniach się zebrali i pojechali psa usypiać. Tutaj ukłon dla poznańskich wetów, bo nikt tego nie chciał zrobić - badali sukę neurologicznie, coś ją obstukiwali, w oczy świecili, w uszy zaglądali też nawet prowokwali a ona nic. Chyba dopiero 12 czy 13 wet się podjął, niesamowite. Jakieś 3 miesiące później przyjeżdżają z tym dzieckiem ci ludzie do ciotki ośrodka wypoczynkowego, też byliśmy. Mały już na rękach matki dostał histerii na widok naszego bordera, więc odwołaliśmy psa i odeszliśmy dalej. No i zaczyna się opowieść o "durnej suce" - jaka najpierw była fajna, tak się małym opiekowała, lizała, nawet ciążę urojoną dostała i tylko przy łóżku małego leżała. Już widać, że nie mają pojęcia w jaki toksyczny związek wpędzili psa i dziecko i jeszcze się cieszyli. Aż potem suka nagle bez powodu rzuciła się i pogryzła małego po twarzy przy oku. Ja za cholerę nie widziałam śladów ale że krótkowidz jestem to podeszłam do małego na 30 cm i szukam. 4 małe kropeczki na policzku jak ślad od długopisu. Mniej więcej mogę sobie wyobrazić co by mógł zrobić dziecku doberman gdyby zechciał. Dalej - puszczają małego na trawę a ten leci do suczki mojej ciotki 5kg żywej wagi bo małych psów się nie boi więc rodzice looooz, a suczka wcześniej dostała jakąś skórkę od kiełbasy i żuła więc w nogi, dzieciak dogonił ją na ganku domku, ona się cofa aż się doczołagała do balustrady i nie miała już gdzie się cofać więc pokazuje zęby. Ze spokjem informuję rodziców, że jeżeli za sekundę go nie zabiorą to będzie miał traumę również na małe pieski, bo sami na to nie wpadli. Rozum rodziców widać jak na dłoni. Ale jednak jest podejrzenie mimo wszystko, że tak mały pies nie rozkwasiłby twarzy na miazgę. Choć gdyby trafił akurat w oko to byłby straszliwy pech. Pół roku później dzieciak wysłał mamę na operację rogówki bo jej widelcem strzelił w oko, a po operacji jeszcze jej machał nożem przed twarzą (2,5 latek) bo podobno tak ma że wszystko musi złapać więc życie tej dobermanki można sobie myślę wyobrazić. Ale jednak ani mała suka do końca nie użyła zębów, za to użyła wszystkich innych możliwości, ani dobermanka nie zmasakrowała twarzy choć pewnie była doprowadzona do ostateczności plus nadmiernie poczuwała się do opieki nad dzieckiem więc je skarciła jak swoje. W stajni masakra twarzy więc o ile dziecko nie było potworkiem, to nie ma o czym mówić, prawda?
  9. ale jakie to pocieszenie, że to nie jest normalne zachowanie ttb? Po fakcie to nie ma znaczenia,że nienormalne. Filodendron opisała sytuację - tak to zrozumiałam, że był pies zaznajomiony, sympatyczny, nie katowany, nie maltretowany tylko całkiem zadbany i ugryzł dzieciaka. Podejrzewam, że nikt nie wie za bardzo dlaczego, skoro jest taki szok, co zazwyczaj oznacza, że pies zareagował zupełnie nieadekwatnie do sytuacji czyli znacząco przereagował. Tzn ze nie było np tak, że dziecko go sprało a on się bronił, tylko np dziecko przebiegło, nachyliło się do głaskania itp drobiazg a pies je poszarpał po twarzy na krwistą miazgę. Skłonność do takich przesadzonych reakcji/bądź jej brak jest czymś, co po prostu siedzi w danym psie i nie za bardzo idzie ją treningiem wyplenić na 100% bo zawsze może wystąpić jakaś sytuacja nowa i niespodziewana. Czyli mam nadzieję, że ten pies ze stajni dostał po zdarzeniu zastrzyk w celu uniknięcia dalszych zagrożeń. No chyba że dziecko puszczone samopas jednak go katowało i w ostateczności walczył o swoje życie,wtedy co innego
  10. Już odpisuję [quote name='Eruane']Swojego czasu, dość dawno temu, pojawiały się przypadki z użyciem zębów prez podhalany, często dzieci obrywały. A było to wtedy, gdy podhalany stały się popularną rasą. Jak jest moda na rasę, to są problemy. [/quote] A to zawsze tak jak jak jest produkcja - z tym że niektóre rasy idą w lęki i słabość a niektóre w agresję, wiadomo, kwestia predyspozycji. Niektre w agresje lękową ;) [quote name='Eruane'] No i pytanie - czy szłaś wtedy z psem czy sama, bo ja zaliczyłam z podhalanem niezły problem, gdy szłam z psem - dobrze, że dużym (z tyłu posesji nie było ogrodzenia), a jak mijałam go sama nigdy nie było większych kłopotów.:shake:[/quote] W pracy byłam sama. Ale