Jump to content
Dogomania

malgorzata92

New members
  • Posts

    6
  • Joined

  • Last visited

About malgorzata92

  • Birthday 11/16/1992

Profile Information

  • Gender
    Female

malgorzata92's Achievements

Newbie

Newbie (1/14)

0

Reputation

  1. Niedługo po napisaniu posta oddzwonił mój weterynarz, który wcześniej nie odbierał telefonu. Uznał że zrobiłam jak należy, w klinice zrobiliby jej jedynie płukanie żołądka i również podali wegiwl. Zalecił żebym podała wiecej tego węgla bo 6 tabletek przy masie 25 kg to za mało. Stwierdził też że byłoby znacznie gorzej zjadła jakieś przeciwbólowe albo jakiś antybiotyk - wtedy musowo trzeba od razu jechać do kliniki. W sytuacji zjedzenia tabletek anty mogłoby to w jakimś stopniu wpłynąć na opóźnienie pojawienia się cieczki, ale ze względu na szybką reakcję i wywołanie wymiotów prawdopodobnie nic nie zdążyło się wchłonąć (wymioty wywołałam w ciągu 15-20 minut od zjedzenia, po węgiel musiałam lecieć do apteki). I tak będzie wysterylizowana, ale martwilam się o jej rozwój hormonalny. Jednak skoro weterynarz twierdzi że nie ma się czym martwić to i ja juz nie będę panikować. Piszę o tym w razie gdyby komuś jeszcze przytrafiło się coś podobnego.
  2. Dzień dobry. Moja 9 miesięczna labradorka jakimś cudem dorwała moje tabletki antykoncepcyjne ze stolika.... Część pewnie zjadła, kilka znalazłam. Wywołałam wymioty wodą utlenioną, podalam 6 tabletek węgla aktywowanego. Czy powinnam podać tego węgla więcej? Wszystkie czynności wykonałam w ciągu godziny od pożarcia tabletek. Ktoś juz miał podobny problem? Czy to grozi jakimiś poważnymi konsekwencjami typu brak cieczki? W sumie nie miała jeszcze nawet pierwszej.
  3. Województwo łódzkie, miasto Pabianice. A psinka podobno pochodziła gdzieś z hodowli pod Wrocławiem. Natomiast facet od którego wzięliśmy Niusie był ze Zduńskiej Woli (woj. Łódzkie), to 30 minut drogi od mojego miasta.
  4. Dziękuję za odpowiedź. Yhh kurcze wiem że są psiaki które z tego wychodzą, może dlatego tak mi teraz podwójnie ciężko. Co do dezynfekcji oczywiście Domestos już w piątek poszedł w ruch, mamy również lampę z ozonem, którą również już włączalismy, pewnie powtorzymy ten zabieg kilka razy chociaż podobno ozon raz wystarczy i po wirusach, ale ja już dmucham na zimne.
  5. Wiemy :( teraz już mądrzy "po szkodzie". Tyle że tu wybór padł dość nagle... Dowiedzieliśmy się o psiaku od innej osoby, że pewien Pan chce oddać bo starszy piesek nie toleruje malca. Stwierdziliśmy - no zdarza się, co może się stać? No i niestety... Stało się. Jedyne pocieszenie dla nas że umarła godnie, w cieple, otoczona miłością... Bo u tego faceta ze względu na drugiego psa musiała być zamknięta w pomieszczeniu albo sama na dworze i budzie. Nawet gdybym dowiedziała się już wtedy że jest chora zabrałabym ją... Tylko dlatego, że nie mogłabym później myśleć o tym że nikt o nią nie walczył albo umarła w takich warunkach.
