Jump to content
Dogomania

kasza_manna

Members
  • Posts

    5
  • Joined

  • Last visited

Recent Profile Visitors

The recent visitors block is disabled and is not being shown to other users.

kasza_manna's Achievements

Newbie

Newbie (1/14)

0

Reputation

  1. No dobra ale jak się zabrać do nauki szukania? Rozrzucałam mu po kątach w mieszkaniu smaki i najpierw pokazałam jednego, później pokazywałam gdzie może być kolejny, nie znalazł i się zniechęcił. No to jeszcze raz i jeszcze raz i jeszcze raz i później już nie chciał szukać. To jak to zrobić?
  2. Chyba jednak trochę przesadzasz z przeznaczeniem rasy, psami do pracy i całą resztą. Ludzie mają psy, bo kochają ich towarzystwo i będą je mieć niezależnie od wszystkiego. Gdyby poszczególne rasy hodowano tylko z określonym przeznaczeniem większość ras pewnie by zniknęła z hodowli. Znam niestety bardzo wielu myśliwych i tylko jeden z nich posiada psa wyszkolonego w przynoszeniu zabitych ptaków. Dziś już nie urządza się polowań rodem z Pana Tadeusza, a jakoś psy myśliwskie mają się świetnie i chodzą po ulicach. Ja rozumiem, że istnieje pewna grupa osób, które najchętniej wydawałyby pozwolenia na posiadanie psa, a otrzymywałyby je jedynie osoby bezrobotne z wysokimi zarobkami i 2ha ogrodem. Niestety, w realnym świecie psa posiadają również takie osoby jak ja, które pracują na etat jak większość posiadaczy psów i nie mają nieograniczonych zasobów czasowych. Nie piszę tutaj żeby się dowiedzieć jak bardzo źle zrobiłam kupując labradora tylko po to aby uzyskać jakieś rady. Gdybym chciała psa oddać również bym tutaj nie pisała. A jednak chciałabym się dowiedzieć co mogłabym zrobić, żeby spacer z psem nie był takim koszmarem jakim jest teraz. Elf1977, posiadam metrykę, widziałam matkę na żywo, a ojca na zdjęciu. Ton taki przebija być może dlatego, że chodząc po ulicy nie widziałam ani jednego takiego psa, spotykam się z wieloma psami i również nie ma takich problemów. W domu psy były zawsze i przeważnie nie jeden i również niczego takiego nie zaobserwowałam. I odnoszę wrażenie, że wg Ciebie powinnam zaakceptować, że pies nie potrafi nauczyć się chodzić na smyczy czy wracać na zawołanie. Nie potrafię, bo nie znam psa, który nie byłby się w stanie tego nauczyć, a mnie się zwyczajnie skończyły metody. Może coś źle robię? Błędów została popełniona masa, ale nie wierzę, że nie da się tego naprawić. Jestem tym wszystkim po prostu strasznie zawiedziona, bo miał być towarzysz, z którym mogę iść wszędzie, a on nie potrafi opanować podstawowych umiejętności. ToffeeYKarola, co do kijków nie będę więcej próbowała zanim nie on się nie opanuje. Serio takie pociągnięcie wielkiego psa za pas wokół talii może zrobić krzywdę.
