Jump to content
Dogomania

Berek

Members
  • Posts

    3222
  • Joined

  • Last visited

  • Days Won

    2

Everything posted by Berek

  1. No, to zdecydowanie problem otoczenia. Już teraz wiem, jakimi torami chodzą myśli tych wszystkich ludzi doczepionych do basowo szczekających, stających na tylnych nogach ON-ków szarpiących się ze swoimi, hehehe, "przewodnikami". :-) :-) Swoją drogą, państwo od Kasi średnio myślący - zabawa w zostawianie buldożki sam na sam z suką która już przydusiła niewielkiego psa to taka wesoła loteryjka: pokłócą się dziewczyny pod naszą nieobecność? Przeżyje buldożka tę kłótnię czy nie? Nie będzie człowieka który krzyknie w odpowiednim momencie "zostaw!' czy "puść!'...
  2. Coś przeszkadza hodowcy zarejestrowanemu w ZK przenieść się w ciągu 2 dni w inne miejsce tudzież z dnia na dzień pozbyć się tylu psów, ile dusza zapragnie, bo nie rozumiem? Przecież nie zgłasza się do ZK utraty / sprzedaży / oddania zwierząt. BTW jakże często się zdarza że hodowla jest zarejestrowana gdzieś-tam, ale szczenięta są całkiem gdzie indziej (choćby oddawanie suk pod hodowlę, przecież znany proceder).
  3. ...zwłaszcza że, umówmy się, na łóżku taaak fajnie wsiąka :-) I jest tak komfortowo sikać. Niektóre psy tak mają, wręcz specjalizują się w załatwianiu na łóżka.
  4. ... ale przynajmniej krócej znoszą tortury. Naprawdę znam psy miejskie które fiksują od kompletnie nienaturalnego życia na jakie je skazano. :-( Tydzień po tygodniu, miesiąc po miesiącu, rok po roku. Brr.
  5. ... to może, skoro tak im źle w życiu, ich śmierć to po prostu coup de grace?
  6. ... ale pod warunkiem że pies nie ląduje w tejże klatce (topowej firmy i w ogóle ) na 10 -11 godzin. Niestety znane są mi takie przypadki - ludzi którym się trochę pomyliło.
  7. Nie znasz takich ludzi lub po prostu nie wiesz, co się u nich dzieje. To często tak działa.
  8. ...a spora liczba hodowli ZKwP znajduje się w miastach, nie na wsi. Choćby straszliwe klatkowe hodowle miniatur i psów do towarzystwa. Ale niekoniecznie tylko ich: koleżanka wiele lat borykała się ze średnim sznaucerem z samego centrum Warszawy, z typowej pseudohodowli tyle, że pod szyldem ZK. Skoro ludzie z definicji kochający zwierzątka, zrzeszeni w największej polskiej organizacji, która jakoby ma tak wysokie standardy, prezentują niejednokrotnie taki poziom, jaki prezentują, to należałoby obarczyć tym naprawdę całe społeczeństwo, a nie jakąś - w dodatku bardzo słabo zdefiniowaną - grupę, wyodrębnianą na zasadzie "gdzie kto mieszka". Co jest zresztą o tyle nieprecyzyjne, że akurat przy naszym położeniu geograficznym nie jest powiedziane, kto mieszczanin od siódmego pokolenia, a kto chłop z dziada pradziada. Być może chodzi o to, że na wsi wiele rzeczy bardziej widać - mamy tu do czynienia z prymitywizmem i brakiem empatii takim wprost, ot, krótki łańcuch, brak budy, brak wody czy karmienia i zarąbanie siekierą. W mieście różne formy znęcania się bywają dużo bardziej wyrafinowane albo pozostają niewidoczne dla tzw. przeciętnego obserwatora.
  9. Cavecanem, a spektakularne przypadki wyrzucania psów z piątego..., ósmego piętra też zdarzały się na wsi? Jeśli tak, to budownictwo na terenach wiejskich drastycznie się zmieniło odkąd zdarzało mi się tam bywać. :smile: Dobra, żarty (przez łzy) na bok. Mamy społeczeństwo, jakie mamy, i owo społeczeństwo występuje na wsi i w mieście. :-)