  6. Witam Wszystkich. Wczoraj po 4 dobach walki odeszła moja psinka z powodu parwowirozy - była to sunia, 6 tygodniowa labradorka. Przyznam szczerze, że bardzo kiepsko sobie z tym radzę, w zasadzie jestem mocno zalamana bo cały czas zastanawiam się czy mogłam zrobić dla niej coś więcej... W związku z tą sytuacją chcialabym podzielic się swoją historią i zadać kilka pytań odnośnie jej leczenia, bo gdybym w przyszłości była postawiona w podobnej sytuacji to chciałabym wiedzieć więcej na ten temat. Niunie zabraliśmy od Pana w sobotę wieczorem (13.01.2018), który podobno kupił ją z jakiejś hodowli (za 450 zł więc na pewno była to pseudohodowla) bo chciał mieć drugiego psa. Okazało się jednak że drugi pies nie akceptuje szczeniaka, więc postanowił że małą odda. Nie miała ona żadnych szczepień, była jedynie odrobaczona. Mimo to wzięliśmy ją do siebie i stwierdziliśmy, że od razu w poniedziałek po prostu weźmiemy ją do weterynarza. Tego wieczora Niunia była radosna, ciągle chciała wskoczyć na kanapę, zjadła też z apetytem karmę, miałam nawet wrażenie że zaraz polknie miskę. Tak samo w niedzielę rano, zachowywała się w porządku, rano zjadła, chciała ciągle być przy nas. I tak aż do popołudnia... Popołudniu niestety widziałam że gorzej się czuje, zaczęła wymiotować, pojawiła się biegunka, stała się "osowiała". Zaniepokoil nas ten nagły odwrót sytuacji dlatego o godzinie 19 popędzilismy do weterynarza. Tam Pani wykonała test płytkowy na parwowiroze i niestety wynik wyszedł pozytywny. Mała od razu dostała kroplowke dozylnie i pod skórę, dostała leki przeciwwymiotne, aminokwasy (taki żółty płyn, to chyba one), przeciwbólowe i antybiotyk który miał działac coś około 2 tygodnie. Oczywiście Pani weterynarz poinformowala nas że może być różnie bo jest to okropna choroba, ale będziemy walczyć. Jak wróciliśmy mała po jakimś czasie odzyla, znów próbowała wskoczyć na kanapę, cały czas chciała się tulic. Ja oczywiście nie zostawilam jej nawet na chwilę na noc i spałam z nią. Tego wieczora mała juz nie wymiotowala, może raz zrobiła rzadką "dwójkę". W poniedziałek rano (15.01) znów pojechałam z nią do weta, tam od nowa zestaw :kroplówka, przeciwbólowe, przeciwwymiotne, aminokwasy. Ponieważ mała od rana szukała miski z jedzeniem, próbowała się nawet dostać do misek naszych kotów powiedziałam o tym weterynarz i Pani uznała że da nam specjalną karme mięsna w 70%przyswajalna, można jej spróbować dać około 2 godziny po powrocie do domu. Oczywiście nie za dużo i nie na siłę, jak będzie chciała to sama weźmie z miseczki a jak nie to nie dawać. Tak zrobiłam i nałożyłam małej troszkę tej karmy, Niunia faktycznie trochę jej zjadła, nie za dużo, w zasadzie wzięła kilka kesow z tej niewielkiej ilości którą jej nałożyłam, później nawet chlipnela trochę wody. Do wieczora nie wystąpiły ani biegunka, ani wymioty. Wieczorem u weterynarz oczywiście standardowy zestaw płynów + leków, powiedziałam że mała ciut zjadła zjadła, Pani Doktor powiedziała że można próbować dawac, byle nie na siłę i nie dużo i najlepiej już nie dzisiaj tylko jutro. We wtorek rano (16.01) oczywiście znowu byłyśmy w lecznicy, oprócz standardowego zestawu otrzymała jeszcze jakąś tzw "witaminowke" na pobudzenie układu immunologicznego. Po powrocie widziałam że mała szuka jedzenia więc dałam jej ociupinke tego mieska od wet, i faktycznie znów troszeczkę zjadła. Wieczorem u wet dodatkowo dostałam jakas karmę instant, do rozrobienia z wodą. Prosiła abym spróbowała jej dać jedna miarę strzykawki (5 ml) i jak będzie chętna to po jakiś 3 godzinach kolejna. Dodam jeszcze że do tego czasu Niunia nie miała ani biegunek ani wymiotów. Po powrocie od weterynarz mała coś zaczęła się kręcić, i