  3. Ja też pracuję 8h jednak razem z dojazdami wychodzi to ponad 9h. W domu jestem nie wcześniej niż o 17stej, chciałabym czasami coś zjeść i posiedzieć chwilę w spokoju po przyjściu, to zbrodnia? Wstaję bardzo wcześnie, więc nie mogę sobie pozwolić na siedzenie do północy i poświęcenie psu całego wolnego czasu. Nie żywię się świństwem więc gotuję obiady, wszystkie obowiązki domowe zajmują czas, choć z partnerem wykonujemy je na zmianę, to jednak to jest czas. Więc nie wyobrażam sobie przychodzić z pracy i iść na 3 godziny spaceru - to ja zajechałabym się na śmierć. Poza tym mieszkam w centrum Polski, w centrum wielkiego miasta gdzie nie ma wybiegów dla psów, parki to są takie bardziej mini parki z upchanymi gdzie się da placami zabaw czy siłowniami, staram się kiedy mogę jechać do jakiegoś miejskiego lasu, większego parku i wybieram te miejsca gdzie jest najmniej ludzi i innych psów. Ja nie mam dzieci, osoby, które ja znam i które mają i dzieci i psy nie poświęcają psom tyle uwagi, a psy są ułożone (jak skoro nikt im nie poświęcał uwagi ani tym bardziej nie szkolił?). Często są to labradory właśnie i dzieciom nudzą jako "zabawki" bardzo szybko, więc też nie zajmują za dużo czasu psa. Nie twierdzę, że to właściwe postępowanie, chcę tylko wykazać, że to nie jest kwestia ruchu czy jego braku ale kwestia charakteru zwierzęcia, który można, a nawet trzeba okiełznać. Ja biorąc psa cieszyłam się na to, że pojeździ ze mną na rolkach (próbowałam ale o mało nie przypłaciłam tego życiem bo pies się rozpędził przed przejściem dla pieszych), pójdzie ze mną na kije, przejedzie się rowerem, mogłabym go zabierać nawet po fajki do kiosku ale w sytuacji kiedy on nie potrafi nawet iść na smyczy nigdzie go nie zabieram, bo jak mówiłam mam 150cm, a pies jest silny i mój bark odmawia zwyczajnie posłuszeństwa. Ludzie to nie jest tak, że ja nie chciałam z nim spędzać czasu, chciałam bardzo mięc aktywnego psa, który zmusi mnie do codziennego wysiłku fizycznego ale nie potrafię go opanować! Mnie nie chodzi o to czy mi się chce ruszać czy nie, ale o to, żeby aby to wszystko z psem robić on MUSI być w chociaż w minimalnym stopniu posłuszny, a tego żadnymi mi znanymi metodami nie jestem w stanie osiągnąć. I tak, Elf1977 w tej chwili tego psa nie lubię, bo na serio poświęciłam mu bardzo dużo uwagi i cierpliwości, a to kompletnie nic nie daje. Nie jestem innym psem i nie będę aby być dla niego tak atrakcyjna. Jak mam iść z ciągnącym, nieprzewidywalnym psem na rolki albo na kije? Jedno i drugie już wypróbowałam i serio, ale chce mieć zdrowie i życie jeszcze jako takie, przyda się. Poza tym opiszę jak wyglądała ostatnia wizyta u rodziców gdzie jest nowy szczeniak: - przyjechaliśmy więc wpadł jak taran do domu depcząc sunię, która teraz się go panicznie boi - łaził za nią przez bite 2 godziny chociaż uciekała (bo się boi), kiedy się chciała położyć to ją rozkładał i całą obwąchiwał - w końcu sunię trzeba było zabrać, a mój pies znalazł sobie kolejną ofiarę czyli kogokolwiek kto gdzieś idzie - długi spacer na pola, najpierw ze mną, później z chłopakiem - kąpiel w stawie, bo to kocha - znów łażenie za sunią do tego stopnia, że nie była w stanie się załatwić (nos w pupie) - kiedy sunia się trochę oswoiła zaczęli razem biegać, była zabawa z piłką, sznurkiem, balonami, podeptał ją i znowu się boi - zaznaczam, że pies, przez całe 10h do późnego wieczora nawet na chwilę się nie położył - kiedy szliśmy spać a w pokoju obok siedziała jeszcze siostra z mamą stał pod