jednak pies musiał uznać, że jakiś problem jest (byłam blisko bardzo, fakt) skoro tak wymownie i czujnie się podniósł. Z tym, że najwyraźniej doszedł do wniosku, że nie aż tak wielki problem :) i sobie go bokiem obeszłam. Kiedy wracałam już go się nie podnosił tylko łeb wystawał z boku składowiska Natomiast u mnie pod domem też mieszka w domku jednorodzinnym podhalan, samiec, kawał psa i kiedyś szłam z psem 8kg a on się wymsknął z zagrody i leciał do nas raczej sztywno, pomyślałam ojjjj, niefajnie, ale nic, obwąchały się tak normalnie bez szału radości, jak to dwa obce dorosłe samce i podhalan poszedł do dmu a my dalej [quote name='Eruane'] Pytam z czystej ciekawości - gdzie ta szybka mistrzyni zabrała psa i jak? Bo ja nie mogę opanować właśnie tego, gdy pies typu astek atakuje mojego - skoczny, szybki, wie , czego chce i niespecjalnie się mnie boi. A mam psy wielkości bordera. Ani na ręce nie wezmę, bo za duże i dorwie, ani za nogi nie schowam, bo też dorwie. A że nie są wielkie, to często padają ofiarą ataku innych, większych psów, bo wrażenia to na nich nie robią, żeby trzymać na dystans. Jak nie ma w pobliżu ogrodzenia lub czegoś w tym stylu, to czuję się nieco jakby na przegranej pozycji. :-( Z ONkami jeszcze wojnę potrafię stoczyć, z mixem kaukaza miałam już ciężką przeprawę i uratował mnie chłopak, zasłaniając mojego psa rowerem. Ale co zrobić, jak taki na przykład astek atakuje i jest w takim nastroju, że rzutu kluczami nawet nie zauważy? [/quote] Wzięła go na ręce, bo my częściowo odgradzałyśmy jej psa od astka. Zawołała raz ale borderek próbował się dogadać zza nóg naszych machając astkowi ogonem i kładąc się więc podeszła i go stamtąd wyniosła. Wcześniej koleżanka swojego psa (wielkości erdelka - pierwszy cel ataku) zasłoniła sobą bez zastanowienia w ogóle, a my podskoczyłyśmy i zrobiłyśmy zasłonę jeszcze przed nią zanim ast zdecydował się ją obiec i potem się jakoś z lekka przemieszczałyśmy, żeby go nie dopuszczać pyskiem w ogóle do tej małej tollerki no i bordera. Jakoś chyba nie myślałyśmy specjalnie za dużo na początku, samo wyszło. A potem stał przed nami i się namyślał, to my też chwilę pomyślałyśmy czy któraś nie ma czegoś w kieszeni :) Ale już był trochę wybity z pierwszego impetu choć jeszcze nie rzucił ręcznika, to koleżanka celnym rzutem wykończyła akcję i odstąpił dwa kroki. A potem ktoś z innych uczestników go wziął i gdzieś odprowadził. Nie wiem, co Ci doradzić, ja bym jednak przenosiła na rękach chyba, raz mojego też tak musiałam przenieść przez 2 asty i nie skakały do psa na rękach, no ale gwarancji nie ma. Ale na pewno wagą psa swojego nie musisz się przejmować, na adrenalinie podniesiesz bez problemu. Chyba że wychodzisz z kilkoma, to marnie. Chyba że biegają tak szybko jak bordery i zechcą uciec a nie CSować, inaczej nie wiem... [quote name='Eruane'] Zawsze jest jakiś powód (nawet jeśli jest totalnie pozbawiony sensu dla nas ludzi), bez względu na rasę psa. Tylko pytanie, co jest powodem - np. sprzyjająca atakowi sytuacja, złe wychowanie psa, nieprawidłowa socjalizacja, lęki itd i jak zapobiegać kłopotom, co jest obowiązkiem każdego właściciela (i hodowcy) psa. Jeśli mój pies zostanie pogryziony (nie ze swojej czy mojej winy), nie obchodzi mnie już powód, tylko żądam wyciągnięcia konsekwencji wobec właściciela agresora, który na myślenie miał czas wcześniej.[/quote] Jasne. Wiem i zgadzam się. Z tym, że sama sprzyjająca sytuacja bo mniejszy piesek w zasięgu wzroku idzie albo agresor z niewybiegania rozdrażniony i musi się rozładować bo tak czuje- to trochę za mało jak na usprawiedliwienie w "ludzkim" świecie. To jest to co ja w skrócie określam mianem "bez powodu" (że nie o suczkę, kość, zabawkę itp, wiadomo o co chodzi)
  11. [quote name='sundance_kid']Amstaffy są dla ludzi inteligentnych z silnych charakterem. Nie dla łosiów którzy mają fajną zabawkę a spitalają do pokoju bo się boją własnego psa. [/quote] No to dokładnie tak, jak ONki, labki (w szczeg. samce zdaje mi się), husky, bordery, belgi itd, itd, nie wspominając o kundelkach, w których nie wiadomo co siedzi i co może wyjść