nagle zrobiła kupę ale nie rzadką tylko w miarę zwartą i ze tak to ujmę może zbyt obrazowo "w kształcie ślimaka". Później spróbowałam dać jej tą karmę instant i faktycznie mała nawet wyciągala pyszczek. W środę (17.01) rano znowu byłyśmy u wet na kroplowkach i lekach, ale widać było że małą coraz bardziej boli w okolicy brzucha. Po powrocie do domu popiskiwala więc zadzwonilam do weterynarz, poradzila żebym masowala jej brzuszek bo dostaje dość silne przeciwbólowe które działają 6h więc nie może podać ich wcześniej niż wieczorem. Tak zrobiłam, delikatnie masowalam jej brzuszek, chociaż mała wyglądała mocno niewyraźnie. Około godziny 17:30... Istna masakra. Biegunka z krwią.... Dosłownie jedna wielka kałuża w kolorze krwi. Tak się przestraszyłam że od razu telefon do wet, Pani powiedziała że możemy przyjechać. Oczywiście dostała to co zwykle plus lek przeciwkrwotoczny. Prosila też żebym już nie dawała jej nic do jedzenia. Po powrocie wieczorem mała jeszcze ze dwa razy zrobiła taka biegunkę i raz zwymiotowala. W czwartek (18.01) rano znowu kroplowka i leki, po powrocie nie wyglądała za dobrze, biegunkę dalej miała, ze 3 razy do wizyty wieczorem, może dwa razy wymiotowala, wieczorem zauważyłam u weterynarz że miała dziwnie powiekszony brzuszek, Pani wet mówiła że to kwestia jelit dlatego tak. Oczywiście kroplówka, przeciwbólowe, przeciwwymiotne, aminokwasy... Ale tego wieczora mała już naprawdę widziałam że ja po prostu boli a przeciwbólowe na nic się zdają juz. Niestety o 5 rano w piatek (19.01) czyli wczoraj nasza malutka odeszła... I bardzo mocno to przeżywam,nie mogę się pogodzić, przecież we wtorek już zrobiła w miarę normalna kupę... Oczywiście ogrzewalam ją ciepłym termoforem, kocykiem, w czasie leczenia od niedzieli jej temperatura stopniowo spadała od 37,7 do 37 w czwartek wieczorem. Oprócz tego panie weterynarz były zaniepokojone faktem że jelita nie pracują, ale w czwartek wieczorem zaczęły tam słyszeć pewne szmery tak, jakby zaczynało coś tam się dziać. I tu pojawiają się moje pytania: Czy mogłam cos zrobić dodatkowo a czegos nie? Czy podanie jedzenia było właściwe? Nie opuszcza mnie wrażenie że mogłam jej nic nie dawać... A teraz już jest za późno żeby cofnąć czas :( zasugerowalam się słowami weterynarz, ale sama nie wiem co o tym myśleć teraz... Dwa dni było ok a potem tak nagle ta biegunka i wymioty :( A może samo leczenie przebiegło w jakiś sposób nie tak jak trzeba? We wtorek po wizycie rano przyznaje że zadzwonilam do innej kliniki z dobrymi opiniami i o powiedziałam o naszym przypadku. Pani Doktor stwierdzila że dokładnie w ten sam sposób by postępowala. Ostatecznie w razie dużej utraty krwi próbowała by przetoczyc. Uspokoiła nas że choroba może trwać nawet 3 tygodnie i potrzeba czasu. W lecznicy gdzie chodziliśmy Pani Doktor próbowała raz pobrać małej krew ale niestety nie mogła bo zyly praktycznie nie było widać a w drugiej znów był wenflon. O przetaczaniu krwi nic nie mówiła. Proszę, jeśli ktoś to przeżył, albo ma większą wiedzę już ja na ten temat, może jest tu jakiś weterynarz który zna się na rzeczy zechciałby wypowiedzieć swoje odczucia? Biorę wszystko na klate, chciałabym wiedzieć jeśli został gdzieś popełniony błąd to w którym momencie. Będę bardzo wdzięczna za wszelkie odpowiedzi. Pozdrawiam
×
×
  • Create New...