drzwiami i czekał aż pójdą spać (poszły o 4 rano) - kolejny dzień wyglądał dokładnie tak samo i był niezmordowany, za to wszyscy mieli go dość, bo całe dwa dni spędziliśmy w irytujących po paru godzinach odgłosach psiego sapania ze zmęczenia Chcę tylko pokazać, że to nie jest kwestia ruchu, bo miał go dość i ciągle mało, mało, mało. Można mu poświęcić 100% swojego czasu, a on nie będzie w stanie się skupić, niczego nauczyć, bo ciągle gdzieś się czai inny pies/mucha/ptak/listek/kupa. Ja to wszystko z psem chcę robić ale nie jestem w stanie ponieważ nie mogę wyegzekwować dosłownie niczego, a wszelkie próby nauki (np. gwizdka) działają do pewnego czasu. Elf1977 pytałeś co z kastracją. Do tej pory nie uciekł za żadną sunią z cieczką, a nawet jeśli do jakiejś podbiegł poszłam, psa zabrałam i tyle. Szkolonego psa mojego kumpla jak poczuł cieczkę można było sobie wołać - to był jedyny raz kiedy miał kumpla gdzieś, a szalał za nim okropnie (jeździł z nim nawet motorem w koszyku). Ja nie wiem czy go wykastrować czy nie, nie podoba mi się nagły wysyp chorób, szczególnie nowotworów u psów w ostatnich latach gdzie jakoś tak się utarło, że kastracja/sterylizacja są niby dla psa zdrowe i wszyscy ją robią, co więcej chronią przed chorobami. Jak mogą być zdrowe skoro obiera się część zgrabnie funkcjonującego układu w organizmie i to zanim ten organizm dobrze się rozwinie (kościec u labków potrafi dojrzewać do 2,5 roku). Moja mama po wycięciu jajników zapadła na osteoporozę i przeszła bardzo ciężko pierwszy okres bez hormonów, więc nie wierzę, że nie powoduje to szkód w organizmie. A psy rasowe są słabego zdrowia z natury, każda rasa ma jakieś obszary, o które trzeba specjalnie dbać (u labków tusza, stawy, uszy itp.). Co do rasy psa wygląda jak labrador, ma rodowód, widziałam matkę, ojca na zdjęciu, więc chyba jest oryginalny. Jest nadpobudliwy i nie ważne co robię niczego to nie zmienia. Robiłam mu nawet badania tarczycy, USG narządów wewnętrznych, hamowanie ACTH - wszystko ok, nie ma wewnętrznej przyczyny nadpobudliwości.
  4. Pies ma naprawdę bardzo dużo ruchu i nie wydaje mi się, że tak jest, bo tak jest. Nie mam pretensji o to, że jest aktywny, wręcz przeciwnie cieszyłam się na "przymusowe" spacery z psem i nie powiesz mi chyba, że każdy właściciel labradora codziennie spędza z nim po kilka godzin na profesjonalnych zabawach, bo tak nie jest. Ludzie biorą psy bo chcą mieć głównie towarzysza i przyjaciela, pracują, mają dzieci, obowiązki i mają normalne psy, również labradory (zwłaszcza rodziny z dziećmi gdzie o czas jest trudno). Jest czas na zabawę i jest czas na spokojny spacer. Nie znam właściciela psa i nie widzę też tego w parkach aby każdy opiekun spędzał z psem czas tylko na zabawie. Poza tym jak przychodzę do domu chciałabym chociaż mieć czas na zajedzenie posiłku i posadzenie tyłka na trochę żeby złapać oddech, a nie od razu rzucać się do zabawy z psem, to jest takie duże wymaganie, żeby pies się opanował? A tak nie chce mi się wracać do domu, bo zaraz będzie znoszenie zabawek, siadanie przy stole i gapienie z miną pobitego psa, miałczenie. Ja chciałabym bawić się z nim tylko na dworze jednak zabawa na dworze go nie interesuje. Nie potrafi się nauczyć przynosić piłki, zabawa sznurkiem szybko go nudzi, w parku wszystko go nudzi oprócz innych psów i wąchania. Jak więc go zainteresować w parku? Jak będę biegała na golasa większe jest prawdopodobieństwo, że zainteresuje się policja niż mój pies. Mam się tarzać w błocie, włazić na