  12. [quote name='m@dzi@']Opisane tutaj historie chyba nie zdarzyły się z astem z rodowodem i kompetentnymi właścicielami, a jedynie z psem w typie i tzw. taboretem, ew. psem rodowodowym "cudnie wychowanym" przez taki stołek?[/quote] A wiesz, jak pospiesznie składałam mapę wsiadając do samochodu, to nie miałam czasu zapytać psa o rodowód ;) Policja nie przyjechała na wezwanie dopóki tam byłam, a ja w międzyczasie skończyłam z samochodu inwentaryzację i musiałam wracać do firmy więc nie wiem, co było dalej, miejsce im podałam. A na seminarium to w ogóle mi się nie chciało pytać bo nam ręce opadły i stres pomału schodził i już się potem nie chciało o tym gadać, nie wiem co to za pies.
  13. w 100% zgadzam się z Ayshe - nie ma nawet sensu cytowanie bo ze wszystkim dokładnie. Śmieszy mnie (chociaż w sumie czy ja wiem czy to śmieszne, po namyśle raczej chyba nie) robienie z psów, które zabiły inne psy, biednych ofiar, udręczonych przez jazgoczące im pod płotem ONki. Nawiasem mówiąc nie wiem jakim cudem pod płotem astów, skoro dwa komplety ONków (czyli ONek1 plus pańcia i ONki2 i 3) były na swoich podwórkach. W artykule nic nie ma o pyskówkach pod płotem wiec skąd takie tłumaczenia w ogóle. I dalej rozważanie czy ONki na podwórku własnym witały je chlebem i solą??:crazyeye: Coś chyba nie tak z tymi tłumaczeniami, to zupełnie jakby wykazywać zrozumienie dla alkoholika tłukącego żonę - no pewnie franca mu ciągle marudziła, żeby przestał pić to się chłopina sfrustrował i wreszcie nie wytrzymał. A chyba jakoś umknęło wszystkim dyskutującym, zaperzającym się na zagryzione ONki, że asty najpierw zaatakowały kobietę na podwórku - ta to im dopiero musiała naszczekać wcześniej pod płotem, że już tak nie wytrzymały biedaczki. To pewnie zła kobieta była. Do mnie kiedyś wypruł z podwórka amstaf tak po prostu, kiedy byłam w pracy na inwentaryzacji w terenie - zapewniam, że nigdy wcześniej nie szczekałam mu pod płotem:lol:, w ogóle nigdy wcześniej tam nie byłam, a przede wszystkim w ogóle nie byłam na jego terenie tylko na końcu ulicy, jakieś chyba z 40 m od jego działki. No ale pewnie się biedak zestresował widokiem dużej papierowej mapy. Albo zółtym kolorem samochodu. Albo tym że padać zaczynało. Albo czymkolwiek innym. Co ciekawe w dużo gorszej sytuacji - (byłam na dróżce przy granicy posesji nieogrodzonej, był snieg a ja byłam zajęta mapami) nie wyskoczył do mnie podhalan, który leżał wcześniej cicho za stertą czegośtam. Tylko się podniósł znienacka (objawił się nagle :) ) i pokazał, że on tam jest - bez problemu się dogadaliśmy o co nam chodzi. Dla odmiany na seminarium sportowym miły aścik zwiał chyba pani i tak sobie leciał kilkanaście metrów z rykiem do psa mojej koleżanki stojącego na smyczy przy nodze. Wcześniej dwie godziny ćwiczyły w grupie i żadnych spięć nie było. Pewnie biedny aścik musiał odreagować w ogóle ten stres treningowy i musiał po prostu komuś przywalić. Ponieważ biedaczysko nie dał rady, bo 3 dziewuszki były szybsze i ustawiły mur oporowy zasłaniając psa z właścicielką, to się astunio zestresował i spróbował rzucić się do młodej spokojniutkiej suczki nowej scotii przywiązanej obok. No ale pech jak cholera, mur dziewuszek znowu suczkę zasłonił, no to może chociaż bordera norweskiej trenerki, nie szkodzi, że CSuje. Znowu nie wyszło, a poza tym mistrzyni też była szybka i zabrała psa no i tak stał biedny ttb i się rozglądał za czymkolwiek aż dopiero rzut pękiem kluczy w grzbiet zupełnie wybił go z rytmu - i jakoś się uspokoił wreszcie. (nie mogę tutaj opędzić się od luźnej mysli ile by kosztował ten mistrzowski border według wyceny norweskich prawników gdyby coś, bo jakoś beztroscy właściciele o takich sprawach nie myslą, a kary finansowe to chyba jedyny sposób, żeby rozumu nauczyć, no ale to tylko refleksja na marginesie). Czy jesteście dziewczyny w stanie przyjąć taką myśl, że czasem jak najbardziej owszem, te psy atakują bez powodu? Czy zupełnie nie jesteście tego w stanie przyjąć? Czy tylko inne burki atakują bez powdu a ttb na pewno zawsze muszą mieć powód? Noo, chyba że za wystarczający powód uznamy to, że po prostu jest się w zasięgu ich wzroku, albo że wstały lewą nogą tego dnia - to wtedy nie mam pytań.