  10. Ufff... Jako miastowy od dziecka peem tak: w mieście tyż różne ludzie żyją i naprawdę gadki o niezwykłym poziomie humanitaryzmu bo krakusy jeżdżą do Bohumina ze swoimi psami to... no, mocne naciąganie tematu. I na wsi, i w mieście działa coś takiego jak krzywa Gaussa, obejmująca całe społeczeństwo. Ci jeżdzący do Austrii i Czech na konsultacje to śladowy procent prawdziwych psich maniaków, na dodatek - ludzi których na coś takiego stać albo naprawdę tak zafiksowanych że biorą kredyt / pożyczkę i tak dalej. Prawdopodobnie statystycznie rzecz biorąc jednak mieszkając / pracując w mieście taki jeden z drugim łatwiej wydoli na taką eskapadę, niż ot, przeciętny rolnik z Koziej Wólki. BTW ilu mieszkańców dużego miasta mimo niezłych zarobków wybierze taką opcję, zamiast pobliskiej lecznicy "Bolipupka" ? A już labidzenie nad ilością sterylek, e tam. Ja rozumiem że to wyraz postępowości i bycia super światłym Europejczykiem, ale bez przesady, nie musi to świadczyć o tej oszałamiającej dbałości o zwierzątko oraz o szczególnym humanitaryzmie. Tak tak, zaraz przylecą "biedne szczeniątka topione w rzece" (hm, w moim wielkim mieście też spotykam takie historie, tylko robi się to na przykład w osiedlowym stawie) ale, powtarzam, akurat stosunek do kastracji / sterylizacji nie jest wyznacznikiem miłości do zwierzątek, tylko raczej przywiązania do pewnego ideolo. :-) .
  11. ... jako przykład ANTY-literatury o psach? w sumie ujdzie...
  12. ...ale dowodem na złych wiejskich ludków był fakt że na wsiach nie ma gabinetów weterynaryjnych dla małych zwierząt. A to bynajmniej nie chodzi o większy humanitaryzm ludzi z miasta, tylko prosty rachunek kosztów i opłacalności prowadzenia biznesu w danym miejscu.
  13. Chyba Koleżanka dawno nie miała do czynienia z NFZ-tem. DDD
  14. Znam pracowników wielkomiejskich korpo którzy opowiadają np. że pies może załatwiać się raz na dobę. I według tejże reguły trzymają swojego dobermana. :-( A pies ma tak wbite do glowy że nie wolno załatwić się w domu, że ... trzyma. Jęczy, ale trzyma. Na razie jest dość młody, zobaczymy co będzie dalej. A mój przykład nie był "skrajnie optymistyczny". Opowiadam, czego byłam świadkiem. Może to kwestia regionu? W tamtej wsi różne rzeczy się zdarzały, ale np. nie widywało się brudnej krowy. U nikogo. Na Mazowszu to częsty widok. Psów uwiązanych w polu nie bywało.
  15. ... a ja wspominam moją daleką krewną, wdowę, w maleńkiej wsi na Śląsku Cieszyńskim. Owczarkowata suka na łańcuchu - długim, w budzie ciągła wymiana słomy. Rano śniadanko, po południu obiadek dokładnie taki sam, jak wszyscy domownicy :smile:, najczęściej kura w rosole. I w ciągu dnia parę razy odpięcie z łańcucha - zawsze, gdy był pretekst żeby pies poszedł z kimś z rodziny, w pole, po krowy, z wizytą do sąsiada... Pewnej zimy suka zaniemogła, starsza kobiecina (153 cm wzrostu) taszczyła ją na rekach kilka kilometrów do weterynarza bo nie miała żadnego transportu, i tak codziennie, na zastrzyki z antybiotyku. Prosta, wiejska kobieta. To naprawdę zależy od człowieka i jego wrażliwości / empatii. Patrząc co potrafią z psami wyprawiać "młodzi wykształceni z wielkich miast" naprawdę trudno byłoby kategoryzować, kto, skąd jest "niedobry" dla zwierzątek a kto "dobry" z natury.
  16. Gezowa, z punktem nr 4 zdarzyło mi się zapoznać nieskończoną ilość razy u sznaucerowców. :-) - wszystkie średniaki są mega-uzdolnione i robiłyby sport na poziomie mistrzowskim ino ludziska czasu nie mają. I w ogóle. Tak więc "coś jest na rzeczy" DDD - albo, inaczej mówiąc, natura ludzka niezmienną jest.
  17. Wytłumaczcie przypadkowemu przechodniowi, dlaczego to zwierzątko nie może tam po prostu zostać...? Na takich warunkach, jak dotychczas?