drzewo, wrzeszczeć, drapać żeby zwrócić jego uwagę? Nigdy nie będę innym psem, nie będę się z nim bawić jak pies i jedyne co mogę mu zaproponować to "ludzkie" zabawy, które w parku go zwyczajnie nudzą. Co do spuszczania nie mam obawy, że zrobi komuś krzywdę gdyż nieznajomych ludzi i dzieci ma w poważaniu. Nawet się nie spogląda w stronę obcych osób, kiedyś stał przy nim dzieciak z parówką w ręku, a ten nic. Rowerzystów ma gdzieś, rolkarzy, biegaczy, deskorolkowców, spacerowiczów - wszystkich oprócz innych psów. Teraz już go nie spuszczę, nawet na zabawę z ukochaną sunią, trudno. Co do ruchu ma go na serio jak na warunki miejskie bardzo dużo. Rano szybki spacer za potrzebą, później w ciągu dnia bawi się z nim mój partner, pół godziny minimum, codziennie ma zapewniony godzinny, często dłuższy spacer, który nie polega na chodzeniu przy nodze tylko albo na lataniu swobodnie albo na zabawie z innymi psami. I te zabawy czasami trwają i 1,5h jak jest ładna pogoda, bawi się non-stop że aż ma szyję mokrą od śliny a i tak ciężko mi go odciągnąć żeby wracać do domu. Przed wieczorem też ma zabawę ze mną, staram się to pół godziny męczyć sznurem czy innym wynalazkiem, wieczorem pół godziny "spokojnego" spaceru przed snem po pobliskich trawnikach. To jest mało ruchu? Jak więc żyją ludzie z labradorami? Nie wierzę, że każdy właściciel psa tej rasy spędza długie godziny na szkoleniu psa i na ciągłej aktywności. Poza tym zabawa w domu jest też uciążliwa dla sąsiadów, wielokrotnie sąsiedzi z dołu skarżyli się, że hałasujemy ale niestety jak się z nim nikt nie pobawi łazi, znosi zabawki, przeszkadza, nie pozwala wypocząć. Próbowałam też iść z nim na kije, kupiłam sobie specjalny pas na te okazje ale tak ciągnie, że bolą mnie wszystkie wnętrzności, a on i tak jest niezmordowany i w domu chce więcej. Ruch ma, nie jest zostawiany w domu sam na długie godziny, mamy z partnerem takie prace, że w domu zawsze ktoś jest. Jakie więc zajęcia go mogą zmęczyć skoro na powietrzu żadna zabawa nie jest w stanie go zająć na dłużej niż 5min? Lubi wąchać, gdzieś czytałam, żeby porozrzucać w parku łakocie i nauczyć szukać. Pewnie, a później weterynarz będzie wyjmował z żołądka pinezki albo szpilki. Próbowałam uczyć go szukania w domu, bo to cicha zabawa, ale mogę mu pokazać palcem smaka a będzie szukał dookoła tylko nie tam. Jest strasznie oporny jeśli idzie o naukę i w większości nie rozumie o co człowiekowi chodzi. Sowa, serio? A gdzie czas na pracę, odpoczynek i normalne życie? To chyba psy dla emerytów albo bezrobotnych. Poza tym nadal będę się upierać, że pies ma wystarczającą dawkę ruchu i zainteresowania z naszej strony. Nie jestem typowym kanapowcem, mam siedząca pracę więc codziennie kije, a jak jest paskudna pogoda orbitrek, nie mam nic przeciwko aktywności fizycznej dlatego cieszyłam się na dodatkową motywację w postaci psa, bo pada nie pada wyjść trzeba. Ale każde wyjście jest gorsze od poprzedniego. Więc nie uważam, że nadpobudliwy pies to jest normalny pies. Jak w takim razie pomagają one osobom niewidomym czy niepełnosprawnym? Nie widziałam nigdy szatana na smyczy, za którym biegnie osoba niewidoma. Ja wiem, że to są profesjonalne szkolenia ale jak widać można psa nauczyć samokontroli. Jak mówię jest czas na zabawę i jest czas na spokojny spacer czy odpoczynek, czego nie jestem w stanie wyegzekwować od psa. Pytałam Was czy jest szansa, że wprowadzenie zasad, o których pisałam może cokolwiek dać? W sensie czy jest szansa, że pies cokolwiek z tego zrozumie?