  14. Odbiegając od tematu psa lyko, bo chyba nie ma sensu go już rozwijać. Taką mam luźną refleksję: Tak a propos schroniskowców to jako obserwator spacerowy generalnie stwierdzam, że na spacerach nie widać żadnej różnicy w "kulturze";) psów ze schronisk a rozpuszczonych bez opamiętania domowych misiaczków. Różnica jest wtedy kiedy właściciel wie co ma robić, to faktycznie ze szczeniakiem ma często łatwiej. Niestety większość właścicieli myśli, że sobie poradzi, że jak szczeniaczka kupi to ułoży "po swojemu" a ze schroniskowcem to kłopot, a to "po swojemu" jak się czasem ogląda to aż za łeb drze. A to młoda ONeczka, niuniana od szczeniaka i nawet szkolona do pewnego momentu, miała burzliwy okres dojrzewania nie wiadomo skąd i została zakuta w kaganiec chyba dożywotnio, bo zaczęła nagle polować na małe pieski (a jak ćwiczy z panem to wykonuje polecenia ładnie i chętnie :) - jak nie ćwiczy to poluje, a że pan nie ma siły do ciągłych ćwiczeń, to już nie ćwiczy tylko zakłada suce kaganiec), a to sunieczka sąsiadów, spanielka, pracą nieskażona, kupiona na wzór pieska drugich sąsiadów (bo ładny) zaczęła startować z zębami do wszystkiego i po prostu "od pewnego czasu tak ma", nie wspominając o jamniczce, osiedlowej terrorystce, a ostatnim hitem było zdarzenie na moim piętrze w klatce kiedy to spaniel sąsiadów (ten wzorzec do kupna suńki dla innych) nagle ugryzł sobie znienacka przechodzącego drugiego sąsiada, mojego dobrego kolegę zresztą. Po 2 latach mieszkania drzwi w drzwi i mijania się na klatce, nagle piesio poczuł potrzebę urozmaicenia sobie żywota. Na zwrócenie uwagi "pana pies mnie ugryzł" właściciel popatrzył, pomyślał chwilę i stwierdził "no właśnie, bo zauważyłem, że ostatnio zaczyna się robić agresywny" - i wszystko na ten temat, aż kolegę zatkało. I koniec tematu, no problem, żadnej refleksji, żadnych rozwiązań, pies tak teraz ma i już, pies nadal puszczany luzem na klatkę, no przecież dobrze ułożony od szczeniaczka, wie że po spacerze ma czekać pod drzwiami i absolutnie nie wchodzić, dopóki właściciel mu nóg nie wytrze, to jest najważniejsze, a na spacerze smycz automat i zero problemu z ucieczkami. To by było nawet śmieszne gdyby nie było tragiczne. Ech... Jak ktoś wie, chociaż trochę co robić albo gdzie pomocy szukać i chce się tym zająć, to da radę i z większością schroniskowców, pomijając psy oddane za wybitną agresję (jeżeli jest jakaś sensowna informacja w schronisku i ktoś te psy w ogóle tam zna), a jak ktoś nie wie i nie chce wiedzieć, bo przecież "wie najlepiej" to bez znaczenia skąd pies jest i tak będzie zepsuty;) Wszystko jest kwestią czynnika ludzkiego, a 90% procent ludzi (dane subiektywne, być może błędne, szacowane "na oko" na losowo wybranych, przypadkowych osiedlach;)) uparcie wybiera sobie psy, które je przerastają, ze szczególnym upodobaniem do ras o dużej potrzebie pracy i oczywiście bez zapewnienia tejże pracy. I czemu tak? i po co ten pies w ogóle:niewiem:
×
×
  • Create New...