  18. Dobra, proste ćwiczenie - przypomnijcie sobie własny czas nastoletni. To jest ten czas kiedy młodzi dżentelmeni zaczynają mocno interesować się strefą... buforową ... u pań, panienki zerkają na młodych dżentelmenów i chichoczą i tak dalej. W tym okresie niewiele potrzeba żeby się młody człowiek co nieco roznamiętnił. :-) Hormony buzują. Mopsik ma siedem miesięcy i poza tym, że jest nieco rozwydrzony, to właśnie wszedł w okres kiedy każdy przyzwoity młody piesek wiesza sobie nad posłaniem plakat z morelową pudliczką...
  19. Jest nagminne, u psów które dojrzewają (u suk takoż).
  20. Teraz w ogóle jest moda na (kosztowne zazwyczaj) operacje. Znam ludzi którzy u swoich ON-ków, mimo zdiagnozowanej ciężkiej dysplazji i straszenia jak to pies będzie cierpiał, przestanie chodzić itd. nie zdecydowali się na inwazyjny zabieg. Utrzymywanie psów w stanie szczupłym (no niestety, tak), rozsądnie przemyślany proces treningów, a co za tym idzie obudowywania psa mięśniami, kontrola rodzaju aktywności i było zupełnie O.K.
  21. Nie szalej z operacjami zwłaszcza jeśli pies ma nadwagę i chore serce. U nas sprawdziła się rehabilitacja wzmacniająca mięśnie - suka do końca bardzo dobrze radziła sobie z przypadłością (slipping patella). BTW w owych czasach radziło się sobie po partyzancku - np. suczka pływała w wannie wypełnionej wodą, podtrzymywana ręcznikiem. Swoją drogą, czy są WIARYGODNE dane o tym, jaka jest skuteczność takich zabiegów, ktoś wie? Tzn. u bardzo małych ras? Bo ja ciągle spotykam psy które przeszły całą tę procedurę, doszły do siebie, niby było dobrze, świetnie i wspaniale... po czym znów się "zadziało" i zwierzak kuleje.
  22. Bou, chodziło mi bardziej o ogólne rozmowy, niekoniecznie na temat jednego przypadku. Pies idzie tam, gdzie czuje się lepiej (nie: tam, gdzie my myślimy że mu JEST lepiej. Paradoksik taki).
  23. Lektury nie polecę, ale radzę przyjrzeć się - obiektywnie - swojemu zachowaniu podczas spotkań z psami. Czy Twój pies ma poczucie że udzielasz mu wsparcia, że w razie czego mu pomożesz, rozwiążesz konflikt, trudną sytuację? Nie chodzi o ciumcianie nad pieskiem, ale o stawianie go w sytuacjach które są dla niego - zupełnie subiektywnie - zbyt trudne. Dla każdego psa ta granica leży gdzie indziej. Byłby to chyba czas na znalezienie dobrego, myślacego trenera, niekoniecznie spod egidy "dobrotliwego bractwa" :smile: Skąd jesteś? Może kogoś Ci polecimy?
  24. Stosunkowo często widuję psy dosłownie zagłaskiwane w swoich domach - z ludźmi ciumciającymi nad nimi, wymyślającymi coraz to nowe wyrafinowane karmy, BARFy nie BARFy, zabaweczki interaktywne za pięć stów i takietam, które to psy dosłownie - przepraszam za wyrażenie - rzygają tym "dobroludzizmem". A potem taki niuniuś zakochuje się w sąsiedzie-dresie który go parę razy nadepnął na klatce schodowej. DD Ludzie nie rozumieją że to, co uważają za własne prywatne niebo stworzone psu niekoniecznie jest niebem dla tego zwierzęcia. Ono nie jest człowiekiem, ludzikiem z ludzkimi potrzebami, emocjami i pojęciami. Nieraz pies bezdomnego, który ze swoim panem przemierza przez cały dzień miasto, bywa głodny i zmarznięty ale ma stabilną więź z tym człowiekiem i poczucie zaangażowania we wspólne "wyprawy łowieckie" czuje się, obiektywnie rzecz biorąc, dużo lepiej niż sportowy piesek targany co tydzień na coraz to wymyślniejsze seminaria albo piesunio ze schroniska nad ktorym rodzina się trzęsie i którego nikt nie przycisnął w nowym domku więc eskaluje zachowania nerwicowe bo myśli, że tak musi. Ot i tyle.
×
×
  • Create New...