  5. Witajcie, to mój pierwszy wpis na tym forum. Piszę ponieważ jestem już bezsilna i najchętniej cofnęłabym czas i nigdy tego psa nie kupiła. Mam labradora, obecnie ma jakiś rok i 8 miesięcy. Taki pies to było zawsze moje marzenie od dziecka, bo spokojny i kochający ludzi. Takie przynajmniej miałam wrażenie patrząc na ludzi, którzy z takimi psami chodzą po ulicy - smętnie wloką się za swoim starszym zazwyczaj właścicielem dostosowując krok do pana/pani. Czytając o rasie wiedziałam, że to pies aktywny, który wymaga codziennych, długich spacerów - z tym nie było problemu, cieszyłam się, że wreszcie ruszę się z domu i będę mieć wspaniałego kompana. Jednak w tej chwili na samo wspomnienie spaceru z tym psem czuję ścisk w żołądku. Ale może od początku: - pies jedyne czego się nauczył to załatwianie się na dworze. Bardzo się zawzięłam na urlopie, zimą ale udało się, tutaj egzamin zdała smaczkowa motywacja i w 2 tygodnie pies w zasadzie nie załatwiał się w domu - chyba, że nikogo nie było a mały pęcherz jeszcze nie mógł tyle utrzymać. I to koniec czego pies się nauczył; - od samego początku był nadpobudliwy, więc razem z partnerem postanowiliśmy udać się na szkolenie dla szczeniaków. Miał niecałe pół roku i szkolenie to było kompletną porażką. Dla innych może nie, ale dla mnie tak. Pies widząc inne pieski dostawał pier@#$ , ciągnął, szarpał się, piszczał, nie potrafił chwili usiedzieć na tyłku - chciał się iść bawić. Od tego szarpania szkolenie zawsze opuszczałam z bolącym barkiem i wściekłością - przez uspokajanie go właściwie niewiele słyszałam, ćwiczenie na samym szkoleniu polegało na usiłowaniu skupienia na mnie uwagi podczas gdy inne psy reagowały już na siad, leżeć czy zostań. W domu również ćwiczyliśmy podstawowe komendy i jedyne co udało się wyegzekwować do siad i na tym koniec. Ze szkolenia zrezygnowaliśmy ponieważ nie byłam w stanie go opanować, bark jednak był dla mnie ważniejszy; - chodzenie na smyczy polega na moim biegnięciu za nim i unikaniu bardzo nieprzewidzianych sytuacji typu nagłe pociągnięcie bo zobaczyłem jakiegoś pieska czy jakieś gówno leży i trzeba je powąchać. Ja na spacerze jestem w ogóle niepotrzebnym, zbędnym balastem, który trzeba za sobą ciągnąć. Próbowałam smaczków, zawracania i smaczków, zatrzymywania się i smaczków - on nie rozumie po ch#$ te smaczki, w ogóle nie rozumie czego ja od niego chce. Jak idzie ładnie przez zupełny przypadek i dostaje smaczka zaczyna z radości biec. Temat zatem zarzuciłam. Podobnie ma się sprawa z szelkami easywalk czy halterem - on jest silny i ma gdzieś jakieś ograniczenia. Problemem tutaj pewnie jest mój partner, któremu do samego początku wisiało, że pies ciągnie i w ogóle go nie uczył chodzić na smyczy. Dodatkowo od samego początku chodzi z nim ze smyczą flexi i pies się przyzwyczaił, że smycz zawsze jest napięta. Dla kogoś kto ma prawie 2m może to nie jest problem ale ja mam 1,5m i to jest bardzo duży problem. Wszędzie piszą, że aby psa wyciszyć trzeba chodzić z nim w nowe miejsca, co u mnie jest wykluczone. Mogę z nim codziennie chodzić w nowe miejsce i często tak robię, a on zachowuje się jak naćpany amfetaminą gówniarz. Ciągnie, szarpie, musi powąchać w tej właśnie sekundzie, musi się przywitać z psem po drugiej stronie ulicy, no musi wszystko teraz. Często nawet nie reaguje na moje wołanie. Idzie jak przecinak w amoku. Dlatego spacer na smyczy to jest zwykły koszmar. Odkładam moment wyjścia jak najdłużej się da, tak bardzo tego nienawidzę. Już nie mam złudzeń, że będę tak spacerować po parku jak inni ludzie ze swoimi psami, spokojnie delektując się otaczającym światem. Myślę już o połączeniu haltera i kolczatki, choć jestem przeciwna takim metodom ale może faktycznie ból go czegoś nauczy, a ja już nie widzę wyjścia. Poza tym nawet gdybyście zaproponowali jakąś inną metodę chyba będę musiała zabronić mojemu partnerowi z psem wychodzić, bo na 100% nawet palcem nie ruszy a już na pewno nie zrezygnuje z flexi. A pies ma mnie zwyczajnie w dupie - pan na wszystko pozwala więc to jego będę czasem słuchać, a tej głupiej pindy która ciągle coś chce - nie - tak ja to widzę. - spuszczanie ze smyczy i przywoływanie - to jest również koszmar. Właśnie wczoraj skończyło się dla mojego psa, przynajmniej ze mną spuszczanie ze smyczy. Uciekł na drugą stronę ruchliwej ulicy za suczką, z którą często się bawi (suczka nie ma cieczki, jest wysterylizowana). Mogłam się drzeć. Raz już mi tak uciekł za innym psem i wtedy jeden jedyny raz dostał po dupie. Ale i tak nie zrozumiał. Na tą właśnie okazję zaczęłam uczyć go przychodzenia na gwizdek. Zdało to egzamin, parę razy udało się go odwołać jak nie chciał normalnie słuchać ale chyba musiałabym w nagrodę nosić ze sobą jelenia, bo za każdym kolejnym razem tylko się obracał i wracał do swojej aktywności, gdyż była atrakcyjniejsza. Wczoraj właścicielka suczki wiedząc co się stało złapała go, a ja nawet go nie skarciłam tylko złapałam i do domu. Karcenie nic nie daje, nauka nic nie daje, nie ma takiej rzeczy, która by cokolwiek dała! Wydaje mi się, że to znów wina mojego partnera, bo od samego szczeniaka go spuszczał (bo na smyczy ciągnął), pies mógł wracać albo i nie, jemu to nie przeszkadzało. I to nie jest tak, że pies jak jest spuszczony jest zostawiony sam sobie. Nosiłam bardzo długo ze sobą piłkę, ale w parku ma ją gdzieś i nigdy nie przynosi, sznurek ale po 30 sekundach uznaje, że wąchanie jest ciekawsze, balony ale po kilku pękniętych traci zainteresowanie choć w domu mógłby wytłuc ze 100. Najważniejsze w parku są inne psy i wąchanie. Nawet jeśli pies warczy na niego czy odgania go właściciel psa on nie reaguje ani na moje wołanie, ani na warczenie - nie odejdzie dopóki nie wsadzi nosa w tyłek. Dlatego przestałam chodzić do parków - mam dość, słusznych zresztą uwag inny właścicieli, żeby zabrać psa. Zaczęłam chodzić do takiej umownej psiarni. Stoi kilka osób a psiaki się bawią. Tam właśnie poznał tą suczkę i wiele innych psów. Zawsze wraca wybawiony i szczęśliwy. Bywało, że chodziłam z nim tam codziennie, jednak po wczorajszym nie ma mowy o jakiejkolwiek zabawie. Nie da się więc go ani spuścić ani chodzić z nim na smyczy, nie będę również codziennie jeździła za miasto żeby pies się wybiegał na polach, bo ani nie mam na to czasu ani funduszy. Zabawa w parku mało go interesuje, ja też przyznam, że nie mam siły z tak silnym psem na zabawę sznurkiem i też tego nie lubię. Piłki nigdy nie potrafił się nauczyć, żeby przynosić, a ja nie mam ochoty za tą piłką biegać, na balony pogoda jest zbyt wietrzna, poza tym do diabła! po ciężkim dniu w robocie nie mam siły ani ochoty na zabawy w parku tylko na spokojny, odstresowujący spacer, czy to jest aż takie okrucieństwo wobec psa? Jak mam być atrakcyjniejsza od innych psów? No w ten sposób nie będę, a ciągłe wymyślanie zabaw i zabieganie o zainteresowanie jest męczące i demotywujące, poza tym nie daje żadnych efektów. - zabawa w domu - tutaj też widzę dużą winę mojego partnera ponieważ nauczył go, że codziennie jest kilka razy zabawa. Różnie - sznurek, balony, piłka, jakaś stara koszula do podarcia. Prawdopodobnie uchroniło to mieszkanie przed zniszczeniami, bo pies zawsze był wybawiony i nie musiał nic niszczyć. Jednak teraz w domu nie da się żyć. Gdy tylko ktoś usiądzie na chwilę zaraz znosi zabawki i łasi się, żeby się bawić, a jest niezmordowany. Nie ważne ile się z nim człowiek bawi i tak chce więcej. Pobawię się z nim, prześpi się chwile i znowu znosi zabawki. Jak się z nim nie pobawię to chodzi jakby go ktoś pobił i odpi#$%% mu w dwójnasób na spacerze - wtedy już w ogóle nie słucha, mogłabym go zostawić i iść do domu - niczego by nie zauważył. Dodatkowo aby lepiej nakreślić problem kiedy jedziemy na wieś do mojej rodziny potrafi nie jeść i nie spać przez 2 dni - jest tak zajęty. A to ktoś idzie na podwórko więc też idzie, a to ktoś idzie do innego pokoju, więc też idzie. Kiedy jeszcze żyła poprzednia suczka rodziców nie dawał jej spokoju chociaż wyraźnie dawała mu do zrozumienia, że nie ma ochoty na zabawę, a była bardzo chora. W końcu uciekała przed nim, ale i tak jak ją znalazł znosił jej zabawki czy skakał na nią, kilka razy ją przewrócił co skończyło się kuleniem, gdyż suczka miała zwyrodniały staw biodrowy. Teraz jest nowy piesek i nawet nie pozwala się jej załatwić, ciągle lata koło niej jak debil. Od dziecka w domu były psy i przyznam szczerze, że żadnego nie trzeba było niczego uczyć. Wracały zawsze, nie trzeba było nawet krzyczeć. Potrafiły zająć się sobą, poprzednia sunia mamy miała tylko jedną gumową kaczkę przez cale życie, nikt nie musiał zapewniać jej rozrywki jak rozwydrzonemu dziecku wychowywanemu bezstresowo. Widzę błędy, które popełniłam, przede wszystkim ogromnym błędem było branie psa mając partnera, który nie uważa za stosowne psa wychować na tyle żeby chociaż nie uciekał na drugą stronę ulicy. Twierdzi tylko, że chciałabym żeby świat był idealny. Nosz k#$% mać! Oczywiście kastracja również nie, bo on nie będzie chodzić ze zniewieściałym psem. Wiem, że kastracja nie zawsze daje uspokajający efekt, a i ja sama mam wątpliwości co do braku wpływu tego zabiegu na dalsze zdrowie psa. I teraz chciałabym abyście poradzili mi czy mój plan w ogóle ma szanse wypalić. Zagrożę partnerowi że albo się dostosuje albo pies zostanie oddany, innego wyjścia nie widzę, bo tłumaczenie, proszenie nic nie daje. A plan jest taki: - zero zabaw z innymi psami. Jak będzie szedł jakiś pies ulicą czy gdziekolwiek mój pies ma usiąść i ani drgnąć - ciężkie zadanie ale nie widzę innego sposobu - zero zabaw w domu - jeśli zabawa to tylko na spacerze, jeśli nie będzie zainteresowany bo jest 100 innych ciekawszych rzeczy zabawy nie będzie w ogóle - pies w domu ma zająć się sobą (ale jak? taką gumową kulę z karmą rozpracowuje w pół godziny, wielkie krowie kopyto załatwia w godzinę, miśka wypatroszy w 15min) - pies chodzi tylko na smyczy a jeśli jest spuszczany i zawołany chociaż raz nie przyjdzie natychmiast jest zapinany na smycz i powrót do domu, choćby spacer miał trwać 5min. Czy to ma szanse cokolwiek dać? Skoro nie rozumie po dobroci, smaczkami, zabawą jest szansa, że zrozumie cokolwiek? To nie jest tak, że to jest pies, który się nudzi, nikt mu nie poświęca uwagi - uwagi ma aż nadto. Codziennie długi spacer obejmujący zabawę, swobodne bieganie, kontakt z innymi psami, często szaleństwa z innymi psami. Codziennie nawet kilka razy zabawa sznurkiem, balonami, piłką - a i tak inne psy są atrakcyjniejsze. No i ja jestem ta gorsza, której nie warto słuchać bo wiecznie coś chce. Od razu zaznaczę, że nie stać mnie na porady profesjonalnego behawiorysty ani na porządne szkolenie u profesjonalistów. Chciałabym najpierw posłuchać rad zanim się będę musiała zapożyczyć. Czy taki plan ma szansę cokolwiek zmienić? Czy kastracja może zmniejszyć zainteresowanie innymi psami? W co jeszcze się z nim bawić i jak? Szczerze to nienawidzę tego psa i chyba będzie mi bardzo trudno znów go szkolić ukrywając emocje. Nie chce mi się wracać do domu bo będzie natarczywy, wymiotować mi się chce na samą myśl o wyjściu na spacer bo ZAWSZE kończy się bólem barku bądź wściekłością, bo spuszczony znowu coś odwalił. Co robić?
×
×
  • Create New...